czwartek, 30 grudnia 2021

„Bez winy” - Charlotte Link

Wydawnictwo: Sonia Draga
Cykl: Kate Linville (tom 3)
Tytuł oryginału: Ohne Schuld
Data wydania: 2021-09-15
Liczba stron: 440
ISBN: 9788382301830

Ostatnia wydana oraz ostatnia z moich zapasów książka Charlotte Link przeczytana. Rok 2021 zakończyłam sensacyjnie! Cieszę się również, że kolejne pozycje jednej z moim ulubionych autorek kryminalnych nie tracą na jakości. Najnowsza powieść ani trochę nie odstaje od bestsellerów Link. Doskonała rozrywka dla miłośników gatunku.

„Bez winy” to trzecia część cyklu o Kate Linville – funkcjonariuszce se Scotlad Yardu, która za namową swojego kolegi po fachu postanowiła wrócić w rodzinne strony, by z nim współpracować. Zanim jednak rozpocznie nową pracę i przeprowadzi się do domu ojca, postanawia skorzystać z prezentu pożegnalnego, który otrzymała od kolegów. Spokojną podróż pociągiem do spa przerywa jednak ucieczka przed szaleńcem strzelającym do pewnej pasażerki. Znając Link, można się domyśleć, że to zaledwie początek całego łańcucha skomplikowanych zagadnień i nieprawdopodobnych powiązań…

Zemsta, i to bardzo okrutna zemsta, kieruje obłąkanym i sadystycznym mordercą, który bierze na celownik kolejne ofiary. Jest przebiegły i skrupulatnie realizuje swój dopracowany przez lata plan. Czy tym razem intuicja Kate pomoże go dopaść? Niestety, na wsparcie Caleba nie może liczyć, gdyż ten ze względu na swój alkoholizm został zawieszony. Czy grupa dochodzeniowa w okrojonym składzie, z nowym dowódcą, którego przerosło zadanie, będzie potrafiła skuteczne współpracować?

Od mojego ostatniego kryminału Charlotte Link minęło trochę czasu, gdyż ostatnio czytałam trzytomową sagę tej autorki oraz książkę autobiograficzną dotyczącą walki z chorobą jej siostry. Z tego względu trochę „zapomniałam” już jak doskonałe thrillery pisze ta autorka. Książka niesamowicie trzyma w napięciu, a pościg za mordercą i wyścig z czasem są niemal namacalne. Świadczy o tym chociażby fakt, że przeczytałam ją w zaledwie dwa dni. Nie sposób było odłożyć tę książkę na później. Zagmatwana intryga, której źródła trzeba szukać w dalekiej przeszłości. Ciekawe i zróżnicowane charaktery bohaterów. Niespodziewane zwroty akcji i lekki styl autorki. Ta mieszanka sprawia, że czytelnik ma w swoich rękach rewelacyjny thriller sensacyjny, a na policzkach wypieki. Polecam i czekam na kolejną książkę pisarki!

wtorek, 28 grudnia 2021

„O dziewczynce, która chciała ocalić książki” – Lisa Aisato, Klaus Hagerup

Wydawnictwo: Czarna Owca
Tytuł oryginału: Jenta som ville redde bøkene (The Girl Who Wanted To Save The Books)
Data wydania: 2019-02-27
Liczba stron: 56
ISBN: 9788380159877

Książkę otrzymałam w pakiecie z albumem pt. „Życie” autorstwa Lisy Aisato. Tym razem w moje ręce trafił kolejny duet, jednak nie z Mają Lunde, a z Klausem Hagerupem – znanym norweskim pisarzem. Chociaż z głównym wątkiem książki nieraz już się spotkałam, to historia o dziewczynce, która chciała ocalić książki urzeka.

Mała Anna, która boi się wielu rzeczy, a tuż przed swoimi dziesiątymi urodzinami najbardziej starości, pasjami czyta książki i uwielbia odwiedzać bibliotekę. W swojej oryginalności jest wprost urocza. Gdy ratując książki wypożycza „Zaczarowany las” i okazuje się, że książka nie ma zakończenia, postanawia zrobić wszystko co w jej mocy, by dowiedzieć się jaki był finał opowieści…

Historia opowiedziana przez Klausa Hagerupa idealnie nadaje się na wieczorne czytanie przed snem młodszym dzieciom lub samodzielne (albo w towarzystwie dorosłych) przez te starsze. Jak to w przypadku tego typu literatury jest – to oczywiście opowieść z morałem. Natomiast chciałabym się w tej opinii odnieść przede wszystkim do pracy jaką wykonała Lisa Aisato – szczególnie w kontekście poprzedniej książki, o jakiej wspominałam. Rysowniczka idealnie obrazuje historie opowiedziane przez innych pisarzy. Jej rysunki stają się integralną – a może nawet centralną – częścią całej książki. Bez nich właściwie nie istnieje opowieść. Przyciągają wzrok, chwytają za serce i sprawiają, że cała historia zostaje czytelnikowi jeszcze długo przed oczami po tym jak zamknie on książkę.

Myślę, że Lisa Aisato powinna całkowicie oddać się pracy ilustratorki książek i zrezygnować z indywidualnych projektów książkowych. W tym pierwszym zajęciu jest idealna i jej obrazy robią ogromne wrażenie. Żałuję jedynie, że książka „O dziewczynce, która chciała ocalić książki” nie została wydana w takim formacie jak duety Aisato z Lunde – byłaby to przepiękna seria, którą polecam zarówno małym jak i dorosłym czytelnikom.

„Życie” - Życie Lisa Aisato

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Tytuł oryginału: Livet - Illustrert
Data wydania: 2021-05-19
Liczba stron: 192
ISBN: 9788308073292

Lisę Aisato znałam do tej pory z pracy w duecie z Mają Lunde. Ilustracje do „Śnieżnej siostry” oraz „Strażniczki Słońca” idealnie współgrały z treścią opowieści. Robiły ogromne wrażenie również na dorosłych, chociaż raczej jest to mimo wszystko literatura dziecięca. Dlatego też z wielką chęcią sięgnęłam po książkę „Życie” autorstwa tylko Lisy Aisato. Książka wyglądem – czyli przede wszystkim formatem – wpisuje się w serię, jednak treściowo różni się od poprzednich.

„Życie” to właściwie album z przepięknymi rysunkami, które uzupełnione są dość krótkimi podpisami, przetłumaczonymi przez Wojciecha Manna. Jest to więc raczej książka do oglądania, a nie do czytania. Jak wskazuje tytuł, ilustracje przedstawiają różne etapy życia. Niektóre z nich mogą być uznane za dość mocno prowokacyjne, z drugiej jednak mogą zachęcić do rozmowy z dziećmi (np. o tolerancji), gdyż to raczej pozycja przeznaczona dla młodszych czytelników.

Porównując tę książkę z dwoma poprzednimi, w moich oczach „Życie” niestety trochę traci – głównie przez brak bardziej rozbudowanego tekstu. Natomiast rysunki (jeśli nie wszystkie to większość) idealnie nadałyby się na plakaty zdobiące różne wnętrza. Są tak bardzo zróżnicowane, że każdy znalazłby w tym zbiorze rysunek idealny dla siebie.

Polecam przede wszystkim miłośnikom sztuki (malarstwa, grafiki, plakatu), gdyż Lisa Aisato ma bardzo ciekawą i oryginalną kreskę, a jej prace wywołują całą gamę uczuć. Dodam, że okładka zawierająca mix prac ze środka książki, trochę zamszowo-matowa z mieniącymi się elementami, zrobiła na mnie największe wrażenie. Jest niesamowita – jak z innego świata, jak z bajki!

poniedziałek, 27 grudnia 2021

„Zabawa w chowanego” - Guillaume Musso

Wydawnictwo: Albatros
Tytuł oryginału: La vie est un roman
Data wydania: 2021-08-11
Liczba stron: 256
ISBN: 9788382155723

Musso, poza niewielkimi wyjątkami, a dokładnie poza jedną debiutancką powieścią, oczarowywał mnie zawsze coraz bardziej przy czytaniu kolejnych jego książek. Tym razem jednak ponownie poczułam niewielkie rozczarowanie. Odnoszę wrażenie, że autor napisał tę powieść trochę na siłę i podobnie jak jego bohaterowie walczył z kryzysem twórczym. Niby miał jakiś pomysł na fabułę, ale gdy doszło do realizacji jego wizji, poziom skomplikowania fabuły go przerósł.

Bohaterami „Zabawy w chowanego” są pisarze. Książka więc mocno traktuje o literaturze, w której fikcja przenika rzeczywistość. Zaciera się granica między światem realnym, a tym stworzonym na kartach książki. I o ile w pewnych momentach wizje Musso są, mimo niewątpliwie nadprzyrodzonego charakteru, raczej zrozumiałe, pojawiają się takie, które zdecydowanie są „przekombinowane”. Tak jakby autor chciał zaserwować swoim czytelnikom „zbyt dużo”.

Mimo tych potknięć ogólna fabuła ciekawi i trzyma w napięciu. Świadczy o tym fakt, iż książkę przeczytałam w ciągu jednego dnia. Po prostu chciałam dowiedzieć się „o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi”. Wątek tajemniczej angielskiej pisarki Flory, która stroni od ludzi i przeżywa dramatyczne zdarzenie był wprawdzie dość przewidywalny w podstawowej płaszczyźnie, jednak wszystko w tej książce ma swoje drugie dno. Podobnie twórczość paryskiego pisarza Romaina Ozorskiego pełna była – jak się okazało pod koniec książki – zaskakujących zwrotów.

Książka specyficzna, nie do końca w typowym stylu Guillaume Musso, gdyż brak w niej tej surrealistycznej i urzekającej magii, z pogranicza fantazji, baśni i snu, które dodawały powieści wyjątkowego blasku. Mimo to intryguje i trzyma w napięciu (mimo kilku słabszych momentów). Przed finałem raczej nie poleciłabym jej. Natomiast zakończenie książki mocno winduje jej noty. Fani Musso pewnie mu „wybaczą”, ale czy przekona tą powieścią nowych czytelników?

czwartek, 23 grudnia 2021

„Pewnego razu w Hollywood” - Quentin Tarantino

Wydawnictwo: Marginesy
Tytuł oryginału: Once Upon a Time in Hollywood
Data wydania: 2021-09-29  
Liczba stron: 432
ISBN: 9788366863569

Jeśli Quentin, po nakręceniu swojego dziesiątego filmu, rzeczywiście pójdzie na reżyserską emeryturę i nad kręcenie filmów przedłoży pisanie książek to jestem za! A nawet nie mogę się tego doczekać. Pierwsze spotkanie z Quentinem-pisarzem było bardzo ożywcze i ekscytujące. Chociaż oczywiście oglądałam ponad rok temu w kinie „Pewnego razu w Hollywood”, to powieść była pełna zaskakujących wątków i „nowości”. Jest świetnym uzupełnieniem filmu, gdyż traktuje szerzej kilka tematów. Konstrukcyjnie różni się mocno od kinowego pierwowzoru, co było pozytywnym zaskoczeniem.

„Pewnego razu w Hollywood” to tarantinowski hołd złożony kinu, filmowi i Hollywood – czyli temu wszystkiemu, co od samego początku było wielką pasją i fascynacją Quentina Tarantino, czemu poświęcał każde swoje nawet najmniejsze działanie i co zaprowadziło go do miejsca, w którym jest obecnie. Bohaterami – zarówno pierwszo- jak i drugoplanowymi są przede wszystkim ludzie kina – m.in. aktorzy, kaskaderzy, menadżerowie i agenci, reżyserzy. Co warto podkreślić, książka (oraz film) oparta jest na realnych zdarzeniach i przedstawia realne gwiazdy filmowe, chociaż – jak już Tarantino zdążył nas przyzwyczaić – fakty przenika odjechany świat fantazji quentinowskich. W myśl zasady „co by było gdyby jednak…” i wtedy mamy właśnie do czynienia z tym, co uwielbiam w twórczości Tarantino – jedną wielką niespodziankę, która wywołuje na twarzy coraz większe zdziwienie i uśmiech.

By przybliżyć potencjalnemu czytelnikowi czym jest powieść „Pewnego razu w Hollywood” wspomnę, że autor skupił się w niej na czterech głównych wątkach. Z czego dwa pierwsze potraktował bardziej obszernie. Jeden z nich opisuje osobę kaskadera Cliffa Bootha, o którym w filmie widz dowiaduje się dość pobieżnie. Czytelnik natomiast ma okazję dość dobrze poznać przeszłość i upodobania tego bohatera. Dodam nawet, że wątek ten spokojnie mógłby mieć swoją kontynuację lub być jeszcze bardziej rozbudowanym. Kolejną, dokładniej opisaną postacią jest grany przez DiCaprio Rick Dalton. Tu Tarantino skupił się przede wszystkim na nowej strategii budowania po latach od nowa jego kariery. Ricka podglądniemy zatem głównie na planie westernu, w którym gra gościnnie czarny charakter oraz ze szklanką whisky, gdy po pracy rozpamiętuje swoje filmowe wybory.

Ponadto, książka traktuje o Charles’ie Mansonie i o tym jak był w stanie omamić nastoletnich hipisów, wciskając im swoją ideologię, dzięki czemu postawił się na czele sekt przyjmując rolę góru. Ostatni wątek dotyczy małżeństwa Romana Polańskiego i Sharon Tate i muszę przyznać, że jest on najmniej interesujący. Zaskakujący jest natomiast fakt, że autor całkowicie pominął swój odjechany finał filmu. Tak więc wizja książki mocno różni się od wizji filmowej – mimo iż tytuł i twórca jest ten sam.

Obiektywnie rzecz biorąc, jest to bardzo dobra powieść – wyważona, trzymająca w napięciu i zaskakująca. Czytanie jej (mimo wcześniejszego obejrzenia filmu) było bardzo dobrą rozrywką. Dla fanów Quentina Tarantino oczywiście pozycja obowiązkowa. Miłośnicy złotej ery Hollywood i ogólnie kina również będą mieli frajdę. Z wielką ochotą przeczytam kolejną powieść Tarantino i mam nadzieję, że „Pewnego razu w Hollywood” nie było tylko jednorazowym „wybrykiem” jednego z większych oryginałów filmowego świata.

niedziela, 12 grudnia 2021

„Opowieść wigilijna” - Charles Dickens

Wydawnictwo: Firma Księgarska Olesiejuk
Tytuł oryginału: A Christmas Carol
Data wydania: 19.11.2019    
Liczba stron: 142
ISBN: 9788327494528

Klasyka literatury pięknej, idealna na ten grudniowy czas przed wigilią. Lubię w okresie przed- i poświątecznym sięgać po różne świąteczne pozycje. Może to być powieść romantyczna albo ksiĄżka popularno-naukowa o zwyczajach świątecznych. Nie ma to większego znaczenia. Natomiast aktualność tematu przemawia do mnie i często pozwala lepiej wczuć się w klimat. Teraz zdecydowałam się na zakupioną rok temu „Opowieść wigilijną” Charlesa Dickensa, który jest jednym z moich ulubionych pisarzy.

„Opowieść…” o skąpym i zgorzkniałym Ebenezerze Scroog’u, który w okresie Bożego Narodzenia otrzymuje szansę na zmianę swojego postępowania i co się z tym łączy swojej przyszłości, znana jest raczej każdemu bez względu na wiek. Ale kto tak naprawdę przeczytał oryginał? Uważam, że jest to historia zarówno dla młodszych jak i dorosłych czytelników. Idealnie nadaje się również na wspólne rodzinne czytanie na głos.

Urocza, pouczająca i klimatyczna opowieść z przesłaniem. Moje wydanie uzupełnione jest urokliwymi ilustracjami wykonanymi przez Anę Garcia’ę. Bajkowa, lśniąca i lekko „dmuchana okładka” sprawia, że byłby to idealny prezent gwiazdkowy dla każdego miłośnika książek. Myślę, że nikogo nie trzeba namawiać do sięgnięcia po ten klasyk Dickensa.

czwartek, 9 grudnia 2021

„Mówili, że jest piękna” - Michel Bussi

Wydawnictwo: Świat Książki
Tytuł oryginału: On la trouvait plutôt jolie
Data wydania: 20.06.2018
Liczba stron: 480
ISBN: 9788380311060

Jest to pierwsza książka Michela Bussi, którą miałam przyjemność przeczytać. Nazwisko intrygowało mnie od jakiegoś czasu, ale przez ilość zapasów na półce, ciągle odsuwałam na później sięgnięcie po jego powieść. Okazja się przytrafiła, gdyż dostałam prezent – kolejny udany. Mimo bardzo zróżnicowanych, a także skrajnie negatywnych opinii, czytałam z wielką przyjemnością, biorąc poprawkę na różne gusta i guściki.

„Mówili, że jest piękna” to thriller sensacyjny poruszający bardzo aktualne problemy społeczno-polityczne. Bussi opisuje współczesny handel ludźmi oraz emigrantów, którzy próbują dostać się nielegalnie z Afryki do Europy. Zadziwiające, jakimi regułami kieruje się ten biznes i na jak wielką skalę. Na przykładzie głównej bohaterki Leyli autor pokazuje jednak, że istnieją także legalne sposoby, by zmienić swoją przyszłość przenosząc się do cywilizowanego kraju. Nikt jednak nie twierdzi, że to łatwa i lekka droga…

Leyla, matka trójki dzieci, przybyła do Francji już wiele lat temu. Jest legalną emigrantką, posiadającą stałą pracę, płacącą podatki, dobrą matką, która ma kontakt z córką i synami. Robi wszystko, by polepszyć los swojej rodziny. Właściwie każda chwila i czynność jaką wykonuje podporządkowana jest ich dobru. Nic dziwnego, że gdy Bamby odkrywa tajemniczy zeszyt matki opisujący jej tragiczną przeszłość, postanawia zemścić się na jej oprawcach…

Fabuła książki skonstruowana bardzo oryginalnie i zaskakująco. Historia cały czas trzyma w napięciu. Akcja przyspiesza z rozdziału na rozdział. Nietypowe jest to, że od samego początku znany jest morderca. Niesamowicie jednak ciekawi zarówno to co nim powodowało, jak i czy uda mu się osiągnąć cel. Bo, jak można się domyślać, mimo okrucieństwa zbrodni jakie popełnia, budzi sympatię i czytelnik mu kibicuje.

Było to pierwsze i bardzo obiecujące spotkanie z Michelem Bussi, zachęcające do poznania kolejnych powieści jego autorstwa. Mimo pewnych nieścisłości, które pojawiły się w thrillerze, jest to bardzo dobra książka pełna zaskoczeń i zwrotów akcji. Temat emigrantów przedstawiony niezwykle dogłębnie i obszernie, i to z różnych perspektyw, co jest niewątpliwie atutem. Liczne i zróżnicowane wątki uzupełniają się, tworząc wielowymiarową opowieść, którą czyta się jednym tchem. Trochę rozczarowało mnie samo zakończenie. Mimo to oceniam całość bardzo pozytywnie.

poniedziałek, 6 grudnia 2021

„Perła” - Carolina de Robertis

Wydawnictwo: Albatros
Tytuł oryginału: Perla
Data wydania: 18 lipca 2018
ISBN: 9788381253369
Liczba stron: 336

Książka prezent, której po bardzo lakonicznym opisie okładkowym raczej sama bym nie wybrała. Chociaż nazwisko autorki kojarzyłam, szczególnie ze względu na jej aktywność w różnych akcjach społecznych związanych głównie z prawami kobiet. Mając jednak w pamięci kilka książkowych prezentów, które okazały się bardzo pozytywnym zaskoczeniem, ucieszyłam się na tę lekturę. Nie rozczarowała mnie przez ani jedną linijkę.

Tytułowa Perła to studentka psychologii, która znajduje się w dość trudnym momencie swojego życia. Na co z pewnością miało wpływ wychowanie oraz to, czym zawodowo zajmuje się jej ojciec. Wysokiej rangi oficer marynarki w Argentynie w czasie dyktatury. Gdy dziewczyna zaczęła dorastać i rozumieć co się wokół niej dzieje, za wszelką cenę usiłowała ukryć to z jakiej rodziny pochodzi. Właściwie całkiem odkryła się tylko przed jedną osobą, która stała się jej bardzo bliska, ale czy zaufała jej do końca?

Pewnego dnia, który niby nie różni się niczym szczególnym od pozostałych, zdarza się coś co trudno zrozumieć, a nawet opowiedzieć. W salonie na podłodze znajduje nagiego mężczyznę ociekającego wodą. Na pierwszy rzut oka trudno w ogóle rozpoznać, czy ma do czynienia z człowiekiem. Kim jest, czemu i jak znalazł się w jej salonie i czego od niej chce? Powoli oboje odkryją prawdę i co ich ze sobą połączyło…

„Perła” to wyjątkowa powieść określana mianem realizmu magicznego. Napisana niezwykle poetycko i ujmująco, porusza jednak bardzo trudne i ważne, jednak raczej mało znane, tematy. Myślę, że główną przyczyną jest odległość miejsca, w którym się zdarzyły. Jednak – przynajmniej każdemu polskiemu czytelnikowi – bliższe, bardziej znane i zrozumiałe są dramaty związane chociażby z holocaustem czy rzezią wołyńską. Okazuje się jednak, że na drugim końcu świata również działy się bardzo bolesne, tragiczne i z pewnością bardzo wstydliwe dla Argentyńczyków wydarzenia. Carolinie de Robertis należy się wielkie uznanie, że w swojej powieści opisała problem tzw. „desaparecidos” czyli „znikniętych”, którzy byli ofiarami prześladowań politycznych w czasie rządów wojskowych w Chile i Argentynie. Niewygodne jednostki każdego dnia po prostu znikały, a ich los pozostawał nieznany. Rodziny „znikniętych” zrzeszały się w wiele organizacji, które próbowały zrobić cokolwiek, by dowiedzieć się prawdy.

„Perła” to przykład bardzo subtelnej literatury zaangażowanej społecznie. Fabuła skonstruowana w bardzo przemyślany sposób ukazuje tragizm osób dotkniętych reżimem, lecz nie robi tego w sposób brutalny i nachalny. Mimo, iż czytelnik bardzo dobrze wczuwa się w położenie bohaterów, to ani przez chwilę nie traci poczucia, że ma do czynienia z literaturą piękną. Przejmująca, wstrząsająca, wzruszająca, nieprawdopodobna, jednak tak bardzo prawdziwa powieść o poszukiwaniu własnej tożsamości i znalezieniu swojego miejsca w świecie. Poruszająca i zostająca w pamięci na długo. Polecam!

sobota, 4 grudnia 2021

„Kronika życia Michała Bułgakowa” - Krzysztof Tur

Wydawnictwo: Fundacja Sąsiedzi
Data wydania:  19 marca 2018
ISBN: 9788364505508
Liczba stron: 656

Książka, która zaskoczy i ucieszy z pewnością każdego miłośnika twórczości Michała Bułgakowa (skąd ta pisownia dowiecie się właśnie z niej…). Wprawdzie, sięgając po tę kronikę, spodziewałam się trochę innej książki i niestety lektura dość mocno mnie wycieńczyła, to uważam, że mimo wszystko jest to pozycja godna polecenia. Szczególnie jeśli już wiadomo, czego można się po niej spodziewać.

Krzysztof Tur napisał ją na podstawie swoich bardzo wyczerpujących i dogłębnych badań życia i twórczości Bułgakowa. Treść poparta jest licznymi źródłami. Autor przytacza konkretne dokumenty. Analizuje, wyciąga wnioski – również te nowatorskie. Jednym zdaniem: naprawdę wartościowe ujęcie tematu. Tematu, który opisuje bardzo szczegółowo i z dbałością o najmniejszy szczegół. I chyba właśnie ten sposób opisywania kolejnych zdarzeń mnie pokonał.

Tur stworzył bowiem biografię słynnego pisarza połączoną z książką historyczną na temat czasów, w których tenże żył. Odnoszę wrażenie, że nawet bardziej skupił się na tym drugim. Stety? Niestety? Zależy kto i jak na to spojrzy. Właściwie wszystko byłoby w porządku, gdyby autor w jakiś sposób wyróżnił tekst, który stricte dotyczy Michała Bułgkaowa. Wtedy można by było zdecydować czy chce się czytać każdy fragment opisujący „ciekawe czasy w jakich przyszło mu żyć”, czy skupić się właśnie na Michale Bułgakowie. Nie ukrywam, że obecnie wybrałabym właśnie ten drugi wariant. I w końcu, czasem omijałam te bardziej nużące opisy sytuacji politycznej i przepychanek, które działy się w tle.

Co się jednak tyczy konkretnie życia i twórczości Bułgakowa – to mamy tu do czynienia z naprawdę bardzo dobrą biografią. Podzieloną na kolejne daty, jak to w kronice bywa. Uzupełnioną licznymi cytatami oraz fotografiami. W połączeniu z „Dziennikiem Mistrza i Małgorzaty” autorstwa Michaiła i Jeleny Bułhakowów, który przeczytałam swego czasu, otrzymałam idealne kompendium na temat mojego ulubionego autora.

I chociaż tym razem wolałam się skupić tylko na osobie Bułgakowa, to niewykluczone, że kiedyś sięgnę jeszcze raz po Kronikę Tura i przeczytam ją dokładnie od deski do deski. Przez fakt, iż bardzo lubię literaturę rosyjską (nie tylko twórczość Bułgakowa) w pewnym sensie fascynuje mnie również ten kraj Dostojewskiego, Tołstoja, Czechowa… Chociaż na chwilę obecną ujęcie realiów i historii Rosji przez Krzysztofa Tura było dla mnie zbyt naukowe.

sobota, 20 listopada 2021

„Chiński wirus” – Krzysztof Koziołek

Wydawnictwo: Manufaktura Tekstów, powieść online
Data wydania:  2020
ISBN: 9788395631504
Liczba stron: 359

Pandemia covidowa była inspiracją do powstania wielu utworów literackich. Autorzy zareagowali bardzo szybko na aktualną sytuację i postanowili stworzyć projekty na czasie. Niektórzy jednak zaczęli wcześniej, przepowiadając niejako przyszłość. Do takich autorów należy Krzysztof Koziołek, który swoich czytelników przyzwyczaił już do śmiałych wizji, które po latach odnajdywały odzwierciedlenie w rzeczywistych zdarzeniach, chociaż – jak często podkreśla na końcu swoich powieści – „wydarzenia opisane są fikcyjne, ale mogą się kiedyś zdarzyć”.

„Chiński wirus” był początkowo publikowaną w odcinkach powieścią online – jakie autor ma już na swoim koncie. I tak też kilka miesięcy temu czytałam tę powieść, o której opinia znajduje się poniżej. Po jakimś czasie udało się jednak znaleźć wydawcę i powstała prawdziwa „papierowa” książka – uzupełniona o kilka opowiadań, które częściowo zostały opublikowane już wcześniej. Są pośród nich również „nowości”. Skupię się teraz na tej drugiej części książki.

„Bonus” do „Chińskiego wirusa” to 8 opowiadań. Część z nich wydana przez lubuskie miasteczka powiatowe i pewnie „zamówiona” przez nie jako oryginalna reklama regionu, zachęcająca do jego odwiedzin. Przyznam, że pod tym względem spełniają swoją funkcję. Zaciekawiają – szczególnie zaskakującą historią, która odżywa na nowo na kartach opowieści. Nie są jednak tak porywające fabularnie jak te bardziej współczesne opowiadania, których bohaterami są postacie dobrze znane czytelnikom Koziołka. Mam tu na myśli przenikliwego dziennikarza Andrzeja Sokoła oraz jego znajomych policjantów z Zielonej Góry, czyli Kleemanna i Grodzkiego, którzy niejednokrotnie wspólnymi siłami rozwiązywali zagadki kryminalne. W kilku słowach przybliżę czego można się spodziewać po poszczególnych historiach.

„Tam, gdzie czai się wiatr” – opowiadanie opublikowane w 2016 r. przez Gminne Centrum Kultury i Bibliotekę w Przemęcie oraz Gminę Przemęt. Bohaterem opowiadania jest Grodzki, który podczas urlopu nad jeziorem znajduje topielicę. Jego prawdziwa natura nie pozwala mu na odpoczynek. Wspierając nową koleżankę po fachu, jakby przy okazji rozwiązuje zagadkę morderstwa, odkrywając również kolejne tajemnicze fakty z historii miasteczka.

„Recepta” – opowiadanie opublikowane w antologii kryminału „Zatrute pióra” w 2012 r. nakładem Wydawnictwa Replika. Bieżące zmiany w NFZ powodują zamach na dwóch polityków od spraw szeroko pojętego zdrowia, którzy wzięli udział w konferencji prasowej. Prawda okazuje się być zupełnie inna, niż na pierwszy rzut oka. Andrzej Sokół wesprze jednak kolegów z policji i uda się odkryć drugie dno afery…

„Agencja” – opowiadanie wcześniej niepublikowane, chociaż fabularnie można by je połączyć z pewnymi powieściami Koziołka. Nieszablonowa działalność naszego ulubionego dziennikarza zwraca uwagę ABW. Proponują mu więc przejście do ich agencji. Sokół, kierując się intuicją, odkryje zamach terrorystyczny planowany przez czterech studentów z Gdańska. Takiego Sokoła lubię najbardziej.

„Godzina” – opowiadanie opublikowane w internecie w 2011 r. Zupełnie inne niż większość utworów Koziołka, chociażby z tego względu, że bohaterami są zupełnie inne postaci. Konduktor, w nocy kiedy zmieniany jest czas, postanawia wykorzystać dodatkową godzinę i zemścić się na bandzie grasującej od dawna w jego składzie. Zadziwiające jaki miał pomysł...

„Zamach na błoniach” – opowiadanie opublikowane w „Pegazie Lubuskim” nr 2 (45) 2011. Kleemann, przy okazji sprzątania swojego „biurka”, wspomina pewną akcję sprzed lat. Nie miał prawa trzymać pewnych dokumentów, gdyż oficjalnie nie można było się przyznać przed opinią publiczną do faktów, które miały miejsce podczas wizyty Ojca Świętego w Gorzowie w 1997 r.

„Miasto królewskie Wschowa” – opowiadanie opublikowane w 2013 r. przez Urząd Miasta i Gminy Wschowa. Utwór przedstawiający wizytę tureckiego oficera we Wschowie. Wiele faktów historycznych, chociaż całość raczej nużąca dla przeciętnego czytelnika, który nie specjalizuje się w historii.

„Sława, miejsce magiczne” – opowiadanie opublikowane w 2013 r. przez Urząd Miejski w Sławie. Sokół podczas pobytu w Sławie widzi zdarzenia z przeszłości, które miały tam miejsce wiele lat temu. Magia? W sumie dobrze, że to opowiadanie było tak krótkie.

„Historia ratusza solą pisana” – opowiadanie opublikowane w 2018 r, przez Powiat Nowosolski. Opowiada o remoncie ratusza w 1934 r. podczas którego dokonano pewnego odkrycia. Chciwość jednak sprawiła, że niewielu dowiedziało się o tajemniczej skrzynce. Podobny motyw wykorzystano już w innej powieści.

Wielką zaletą utworów Krzysztofa Koziołka jest bardzo wnikliwe przygotowanie merytoryczne przed stworzeniem fabuły. Autor, wertując liczne dokumenty i źródła historyczne, uwspółcześnia nudne fakty, sprawiając, że czytelnik w napięciu i z wypiekami na twarzy poznaje historię swojego regionu. Tę mniej znaną powszechnie, co nie znaczy, że nudną – przeciwnie – często zaskakująco oryginalną. Opowiadania sensacyjne dotyczące współczesnych wydarzeń, to zalążki na świetne powieści kryminalno-sensacyjne! Żałuję, że autor w tym przypadku nie pokusił się o dłuższą fabułę. Znając jednak jego kreatywność i wyobraźnię, możemy być pewni kolejnej – porządnej – bomby. Tym bardziej, że pracuje nad kilkoma utworami.
 

Opinia z 06.04.2020 na temat „Chińskiego wirusa” (powieść online):

Obecna sytuacja wywołana epidemią koronawirusa, spowodowała wiele ograniczeń w sferze społeczno-ekonomiczno-politycznej. Jedni odczuwają je bardziej niż inni, jednak dotyczą praktycznie każdego i wszystkim zaczynają ciążyć... M.in. na dalszy plan zeszło życie artystyczne, co dość mocno dotknęło przede wszystkim twórców, w mniejszym stopniu odbiorców – ale ich również. Są jednak artyści – jak np. Krzysztof Koziołek, którzy mimo wszystko starają się kontynuować swoją działalność literacką. I właśnie dlatego powstała odcinkowa powieść online, publikowana przez 2 tygodnie (każdego dnia) na profilu fb autora pt.: ”Chiński wirus”.

Z wielkim zaciekawieniem przeczytałam pierwszy odcinek tej mini-powieści (zdecydowanie miałam ochotę na więcej!). Tym bardziej, że jej publikacja zbiegła się w czasie z pojawieniem się coraz większej ilości pytań dotyczących tej nowej, absurdalnej rzeczywistości. Nagle, powieść ta stała się w pewnym sensie kotwicą – można się było czegoś zaczepić… Chociaż oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest to naukowy dokument, a autor powtarza, że „wszystkie wydarzenia opisane w tej powieści są co prawda fikcyjne, ale w każdej chwili mogą się wydarzyć.”.

Mimo to „Chiński wirus” jest bardzo realistyczną opowieścią. Nie zdziwiłabym się, gdyby większość hipotez autora okazała się prawdą. Poza tym – jak to u Krzysztofa Koziołka – jest bardzo dynamiczna akcja pełna intrygujących zwrotów, postacie o oryginalnych portretach psychologicznych oraz przede wszystkim niepowtarzalna fabuła zainspirowana aktualną rzeczywistością, w której dostrzec można w końcu jakiś głos rozsądku – dziś szczególnie potrzebny. Oby się przebił.

Szczerze polecam zapoznanie się z powieścią odcinkową pt.: „CHIŃSKI WIRUS”, którą znaleźć można na: https://www.facebook.com/krzysztof.koziolek.licencja.na.zaczytanie/ i zachęcam czytelników do podzielenia się z autorem swoją opinią w ten czy inny sposób oraz, by w jakiś sposób docenić jego wkład w tworzenie literatury. Dla fanów Krzysztofa Koziołka i tych czytelników, którym przypadnie do gustu powieść, wspomnę, że jest szansa na kontynuację „Chińskiego wirusa” w tradycyjnej formie papierowej, jeśli wszystko w miarę szybko wróci do normalności. Czego wszystkim życzę!

wtorek, 16 listopada 2021

„Diabeł stróż” – Marek Krajewski

Wydawnictwo: Znak
Cykl: Eberhard Mock (tom 11)
Data wydania:  2021-10-18
ISBN: 9788324063277
Liczba stron:  440

Po dłuższej przerwie, z wielką chęcią sięgnęłam po kolejny kryminał retro z cyklu o Eberhardzie Mocku. To już 11. część serii i ostatnia książka Marka Krajewskiego. Chronologicznie opowiada o późniejszych – choć nie najpóźniejszych – latach wrocławskiego detektywa. I tu wspomnę, że tym razem autor na końcu książki wymienił wszystkie części cyklu chronologicznie – wg opowiadanej historii, a nie dat wydania. Może to być ciekawy sposób na ponowne czytanie historii Ebiego. Gdyby ktoś chciał jeszcze raz przeczytać te powieści. Ale póki co, mamy rok 1942/43 i Mock wkrótce przejdzie do wymarzonej Abwehry, ale zanim to się stanie…

Trzeba rozwiązać zagadkę brutalnej śmierci trudnego do zidentyfikowania mężczyzny, którego konkubina wkrótce powieli jego los. A jedynym świadkiem tragicznych zdarzeń może być ich autystyczny synek, który nie mówi. Mock jednak, już w pierwszej chwili, poczuł do małego Rolfa ogromną sympatię. Z tego względu potrafi porozumiewać się z chłopcem, ale czy będzie umiał wyciągnąć z niego zeznania?

„Diabeł stróż” to typowa powieść Marka Krajewskiego – pełna skomplikowanych powiązań, licznych wątków i zwrotów akcji. Ta wielopłaszczyznowość trzyma w napięciu i sprawia, że czytelnik nigdy się nie nudzi, a kolejne rozdziały przynoszą zaskakujące niespodzianki. W tej czczęści podobały mi się szczególnie dwa elementy. Pierwszy, to wspominanie wątków z poprzednich części cyklu i odnośniki do konkretnych tytułów. Drugi, to pokazanie innej – bardziej wrażliwej twarzy Eberharda, który niczym kocur zawsze spada na cztery łapy, co też jest bardzo miłe – szczególnie dla fanów bohatera.

Markowy (nie tylko od imienia autora) kryminał noir Krajewskiego. Jest kwintesencją stylu pisarza, chociaż nie jest tak mrocznie i odrażająco, jak czasem bywało. Mimo – co autor sam zauważa w posłowiu – powielanych, np. w filmie czy literaturze motywów, zaskakuje i zapewnia dobrą rozrywkę. Dla miłośników Marka Krajewskiego i kryminałów retro pozycja obowiązkowa.

sobota, 13 listopada 2021

„Eksplozje” - Janusz Leon Wiśniewski i inni...

Wydawnictwo: Wielka Litera
Data wydania: luty 2017
ISBN: 9788380321403
Liczba stron: 352

Wiśniewski miał bardzo oryginalny i interesujący pomysł na tę książkę. Trafił w mój gust jak w dziesiątkę. Autor napisał 8 opowiadań – w sumie jak zawsze u niego – o kobietach, o uczuciach, miłości, relacjach i w związku z tym, przy okazji też o mężczyznach i na te 8 opowiadań „odpowiedziało” mu 8 polskich piszących mężczyzn – pisarzy, prozaików, dziennikarzy, scenarzystów, blogerów i eseistów. Wyszedł świetny literacki dialog. Chociaż Wiśniewski ustawił poprzeczkę dość wysoko, jego „respondenci” dali radę! Przyznam, że nie czytałam wcześniej tekstów współtwórców tego zbioru, ale jeśli będę mieć okazję, w przyszłości sięgnę po nie z przyjemnością. Do tej wartkiej zabawy literackiej Wiśniewski zaprosił Ahsana Ridha Hassana, Jacka Melchiora, Daniela Odiję, Igora Brejdyganta, Tomasza Jastruna, Alka Rogozińskiego, Pawła Palińskiego oraz A.J. Gabryela.

Nie będę oczywiście streszczać poszczególnych opowiadań, by nie pozbawiać przyjemności odkrywania ich tym, którzy zdecydują się sięgnąć po „Eksplozje”. Podkreślę jednak, że Wiśniewski pisze bardzo emocjonująco o różnych relacjach damsko-męskich, poruszając najczulsze struny. Będzie więc o zakochanych, kochających, ale i tych tęskniących za prawdziwą miłością. Nie jest to chyba zresztą zaskoczeniem, biorąc pod uwagę twórczość tego artysty. Dodam, że jedno z opowiadań wyróżnia się dość znacząco, gdyż bohaterką jest realna postać – Magda Goebels. Traktuję tę historyjkę (a właściwie dwie) jako historyczny bonus.

Żałuję, że te opowiadania były tak krótkie. Spokojnie można by ich fabułę rozbudować tworząc kilka powieści. Napisane są w taki sposób, że czytelnik może albo utożsamiać się z ich bohaterami, albo przynajmniej bardzo dobrze wczuć się w ich położenie. Autorzy piszą właściwie o tym, co każdy z nas kiedyś przeżywał, przeżywa obecnie, o czymś do czego tęskni lub czego pragnie. Może trochę na zasadzie „spostrzegawczej wróżki”, która przepowiadając klientce przyszłość z kart, zawsze w coś trafi. Mimo to lektura sprawiła mi wielką przyjemność.

„Eksplozje” to oczywiście świetny wybór dla miłośników twórczości Wiśniewskiego, ale i dobra okazja, by „przetestować” kilku bardziej lub mniej znanych współczesnych pisarzy polskich. Kilku zaciekawiło mnie szczególnie i chętnie przeczytam coś ich autorstwa. Ciekawe czy solo również dadzą radę.

wtorek, 9 listopada 2021

„Pulp fiction. Wszystko o kultowym filmie Quentina Tarantino” - Jason Bailey

Wydawnictwo: Buchmann
Tytuł oryginału: Pulp Fiction. The Complete Story of Quentin Tarantino's Masterpiece.
Data wydania: 8 października 2014
ISBN: 9788328010918
Liczba stron: 216

Książka album/encyklopedia na temat kultowego filmu Quentina Tarantino. Lektura idealna nie tylko dla miłośników oryginalnego reżysera i jego twórczości ale i dla prawdziwego kinomaniaka. Książka podzielona jest na 6 części, które kolejno dotyczą: początków szeroko pojętej działalności filmowej Tarantino; scenariusza, który zmienił wszystko; kulisów powstawania „Pulp Fiction”; ciekawostek oraz tajników filmu; jego premiery i odbioru przez widzów oraz krytyków, a także „tarantinowersum” czyli świata, który reżyser kreuje we wszystkich swoich filmach.

Budowa książki bezsprzecznie zainspirowana jest „Pulp Fiction”! To nie jest typowy, ciągły tekst zilustrowany licznymi zdjęciami, a tarantinowska układanka, którą można czytać na różne sposoby. Rozdziały uzupełnione są licznymi artykułami dotyczącymi filmu oraz różnymi listami, ciekawostkami, które wszystkie razem tworzą zróżnicowany patchwork. Na pierwszy rzut oka można odnieść wrażenie, że to istny galimatias bez ładu i składu, przypadkowy, poszatkowany, fragmentaryczny… ale… czy czegoś to czasem nie przypomina?  ;)

Książka, przy okazji „Pulp Fiction”, wspomina również inne filmy Tarantino. Wprawdzie nie tak obszernie, ale jednak w odniesieniu do głównego tematu. Poza tym, fragmenty uzupełnione są zwięzłymi filmowymi definicjami, które z pewnością poszerzą konkretną wiedzę każdego kinomaniaka. Jak wspomniałam, znajdziemy w niej wiele zdjęć, zarówno z planu jak i spoza niego, przedstawiających twórców „Pulp”, a także dzieła sztuki – głównie plakaty i grafiki – inspirowane filmem. Nie ukrywam, że nie jedno z nich chętnie powiesiłabym na ścianach w moim pokoju.

Pozycja, która w pełni zaspokoiła moje oczekiwania i sprawiła, że kolejne oglądanie „Pulp Fiction” nie będzie takie samo! Książka, którą powinni dodawać w pakiecie do DVD z filmem. Świetny prezent – dla siebie lub miłośnika filmów Tarantino. Piękne wydanie, w dużym – chociaż średnio wygodnym do trzymania – formacie i twardej okładce, kompendium na temat „Pulp Fiction”. Nic, tylko polować na tę – niestety – trudno dostępną książkę. Powodzenia!

piątek, 5 listopada 2021

„Anders” – Maria Nurowska

Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2008
ISBN: 9788374142892
Liczba stron: 256

Książki Marii Nurowskiej już dawno trafiły w mój gust. Obecnie zajmują już prawie całą półkę na regale. Kwestią czasu było więc sięgnięcie po kolejną z moim „zapasów”. Trafiło na „Andersa”. Szczerze – nastawiałam się na wciągającą beletryzowaną powieść biograficzną, gdyż takich jej autorstwa już kilka przeczytałam. Tym razem autorka zmieniła jednak styl i w zasadzie nie można jej w ogóle rozpoznać ze sposobu prowadzenia narracji. Powstała dość typowa powieść biograficzno-historyczna o życiu prywatnym i zawodowym bardzo znanej osobistości, budzącej kontrowersje chyba do dnia dzisiejszego.

W zasadzie mam do zarzucenia tej pozycji tylko jedno, że nie jest to taka powieść biograficzna, do jakich przyzwyczaiła mnie autorka. Nastawiałam się na powieść-opowieść, trzymającą w napięciu i budzącą całą gamę uczuć, od której nie można się oderwać. Tymczasem „Anders” to rzeczowa retrospekcyjna biografia napisana na podstawie licznych materiałów źródłowych. Książkę uzupełniają zdjęcia oraz listy i dokumenty, co jest z pewnością ciekawym dodatkiem szczególnie dla miłośników historii.

Maria Nurowska skupiła się zarówno na działalności zawodowej gen. Andersa związanej głównie z II wojną światową oraz jej następstwem czyli emigracją, jak i na życiu prywatnym. To chyba mimo wszystko dominuje w tej pozycji. Autorka sporo uwagi poświęca nie tylko osobie samego generała ale i jego najbliższym – dwóm żonom oraz dwóm córkom. Ta przepełniona zazdrością relacja była dla mnie najciekawszym elementem książki. Co nie znaczy, że ta bazuje tylko na „pikantnych ploteczkach”. Nic z tych rzeczy. Wprawdzie na 250 stronach nie da się wyczerpująco ująć tematu gen. Andersa, Monte Casino, emigracji, jednak rzetelnie napisana przez Nurowską książka może być ciekawym uzupełnieniem typowo historycznych pozycji i z pewnością wnieść do tematu sporo nowego.

„Anders” to obiektywnie napisana powieść, chociaż oczywiście dostrzegalna jest sympatia jaką autorka darzy głównego bohatera. Interesująca, mimo odejścia od typowego dla Nurowskiej stylu. Czyta się ją dość szybko, chociaż czuję jakiś niedosyt. Mimo to polecam – szczególnie zainteresowanym tematem.

środa, 27 października 2021

„Krew Bachusa. Opowieści zielonogórskie” - Igor Myszkiewicz

Wydawnictwo: Stowarzyszenie FORUM ART.
Data wydania:  marzec 2020
ISBN: 9788395308017
Liczba stron: 174

Wiele razy podkreślałam, że bardzo lubię książki dotyczące moich rodzinnych stron czyli Zielonej Góry i województwa lubuskiego. Jeśli tylko mam okazję sięgnąć po takie publikacje, robię to z wielką chęcią. Tym razem przeczytałam już drugą z kolei książkę autorstwa zielonogórskiego artysty – także rysownika lubującego się w fantastyce – Igora Myszkiewicza. W sumie jest to książka do czytania i oglądania, bo teksty zilustrowane są niesamowitymi, misternymi rysunkami piórkiem wykonanymi przez autora.

„Krew Bachusa. Opowieści zielonogórskie” to nietypowa kronika opisująca dzieje miasta – począwszy od legend sięgających X. wieku, a skończywszy na kontrowersyjnych relacjach z ostatnich lat. Autor wybrał 100 anegdot, legend, mitów, ciekawostek i opowieści o Zielonej Górze, ale i Zielonejgórze czy np Grünbergu. Bo jak się okazało, moje ukochane miasto miało więcej nazw po drodze, niż te dwie najbardziej znane. Jak podkreśla autor, wybór setki jest całkowicie subiektywny.

Przyznam, że nie wszystkie opowieści w równym stopniu przypadły mi do gustu. Te, opisujące miasto do przełomu XIX i XX wieku są zbyt mocno przesycone historycznymi faktami – liczne walki, kolejni władcy, zniszczenia, bitwy itd. To były takie typowo „chłopackie” historie ;) Zdecydowanie bliższe mi, a także bardziej znane z innych pozycji, były opowieści od początku XX wieku do współczesności. Wiele dotyczy miejsc, które mijam w „Zielonej” na co dzień lub takich, które bardzo dobrze kojarzę.

„Krew Bachusa…” to wyjątkowo interesująca i inspirująca (zarówno do pogłębienia wiedzy w bardziej obszernych źródłach jak i do eksplorowania miasta podczas osobistych odwiedzin) kronika najpiękniejszego miasta w zachodniej Polsce. Myślę, że z lektury zadowolony będzie zarówno historyk, jak i turysta odkrywający uroki i zakątki kraju. Polecam, bo cytując autora „obok kamieni, cegieł i krwi, również opowieści budują miasta.” Dodam, szczególnie dla tych, którzy nie kojarzą Igora Myszkiewicza, że warto przyjrzeć się bliżej jego bogatej działalności artystycznej – także tej internetowej.

poniedziałek, 25 października 2021

„Płacz niemymi łzami” - Joe Peters

Wydawnictwo: Amber
Tytuł oryginału: Cry Silent Tears
Data wydania: 28 kwietnia 2020
ISBN: 9788324171835
Liczba stron: 304

Książkę otrzymałam w pakiecie prezentowym od przyjaciółki, która zaczytuje się głównie w reportażach i literaturze faktu. Należy do serii pt.: „To zdarzyło się naprawdę”... Ponownie nie był to mój wybór. Opis okładkowy był dość dołujący, jednak gdy zaczęłam czytać, z każdą stroną miałam oczy coraz szerzej otwarte. To szokująca i absolutnie nieprawdopodobna historia, jednak zdarzyła się naprawdę.

„Płacz niemymi łzami” to wspomnienia koszmarnego dzieciństwa, które zaczęło się wraz z tragiczną śmiercią ojca. Mały Joe jednak nie został sam – miał matkę i rodzeństwo. Stracił jednak jedynego obrońcę, który dbał o jego bezpieczeństwo i to nawet wtedy, kiedy matka karała go za niegrzeczne zachowanie. Teraz został zdany tylko na jej łaskę, a tej w stosunku do zapatrzonego w ojca chłopca nie miała w ogóle. Co więcej przenosiła na niego wszystkie swoje frustracje i wyładowywała się na nim z każdego powodu. Nie sądzę jednak by ktokolwiek mógł sobie wyobrazić jakie praktyki wobec swojego rodzonego syna stosowała ta chora sadystka.

Niewyobrażalnie przejmująca, przerażająca, bolesna i dramatycznie tragiczna historia małego chłopca, który w żaden sposób nie zasłużył na swój los. Szokujące jest również to, jak jeszcze kilka lat temu, instytucje mające na celu dbać o los dzieci, lekceważąco podchodziły do swoich obowiązków. Nikomu z bliskiego otoczenia nie wydało się podejrzane zachowanie chłopca. Nikt nie zwrócił uwagi na alarmujące symptomy. Wszyscy za pewnik przyjmowali gładkie tłumaczenia manipulującej mamuśki. Nie umiem sobie wyobrazić, że ktoś aż tak umie podporządkować, zmanipulować i zastraszyć otoczenie, by osiągnąć swój cel.

Pocieszające jest to, że autor – skoro spisał swoje wspomnienia i wydał je – poradził sobie z traumą i mimo wszystko zaczął normalne życie. Tego jednak w tych wspomnieniach brakuje, a chyba dobrze by było – szczególnie po tak mocnej historii – dać odetchnąć czytelnikom. Poza tym brakowało mi również jakiegoś komentarza psychologów i psychiatrów na temat zachowań poszczególnych uczestników całego zajścia. Autor w epilogu wyjaśnia co nim kierowało, gdy zdecydował się na publikację swoich wspomnień. Chciał by ludzie zrozumieli, że zło ciągle istnieje w naszym społeczeństwie. Wyraził również nadzieję, że im więcej ludzi to zrozumie, tym większa szansa, że innemu dziecku w podobnej sytuacji będzie mógł pomóc jakiś dorosły. Nie wiem, czy książka osiągnie ten cel. Z pewnością otworzy oczy niejednemu czytelnikowi, bo nie sądzę, by ktokolwiek normalny potrafił wyobrazić sobie wcześniej aż takie okrucieństwo.

Mocna, na długo pozostająca w pamięci opowieść, od której nie można się uwolnić. Pierwszy raz chciałam jak najszybciej przeczytać książkę, żeby już odłożyć ją na półkę. Warto się jednak z nią zmierzyć. Dla silnych psychicznie czytelników.

sobota, 23 października 2021

„Na fejsie z moim synem” - Janusz Leon Wiśniewski

Wydawnictwo: Wielka Litera
Data wydania: 8 lutego 2012
ISBN: 9788363387013
Liczba stron: 448

Bardzo ucieszyłam się, gdy w antykwariacie trafiłam na tę książkę. Tym bardziej, że mimo iż nie jest nowością, w ogóle jej nie kojarzyłam. Tytuł chwytliwy, opis również. Surrealistyczna rozmowa między nieżyjącą matką i synem – na dodatek przez internet. Intrygujące. Poza tym, wszystkie poprzednie powieści J. L. Wiśniewskiego były tak magnetyczne, że nawet się nie obejrzałam, a już był koniec. Nastawiłam się więc na porywającą fabułę w doskonałym stylu, ale…

… ale niestety – nie jest to typowa powieść Wiśniewskiego, do jakich przyzwyczaił mnie pisarz. Być może chciał zaskoczyć czytelników, a może ma dość powracania do jego najsłynniejszej (chociaż wg mnie nie najlepszej, a na pewno nie mojej ulubionej) powieści pt. „Samotność w sieci”. Tym razem jest zupełnie inaczej. Tego nie można mu odmówić. Tylko czy to się spodoba? Przejdźmy jednak do konkretów.

Tym co mnie najbardziej rozczarowało i wpłynęło na dynamikę fabuły był fakt, iż nie jest to wcale rozmowa między matką a synem, a monolog Ireny Wiśniewskiej, która podkreśla, iż pisze do swojego syna na fejsie. Ale szczerze, to nic właściwie nie wskazuje na ten rodzaj korespondencji. Równie dobrze mogłaby to wszystko mu powiedzieć… Tyle, że nie żyje, nie zdążyła mu tego wszystkiego powiedzieć przed śmiercią. Korzystając więc z okazji, że ma tę możliwość, gdyż znajduje się w… piekle, postanawia do niego napisać.

Irena przeskakuje od tematu do tematu, dodając dłuższe lub krótsze (ale jednak najczęściej te pierwsze) dygresje. Opowiada synowi nie tylko o swoich uczuciach do niego i tęsknocie, ale i o sytuacji obecnej w miejscu gdzie przebywa. I powiem szczerze – to były najlepsze, najciekawsze i najbardziej dowcipne fragmenty. Swoją opowieść zaczyna np. od relacji urodzin Hitlera, która była transmitowana w piekielnej telewizji. Wśród gości najwięksi i najbardziej znani grzesznicy, którzy dbają o wizerunek swojego nowego domu. Wiśniewski wykazał się dużą kreatywnością przedstawiając np. rozmowę między Marilyn Monroe a doktorem Kinseyem – chyba można się domyślić na jaki temat. Jednak kto by wymyślił, że ta pani MM będzie gościem talk show prowadzonego przez moderatora od bzykających muszek? Kilka tego typu scen rozbawiło mnie jeszcze podczas czytania. Niestety, zdominowane były rozmyślaniami Irenki na tematy filozoficzno-egzystencjalne. Sporo miejsca poświęcała rozważaniom na temat grzechu i spowiedzi, którą w ramach rozrywki mogła sobie podsłuchiwać…

Niestety, książkę czytało mi się dość opornie. Była nużąca i po kilku stronach wywoływała senność, co mi się nigdy wcześniej w takiej skali nie zdarzyło. Brakowało mi typowego stylu Leona Janusza Wiśniewskiego, nad czym ubolewam najbardziej. Plusem są mini wątki biograficzne, które matka przemyca w swoich opowieściach. Zaletą była również pomysłowa pointa powieści. Jednak kilka zdań na koniec nie podźwignie całości.

piątek, 15 października 2021

„Nie ma” - Mariusz Szczygieł

Wydawnictwo: Dowody na Istnienie
Data wydania: 2 listopada 2018
ISBN: 9788365970312
Liczba stron: 336

Kolejna książka-prezent, której sama bym nie kupiła. Z wiadomego powodu w końcu jednak po nią sięgnęłam. Pozycja specyficzna i nie będę ukrywać, że chciałam przez nią przebrnąć jak najszybciej. Zaletą jest fakt, iż to zbiór reportaży, które z zasady czyta się dość szybko. Styl Szczygła, o dziwo (mając na względzie jego talk show sprzed lat), również jest całkiem przystępny. Zdecydowanie lepiej radzi sobie ze słowem pisanym, niż radził z mówionym. Tylko że w przypadku tego zbioru ważne nie tylko jak, ale przede wszystkim o czym…

I tu wg mnie tkwi największy problem, gdyż większość reportaży (pomijając dosłownie jeden, ale o nim później) może zaciekawić bardzo małe i konkretne grono czytelników. „Nie ma”, które miało być wspólnym mianownikiem wszystkich tekstów, jest pojęciem dość szerokim. I autor chyba chciał właśnie napisać o wszystkim i/czy może o niczym? Pisze więc o czeskiej poetce, o swoim ojcu, ukraińskim żołnierzu, o czeskiej willi uchodzącej za dzieło sztuki. Zresztą Szczygieł nie ukrywa swojej sympatii do tego sąsiedniego kraju. Jednak czy te reportaże mogą ująć kogoś kto planuje podróż do Czech i chce się więcej o tym kraju i jego społeczeństwie dowiedzieć? Raczej wątpię. Prędzej zaciekawią jakiegoś czechofila, który wyszukuje coraz to nowsze ciekawostki związane z tym krajem.

Wrócę jednak do tego jednego tekstu, który zdecydowanie najmocniej zapada w pamięć. Jest najmocniejszy, najbardziej kontrowersyjny i poruszający. Odnoszę wrażenie, że wszystkie pozostałe są zaledwie tłem i uzupełnieniem zaplanowanych wydawniczo stron. Reportaż nosi tytuł „Śliczny i posłuszny” i był, jak i pozostałe teksty, publikowany wcześniej w prasie, więc niewykluczone, że znany jest szerszemu gronu czytelników. Opowiada on historię małego Tomka, który w latach 80-tych został skatowany na śmierć przez ojca i jego konkubinę. Niby brzmi dość znajomo, gdyż obecnie regularnie media przytaczają podobne historie. Wyjątkowe w tej opowieści jest jednak to, jak potoczyła się przyszłość sprawczyni tego okrutnego czynu… Zaskakujące, nieprawdopodobne, szokujące – ale nie będę zdradzać szczegółów tym, którzy zdecydują się sięgnąć po zbiór „Nie ma”. Chociaż czy trzeba sięgać po całą książkę, by przeczytać ten jeden reportaż? Cytując Mariusza Szczygła: „W świecie internetu nie ma nie istnieje”. Odsyłam więc do sieci…

Książka jednego tekstu. Wg mnie dla fanów Mariusza Szczygła – tylko.

poniedziałek, 11 października 2021

„Pozwól odejść” - Kristin Hannah

Cykl: Firefly Lane (tom 2)
Wydawnictwo: Świat Książki
Ttytuł oryginału: Fly Away
Data wydania: 29 września 2021
ISBN: 9788381397193
Liczba stron: 462

Właściwie, za każdym razem gdy przeczytam dobrą książkę z otwartym zakończeniem, zastanawiam się, jak potoczyłyby się dalsze losy bohaterów, z którymi zdążyłam się zżyć przez te 400-500 stron. Nie ukrywam, że raczej są to optymistyczne wizje, szczególnie jeśli powieść zakończy się tzw. happy endem, który dobrze wróży na przyszłość. Tym razem mogłam dowiedzieć się co naprawdę wydarzy się „potem” u bohaterów z „Firefly Lane”, gdyż Kristin Hannah przygotowała dla swoich czytelników pierwszą kontynuację – myślę, że była to dla nich zaskakująca niespodzianka.

„Pozwól odejść” to powieść, która pokazuje to, co wydarzyło się po pogrzebie Katie. Muszę przyznać, że „rzeczywistość” różni się od mojej wizji znacząco. Wiadomo, że nie zawsze na wszystko będzie się patrzyło przez różowe okulary, ale można było przypuszczać, że bliscy Kate bardziej wezmą sobie jej przesłanie do serca i wspólnie poradzą sobie z tym trudnym czasie. Zmierzą się z nim i wsparci na sobie nawzajem ruszą do przodu. Tymczasem z każdą stroną okazuje się, że ból po stracie ukochanej żony, matki i przyjaciółki jest coraz mocniejszy i ciągnie ich w dół lub w innym nieodpowiednim kierunku.

I tak, przytłoczony całą sytuacją Johnny nie umie być podporą dla swoich dzieci. Bliźniaki „po prostu” trochę smutniejsze jakoś dają radę, ale Marah, by przyćmić ból psychiczny, zaczyna zadawać sobie ten fizyczny, tnąc się po kryjomu. Tully, która obiecała Kate zająć się się jej najbliższymi, próbuje coś zrobić, lecz wszystko idzie w innym kierunku niż zaplanowała, gdyż sama znajduje się w bardzo trudnej sytuacji. Nie przypuszczała, że po tym jak z dnia na dzień zniknęła z wizji by być przy umierającej przyjaciółce, straci tak wiele. Fani może by przymknęli oko, ale branża nie. To tylko czubek, pełnej tragedii i dramatów, góry lodowej. Czy będzie ktoś lub coś, co przerwie ten „zaklęty krąg”?

Zaskakujące w tej kontynuacji było to, że wszystko nagle zaczyna się tak mocno walić naszym ukochanym bohaterom. Było to tym bardziej nieprawdopodobne, że dla równowagi nie można było się chwycić niczego pozytywnego. Kristin Hannah bardzo długu budowała napięcie nim doszła do punktu kulminacyjnego… Trochę oddechu przyniosła przeszłość Tully i jej matki Chmury. Lepsza najgorsza prawda, niż niewiedza. I to potwierdza fabuła książki. Dzieciństwo i okres dorastania Chmury mocno zdeterminowały jej późniejsze relacje z córką. Można snuć przypuszczenia, czy wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby Tully znała swoje korzenie, ale przeszłości nie da się cofnąć. Trzeba się więc zmierzyć z teraźniejszością i zrobić wszystko by naprawić błędy. Tym bardziej, że jeśli w grę wchodzą prawdziwe uczucia, to druga lub kolejne szanse są bardzo realne.

Bardzo emocjonująca, wzruszająca i poruszająca najczulsze struny powieść o prawdziwej przyjaźni nad życie i ogromnej miłości. To także historia o stracie i o tym jak sobie z nią poradzić. O odnajdowaniu radości życia, mimo dramatycznych przeżyć. Mimo, że brzmi to banalnie to w rodzinie (także tej z wyboru) siła, która pozwala przenosić góry. Mimo, iż podczas czytania serce waliło dość mocno, to finał przynosi ukojenie i z pewnością nie rozczaruje żadnego z miłośników twórczości Kristin Hannah. Polecam!

czwartek, 7 października 2021

„Między niebem a Lou” - Lorraine Fouchet

Wydawnictwo: Media Rodzina
Tytuł oryginału: Entre ciel et Lou
Data wydania: 12.06.2017
ISBN: 9788380083165
Liczba stron: 352

Kolejny wyjątkowy prezent od przyjaciółki-czytelniczki, która dobrze zna mój gust. Ta powieść francuskiej lekarki porwała mnie na całego. Wyjątkowa, czarująca, wzruszająca, nietuzinkowa, chociaż o… miłości. Dokładniej o różnych odcieniach miłości. O miłości życia; o miłości do kobiety, która odeszła; o miłości do ojca, którego ciągle nie ma; o miłości do kochanki; o zaborczej miłości nadopiekuńczej matki; o ucieczce przed prawdziwą miłością w miłostki; o miłości przyjacielskiej i miłości do wyjątkowej wyspy, z której pochodzą bohaterowie tej książki.

Jo i Lou to para emerytów, których wiele lat temu połączyła prawdziwa miłość. Nie powiem: „aż po grób” lecz nad życie, gdyż kobieta właśnie zmarła, a uczucie do niej jest tak silne jak na początku. Lou. znając swego męża najlepiej na świecie, powierzyła mu w testamencie pewną misję, o której nie może nikomu powiedzieć. Mimo, iż początkowo Jo sądził, że to jeden z jej kolejnych żartów, postanowił sumiennie wypełnić ostatnią wolę ukochanej. Tym bardziej, że „w nagrodę” czekała na niego butelka z dwoma listami od niej. Jednym był znany mu pakt, który Jo podpisał z nią wiele lat temu w wyjątkowym dniu, drugi list to niespodzianka…

To powieść, która czaruje czytelnika już od pierwszych stron. Lorraine Fouchet stworzyła zjawiskową fabułę głównie na malowniczej francuskiej wysepce, którą ma ochotę odwiedzić chyba każdy czytelnik tej książki – ja na pewno… Postacie, o których chce się czytać, kibicować im i spotkać w prawdziwym życiu. Dzięki dedykowanym rozdziałom, w których kolejno wcielają się w rolę narratora, poznajemy dogłębnie ich myśli, co zbliża do nich jeszcze bardziej. Niby problemy z jakimi muszą się zmierzać nie są jakieś niespotykane i rzadkie, ale nie przeszkadza to ani trochę w tym, by ulec czarowi tej książki. By chcieć ją czytać i nie kończyć nigdy.

Przepyszna opowieść o potężnym uczuciu jakiego życzę każdemu, ale i o tym jak radzić sobie ze stratą i na nowo odnaleźć radość życia w tym beznadziejnym momencie. Na każdym kroku odczuwa się ten francuski – a dokładniej mówiąc bretoński – charakter i cudownie byłoby być kiedyś, chociaż przez jakiś czas, członkiem społeczności na Groix. Autorka stała się ambasadorką tej niezwykłej wysepki nobilitując lokalny patriotyzm. Zaskoczyła mnie lekkością pióra i charyzmatycznym stylem. Doskonale czyta się tę powieść i mam nadzieję, że kolejne jej utwory zostaną przetłumaczone na język polski. Nastrojowa, romantyczna, ekspresyjna i niecodzienna opowieść o miłości, dla każdego kto jej potrzebuje. Jedna z moich „naj”!

wtorek, 5 października 2021

„Notatki na mankietach” - Michaił Bułhakow

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Tytuł oryginału: Izbrannaja proza Michaiła Bułgakowa
Data wydania: 1984
ISBN: 830800816X
Liczba stron: 469

„Notatki na mankietach” to dość stary zbiór opowiadań Mistrza Bułhakowa wygrzebany w pewnym antykwariacie. Wielu czytelników z pewnością (siłą rzeczy) porówna go z kultowym dziełem czyli „Mistrzem i Małgorzatą”. Wg mnie jest to bardzo mylne podejście. Tych książek nie da się porównać. To zupełnie inne pozycje, które łączy tylko nazwisko autora. Z tych porównań wynikają dość słabe oceny „Notatek…”, a przecież nie można powiedzieć, że to zła czy słaba pozycja. Jest po prostu inna, chociażby ze względu na gatunek jakim jest opowiadanie.

Jako absolutnej fance „Mistrza i Małgorzaty” dość ciężko było mi przywyknąć do tych opowiadań. Dość krótka forma sprawia, że czytelnik odnosi wrażenie jakby to były właśnie notatki, a nie skończone dzieła. Może sam autor tak je postrzegał, nadając zbiorowi dość „błahy” i lekki tytuł… Nie ukrywam, że fabuła nie porwała mnie jak przy powieści. Nie powiem, że czytało się opornie, ale zdecydowanie niespiesznie, dawkując jedno, dwa opowiadania, a raczej wolę książki, od których nie można się oderwać. Dlatego też polecam opowiadania jako lekturę dodatkową.

Przejdźmy jednak do „plusów dodatnich”. Wielką zaletą tych opowiastek są na pewno wątki autobiograficzne. Można się z nich dowiedzieć o wielu faktach z życia autora. Mnie osobiście najbardziej przypadły do gustu „Notatki” opisujące początek kariery młodego lekarza, który trafił na prowincję. Przypatrywanie się zarówno jego pracy jak i zmaganiom z dniem codziennym było poruszające i intrygujące. Trafiły do mnie również relacje z typowej moskiewskiej codzienności – pełne absurdalnych sytuacji i wywołujące u kogoś z zewnątrz zarówno uśmiech politowania jak i niedowierzanie. Traktować je można jak „dokument czasu”, podobnie jak i opowiadania, w których sporo uwagi poświęcono wojnie domowej. Dla mnie jednak te zapiski „z frontu” nie były już tak ciekawe, jednak mogą w nich odnaleźć pewną wartość czytelnicy płci męskiej oraz historycy.

Reasumując. Cieszę się, że sięgnęłam po „Notatki na mankietach” i cieszę się, że mam je już za sobą. Fajna odmiana między powieściami i literaturą nierosyjską. Miłośnicy Bułhakowa docenią jego styl i kunszt literacki oraz z pewnością znajdą w tym zbiorze coś dla siebie.

czwartek, 16 września 2021

„Sekrety francuskiej kuchareczki” - Marie-Morgane Le Moël

Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
Tytuł oryginału: Secrets of a Lazy French Cook
Data wydania: 23 lutego 2016
ISBN: 9788365170330
Liczba stron: 352

Rzadko kupuję książkę pod wpływem impulsu, ale na ten zakup zdecydowałam się, gdyż ujęła mnie okładka i zaintrygował dość dwuznaczny tytuł. Po zapoznaniu się z opisem uznałam, iż może to być zabawna lekturka. Taka była – lekka, dowcipna i szybka. Taka na raz, jako przerywnik. Nie oszukujmy się – nie jest to literatura najwyższych lotów, ale pomysł autorka miała całkiem dobry. Więc czemu by nie?

„Sekrety francuskiej kuchareczki” to wspomnienia młodej Francuzki, która zamieszkała w Australii. Poszczególne rozdziały raczej się ze sobą nie wiążą, natomiast wszystkie przypominają zapiski z pamiętnika. Przypadkowe „wpisy”, które dzieli różny okres czasu, gdyż pierwsze opisują dzieciństwo, ostatnie – życie małżeńskie. Marie pisze o rzeczach dla niej w danym momencie bardzo ważnych. Sporo miejsca poświęca oczywiście płci przeciwnej – tak „po dziewczyńsku”. To, co odróżnia jej wspomnienia od innych tego typu książek, to fakt, że każde zdarzenie powiązane jest w jakiś sposób z typowym francuskim daniem. A na koniec rozdziału znajdziemy przepis na ten typowy francuski smakołyk w formie, w jakiej przekazałaby nam go dobra przyjaciółka, mama lub babcia – czyli z dobrymi radami, tak, że po prostu nie może się nie udać, jeśli zdecydujemy się na gotowanie.

Rozdziały są bardzo zróżnicowane. We wcześniejszych poznamy sporo smaczków, które nadają Francji i Francuzom ich typowego kolorytu. W późniejszych wspomnieniach – dla mnie chyba jednak ciekawszych – przeczytamy o tym, jak Francuzka radzi sobie „w obcym środowisku” – na drugim końcu świata. Różnice kulturowe, których doświadcza na co dzień, nierzadko przysparzają jej pewnych trudności. Mimo to stara się podchodzić do „nowości” (lub może „inności”) z dystansem i uśmiechem. I humoru właśnie nie brakuje.

Przyjemna, „babska” i smaczna lekturka wywołująca uśmiech na twarzy i ślinkę na języku (niektóre przepisy sama mam ochotę wypróbować – myślę, że muszą się udać!). Wprawdzie autorka powinna popracować jeszcze nad stylem i formą, ale każdy w końcu jakoś zaczynał. Chętnie kiedyś przeczytam jej drugą książkę pt.: „Cała prawda o Francuzkach” – jak na frankofilkę przystało.

niedziela, 12 września 2021

„Skazana” - Ewa Ornacka

Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
Data wydania: 31 sierpnia 2021
ISBN: 9788381883313
Liczba stron: 288

Muszę przyznać, że moją uwagę na tę książkę zwrócił zwiastun serialu, który powstał na jej podstawie i pojawił się w ostatnim czasie w tv. Sądziłam, że książka jest raczej dość zbliżoną do niego fabularyzowaną opowieścią. A ponieważ sama historia wydała mi się dość kontrowersyjna, jednak nie bardzo miałam ochotę na długie tygodnie przywiązać się do telewizora, to naturalną konsekwencją było sięgnięcie po tę pozycję. Okazało się jednak, iż to reportaż w formie wywiadu z kobietą, która była pierwowzorem głównej bohaterki serialu. Tą kobietą jest osadzona, która we „wcześniejszym życiu” była prawniczką, a nawet asesorem orzekającym w imieniu Rzeczypospolitej.

Narratorką opowieści i jednocześnie interlokutorką autorki książki – Ewy Ornackiej – jest Beata Krygier, która swoją historię przeplata opowieściami o ciekawszych więziennych „przypadkach” z jakimi się zetknęła za kratkami. Wspomina również dość obszernie swój pobyt w tzw. polskim Alcatraz czyli Zakładzie Karnym dla kobiet w Grudziądzu. Jej opowieść jest dość ogólna i można by ją mocno rozwinąć „ciągnąc bardziej za język”, jednak mimo wszystko podaje wiele konkretów i przytacza liczne przykłady, co sprawia, iż treść jest mocno zróżnicowana i intryguje.

Sięgając po „Skazaną” sądziłam, że przeczytam historię skazanej sędziny – co, nie oszukujmy się, już jest mocno kontrowersyjne – jednak po lekturze stwierdzam, że historia Beaty jest zaledwie tłem, kanwą, do przedstawienia realiów panujących w damskim więzieniu. Narratorka wyjawia czasem bardzo osobiste tajniki jej relacji ze spotkanymi kobietami. Można je podzielić na dwie grupy. Pierwsze to te, które miały bezpośredni i raczej pozytywny wpływ na jej pobyt. Z którymi w pewnym sensie nawet się zaprzyjaźniła. Do drugiej zaliczyć można najgłośniejsze „przypadki z pierwszych stron gazet” jak choćby „mamę małej Madzi” czy siostrę Bernadettę, które przyprawiały o dreszcze i/lub odruchy wymiotne nawet najtwardsze przestępczynie.

Reportaż oceniam bardzo wysoko. Duży wpływ na ten fakt ma z pewnością postać narratorki – czyli bardzo inteligentnej kobiety z zasadami, która „po prostu” padła ofiarą oszustwa i musiała ponieść konsekwencje. Dzięki pomocy kilku osób, które stanęły na jej drodze, dała jednak radę, o czym przeczytają ci, którzy sięgną po książkę Ewy Ornackiej. Szczerze – nie wiem tylko jak na podstawie tej książki ma wyglądać serial telewizyjny. Po tym co widziałam w zwiastunie, będzie to raczej bardzo luźno nawiązujący do historii Beaty, za to mocno podkoloryzowany twór, a nie film oparty na faktach. Szkoda. Jeśli chcecie wiedzieć czemu Beata Krygier zdecydowała się na rozmowę z Ewą Ornacką i upublicznienie swojego przypadku, sięgnijcie po „Skazaną”. Warto. Mocne, szokujące, jednak na poziomie – opowieści o polskich więźniarkach.


sobota, 11 września 2021

„Matki i córki” – Ałbena Grabowska

Wydawnictwo: Marginesy
Data wydania: 16 października 2019
ISBN: 9788366335271
liczba stron: 368

Książki Ałbeny Grabowskiej coraz bardziej zaczynają mi przypominać twórczość Marii Nurowskiej. Oczywiście nie mam na myśli jakiegoś kopiowania pomysłów, lecz stylistykę i charakter powieści. Obie piszą w bardzo chwytliwym i przystępnym stylu, jednocześnie doskonale posługując się językiem polskim i uwodząc nim swoje czytelniczki. Celowo użyłam określenia czytelniczki, gdyż uważam, że większość książek napisanych przez te autorki kierowana jest jednak do kobiet. Wracając do podobieństw. Poza chwytającymi za serce, bardzo emocjonującymi życiorysami bohaterek, ogromną rolę odgrywa w tych książkach tło historyczne i nawiązywanie do – przeważnie – tragicznych faktów z historii Polski. Oczywiście w fabularyzowanej i fikcyjnej formie, jednak bazując na rzeczywistych zdarzeniach, o których powinno się pamiętać. Dają tym samym świadectwo, a wiadomo jaką to ma wartość.

Prababcia, babcia, matka i córka to tytułowe bohaterki książki, mieszkające razem w mieszkaniu na Tamki. Babiniec bez mężczyzn. Tak się zdarzyło, że nie udało im się zagościć w życiu tych kobiet na dłużej. Jaki jest tego powód? Gdy Lila zaczyna dorastać i pojawiają się kolejne pytania, oczywistym staje się, że zarówno matka, babka jak i prababka mają swoje tajemnice. Czy jednak unikanie rozmów na temat przeszłości można tłumaczyć traumą przeżytą po pobycie na Syberii, w Ravensbruck czy innymi bolesnymi zdarzeniami? Czy Lila nie ma prawa pytać i poznać odpowiedzi KIM JEST? Przecież kolejne pokolenia kształtowały to, kim jest obecnie i kim będzie.

Dom w którym wychowywała się Lila nie był typowym pod żadnym względem. Nie tylko ze względu na fakt, iż mieszkały w nim same kobiety. Nie tylko dlatego, iż każda z nich mogła się poszczycić życiorysem na miarę bestsellera! Te kobiety wskutek szokujących wspomnień, postanowiły stworzyć alternatywną rzeczywistość, w którą – mam wrażenie – same uwierzyły. Szczątkowe informacje przekazywane kolejnym pokoleniom, miały zamknąć usta i ostatecznie zostawić przeszłość zamkniętą na cztery spusty.

Fabularnie ta książka to jedno wielkie, nieprawdopodobne zaskoczenie. Nie wiem czy ktokolwiek będzie w stanie przebić tę opowieść. Nieprzewidywalna jak los, który płata figle – w tym wypadku – z częstotliwością kilka razy większą niż „normalnie”. Poznawanie kolejnych części układanki było dla mnie prawdziwą ucztą czytelniczą. Zazdroszczę tym, którzy mają tę powieść jeszcze przed sobą. Książka o poszukiwaniu własnej tożsamości, o tym jak wielki wpływ przeszłość ma na kształt przyszłości. Epicka powieść o czterech katastrofalnych i niesamowitych losach kobiet z jednej rodziny naznaczonych piekielną historią XX wieku. Czy Lila przerwie w końcu to zaklęte pasmo? Bardzo wzruszająca, szokująca, trzymająca w napięciu, emocjonująca, bolesna, ale jakże prawdziwa historia, której nie można zapomnieć. Polecam ogromnie! Wyjątkowa.


poniedziałek, 6 września 2021

„Rodzina” - Louise Jensen

Wydawnictwo: Burda Publishing Polska
Tytuł oryginału: The Family
Data wydania: 18 września 2019
ISBN: 9788380536159
Liczba stron: 432

Książka niespodzianka, gdyż dostałam ją w prezencie. Czytanie jej było więc odkrywaniem nieznanego, gdyż nie zetknęłam się wcześniej z twórczością Louise Jensen. Suma summarum muszę przyznać, że było to pozytywne zaskoczenie, chociaż temat dość ciężki i wyczerpujący. Chwilami czytelnik może czuć się osaczony, za chwilę przytłoczony – zupełnie jak bohaterowie powieści. Jeśli taki był zamysł autorki, by osiągnąć efekt współodczuwania to jej się udało. Chociaż chwilami irytacja, ze względu na dość naiwne i niezrozumiałe dla mnie postępowanie bohaterek, brała górę. Zirytował mnie też wniosek jaki jednoznacznie nasuwa się po finale thrillera, ale po kolei.

Laura i Mathilda przeżywają bardzo trudny okres. Po tragicznej i tajemniczej śmierci męża Laura zmuszona jest zamknąć własną kwiaciarnię. Pieniądze właściwie skończyły się już dawno, długi rosną z każdym dniem. Lada dzień stracą również dom. Ubezpieczenie ciągle nie może być wypłacone, gdyż koroner prowadzi dochodzenie. Wsparcia nie otrzymują także od rodziny. Za to kolejne ciosy spadają raz na jedną, raz na drugą. Jak zapewnić bezpieczeństwo własnej córce w tej patowej sytuacji? Jak wyrwać się z tego zaklętego kręgu? Sytuacja jest tak beznadziejna, że Laura –  wbrew wewnętrznemu głosowi, który w podświadomości głośno krzyczał „nie” – zgodziła się przyjąć pomoc od zupełnie obcej (chociaż sympatycznej) kobiety. Tak matka z córką trafiają na ekologiczną farmę. Otrzymują tam coś, czego brakuje im już od dawna – wsparcie, troskę, zainteresowanie i ciepło – jak w prawdziwym ognisku rodzinnym. Największe wrażenie jednak na obu robi charyzmatyczny przywódca tej oryginalnej grupy…

Książka napisana jest w dość ciekawy sposób. Te same wydarzenia przedstawione są przeważnie z perspektywy zarówno matki jak i córki. Jak się można spodziewać, nastolatka pewne rzeczy widzi zupełnie inaczej niż jej matka. Szczerze? Te typowe, wręcz stereotypowe rozbieżności lekko mnie irytowały. Były tak banalnie oczywiste. Pomysł autorki dobry, wykonanie przeciętne. Co jeszcze nie zgadzało mi się w tej lekturze, to fakt, że obie tak bardzo uległy liderowi grupy. W zasadzie nie miał nawet okazji, żeby poddać je jakiejkolwiek manipulacji. A o praniu mózgu, które wspomina autorka w komentarzu, nie mogło być mowy. One po prostu się w nim zakochały lub zauroczyły i przepadły jak typowe nastolatki. Ok – Tilly to nastolatka, która zresztą przeżyła pewne rozczarowanie, ale jej matka? Cała historia zaczęła się więc „na własne życzenie”. To wg mnie był dość nieprzemyślany zabieg. Spodziewałam się czegoś więcej. Więcej zaskoczeń, a te pojawiają się w sumie dopiero po koniec książki…

Mimo to, muszę przyznać, że książkę czytałam z wielkim zaciekawieniem. Autorka rozbudziła moją ciekawość na finał. Fabuła trzymała w napięciu. Chwilami było groźnie, chociaż nie przerażająco. Emocje były więc umiarkowane. Raczej – tak jak wspominałam – udzielała mi się złość na dość naiwnie postępujące bohaterki. Być może sytuacja w jakiej się znalazły doprowadziła do tego, że wybrały właśnie taki sposób, by „rozwiązać” swoje problemy, ale – sorry – nie kleiło mi się to. Cóż, może jestem zbyt racjonalna. Poza tym, zupełnie się nie zgadzam z wnioskiem jaki nasuwa się w pierwszej chwili po przeczytaniu zakończenia: nie uważam, by zło było przekazane w genach. Niby autorka nie mówi tego jakoś szczególnie głośno, jednak wyraźnie sugeruje. Myślę, że jednak większy obiektywizm albo złożoność tematu byłaby tu wskazana… Czy polecam? Jeśli ktoś ma wolne dwa wieczory i brak innych lektur – może spróbować. Czy sięgnę jeszcze po książki Jensen? Raczej nieprędko… Daje się wyczuć, że to początkująca pisarka i niestety w tym przypadku trochę mi to przeszkadza.


niedziela, 5 września 2021

„Denat wieczorową porą” - Aneta Jadowska

Cykl: Garstka z Ustki (tom 3)
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania: 30 czerwca 2021
ISBN: 9788382102161
Liczba stron: 320

Po dwóch miesiącach od urlopu w Ustce, przyszedł najwyższy czas na sięgnięcie po zakupiony w usteckim „Mistralu” za cenę okładkową [sic!] trzeci tom przygód Garstek. Tym, którzy chociaż czasem bywają w Ustce, nazwa nie jest obca. Ci, którzy tę wizytę mają jeszcze przed sobą, ale czytali trylogię Jadowskiej też wiedzą o co chodzi. Nie ukrywam, przez dwa dni miałam wrażenie, że ponownie przeniosłam się do mojego ulubionego nadmorskiego miasteczka. No i chęć odwiedzenia go zimą mocno wzrosła!

Niby można czytać te trzy części serii o Garstce oddzielnie albo nawet wybiórczo, dla mnie jednak urok serii tkwi w fakcie, że można powrócić do bohaterów i przeżywać z nimi kolejne przygody. Wprawdzie można zorientować się w fabule nie czytając poprzednich tomów, ale robiąc to chronologicznie, czytelnik ma bazę i jakoś pełniej odbiera poszczególne wątki. Zdecydowanie więc polecam zapoznać się z całością. Każda z części ma trochę inny charakter. Po sensacji z nutką komedii i romantycznej zaangażowanej społecznie obyczajówce przyszedł czas na kryminalną zagadkę. „Denat wieczorową porą” swoim klimatem mocno przypomina twórczość Agathy Christi…

Koniec roku w pensjonacie Marii Garstki to czas wytchnienia i mini urlopu po pracowitym sezonie. To taki czas zarezerwowany na goszczenie tylko najbliższych. Mały wyjątek zrobiony zostaje dla gościa bez rezerwacji, który zjawia się niespodziewanie. Elegancka i specyficzna „turystka” okazuje się dawną mieszkanką Ustki i potrzebuje pokoju zaledwie na kilka nocy. Nie wydaje się być uciążliwym lokatorem, więc życie zdaje się iść swoim zwyczajnym torem. Może poza niewielką scysją w sklepie między Marią a podchmielonymi braćmi, którzy nieraz nachodzili jej pensjonat. No i może pomijając konieczność „ratowania” przyjaciółki z rąk nadopiekuńczej rodziny. Aaa... no i może jeszcze gdyby nie nagły przyjazd zrozpaczonej wnuczki Moniki, która ma jakieś swoje tajemnice z najlepszą kuzynką Magdą. Ot taka„zwyczajna”-niezwyczajna garstkowa codzienność.

I właśnie w tym czasie kilku bohaterów książki otrzymuje anonimowe zaproszenie na Bal Tajemnic, który ma się wkrótce odbyć w Uroczysku. Ponieważ każdy z jego uczestników marzy o jakiejś odmianie, w lesie po zachodniej stronie Ustki zjawiają się wszyscy zaproszeni. Mimo obaw, ciekawość bierze górę. Jakie tajemnice z przeszłości wyjdą na jaw i co łączy Marię, jej przyjaciółkę Anielę, miejscową lekarkę i księdza Marka czyli syna Marii oraz jego zwierzchnika z policji i nową lokatorkę pensjonatu „Pod wielką niedźwiedzicą”? Jakim kluczem kierował się organizator balu?

W przypadku serii o Garstce zupełnie nie jestem obiektywna w swojej opinii. Ustka oczarowała mnie już dawno i właśnie ta sympatia do miasteczka wpływa całkowicie na mój stosunek do książek Jadowskiej. Owszem, styl pisarski jest bardzo dobry, humor również, ale nie oszukujmy się – fabuła bywa dość naiwna i raczej przewidywalna. To wszystko nie przeszkadza mi jednak w lekturze, która i tak sprawia mi wielką frajdę, gdyż ponownie mogę powrócić na moje ulubione nadmorskie plaże. Lekka, miejscami dowcipna powieść kryminalna – idealna na urlop (np. w Ustce) lub chociaż na jego wspomnienie. Dla fanów Jadowskiej oraz miłośników Ustki lektura obowiązkowa. Dla czytelników eksperymentujących, również będzie to dobry wybór. Po lekturze „Garstek z Ustki” już żaden pobyt w Ustce nie będzie taki sam! ;)

piątek, 3 września 2021

„Pomiędzy siostrami” - Kristin Hannah

Wydawnictwo: Świat Książki
Tytuł oryginału: Between Sisters
Data wydania: 30 czerwca 2021
ISBN: 9788381394031
Liczba stron: 464

Niezmiennie cieszę się z kolejnych książek Kristin Hannah, które mam okazję przeczytać. Wiadomo, że każda fabuła jest zupełnie inna, jednak wszystkie jej powieści są bardzo spójne, by nie powiedzieć, podobne do siebie. Mam na myśli ich charakter, klimat i styl. Dla autorki niezwykle istotna jest rodzina i relacje międzyludzkie, co właściwie jest clou jej książek. I ponownie mamy bardzo emocjonującą i poruszającą najczulsze struny opowieść o dwóch siostrach. Pełną dramatyzmu i chwytającą za serce.

Megann i Claire wychowywały się… to chyba nieodpowiednie określenie, gdyż matka-aktorka na wychowanie raczej nie miała czasu… pochodziły ze specyficznej rodziny. Starsza siostra przez wiele lat troskliwie opiekowała się młodszą pod nieobecność rozrywkowej matki. Jednak w momencie kiedy sytuacja ją przerosła, postanowiła zwrócić się o pomoc do ojca Claire. Uważa to jednak za swój największy błąd, gdyż relacje między siostrami zmieniły się wtedy diametralnie. W ich skutek obie poszły swoimi, zupełnie innymi drogami. Megann jest dziś rozchwytywaną prawniczką specjalizującą się w rozwodach i zarabiającą krocie. Claire samotnie wychowuje córeczkę i prowadzi z ojcem camping w malowniczym miasteczku. Stosunki między nimi są dość formalne i oficjalne. Dzwonią do siebie z okazji urodzin i świąt. I jedyną rzeczą, która je obecnie łączy poza mglistym wspomnieniem ich wspólnego dzieciństwa, jest obustronny żal. Wydarzy się jednak coś, co sprawi, że będą miały szansę, by zbliżyć się do siebie i, być może, odbudować dawne relacje. A na pewno, by zacząć więcej ze sobą rozmawiać, a nie tylko mówić do siebie.

Książki Hannah lubię z jeszcze jednego powodu. Chociaż fabuła jest bardzo wartka i intrygująca, co powoduje, że niezwykle szybko się je czyta, to poruszają bardzo wiele wątków i tematów. W tych powieściach po prostu bardzo dużo się dzieje i w zasadzie wszystkie te pojedyncze historie są bardzo wyczerpująco opisane – autorka nie pozostawia niedosytu, a „doinformowany” czytelnik czuje zadowolenie z finału. „Między siostrami” to powieść obyczajowa dotycząca przede wszystkim relacji dwóch sióstr, ale łączy się ona nierozerwalnie także z relacją miedzy matką i dziećmi. Jedna wpływa na drugą, a wszystkie determinują przyszłość bohaterek. Oczywiście, to również książka o miłości – siostrzanej, rodzicielskiej, przyjacielskiej i tej romantycznej między kobietą i mężczyzną. Nie zawsze ze szczęśliwym finałem, jednak zawsze bardzo żarliwej, ogromnej i prawdziwej.

Poza tym książki Hannah to cudowni bohaterowie, którzy nie pozostają obojętni, lecz wzbudzają w czytelniku bardzo konkretne i intensywne emocje. Może niekoniecznie (w większości przypadków) czytelnik się z nimi utożsamia, ale z pewnością mocno im kibicuje i z przeżywa ich radości i smutki. To bohaterowie, których ciężko pożegnać po przeczytaniu ostatniej strony. Mają w sobie coś takiego, że przywołują wspomnienia innych postaci, z innych książek autorki, więc jest szansa, że za jakiś czas „objawią” się w swojej lekko zmienionej wersji. Co też jest miłe.

Bardzo emocjonalnie napisana powieść o sile sióstr, o poświęceniu, o mocy rodziny i przede wszystkim o miłości. Wzruszająca, trzymająca w napięciu, ale i dająca nadzieję. Zwykła-niezwykła obyczajówka, która gra na uczuciach jak na harfie, poruszając wiele strun. Dla mnie świetna i odmienna rozrywka. Polecam fanom autorki.

poniedziałek, 30 sierpnia 2021

„Arena szczurów” - Marek Krajewski

Cykl: Edward Popielski (tom 7)
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 21 września 2015
ISBN: 9788324038732
Liczba stron: 320

„Arena szczurów” to póki co najbardziej brutalny, drastyczny i mroczny kryminał retro autorstwa Marka Krajewskiego jaki czytałam do tej pory. Autor przyzwyczaił swoich czytelników, że świat jaki kreuje w książkach jest bestialski, zdegenerowany i okrutny, ale tym razem zaskoczył chyba wszystkich. Takich zwyrodnialców karty fikcyjnej prozy nie widziały dawno. Autentycznie, podczas czytania można dostać dreszczy i przymknąć oczy, by nie widzieć wyraźnie tych wszystkich potworności. Do tego, subtelniejszy do tej pory Popielski, mocno upodobnił się do swojego kolegi po fachu czyli Mocka. Czasem musiałam sobie przypomnieć, którą serię czytam.

Akcja „Areny szczurów” toczy się ponownie na dwóch płaszczyznach czasowych. Współcześnie, w ręce syna Popielskiego – Wacława Remusa trafia m.in. kolejny tom pamiętników ojca. Ma się z nich dowiedzieć nie tylko jak po wojnie mijały Popielskiemu lata w Darłowie, gdzie dla ochrony własnego życia przyjął nową tożsamość i nauczał matematyki oraz łaciny w lokalnej szkole. Popielski wyjawi w nich również kulisy okrutnych zbrodni, jakie miały wtedy miejsce w nadmorskim miasteczku i swój udział jaki przypadł mu – z racji niechlubnej przeszłości – w wytropieniu bestii siejącej postrach szczególnie wśród kobiet. Decydując się na pomoc lokalnej społeczności, którą zaczął darzyć szczerą sympatią, nie przypuszczał, że w tej całej grze z łowcy stanie się ofiarą i na własnej skórze odczuje okrucieństwo, jakiego doświadczały ofiary bestii. A nawet o wiele potworniejsze potworności…

Tak więc rok 1948 przenosi czytelników do rządzonego przez czerwoną armię Darłowa, które roi się od agentów UB. Niemcy, którzy zostali jeszcze na tych terenach, sprowadzani są przez „wygranych” do roli „podludzi”. Polakom wiedzie się lepiej, chociaż nie są to oczywiście upragnione przez wszystkich spokojne czasy wolności. Mimo to Popielski, którego znają wszyscy jako Antoniego Hrebeckiego, prowadzi błogie, uporządkowane i spokojne życie. Do czasu, kiedy w mieście pojawiają się kolejne ofiary gwałciciela gryzącego kobiety i zarażającego je trucizną, tak, że nieuchronna śmierć przychodziła szybko lecz boleśnie. Natura wygrywa z monotonią zwykłego życia i Popielski jeszcze raz staje do walki.

Wartka akcja wciąga już od pierwszej strony. Autor z każdym kolejnym rozdziałem rozbudza ciekawość czytelników, którzy niecierpliwie przekładają kartki książki. Ten thriller sensacyjny bije na głowę wszystkie poprzednie powieści Krajewskiego. Nie tylko brutalność i okrucieństwo są tu podniesione do potęgi, również historia jest bardziej niż zazwyczaj naszpikowana licznymi zwrotami akcji i zaskoczeniami. Świetna, emocjonująca, wywołująca dreszcze, ale i inteligentna rozrywka z ukrytym dnem i kontynuacją wątku głównego, rozpoczętego we wcześniejszych częściach. Misję ma tu nie tylko Popielski, ale i jego syn, który kiedyś dostał do rozwiązania pewną zagadkę. Czy Wacław udowodni, że zasługuje na miano „syna swojego ojca”? Polecam! Miłośnicy gatunku będą w siódmym niebie!