sobota, 29 grudnia 2018

„Imię Pani” – Krzysztof Koziołek

Wydawnictwo: Manufaktura Tekstów 
Data wydania: 22 listopada 2017
ISBN: 9788394588076
Liczba stron: 334

Bardzo lubię gatunek literacki jakim jest kryminał retro. Traktuję go jako przerywnik pomiędzy innymi – bardziej wymagającymi lekturami – jako dobrą rozrywkę z dreszczykiem. Dlatego z wielką przyjemnością, regularnie wracałam do serii Krajewskiego o Mocku. Niestety po przeczytaniu ostatniej części trzeba było jakoś zapełnić tę lukę. I wtedy pojawiły się kryminały retro i zarazem powieści historyczne autorstwa Krzysztofa Koziołka. „Imię Pani” to póki co ostatni kryminał retro na koncie tego autora, ale na szczęście niebawem wydany będzie kolejny, na co czekam z wielką niecierpliwością.

Głównym bohaterem książki, której akcja toczy się na przełomie 1934 i 1935 roku, jest komisarz kryminalny Gustav Dewart. Po dość traumatycznych osobistych przeżyciach, za namową swojego wuja, szuka ukojenia w opactwie benedyktynów w miejscowości Grüssau (obecnie Krzeszów), gdzie spędza zimowy urlop. Kolejne nudne dni przerywa jednak nietypowy „wypadek”, w którym ginie jeden z mnichów. Jedna śmierć to może być nieszczęśliwy zbieg okoliczności, ale gdy pojawiają się kolejne, to już nie może być zwykły przypadek. By przestać myśleć o swoich problemach, Dewart rozpoczyna nieformalne śledztwo. Nie będzie łatwo, gdyż nie działa na swoim terenie, a nikt nie lubi, kiedy mu się miesza szyki…

Muszę przyznać, że akcja kryminału rozwija się dość powoli, ale gdy przebrniemy przez dość oporny początek, jest już tylko lepiej. Czytelnik wciąga się w intrygę i z wypiekami na twarzy śledzi kolejne elementy dość skomplikowanej układanki. Autor systematycznie serwuje zaskakujące zwroty akcji, co jest zdecydowanie urozmaiceniem, wydawałoby się, dość przewidywalnej fabuły. Dodatkową zaletą „Imienia Pani” jest jej historyczny charakter. Koziołek sporo pisze o miejscu, w którym rozgrywa się akcja, przytaczając fakty historyczne i geograficzne, co pozwala czytelnikowi dobrze poznać ten rejon Polski. Co prawda niektórzy zarzucają, autorowi, że wykorzystuje w swojej powieści fragmenty niczym z przewodnika turystycznego, jednak uważam, że całość jest bardzo spójna i dokładne nakreślenie miejsca akcji, czy też śledztwa, jest jak najbardziej wskazane. Dzięki temu każdy, kto czyta książkę, może „zobaczyć” na własne oczy to, co widział Dewart.

Może nie jest to mój ulubiony kryminał retro Krzysztofa Koziołka, ale czytało mi się go z wielką przyjemnością i bardzo chętnie spotkam się z Gustavem Dewartem po raz kolejny. Bo coś mi mówi, że ten bohater pojawi się jeszcze nie raz na kartach kolejnych książek Koziołka. Dobra, lekka rozrywka. Polecam szczególnie gustującym w intrygach kryminalnych i powieściach retro.

środa, 26 grudnia 2018

„Gra anioła” – Carlos Ruiz Zafon

Cykl: Cmentarz Zapomnianych Książek (tom 2) 
Wydawnictwo: Muza
Tytuł oryginału: El Juego del Angel
Data wydania: listopad 2008
ISBN: 9788374956000
Liczba stron: 608

Sięgając po „Grę anioła” przeczuwałam, że ta książka – podobnie jak pierwsza część cyklu „Cmentarz zapomnianych książek” – przypadnie mi do gustu. I tak też się stało – ponownie całkowicie uległam czarowi Zafona, który na kilka dni przeniósł mnie do wyjątkowego i czarującego świata wykreowanego na kartach swojej książki. Było to drugie – dość późne, ale i niezwykle udane spotkanie z Carlosem Ruizem Zafonem, którego długo nie zapomnę. 

Tym razem akcja powieści toczy się wcześniej niż wydarzenia opisane w „Cieniu wiatru”. Przenosimy się więc do Barcelony i lat 20-tych XX wieku, by poznać Davida Martina – początkującego pisarza, któremu magiczny świat książek pokazał nie kto inny jak właściciel niezwykłego antykwariatu czyli Sempere – ojciec. Ich długoletnia przyjaźń zrodziła się w dniu, kiedy mały David, chcąc uratować ukochaną książkę, zwrócił się do jedynego człowieka, na którym mógł polegać i którego darzył zaufaniem, a ten zaoferował schronienie, oczywiście nie tylko jego lekturze, ale i chłopcu…
Gra anioła” to jednak nie tylko historia o przyjaźni z książkami w tle. To opowieść o pisarzu, który otrzymuje bardzo kuszącą ofertę stworzenia książki jakiej jeszcze nie było – dzieła jego życia, za które dodatkowo otrzyma niewyobrażalnie wysoką sumę pieniędzy, ale i pewien o wiele większy dar. I w momencie kiedy David przyjmuję tę niezwykle intratną ofertę zaczynają się dziać niewyobrażalne rzeczy, których wcześniej w ogóle nie wziął pod uwagę. Jednak „gentlemen's agreement” nie można złamać…

W powieściach Zafona najbardziej chyba lubię ich wielowątkowość. Nie da się w zaledwie kilku słowach streścić o czym one opowiadają. To wszystko sprawia, że obcowanie z nimi jest niepowtarzalną przygodą, która co jakiś czas, regularnie serwuje czytelnikowi kolejną niespodziankę w postaci nieoczekiwanego zwrotu akcji lub znaczącego i budzącego wiele emocji bohatera, które jednocześnie balansują całą historię, kiedy wydawać by się mogło, że nastąpił przepych pewnych np. tragicznych elementów.

Zafon to niekwestionowany mistrz słowa i opowieści. Do tego jego poetyckie opisy i wysublimowany język potrafią kreować olśniewające historie, które wręcz przykuwają do siebie czytelnika i nie pozwalają odłożyć mu książki „na później”. Zasada „jeszcze tylko jeden rozdział” idealnie sprawdza się w przypadku tych utworów.

Ten, kto lubi w książkach wartką akcję, intrygę, zagadkę, ale i tragedię przeplatającą się z romansem na pewno nie pożałuje, że sięgnął po „Grę anioła” – wielowymiarową i fantazyjną grę, z osobliwym i niebywałym, ale zadowalającym nawet najbardziej wybrednego czytelnika finałem! Polecam! Świetna rozrywka na wysokim poziomie.

środa, 19 grudnia 2018

„Cień pisarza” – Philip Roth

Wydawnictwo: Tenten 
Tytuł oryginału: The Ghost Writer
Data wydania: 1991
ISBN: 8385477039
Liczba stron: 136

 „Cień pisarza” to pierwsza książka Philipa Roth’a, którą rozpoczyna on serię o Nathanie Zuckermannie – młodym pisarzu stojącym u progu kariery, łudząco przypominającym z resztą samego Roth’a. W tym utworze, który określiłabym raczej jako nowelę, a nie powieść opisane jest spotkanie Nathana z jego literackim idolem – starszym pisarzem żydowskiego pochodzenia odnoszącym sukcesy na rynku, który zaprosił go do swojego zacisznego domu. Podczas spotkania koledzy po fachu nie tylko wymieniali poglądy na temat literatury, poruszali również bardziej osobiste tematy. W czasie pobytu na wsi Nathan ulegnie jednak nie tylko czarowi swojego wzoru, ale i jego młodej asystentce, która chwilowo rezyduje u swojego byłego wykładowcy. Poza tym będzie on również świadkiem pewnego rodzinnego dramatu, który rozegra się niespodziewanie na jego oczach…

Książka ta jak i inne autorstwa Philipa Roth’a nie jest oczywiście wierną autobiografią, ale można się w niej doszukać sporo wątków autobiograficznych, co bardzo lubię w twórczości tego autora. To tak jakby we wszystkich jego utworach doszukiwać się kolejnych kawałeczków większej układanki. Ponieważ właściwie każdorazowo przemyca on przede wszystkim w głównych postaciach (chociaż w drugoplanowych czasem też) sporo siebie, odnoszę wrażenie, jakbym za każdym razem spotykała się z tym samym bohaterem będącym zarazem samym Rothem – tylko w różnych okolicznościach i na różnych etapach jego rozwoju – osobistego czy też zawodowego. Niemniej jednak jest to bardzo interesujące i miłe wrażenie.

Co mnie tym razem pozytywnie zaskoczyło w książce Philipa Roth’a to fakt, że dość mocno, ale i oryginalnie rozbudował on postać młodej kobiety. Jej historia była bardzo zaskakująca i ożywcza dla całej fabuły, ale nie chcę zdradzać więcej w tej kwestii, by czytelnicy mogli sami docenić fantazję autora i mieć małą niespodziankę podczas czytania. Zazwyczaj autor skupia się jednak tylko na głównej postaci męskiej, wokół której przemykają inne – mniej znaczące. W przypadku „Cienie pisarza” postać Amy można by chyba jeszcze bardziej rozbudować rozwijając jej historię.

Poza tym Philip Roth jak zawsze akcentuje w książkach swoje żydowskie pochodzenie i pisze również o stosunku gojów do społeczeństwa żydowskiego. Poruszany jest temat zarówno Żydów którym udało się (bądź niestety nie) przeżyć dramat holocaustu i obozów koncentracyjnych, ale i takich, którzy przeżyli Drugą Wojnę Światową spokojnie i bezpiecznie na innym kontynencie nie odczuwając właściwie żadnych skutków tej przerażającej tragedii.

„Cień pisarza” to książka odsłaniająca wiele tajników zawodu pisarza, jest więc nie lada gratką dla tych, którym marzy się kariera literacka. Jednak oczywiście docenią ją także inni czytelnicy, którzy wolą pozostać „po prostu” przy delektowaniu się samym czytaniem. To Roth niezmiennie doskonały i w świetnej formie! Polecam i szykuję się już na kolejne książki z cyklu o Nathanie Zuckermannie.

niedziela, 9 grudnia 2018

„Biała gwardia” – Michaił Bułhakow

Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Tytuł oryginału: Бeлaя гвapдия
Data wydania: 1989
ISBN: 8306018311
Liczba stron: 248

Po „Białą gwardię” sięgnęłam zainspirowana „Dziennikami Mistrza i Małgorzaty”, w których cały czas powracał temat tej książki. Wydawałoby się, że dość kontrowersyjnej, a na pewno problematycznej i ważnej dla autora. Była ona jednym z niewielu utworów Bułhakowa, które ukazały się drukiem za jego życia. Niepełną wersję powieści opublikowano cztery lata po jej napisaniu, czyli w 1925 r., w czasopiśmie „Rossija”. Niestety, wydawnictwo zostało zlikwidowane zanim ukazała się całość „Białej gwardii”. Natomiast rękopis został wywieziony za granicę bez wiedzy autora, gdzie tłumaczono go na różne języki, po uprzednim dopisaniu zakończenia. Bułhakow przez wiele lat sądził się z oszustami podszywającymi się pod jego zagranicznych impresariów i regularnie okradającymi go z tantiem.

„Biała gwardia” to przede wszystkim książka historyczna, w której Bułhakow, niczym kronikarz, opisuje wydarzenia, których był świadkiem – ucieczkę wojsk niemieckich z Ukrainy w grudniu 1918 r. oraz zajęcie Kijowa przez wojska Dyrektoriatu, na których czele stał okrutny ataman Semen Petlura. Pośród wojskowej scenerii, pełnej wybuchu dział artyleryjskich i walk ulicznych, Bułhakow umieszcza rodzinę Turbinów wzorowaną na bliskich mu osobach – inteligentów, których sytuacja zmusiła do natychmiastowego przyodziania mundurów i stawienia się w sztabie wojskowym, by bronić Miasta.

Muszę przyznać, że tym razem lektura Bułhakowa nie była taką przyjemnością jak w przypadku innych jego utworów, oczywiście z „Mistrzem i Małgorzatą” na czele. Problematyka i sposób jej przedstawienia były mało przyjazne czytelnikowi – przynajmniej takiemu, który nie gustuje w książkach historycznych dotyczących Rosji i Ukrainy. Niestety, pojawiały się męczące dłużyzny, które chciałam mieć jak najszybciej za sobą. Dużo bardziej do gustu przypadł mi wątek stricte związany z rodziną Turbinów. Losy Heleny i jej dwóch braci oraz bywających w ich rodzinnym domu przyjaciół były ciekawe, podobnie jak same postacie – niestety zdominowane przez epizody historyczne, których miałam przesyt.

Tym razem polecam książkę tylko i wyłącznie miłośnikom Bułhakowa, którzy chcą (i powinni) poznać twórczość Mistrza kompleksowo oraz amatorom historii rosyjsko-ukraińskiej, którzy będą w stanie dostrzec walory „Białej gwardii”.