środa, 23 stycznia 2019

„Kiedy była dobra” – Philip Roth

Wydawnictwo: Rebis 
Tytuł oryginału: When She Was Good
data wydania: 1995
ISBN: 8371201923
liczba stron: 332

„Kiedy była dobra” to pierwsza książka Philipa Rotha, która niestety nie wywarła na mnie pozytywnego wrażenia. Może dlatego, że należy do początkowej fazy jego twórczości? A może dlatego, że jest ona jedyną, której główną bohaterką jest młoda kobieta i  – rzecz jasna – czytelnik nie może utożsamiać tej postaci z alter ego pisarza – tak często spotykanym w jego powieściach. Uważam, że akurat wątki autobiograficzne w twórczości P. Rotha są bardzo ciekawym elementem jego książek.

Powieść ta opowiada o młodej amerykance wychowanej na Środkowym Zachodzie, w pierwszej połowie XIX wieku. W zasadzie książka jest opowieścią o niej, na różnych etapach jej dość krótkiego życia, ale i przedstawiona z różnych perspektyw. Jeśli Roth chciał uchwycić w tej powieści obraz społeczeństwa z dawnych lat, to mu się bez wątpienia udało. Chociaż sądząc po opisie z okładki, spodziewałam się po tej pozycji jednak czegoś więcej.

Lucy jest bardzo zasadniczą osobą, dla której prawda i moralność to wartość największa i przedkładana ponad wszystko. Jej przesadna surowość w odniesieniu do zasad moralnych i obyczajów niemal zakrawa na obłęd. Oczywiście uważa, że to ona jest nieomylna i tylko to co myśli jest jedynym słusznym rozwiązaniem, które zresztą próbuje narzucić wszystkim w swoim otoczeniu. To wszystko sprawia, że nie sposób nie tylko utożsamiać się z tą postacią czy darzyć ją sympatią, ale też czytanie o niej jest niezmiernie męczące i wręcz toksyczne.

Do tego dochodzi bardzo długi, bo praktycznie na 1/3 treści „wstęp” do całej historii, podczas czytania którego zastanawiałam się nieraz, czemu ma on właściwie służyć. Dalej, minimalne zaciekawienie, jak doszło właściwie do tak tragicznego finału historii, ponieważ już na samym początku poznajemy również zasadniczego dziadka Lucy, który odwiedza jej grób i dopiero później przenosimy się w przeszłość - aż do jej dzieciństwa, poznając po kolei całą historię. Wreszcie – dosłownie na ostatniej stronie książki – finał – niestety rozczarowujący, bo taki nijaki…

Fakt – już jakiś czas temu chciałam poznać twórczość Philipa Rotha kompleksowo i pewnie prędzej czy później i tak sięgnęłabym po tę powieść, ale z czystym sumieniem stwierdzam, że cieszę się, iż mam to już za sobą i się nie powtórzy. Zdecydowanie bardziej trafia do mnie seria z Zuckermannem. Nie polecam, chyba że ktoś znalazł dla siebie cokolwiek interesującego w mojej opinii i mimo wszystko zaciekawiła go ta książka.

piątek, 18 stycznia 2019

„Nie pozwól mi umrzeć” – Krzysztof Koziołek

Wydawnictwo: Manufaktura Tekstów 
Data wydania: 28 listopada 2018
ISBN: 9788394955724
liczba stron: 393

Ze wstydem muszę przyznać, że trochę ociągałam się zanim sięgnęłam po współczesny thriller medyczny Krzysztofa Koziołka pt.: „Nie pozwól mi umrzeć”. Uwielbiam jego kryminały retro, klimat tamtych lat, porywającą fabułę z historią w tle. Jednak inny typ powieści wcale nie znaczy gorszy. Co więcej – książka spodobała mi się już od pierwszych stron i spowodowała, że nie mogłam się od niej oderwać przez 3 dni. Teraz już chyba na każdą kolejną książkę Koziołka będę czekać z wielką niecierpliwością.

Na początku książki czytelnik poznaje trzy oddzielne historie trójki bohaterów, którzy pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego. Rozdziały naprzemiennie opisują więc losy około 40-letniej rozwódki z Poznania, która nie ma najlepszego czasu przed sobą, jednak tę największą tragedię już przeżyła i nie był nią wcale rozwód, ale czy poradziła sobie z nią? Dalej poznajemy perypetie młodego mężczyzny z Wrocławia, który usiłuje zgłosić na policję nietypowe zaginięcie żony, jednak nikt nie dowierza jego opowieści. Jest też policjant z Zielonej Góry, który podczas przymusowego urlopu zostaje poproszony przez kolegę z dawnych lat o pewną przysługę… Jak można się domyślać tych troje spotka się wcześniej niż możemy przypuszczać. Co ich połączy i jaki będzie finał tej przygody? Wspomnę tylko, że pojawi się prywatne śledztwo na granicy prawa, morderstwa, zemsta, prowokacje, mistyfikacje.., a to wszystko w słusznej sprawie!

„Nie pozwól mi umrzeć” to porywająca powieść, z dynamiczną akcją i doskonale stopniowanym napięciem. Czytelnika czeka niejedna niespodzianka i to w momencie, kiedy wydawałoby się, że punkt kulminacyjny mamy już za sobą. Fabuła rozgrywa się wokół bardzo aktualnego problemu dotyczącego szczepień i związanych z nimi koncernów farmaceutycznych czerpiących z całego procederu niewyobrażalne zyski. W tym miejscu należą się słowa uznania dla autora, który wykazał się niesamowicie rzeczowym i dogłębnym research’em zagadnień medycznych – merytoryczna strona książki robi naprawdę duże wrażenie! Co prawda zwolennicy szczepień mogą zarzucać autorowi jednostronność, ale nie zawsze prawda leży pośrodku.

Jeśli już jestem przy samym autorze to niezmiernie miło mi jest również stwierdzić progres w jego twórczości. Warsztat pisarski z każdą kolejną książką staje się coraz lepszy – życzę w dalszym ciągu takiego rozwoju zawodowego! Chyba żadna z dotychczasowych powieści nie była napisana w tak dobrym stylu. Zresztą dużym plusem są też pojawiające się co jakiś czas elementy humorystyczne, które rozładowują napięcie i powodują, że czytelnik może chociaż na chwilę odetchnąć i przestać „obgryzać paznokcie” ze zdenerwowania. ;)

Ciekawe czy jeszcze kiedyś na kartach książek Koziołka spotkamy Dalię Chybę, Damiana Sarana czy też Ryszarda Grodzkiego. Chyba można mieć nadzieję, ponieważ i tym razem pojawił się, co prawda epizodycznie, ale jednak, znany stałym czytelnikom dziennikarz Andrzej Sokół. Z pewnością byłoby to pasjonujące spotkanie – jak ze starymi przyjaciółmi „po latach”. Póki co pozostają mi tylko wspomnienia, a tym, którzy jeszcze nie czytali – okazja do super rozrywki na najwyższym poziomie i to z przesłaniem – ku przestrodze. Bo jak brzmi ostatnie zdanie powieści: wszystkie wydarzenia w tej książce są co prawda fikcyjne, ale w każdej chwili mogą się wydarzyć. Szczerze polecam!

poniedziałek, 14 stycznia 2019

„Psie serce” – Michaił Bułhakow

Wydawnictwo: Wydawnictwo Iskry 
Tytuł oryginału: Собачье сердце
Data wydania: 1989
ISBN: 83-207-1202-5
Liczba stron: 96

„Psie serce” to nowela z 1925 roku, która przeczekała aż 63 lata zanim wydano ją w ojczyźnie autora.

Jest to satyryczna opowieść o moskiewskim profesorze, który przeprowadził próbę przeszczepienia psu ludzkiej przysadki mózgowej i jąder, co miało doprowadzić do odmłodnienia organizmu. Nietypowych skutków swojego eksperymentu Filip Filipowicz nie przewidział jednak w najśmielszych snach. Otóż Szarik zaczął przeistaczać się w człowieka, przejmując przy tym najgorsze cechy charakteru dawcy organów i przysparzając swojemu „panu” licznych kłopotów. I tak z ufnego, potulnego i poczciwego psiaka, stał się nie tylko aroganckim złodziejem, alkoholikiem i prostakiem, ale i donosicielem, który „pokąsał karmiącą go rękę”. Jednak profesor i na to znalazł sposób!

Bułhakow w tym krótkim, ale bardzo dowcipnym opowiadaniu przedstawił pierwsze lata po rewolucji, ukazując w krzywym zwierciadle absurdy dnia codziennego. Groteskowo i zabawnie ukazał sytuację w Rosji, która w żadnym wypadku nie była wesoła.  Jednocześnie „Psie serce” obrazuje pogląd Bułhakowa, który mówi tak ewolucji, a nie rewolucji. Przestrzega też przed bezkarną ingerencją w prawa natury, która wielce prawdopodobne, obróci się przeciwko eksperymentującym.

Jeśli chodzi o krótkie formy Bułhakowa to „Psie serce” podobało mi się o wiele bardziej niż np. „Fatalne jaja”. Pełna wielu złotych myśli oraz zabawnych psich przemyśleń opowieść wywołująca mimo wszystko uśmiech na ustach. Bułhakow w najlepszym gatunku! Szczerze polecam!

piątek, 11 stycznia 2019

„Sylvia Plath w Nowym Jorku. Lato 1953 r.” – Elisabeth Winder

Wydawnictwo: Marginesy 
Tytuł oryginału: Pain, Parties, Work: Sylvia Plath in New York, Summer 1953
Data wydania: 13 maja 2015
ISBN: 9788364700378
Liczba stron: 320


Mam trochę mieszane uczucia po przeczytaniu książki Elisabeth Winder pt.: „Sylvia Plath w Nowym Jorku. Lato 1953 r.”. Absolutnie nie żałuję, że sięgnęłam po tę pozycję, gdyż zawsze czytając książki staram się znajdować w nich pozytywy, nawet jeśli mijają się z moim wyobrażeniem o nich, jednak czytelnicy, którzy nastawiali się na biografię lub ładny wycinek biografii Sylvii Plath, mogą czuć się w pewnym stopniu zawiedzeni.

Książka Winder to właściwie zbiór retrospekcji dotyczących tamtego lata w 1953 roku, kiedy Sylvia wraz z 19 innymi dziewczynami, które wygrały konkurs organizowany przez czasopismo „Mademoiselle”, przyjechały do Nowego Jorku na staż jako redaktorki gościnne. Przez miesiąc mieszkały razem w kultowym hotelu Barbizon oferującym gościnę tylko kobietom i pracowały nad jednym z numerów czasopisma. Zajmowały się zbieraniem materiałów np. podczas wywiadów ze znanymi osobistościami, pozowały do zdjęć, które miały się ukazać na łamach gazety, a po pracy korzystały z oferty kulturalno-rozrywkowej, którą oferowało im zarówno „Madmoiselle” jak i Nowy Jork. Książka powstała na podstawie relacji tej właśnie grupki kobiet, które wspominały młodzieńczą przygodę w Nowym Jorku oraz swoją przyjaciółkę wyróżniającą się dość mocno na tle grupy.

Mamy więc do czynienia  ze swoistym kolażem składającym się zarówno z opowieści o pracy przy numerze czasopisma – pełnym pikantnych ploteczek ale i emocjonujących wspomnień – oraz licznych dygresji autorki na temat nowojorskich realiów z 1953 roku. Autorka przy pomocy kompilacji postaci Sylvii oraz jej rówieśniczek tworzy portret typowej młodej kobiety stojącej u progu życia, mającej marzenia i plan na siebie oraz możliwości jego realizacji. Szansa, którą czasopismo regularnie oferowało gościnnym redaktorkom, była początkiem wielu karier. Ważne, by umieć tę okazję dobrze wykorzystać… To wszystko pozwala czytelnikowi wyrobić sobie bardzo dobry obraz na temat społeczeństwa i życia w jednej z bardziej znaczących i fascynujących amerykańskich metropolii, będącym niedoścignionym  marzeniem na przestrzeni wielu lat.