niedziela, 17 grudnia 2023

„Białe święta, zimny trup” – Iwona Banach

Wydawnictwo: Dragon
Cykl: Seria z trupem (tom 5)
Data wydania: 2023-10-11
Liczba stron: 320  
ISBN: 9788382743036

„Białe święta, zimny trup” to wczesny prezent gwiazdkowy, który otrzymałam od Wydawnictwa Dragon w ramach akcji recenzenckiej. Wprawdzie otrzymanie przesyłki z egzemplarzem recenzenckim zbiegło się z moim dość intensywnym prywatnym czasem, jednak udało mi się zdążyć z opinią jeszcze przed świętami.

Wyżej wspomniana powieść to już piąta część cyklu pt.: Seria z trupem. Niestety, wcześniej w moje ręce nie trafiła żadna książka autorstwa Iwony Banach. Również z tego względu chętnie sięgnęłam po tę – dla mnie – nowość. Radość i zapał były tym większe, iż tematyka nawiązuje do tych najszczęśliwszych, najbardziej spektakularnych i klimatycznych świąt w roku. Uznałam, że lektura będzie niezłym wprowadzeniem do świątecznych przygotowań. Czy tak było?

„Białe święta, zimny trup” to komedia kryminalna, opowiadająca o dość nietypowych świętach rodziny, znanej bliżej z poprzednich części cyklu. Tym razem święta organizuje Emilia – szalona ciotka Magdy, która obsesyjnie szykuje się na apokalipsę, gromadząc wszelkie możliwe zapasy i udogodnienia „w razie końca świata”. Choinka więc będzie z metali i gwoździ, a smakołyki niczym nie przypominają 12 tradycyjnych potraw, ale można je przechowywać miesiącami i nic się z nimi nie dzieje – smak nie jest ani odrobinę gorszy, niż był na początku – jest dokładnie tak samo okropny. Nietypowe okoliczności przyciągają kolejne nietypowe wydarzenia. I tak, okazuje się, że w okolicy znaleziono trupa. Cała „impreza” świąteczna staje pod wielkim znakiem zapytania…

Zamysł autorki był wg mnie jak najbardziej trafiony. „Święta inaczej” mogły chwycić i nawet zachwycić. Kryminały ciągle cieszą się dużą rzeszą fanów. Do tego spora dawka humoru, który bardzo często doprowadzał do głośnych wybuchów śmiechu. Przepis na sukces. Jednak, jeśli chodzi o mój gust, to raczej zamiast świątecznych pyszności wyszedł mały zakalec. Najbardziej w całej powieści zabrakło mi dynamiki, co powodowało, że cała akcja wlokła się dość opornie. Nieraz odnosiłam wrażenie, że brakuje ciągłości między poszczególnymi wątkami. To wszystko sprawiło, że zaledwie 300-stronnicową książkę czytałam niemalże 3 tygodnie. Po prostu nie dało się szybciej. Niestety, finał nie zrekompensował poprzedzających go perypetii. Trudno. Może jestem zbyt wymagającym czytelnikiem, bo marudnym raczej nie… Niemniej jednak, miłośnikom autorki – przyzwyczajonym do jej stylu – może się podobać. Szczególnie w tym zimowo-świątecznym czasie. Dla mnie największym plusem była możliwość poznania przynajmniej niewielkiego wycinka twórczości nowej polskiej pisarki.