środa, 30 marca 2022

„Portret Doriana Graya” – Oscar Wilde

 

Wydawnictwo: Vesper
Seria: Klasyka grozy
Tytuł oryginału: The Picture of Dorian Gray
Data wydania:  2015-11-13
Liczba stron: 276
ISBN: 9788377312209

Przyszedł czas na tak lubianą przeze mnie klasykę i „Portret Doriana Graya” Oscara Wilde’a, na którego zwróciłam uwagę przy okazji czytania jego bajek. Postać autora jest porównywalnie kontrowersyjna do jego najbardziej znanego dzieła. Nie bez znaczenia jest tu fakt, iż to powieść pełna wątków autobiograficznych i ukrytych symboli nawiązujących do życia Wilda. Uważam za niezwykle ciekawe doszukiwanie się w tej książce właśnie tego drugiego dna.

„Portret Doriana Graya”, który namalował Bazyli Hallward to obraz przeklęty. Malarzowi udało się idealnie uchwycić piękno modela, który zafascynował go całą swoją osobą i niemalże całkowicie zawładną jego duszą. W dowód swojego uczucia Bazyli sprezentował obraz chłopakowi, który w złą godzinę wypowiedział swoje życzenie. Chciałby być wiecznie pięknym tak jak jego wizerunek na obrazie, nigdy się nie zestarzeć – tak jak obraz… Nie przypuszczał jakie konsekwencje będą miały te słowa.

Tą powieścią czytelnik się delektuje. Jest napisana w wyjątkowo klimatycznym stylu, oddając mroczny i poetycki charakter epoki. Historia Doriana fascynuje i budzi ogromną ciekawość, a jego kontrowersyjny portret psychologiczny przyciąga i nie pozostawia obojętnym. Zresztą wszystkie trzy główne postacie, czyli poza Dorianem – Bazyli oraz Henryk, są niezwykle zajmujące. A fakt, że wszystkie (chociaż tak różne) posiadają cechy autobiograficzne Wilde’a, podnosi atrakcyjność fabuły. Sam autor podkreślał, że „Portret” zawiera wiele z niego – Bazyli to postać, za którą się uważał; Henryk to ktoś, za kogo uważał go świat; natomiast kimś takim jak Dorian chciałby kiedyś być. Warto zwrócić uwagę na te słowa pisarza podczas czytania powieści.

„Portret Doriana Grauya” to powieść niezwykle oryginalna, odważna i przełomowa, która wywarła ogromny wpływ na życie jej autora. Niestety, niekoniecznie w tym pozytywnym znaczeniu. Zapewne gdyby nie ona, nie musiałby ponosić tak tragicznych konsekwencji swoich życiowych wyborów. „Portret…” to powieść o sztuce, pięknie, kulcie młodości, fascynacji i obsesji. „Portret…” to powieść uniwersalna i niezwykle aktualna, szczególnie obecnie w czasach kultu piękna, kiedy wielu uważa, że to piękno wzbogaca i czyni człowieka lepszym. Warto skonfrontować swoje wyobrażenia z historią Doriana Graya.

Klasyka, którą polecam. Pełna symboli i ukrytych znaczeń, którą warto przeczytać po szczegółowym zapoznaniu się z biografią autora. To książka, która zostanie z czytelnikiem jeszcze długo po przeczytaniu.

wtorek, 22 marca 2022

„Bibliotekarka z Paryża” – Janet Skeslien Charles

Wydawnictwo: WAM, MANDO
Tytuł oryginału: The Paris Library
Data 1. wydania: 2020-02-02
Liczba stron: 432
ISBN: 9788327719089

Nie jest tajemnicą, że Paryż i Francja mnie fascynują. Z tego powodu bardzo często dostaję książki, których akcja toczy się właśnie w tych miejscach. Niektóre z nich nie są wprawdzie literaturą najwyższych lotów, jednak mimo wszystko paryski czar sprawia, że opowieść przypada mi do gustu. Przyznam się, że sięgając po „Bibliotekarkę z Paryża” sądziłam, iż będzie to właśnie takie „babskie czytadło”. Zaskoczenie było jednak pozytywne, gdyż powieść opiera się na faktach historycznych i (co najważniejsze) porusza bardzo nieznany wątek z okresu francuskiego ruchu oporu w czasie II wojny światowej.

Główną bohaterką książki jest Odile, młodziutka Francuzka, która po studiach stara się o wymarzoną pracę w Amerykańskiej Bibliotece w Paryżu. Ponieważ książki są jej pasją, udaje jej się otrzymać posadę. Zajęcie wypełnia jej niemal każdą wolną chwilę, angażuje się w nie całym sercem. Sytuacja polityczna sprawia, że zakres obowiązków poszerza się o nietypowe usługi. Bibliotekarze nie tylko będą starali się ukryć przed nazistami bardziej wartościowe egzemplarze, ale i dostarczać literaturę tym, którzy zostali wyłączeni z życia społecznego ze względu na swoje pochodzenie…

Życie biblioteczne to oczywiście tylko jeden z wątków poruszanych w tej powieści. A  muszę dodać, że grono bywalców Biblioteki Amerykańskiej jest bardzo różnorodne, oryginalne i bogate – dlatego podglądanie go jest niezłą zabawą. Bo mimo ogarniającej Europę wojny, wszyscy starają się żyć normalnie. Mają nie tylko swoje troski ale i radości, które pozwalają złapać trochę dystansu. To urzekająca opowieść o pasji, przyjaźni, miłości i człowieczeństwie w tych trudnych czasach.

Przyjaźń to w zasadzie drugi główny wątek tej książki i to przyjaźń łącząca pokolenia, gdyż fabuła „Bibliotekarki z Paryża” pisana jest dwutorowo. Większość rozdziałów dotyczy życia Odlie w czasie wojny. Jednak fabuła uzupełniona jest współczesnymi wydarzeniami, kiedy to mieszkająca w Ameryce ekscentryczna bibliotekarka w podeszłym wieku nawiązuje relację z nastoletnią sąsiadką zafascynowaną Francją. Nietypowa (chociaż prawdziwa) przyjaźń, z której obie strony czerpią bardzo dużo, rodzi się między nimi bardzo szybko.

Jedna z lepszych opartych na faktach powieści historycznych jakie czytałam w ostatnim czasie. Bardzo dobry styl tej początkującej autorki sprawił, że lektura była prawdziwą przyjemnością. Aż chce się więcej. Z ogromną chęcią przeczytam jej drugą opowieść „Moonlight in Odessa” jak tylko zostanie przetłumaczona na język polski. A zważając na obecną sytuację polityczną i fakt, że Janet Skeslien Charles nauczała dość długo angielskiego, francuskiego i kreatywnego pisania także w Ukrainie, może to być szybciej niż przypuszczałam.

środa, 16 marca 2022

„Błyskawica” – Kristin Hannah

Wydawnictwo: Da Capo
Seria: Nie chowaj tej książki przed żoną! I tak kupi sobie nową!
Tytuł oryginału: When lightning strikes
Data wydania: 1994-01-01
Liczba stron: 364
ISBN: 8371575637

„Błskawica” to jedna ze starszych książek Kristin Hannah, którą udało mi się kupić na aukcji. Mój egzemplarz jest stary, wyplamiony, ma pożółkłe kartki i pieczątki biblioteczne. Książka po przejściach, jednak zupełnie mi to nie przeszkadzało. Nawet stwierdzam, że idealnie pasowało właśnie do tej powieści. Powieści zupełnie innej niż wszystkie Hannah, które dotychczas przeczytałam. Nie spodziewałam się, że autorka sięgnie po takie gatunki jak western czy fantasy, a to wszystko, poza typową powieścią o miłości, znajdziemy właśnie w „Byskawicy”.

Główną bohaterką książki jest Lainie – autorka poczytnych romansów, która swoim wizerunkiem i zachowaniem raczej pasowałaby do typowej gwiazdy rocka. Cała ta otoczka jest jednak klasyczną maską, za którą kobieta może się schować. Na fakt, że wybudowała wkoło siebie wysoki mur składają się traumatyczne zdarzenia z przeszłości. Nie dopuszcza do siebie w zasadzie nikogo poza swoją agentką i córką, która jest dla niej całym światem. Pewnego burzowego wieczoru, gdy Kelly była na szkolnej wycieczce, Alaine postanawia zająć się pracą. Włącza więc komputer by kontynuować pisanie westernu. Po chwili słyszy huk towarzyszący błyskowi. W końcu zasypia. Budzi się wypoczęta jak nigdy wcześniej i znajduje się... w miasteczku na dzikim zachodzie. Po chwili dochodzi do niej, że jest świadkiem ostatniej opisanej przez siebie sceny…

Po takim początku nie sądziłam, że książka spodoba mi się tak bardzo i pochłonie bez reszty. Do niedawna jedynym „westernem”, który lubiłam była trzecia część „Powrotu do przyszłości”. Obecnie ten gatunek trochę odczarował mi swoimi filmami Tarantino, ale mimo wszystko nie nazwałabym się fanką historii z dzikiego zachodu. A jednak. To połączenie współczesnej, nowoczesnej bohaterki i bandytów na koniach z rewolwerami u bok sprawiło, że pojawił się nie tylko uśmiech ale i ciekawość, która przerodziła się w trzymającą w napięciu niecierpliwość co będzie dalej?

„Błyskawica” to oczywiście – jak wszystkie książki Hannah – opowieść o wielkiej miłości. Umieszczona jednak w nietypowej scenerii, co sprawia, że jest to wyjątkowa historia. Elementy fantastyczne, nierzeczywiste i nieprawdopodobne idealnie pasowały do fabuły nadając jej jakiejś zaskakującej realności. Piękna bajka dla dorosłych dziewczynek, którą chciałoby się przeżyć tak jak Lainie. Zresztą kto z nas – czytelników – chociaż raz nie myślał o tym, by spotkać jakąś książkową postać. Skoro Lainie się udało…

Z jednej strony przewidywalna, z drugiej zaskakująca – to połączenie sprawia, że fabuła mocno przyciąga, a ciekawość rozbudzana jest z każdym rozdziałem. Romantyczna, pełna namiętności i przyjemnych dreszczyków opowieść o miłości na dzikim zachodzie. Inna niż wszystkie!

niedziela, 13 marca 2022

„Fabryka lalek” – Elizabeth Macneal

Wydawnictwo: W.A.B.
Tytuł oryginału: The Doll Factory
Data 1. wydania: 2019-05-02
Liczba stron: 400
ISBN: 9788328058330

Na książkę zwróciłam uwagę już jakiś czas temu, ale udało mi się ją kupić dopiero przed tygodniem. W pierwszym momencie przyciągnął mnie tytuł, a zaraz po nim niesamowita okładka. Opis wydał mi się zachęcający, więc pełna nadziei rozpoczęłam lekturę, biorąc poprawkę na fakt, iż jest to debiut autorki…

Bliźniaczki Iris i Rose pracują razem w sklepiku zwanym fabryką lalek. Jedna lalkom maluje twarze, druga szyje im ubranka. Dni mijają monotonnie i mozolnie. Siostry skazane są na swoje towarzystwo i niejako pogodzone ze swoim niełatwym losem. Mimo wszystko Iris ma jeszcze w sobie siłę by marzyć. A marzy by zostać malarką. Nawet w nocy po kryjomu maluje, chociaż co tu kryć – brakuje jej umiejętności. Pewnego dnia otrzymuje nietypową propozycję, która spada jej niczym z nieba. Stawia wszystko na jedną kartę i zostaje modelką malarza, który w zamian za pracę będzie jej udzielał lekcji. Tę propozycję „zawdzięcza” osobliwemu mężczyźnie, który zasugerował jej kandydaturę artyście. Od pierwszego wejrzenia stała się obsesją Silasa. Co jeszcze zrobi by zdobyć Iris?

Pomysł na fabułę był bardzo ciekawy. Gorzej poszło jednak debiutantce z jego realizacją, gdyż przez 2/3 książki akcja posuwa się bardzo mozolnie. Niby wszystko się zgadza. Oryginalne postacie. Bliźniaczki skrzywdzone przez los – każda na swój sposób. Samotny i odtrącany przez wszystkich mężczyzna o nietypowym hobby, pragnący zaznać trochę szczęścia. W zestawieniu z nimi ożywcza postać artysty, który chociażby z racji wykonywanego zawodu idzie pod prąd. Pragnienie miłości i przenikająca wszystkie te elementy sztuka. Jakby nie spojrzeć – jest potencjał.

Mimo to pierwsza część książki bywała nudnawa i sugerowała typowo babskie romansidło. Nieśmiała panienka zauroczona swoim urzekającym nauczycielem, który otwiera jej oczy na świat. I taki początek nie byłby w sumie zły, gdyby po prostu autorka zmieniła proporcje. Po tym jak fabuła osiąga punkt kulminacyjny akcja przyspiesza pełną parą i w końcu zaczyna trzymać w napięciu. Tę część spokojnie można nazwać mianem thrillera, a finał do samego końca był jedną wielką niewiadomą i zaskoczeniem.

Mroczny i urzekający klimat. Nęcąca sceneria XIX-wiecznego Londynu. Oczarowujące pracownie bractwa malarskiego, które zaczyna zdobywać uznanie na salonach. Niewątpliwym plusem powieści jest fakt, iż Macneal tworząc główną bohaterkę wzorowała się na realnej postaci Lizzie Siddal – modelki zaangażowanej w ruch bractwa malarzy, która nie tylko pozowała ale i sama tworzyła sztukę. Polecam wyrozumiałym czytelnikom, których oczarowują nie tylko książki, ale i malarstwo. Z chęcią przeczytam kolejną powieść Elizabeth Macneal, gdyż „Fabryką lalek” obudziła moją ciekawość.

środa, 2 marca 2022

„Kontredans” – Maria Nurowska

Wydawnictwo: Niezależna Oficyna Wydawnicza
Data wydania: 1993-01-01
Liczba stron: 234
ISBN: 837054049X

Dotychczas przeczytałam zdecydowaną większość książek Marii Nurowskiej. Na półce oczekuje jeszcze kilka nowszych pozycji. Bardzo ubolewam nad faktem, że niestety nie powstaną kolejne. Autorka zmarła dokładnie przed miesiącem. Proza Nurowskiej idealnie wpisała się w mój gust czytelniczy. Sposób prowadzenia narracji jest wyjątkowy i sprawia, że czytelnik odnosi wrażenie, iż jest w samym centrum fabuły.

O tej książce dowiedziałam się zupełnym przypadkiem – na grupie książkowej. Jest to jedna z mniej popularnych powieści autorki, jednak zarys fabuły wydawał się mocno intrygujący. To opowieść o nietypowym trójkącie, o toksycznej relacji pomiędzy dwoma siostrami oraz... ich synem. Jedna go wprawdzie urodziła, ale druga z pewnych względów przejęła na siebie rolę matki. Jak można się domyśleć, w pewnym momencie ta trudna sytuacja zaczyna się jeszcze bardziej komplikować.

Książa jest dość mocno wyczerpująca i przytłaczająca. Każda z postaci charakteryzuje się tragiczną biografią. Ich problemy łączą się z obecną i wcześniejszą sytuacją historyczno-polityczną, jak np. z Powstaniem Warszawskim ale i stanem wojennym wiele lat później oraz z osobistymi rozterkami i dramatami, na które wpłynęło najbliższe otoczenie i rodzina. Natłok tych negatywów jest wręcz przygniatający. Brakuje tu jakiegoś światełka dla równowagi.

Sporym minusem jest też narracja, w której na zmianę przeplatały się czasy oraz sceny. To dość typowy zabieg Nurowskiej, jednak w tym przypadku był on zrealizowany dość chaotycznie. Identyfikacja bohaterki i czasu o jakim mowa bywała dość problematyczna. To zakłócało płynność lektury. Dość rozczarowujące jest również zakończenie książki, które sprawia, że fabuła zostaje jakby w zawieszeniu. Odniosłam wrażenie, że w książce po prostu brakuje ostatniej kartki.

To wszystko sprawiło, że „Kontredans”, mimo interesującego tematu, nie został przyjęty przeze mnie pozytywnie. Jest to chyba pierwsza powieść Nurowskiej, która mnie rozczarowała. Potencjał zmarnowany przez słabą realizację. Bardziej jak szkic do dłuższej fabuły, który trzeba by jeszcze dopracować.