środa, 27 stycznia 2021

„Wolność od znanego” - Jiddu Krishnamurti

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Tytuł oryginału:  Freedom from the Known
Data wydania: 1994
ISBN: 838621127X
Liczba stron: 112

Szkoda czasu na złe książki – zarówno jeśli chodzi o czytanie jak i pisanie o nich. Będzie więc wyjątkowo zwięźle. Pozycję tę polecono mi, ponieważ od lat uprawiam jogę. Opis i recenzja zachęciły na tyle, że uznałam iż chętnie przeczytam „Wolność od znanego”. A nuż znajdę jakąś inspirację i motywację do nowych działań. Niestety, poza zirytowaniem, niewiele na mnie „spłynęło”.

Wątpliwości zaczęły się już w pierwszym rozdziale, kiedy autor stwierdził, że należy wyzbyć się wszelkich autorytetów i wiedzy szukać w sobie. Po co więc ta książka, skoro Krishnamurti – nomen omen przez wielu uznany za autorytet w swojej dziedzinie – neguje wzorowanie się lub też podążanie i słuchanie autorytetów. Kolejne rozdziały zdecydowanie w tym samym tonie. Wszystkiego należy szukać w sobie.

Nużące, chaotyczne lanie wody i chyba dość mocno zdewaluowane – archaiczne – zupełnie nie na te czasy. Za podobne eksperymenty podziękuję i pozostanę po prostu przy ćwiczeniu jogi, które bardzo mocno mnie relaksuje – psychicznie i fizycznie. P.s. Książeczka doczytana do końca tylko ze względu na fakt, iż zawsze kończę. Na plus jej długość – około 100 stron.


niedziela, 24 stycznia 2021

"Nas dwoje" - Holly Miller

Cykl: Nas dwoje (tom 1)
Wydawnictwo: Muza
tytuł oryginału: The Sight of You
data wydania: 28.10.2020
ISBN: 9788328714540
liczba stron: 480

Kolejna książka niespodzianka, której raczej sama bym nie kupiła, a która okazała się wielką niespodzianką i na swój sposób mnie oczarowała. Zacznę od tego, że niezbyt często sięgam po historie miłosne, chociaż coraz częściej dostaję takie prezenty. Ktoś by mógł powiedzieć "typowo babska literatura" i coś w tym jest, gdyż raczej nie mogę sobie wyobrazić faceta, który zachwyca się tą opowieścią. jednak zapewniam, iż nie jest to banalna i oklepana historyjka o miłości od pierwszego wejrzenia i gromach z jasnego nieba, chociaż bezsprzecznie opowiada historię wielkiej i prawdziwej miłości.

Główni bohaterowie "Nas dwoje" to Joel i Callie, którzy poznają się w trudnym momencie swojego życia i nic nie wskazuje na to, iż ich znajomość pójdzie w tym kierunku przy okazji diametralnie zmieniając ich życie. Ona próbuje poradzić sobie po śmierci największej przyjaciółki, która odeszła nagle i tragicznie wskutek nieszczęśliwego wypadku. On jest dosłownie wykończony, gdyż od bardzo dawna stara się nie zasnąć. Prorocze sny dotyczące przyszłości (tej dobrej i tej złej) osób, które kocha nie dają mu wytchnienia i stają się przyczyną kolejnych osobistych dramatów. Mimo wszystko postanawiają jednak spróbować i dać sobie szansę, bo tak się składa, że choć bronią się przed tym mocno – pokochali się niemal od pierwszego wejrzenia. Przez chwilę Joelowi udaje się nawet zapomnieć o swoich snach. Do momentu, kiedy śni mu się najgorszy z możliwych koszmarów, który dotyczy Callie...

Wyjątkowa książka o różnych stadiach prawdziwej miłości – o ekscytującym zakochaniu, romantycznej codzienności, szaleństwach, które przystoją tylko zakochanym, dojrzałym uczuciu, kiedy szczęście tej drugiej osoby przedkłada się nad własne. Ale i o miłości rodzicielskiej, braterskiej oraz o wyjątkowej odmianie miłości, czyli przyjaźni. I chyba jest coś w powiedzeniu, że gdy się kogoś kocha to trzeba pozwolić mu odejść. Po przeczytaniu tej książki można bardzo dobrze zrozumieć sens tych słów.

O ile miłość jest ogromną wartością i nadaje życiu sens, sprawiając, że żyjemy pełniej i jakby naprawdę, to warto pamiętać, że życie w zgodzie ze sobą jest bardzo istotne i trzeba nauczyć się z niego czerpać – brać pełnymi garściami – oraz realizować własne marzenia i dążyć do spełniania aspiracji. To mimo wszystko książka o szczęśliwym i dobrym życiu, która może zainspirować do wielu zmian...

Subtelna, urocza, niebanalna historia o miłości – także do życia. Niezwykle emocjonująca, zapewniająca czytelnikowi całą gamę odczuć – od zarażającego szczęścia, przez zazdrość, aż po ogromne wzruszenia. Do czytania polecam wziąć paczkę chusteczek... Autorka tym debiutem otwiera cykl. Mam nadzieję, że zdecyduje się na kontynuację, gdyż tę książkę po prostu bardzo dobrze się czyta i miałabym chęć na powtórzenie tej przygody. Polecam!

środa, 20 stycznia 2021

„Dziki łubin” - Charlotte Link

Cykl: Czas burz (tom 2)
Wydawnictwo: Znak Horyzont
Tytuł oryginału: Wilde Lupinen
Data wydania: 5 października 2020
ISBN: 9788324078738
Liczba stron: 640

To już kolejna saga historyczna, którą czytałam ostatnimi czasy i ponownie jestem pod wielkim urokiem tego bardzo obszernego gatunku. To nie tylko porywająca historia pewnej wielopokoleniowej rodziny – pełna radości, tragedii, grozy, ale także kronika historyczna bardzo realistycznie przedstawiająca dzieje Europy na przestrzeni lat. Ukazująca realia panujące – w tym przypadku głównie w Niemczech – oraz cały przekrój społeczeństwa i jego problemów, które wynikały z uwarunkowań historyczno-geograficznych. Przedstawione w tak przystępny sposób, że „uczą” lepiej niż podręczniki historii, które kojarzę ze szkolnych czasów.

Akcja drugiego tomu cyklu pt. „Czas burz” zaczyna się w Trzeciej Rzeszy w 1938 roku. Rządy Hitlera wprowadzają coraz większy zamęt w życie niemieckich obywateli – nie wspominając już oczywiście o społeczeństwie wrogich państw. „Kobiety z Lulinna” żyją jednak swoim bardzo intensywnym życiem. Felicja spełnia się jako bardzo przedsiębiorcza bizneswoman, a jej córka Belle rozpoczyna obiecującą karierę aktorską. Mężczyźni pojawiają się w ich życiu coraz częściej, dając tym silnym i wyjątkowo wyzwolonym – szczególnie na czasy w jakich żyją – kobietom wiele doznań i zostawiając w ich sercach niejeden ślad.

Niestety, widmo wielkiej wojny zaczyna coraz bardziej wdzierać się w codzienność przeciętnego obywatela. Także Felicja, Belle i ich najbliżsi odczują jej tragizm na własnej skórze. Ponownie potwierdzi się reguła, że mężczyźni z domu Dombergów przyjmą na siebie największy ciężar tych dramatycznych wydarzeń, ale czy to jest prawda do końca? Czy dziedziczki z Prus Wschodnich będą w stanie podnieść się po tym co je spotkało i jeszcze kiedykolwiek spokojnie i optymistycznie spojrzeć w przyszłość?

„Dziki łubin” ponownie przeniósł mnie w fascynujące ale i rozpaczliwe lata 30-te i 40-te ubiegłego wieku. Charlotte Link bardzo plastycznie tworzy swoją opowieść, więc czytelnik bez problemu odnajduje się w samym środku akcji, sympatyzując jej bohaterom i z całych sił trzymając za nich kciuki. Fabuła rozgrywa się mniej więcej w jednym czasie – a przynajmniej chronologicznie – jednak jednocześnie w wielu różnych miejscach, co pozwala przyglądać się losom wielu bohaterów. Różnorodność miejsc jest imponująca. To nie tylko Berlin i Monachium, ale i Prusy Wschodnie z majątkiem Lulinn (tak ważnym dla naszych bohaterek) oraz miejsca walk na froncie wschodnim – w przerażająco zimnej Rosji oraz we Francji, gdzie dzielnie walczył ruch oporu, by w końcu przenieść się do idyllicznej Ameryki…

Jak już wspomniałam, czytałam niedawno sagę polskiej autorki ukazującą podobne czasy, chociaż głównie w Polsce i co się z tym wiążę dotykającą problemów polskiego społeczeństwa. Poznałam również wersję lubuskiej pisarki, która skupiła się z kolei na lokalnej ludności czyli Niemcach przesiedlonych z obecnego województwa lubuskiego podczas 2 wojny światowej w głąb Niemiec, gdzie musieli zaczynać wszystko w praktycznie dla nich obcym kraju. Charlotte Link przypomniała tym razem, że również obywatele z kraju najeźdźcy zostali okrutnie potraktowani w tym czasie i wojna nie obeszła się z nimi bardziej łagodnie… To bardzo ciekawe ujęcie – szczególnie w kontekście dwóch wspomnianych cykli książkowych.

Epicka powieść historyczna opisująca urzekające i intrygujące losy wielopokoleniowej rodziny z Prus Wschodnich. Imponujące postawy silnych osobowości robią wrażenie. Wartka akcja, emocjonujące i wyraziste wątki oraz pasjonująca fabuła sprawiają, że nie sposób odłożyć tę książkę na dłużej. Jestem niezwykle ciekawa jak zrealizują swoje śmiałe plany – głównie Felicja i Belle – w trzeciej części cyklu, na którą czekam z niecierpliwością. Genialna saga! Charlotte Link ponownie pokazała majstersztyk.

wtorek, 12 stycznia 2021

„Kolekcjoner” – Marcin Radwański

Wydawnictwo: Wydawnictwo CM
Data wydania: 5 czerwca 2020
ISBN: 9788366371835
Liczba stron: 272

Za mną pierwsza w tym roku literacka samowolka, czyli książka, której nie było w moim liście do mikołaja. Nie mówiłam „nie”, gdyż to kryminał, którego akcja dzieje się w mojej Zielonej Górze. Właściwie tylko dlatego postanowiłam sięgnąć po tę książkę. Sama na pewno bym jej nie kupiła. Chyba, że na moich półkach nie byłoby już w ogóle zapasów książkowych, a „Kolekcjoner” wpadłby w moje ręce przypadkiem – jedno i drugie praktycznie niemożliwe…

Z opisu okładkowego można się dowiedzieć, iż książka jest kontynuacją serii o komisarzu Tonderze, nie przeszkadza to jednak, by przeczytać tylko tę jedną część. Nie zauważyłam żadnej ciągłości niedokończonych lub zakańczanych wątków w tym egzemplarzu. Dobrze, bo nie będę zmuszona sięgać po kolejne. Tytułowy „Kolekcjoner” to zabójca, który w Wigilię zaczyna serię dość tajemniczych morderstw. Jego pierwszą ofiarą jest emerytowana i samotna pani profesor. Po jakimś czasie w podobnych okolicznościach ginie jej koleżanka. Są i kolejne ofiary… Śledztwo prowadzi kryminalna grupa dochodzeniowa z zielonogórskiej komendy na Partyzantów. Czy uda im się odkryć, co łączy wszystkie ofiary i kto jest „Kolekcjonerem”, który – notabene – swój pseudonim otrzymał trochę na wyrost…

Fabuła dość przewidywalna. Autor niby miał jakiś pomysł, by współczesne wydarzenia powiązać z rzeczywistym wątkiem z historii Polski (rok 1968 i kwestia żydowska), jednak czegoś zabrakło. Czytając, odnosiłam wrażenie, że jest to jakiś szkic wymagający solidnego dopracowania. Brakowało mi płynności i wartkiej akcji, typowej dla książek tego gatunku. Pierwszą 1/3 treści dość mocno się zmęczyłam, by w końcu pojawiło się minimalne zaciekawienie „co będzie dalej”. Od mniej więcej połowy akcja lekko przyspieszyła, jednak nagle nieoczekiwanie „siadła”, tak jakby autor po prostu zrelacjonował pewne sytuacje, bez budowania jakiegokolwiek napięcia. Może dlatego, że Marcin Radwański zawodowo pracuje w korporacji IT, a pisanie książek jest jego zajęciem dodatkowym? Już kilka razy potwierdziło się (w przypadku książek, po które sięgałam), że ich autorzy powinni pozostać przy swoim wyuczonym – pierwszym zawodzie. Zostawmy tworzenie literatury pisarzom! Taki mam wniosek. No ok – zawsze pozostaje pisanie pamiętników.

Próbuję doszukać się jednak jakichś pozytywów. Zaletą tej książki mogą być dość ciekawe postacie. Wprawdzie autor nie uniknął typowego modelu policjanta z problemami, a nawet stworzył ich kilku – każdego z inną dramatyczną przeszłością – po tzw. „przejściach”, jednak ich teraźniejsza biografia zaciekawia – może nawet bardziej niż główny wątek kryminalny. Może Marcin Radwański powinien – jeśli już musi – pójść w stronę obyczajówki, a nie sensacji? Przyznam, że nawet żałuję, iż niektóre historie bohaterów urwały się nagle i pozostało wiele niewiadomych. Szczerze wątpię, by ich finał pojawił się w kolejnych częściach serii (o ile te powstaną). No mówi się trudno.

Kolejną zaletą, dla mnie czyli czytelniczki-zielonogórzanki, jest oczywiście miejsce akcji. Jak na „rzeszowianina” autor poradził sobie nieźle, chociaż wolałabym, by duch Zielonej Góry był bardziej odczuwalny na stronach książki, skoro urodził się on w Zielonej Górze. Niby pojawiają się konkretne miejsca, ulice, ale równie dobrze akcja mogłaby się toczyć w jakimś fikcyjnym mieście i też nie miałoby to wpływu na odbiór całości. Szkoda, bo można było – jak w przypadku kilku innych powieści – lepiej nawiązać do historii tego konkretnego miasta.

Jak się okazało, książkę otrzymałam ponieważ zebrała bardzo dobre recenzje. Zastanawia mnie czy ich autor, czytał ten kryminał, czy tylko opis okładkowy i jak w ogóle wyglądają jego doświadczenia literackie. Zastanawiają mnie także te „liczne nagrody i wyróżnienia” jakie otrzymał Marcin Radwański. Cóż – może miałam pecha z „Kolekcjonerem” i jest on wyjątkiem „zaprzeczającym” regule?  ;)
PS, a dobór okładki do treści woła o pomstę do nieba! Czyj to był pomysł!? Ehh...

czwartek, 7 stycznia 2021

„7 lat później” - Guillaume Musso

Wydawnictwo: Albatros
Tytuł oryginału: 7 ans apres...
Data wydania: 9 września 2020
ISBN: 9788382151619
Liczba stron: 352

Czytelniczy nowy 2021 rok rozpoczęłam z jednym z moich ulubionych francuskich autorów i życzę sobie, by przez kolejne 12 miesięcy wszystkie lektury dawały mi tyle przyjemności co powieść „7 lat później”. Musso przyzwyczaił mnie już do tego, iż jego powieści dają mi pełną gamę doznań. Trzymają w napięciu, zaskakują, wzruszają, cieszą. Jest emocjonująco, jest zróżnicowanie i zawsze z jakąś niespodzianką, chociaż muszę przyznać, że przez to iż przeczytałam większość jego książek, udaje mi się czasem „przewidzieć” co będzie dalej, mimo iż fabuła wcale nie jest szablonowa.

„7 lat później” to historia Sebastiana i Nikki, których burzliwy romans przerodził się w szczęśliwe małżeństwo uwieńczone narodzinami bliźniaków. Przeciwieństwa się przyciągają – to fakt, jednak tych dwoje było tak diametralnie różnymi i mocnymi osobowościami, iż niestety nie przetrwali próby czasu. Konsekwencją rozwodu było praktycznie całkowite zerwanie kontaktu oraz podzielenie się opieką nad bliźniakami. Niezbyt dobry układ – szczególnie dla dzieci połączonych tak wielką więzią. Sebastian poświęcił się wychowaniu córki, a Nikki zamieszkała z synem. Nietrudno się domyślić, iż każde z nich wychowywało swojego dziecko po swojemu i pokazywało im życie do jakiego byli przyzwyczajeni. I tak Camile odnosiła kolejne sukcesy w konkursach skrzypcowych, a po nauce w elitarnej szkole spędzała czas wolny w galeriach lub teatrze, a jej brat Jeremy, któremu matka dawała bardzo dużo swobody, realizował swoje filmowe hobby oraz eksperymentował na wszelkie sposoby, dostarczając sobie kolejnych dawek adrenaliny.

Gdy pewnego dnia syn znika i nie ma z nim żadnego kontaktu, rodzice postanawiają znowu działać ramie w ramie i zrobić wszystko, by go odnaleźć. Czy uda im się zapomnieć o przeszłości, by osiągnąć cel? Lub może, czy potrafią przypomnieć sobie to, co dawno temu ich połączyło już na zawsze?

Chociaż w wielu miejscach autora bardzo mocno ponosi wyobraźnia, sprawiając iż realizm ucieka w siną dal, wcale mi to nie przeszkadza. W końcu to literatura, a książki mają być odskocznią od codzienności. Musso zaserwuje więc tym razem pościgi i śledztwa jakich nie powstydziliby się reżyserzy najbardziej wartkich filmów akcji oraz ich cudowni bohaterowie o nadprzyrodzonych mocach, którzy zawsze wychodzą cało z największych opresji. Tym razem Musso odejdzie od tych charakterystycznych dla swoich powieści elementów metafizycznych i fantazyjnych, pozbawiając fabułę delikatnej i urzekającej mgiełki magii, która stała się już jego znakiem rozpoznawczym. Może to celowy zabieg, by wprowadzić ożywczą zmianę i ponownie pokazać się czytelnikowi z innej strony.

Obawiam się, że nie potrafię być bardziej krytyczna w stosunku do tego autora i bez względu na to, co stworzy (pomijając jego debiut) to i tak będę zachwycona albo (w najgorszym wypadku) bardzo zadowolona. „7 lat później” to wyjątkowa historia o wielkiej miłości pełnej fajerwerków, grzmotów i huków. Będzie bardzo wyraziście i intensywnie, a fabuła otrze się nie tylko o romantyczne, typowo paryskie historie wprowadzone dla równowagi, by czytelniczki przyzwyczajone do subtelności Musso, mogły trochę odetchnąć od mafijnych wątków z samego środka amazońskiej dżungli. Mnie urzekła.

sobota, 2 stycznia 2021

„Polskie święta. Tradycje, wydarzenia historyczne i skandale” - Sławomir Koper

Wydawnictwo: Fronda
Data wydania: 22 listopada 2019
ISBN: 9788380794894
Liczba stron: 336

Na twórczość Sławomira Kopra zwróciłam uwagę niedawno, przy okazji wydania jego najnowszej książki dotyczącej nieznanych i skandalicznych losów polskich pisarzy. Przeglądając jego bibliografię znalazłam kilka innych tytułów, które wydały mi się ciekawe. Ponieważ jedna z książek  dotyczyła polskich świąt i tradycji, uznałam, że będzie bardzo dobrym wyborem na ten czas. Opis zrobił na mnie tak wielkie wrażenie, że kupiłam dwa dodatkowe egzemplarze na prezenty gwiazdkowe. Mam nadzieję, że bardziej trafiły w gust obdarowanych niż w mój…

Sama idea tego zbioru jest bardzo dobra, jednak przy realizacji zniknęła gdzieś świąteczna „magia”, na którą liczyłam. Książka podzielona jest na 3 główne części. Najbardziej obszernie autor opisuje „najpiękniejsze ze świąt” czyli Boże Narodzenie. Drugą część poświęca Wielkanocy, a ostatnia dotyczy różnych świąt „od wiosny do jesieni” – np. Boże Ciało, sobótka i wszystkich świętych. W początkowych rozdziałach poszczególnych części opisane zostają etymologia oraz zwyczaje związane ze świętami, a następnie wydarzenia historyczne, których daty zbiegły się właśnie ze świętami.

Niestety, rozdziały historyczne mocno zdominowały treść, powodując, że myśl przewodnia gdzieś ulatywała. Czytając te fragmenty miałam wrażenie, że trzymam w rękach podręcznik do historii. Niektóre opisane epizody – szczególnie ze współczesnej historii Polski – były ciekawe, jednak ich związek czasowy z danymi świętami wydawał się dość luźny i raczej przypadkowy. Chociaż oczywiście były i takie, których termin celowo wybrany był właśnie na ten wyjątkowy świąteczny czas, kiedy społeczeństwo skupia się głównie na gronie najbliższej rodziny.

Przeczytałam tę książkę, gdyż z zasady doczytuję do końca, jednak przyjemności nie miałam tyle, ile sobie wyobrażałam po przeczytaniu opisu okładkowego zachęcającego do zakupu. Dobry marketing i tyle. Jeśli ktoś namiętnie czyta książki stricte historyczne powinien być zadowolony, szczególnie, że ta pozycja może być inspiracją do sięgnięcia po bardziej obszerne tytuły w celu pogłębienia tematu. Mam nadzieję, że książki Kopra opisujące ciekawe smaczki z życia polskich pisarzy będą dużo lepszym wyborem.