niedziela, 26 sierpnia 2018

„Wielka samotność” – Kristin Hannah

Wydawnictwo: Świat Książki 
Tytuł oryginału: The Great Alone
Data wydania: 23 maja 2018
ISBN: 9788380319189
Liczba stron: 512

Jakoś podświadomie mylę tytuł tej książki i przeinaczam na „Wielką samotnię” i chyba coś w tym jest. To też książka o tym, że mimo „tłumu” (czasem większego, czasem mniejszego) ludzi w koło nas, tak naprawdę z najskrytszymi sekretami i najgłębszymi problemami jesteśmy sami – samodzielnie musimy stawić im czoła. A może trzeba po  prostu czasu, by odważyć się i otworzyć przed kimś. Przed TYM Kimś. By poprosić o pomoc? Ale po kolei…

„Wielka samotność” to druga książką Kristin Hannah, którą miałam przyjemność przeczytać i chociaż wiele osób porównuje ją z genialnym „Słowikiem”, który i mnie wcześniej oczarował, to jednak nie zestawiałabym koło siebie tych dwóch pozycji. To dwie zupełnie inne książki. Owszem – obie napisane w świetnym stylu, bardzo ekscytujące, porywające i dramatyczne, w obu pojawia się dość charakterystyczny wątek rodziny, ale to zupełnie inna problematyka i inne czasy. Nie wartościowałabym, która lepsza. Najbardziej trafną odpowiedzią na pytanie „czy ta książka mi się podobała” będzie stwierdzenie, że połowę przeczytałam w jeden wieczór i kawałek nocy (skończyłam przed 3), bo nie byłam w stanie jej odłożyć i poczekać do kolejnego dnia. Tak wciągnęła mnie historia i nie mogłam się doczekać finału! Już dawno nie przytrafiło mi się nic podobnego.

Główną bohaterkę książki Leni poznajemy gdy ta ma 13 lat – jest rok 1974. Ojciec wrócił po wielu latach z niewoli w Wietnamie. Jeden koszmar się skończył, ale zaczął drugi, gdyż Ernt ma syndrom stresu pourazowego i nie radzi sobie ze swoimi tragicznymi doświadczeniami. Zarówno żona Cora jak i córka starają się go wspierać i być dobrej myśli, że pokona on swoją „chorobę”. Bo niestety jest to choroba, która trzeba leczyć. Niekontrolowane wybuchy agresji, nocne koszmary, wahania nastrojów, podejrzliwość… i to wszystko odbija się niestety na najbliższych.

Już wiele razy próbowali optymistycznie zaczynać wszystko w nowym miejscu. I przez pewien czas bywało dobrze. Gdy otrzymują wiadomość od ojca przyjaciela Ernta, który zginął w Wietnamie, że jego ostatnią wolą było, by Ernt otrzymał jego parcelę i chatkę na Alasce, w Ernta wstępuje nowa siła! Jest naładowany tak pozytywną energią i wiarą, że udziela się ona ufnej rodzinie i postanawiają zacząć nowe życie z dala od cywilizacji. Tym razem na pewno im się uda – tym razem będzie inaczej! Czują to i wierzą szczerze. Ale czy tak się stanie? Czy dzika i nieobliczalna Alaska, gdzie można zginąć na 1000 sposobów stanie się ich nowym domem, azylem, czy właśnie tam znajdą to czego nie mogli odnaleźć w innych miejscach?

Kristin Hannah w malowniczej i urzekającej scenerii nieodkrytych lądów Alaski umieszcza historię o miłości, która ma całą feerię barw i odcieni. Na pierwszy plan wybija się niestety toksyczna miłość rodziców leni, pełna zazdrości, bólu – także fizycznego, chorego uzależnienia od siebie. Dla równowagi jednak pojawia się również wątek miłości rodzicielskiej – matczynej – która potrafi przenieść góry. Jest też o tej pierwszej czystej miłości – miłości, która okaże się być na całe życie – która wiele zniesie, ale przetrwa i będzie jeszcze silniejsza! (Ups… czyżbym zdradziła happy end?).

„Wielka samotność” to niesamowita emocjonująca, dramatyczne, pełna zwrotów akcji książka, która na długo pozostanie w mojej pamięci. Mimo dość trudnej i chwilami wręcz przytłaczającej problematyki, czuję wiele pozytywnej energii po jej przeczytaniu i jakąś taką wewnętrzną ulgę. Że jednak można, jak się chce – jak ma się siłę, która płynie z prawdziwej miłości. Polecam wszystkim, którzy mają ochotę, by odkrywać „nowe lądy”. I nie ukrywam, że o wiele bardziej przychylnym okiem spoglądam teraz na Alaskę i jej zimowa scenerię. Fascynuje i kusi – oj bardzo! Może kiedyś…

środa, 22 sierpnia 2018

„Góra Synaj” – Krzysztof Koziołek

Wydawnictwo: Akurat 
Data wydania: 17 maja 2017
ISBN: 9788328706323
Liczba stron: 304

„Góra Synaj” to kolejny kryminał retro autorstwa Krzysztofa Kozioł, który miałam przyjemność przeczytać. Muszę przyznać, że ten gatunek bardzo przypadł mi do gustu – mamy tu do czynienia z zagadką kryminalną – tajemnicą do rozwikłania i to jeszcze umieszczoną w przeszłości, której realia autor ponownie bardzo wiernie odwzorował, dbając o najdrobniejsze szczegóły życia codziennego sprzed 80 lat.

Ponieważ K. Koziołek w danym mieście umieszcza akcje swoich opowieści tylko raz, tym razem odwiedzimy głównie Głogów, a właściwie Glogau, bo historia dzieje się w 1938 roku i jesteśmy na terenie Niemiec. Jednak ze względu na „działalność” seryjnego mordercy, konieczna będzie również wizyta w oddalonej o 35 km Nowej Soli. Nie są to może „moje tereny”, jednak bardzo dobrze mogłam sobie wyobrazić te miejsca i poznać sporo faktów z ich historii jak np. spalenie głogowskiej synagogi.

W „Górze Synaj” ponownie spotkamy postacie, o których więcej można było przeczytać we „Wzgórzu Piastów” i „Furii...”. Ja szczególnie ucieszyłam się na spotkanie z hrabiną Franziską von Häften, którą jestem oczarowana i która tym razem próbuje równolegle do działań policji, rozwiązać zagadkę tajemniczej śmierci małego chłopca wzorując się na czytanej w odcinkach serii kryminalnej publikowanej na łamach lokalnej gazety opowiadającej o Sherlocku Holmesie i doktorze Watsonie. Czyż nie urocze? ;)

Poza tym będziemy mogli się przyjrzeć początkom kariery Antona Habichta, na którego po tej książce będę patrzeć bardziej przychylnie. Habicht dostaję szansę od „losu”, by wybić się z słabo opłacanej i niewdzięcznej roboty w policji porządkowej i dostać upragniony awans do policji kryminalnej. Jego przyszłość zawodowa będzie zależała od wyników śledztwa, które pomaga prowadzić pewnemu aroganckiemu i nieszczególnie lubianemu w środowisku policyjnym śledczemu o nazwisku Matzke. Tylko w czym tak naprawdę Habicht ma mu pomóc? I jaki będzie finał ich współpracy? Kto okaże się seryjnym mordercą młodych chłopców z biednych rodzin, a kto poniesie konsekwencje tego czynu?

Jeśli miałabym ocenić „Górę Synaj” jako kryminał, to musze przyznać, że akcja rozwijała się dość powoli i tempa – naprawdę szybkiego – nabrała dopiero po 2/3 książki. Ta końcówka jest wyjątkowo zaskakująca, trzyma w napięciu i mocno rzutuje na pozytywną ocenę całości jako dobrego kryminału. Wcześniej określiłabym tę książkę jako powieść obyczajową mającą oczywiście sporo zalet – jak choćby związanych z, wspomnianym przeze mnie wcześniej, szeroko pojętym życiem w latach 30tych ubiegłego wieku.

Bezwzględnie i obowiązkowo polecam tę pozycję wszystkim fanom Krzysztofa Koziołka, kryminałów retro i sensacyjnych powieści historycznych. Warto czasem sięgnąć po książki mniej znanych pisarzy, którzy w swoich utworach przybliżają czytelnikom lokalne środowiska i historię tej mniej znanej części Polski, z której pochodzą – mniej znanej, co absolutnie nie znaczy mniej ciekawej.

piątek, 10 sierpnia 2018

„Klub Kameleona. Paryż 1932” – Francine Prose

Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2016
ISBN: 9788328026209
liczba stron: 480

„Klub Kameleona” to wyjątkowe miejsce na rozrywkowej mapie Paryża. Wśród jazzu i dymu papierosowego każdy znajdzie wolność i nieskrępowaną swobodę – niezależnie od płci i imienia jakie używa, bez względu na to czy jest to kobieta w męskim stroju, czy mężczyzna z upodobaniem noszący sukienki. Każdy kto przekroczy próg tego „magicznego królestwa” może zrzucić maskę codzienności i w końcu poczuć się naprawdę sobą, bez ryzyka, że komuś się to nie spodoba.

Tak samo barwna jak wyżej opisany klub jest i cała książka, pełna wyjątkowych i ciekawych historii, które opisują oryginalne i bardzo zróżnicowane postaci. Łączy je Paryż – łączy je również Klub Kameleona. Właścicielką i założycielką klubu jest Węgierka – Yvonne, która ma słabość do marynarzy i kameleonów… Jej częstymi gośćmi jest dwóch przyjaciół (bez skojarzeń…) Gabor Tsenyi - węgierski fotograf i Lionel Maine – niespełniony amerykański pisarz, który próbuje zaistnieć z dala od ojczyzny. Wkrótce poznamy także młodziutką Susanne, którą pokochają obaj… Klub oczaruję również baronową Lily de Rossignol – protektorkę talentu Gabora, której nie jest on obojętny…

Jednak jeśli miałabym określić, kto jest głównym bohaterem tej książki to zdecydowałabym się na Lou Villars – transseksualną sportsmenkę, zdeklarowaną lesbijkę i kierowcę rajdowego, a później także fankę nazizmu i sadystyczną współpracowniczkę gestapo. Lou przez pewien czas pracowała w „Klubie Kameleona” – poznała wszystkich bohaterów, o których już wspomniałam. Ciekawym faktem jest, że autorka książki wzorowała się na rzeczywistej postaci – Violette Morris, której biografia jest dość wiernie (chociaż nie w 100%) przedstawiona w „Klubie Kameleona”. Jednak jeszcze bardziej jest interesujące jest to, jak mało wiemy o Morris, tak jakby Francuzi za wszelką cenę chcieli ukryć ten element ich niechlubnej historii. Oczywiście pierwszy raz usłyszałam o niej przy okazji tej książki i z każdym kolejnym faktem z jej życia byłam zaskoczona coraz bardziej.

Tak na marginesie dodam, że zdjęcie na okładce „Klubu Kameleona” przedstawia właśnie Violette Morris w towarzystwie partnerki i zostało zrobione w 1932 roku przez węgierskiego fotografa Brassaï’a (właśc. Gyula Halász) w paryskim klubie lesbijskim ‘Le Monocle’. Podobało mi się podczas czytania tej książki wyłapywanie tych odnośników do autentycznych zdarzeń. Nie jest to książka stricte biograficzna, ale fikcja przeplata się bardzo często z prawdą i faktami. Jest to bardzo ciekawy zabieg Francine Prose.

Chciałabym wspomnieć, że autorka nie tylko opowiedziała bardzo ciekawe historie, ale zrobiła to w dość oryginalny sposób, do którego co prawda musiałam się przyzwyczaić przez kilka rozdziałów, ale który ostatecznie bardzo mi odpowiadał. Poszczególne rozdziały są opowiedziane naprzemiennie z perspektywy różnych bohaterów. To jakby książki w książce. Dominującą w narracji jest opowieść autorstwa postaci Nathalie Dunois - nauczycielki, która zdecydowała się w swojej pierwszej książce p.t. „Diabeł za kierownicą. Życie Lou Villars.” przedstawić szerszej publiczności tę ciekawą bohaterkę. Poza jednym małym wyjątkiem pointującym książkę są to jedyne fragmenty pisane ze współczesnej perspektywy. Poza tym przeczytamy listy Gabora do rodziców, którzy zostali na Węgrzech i którym opowiada o swojej paryskiej codzienności. Są również fragmenty kilku powieści napisanych przez Lionela Maina, nieopublikowane wspomnienia Suzanne Dunois Tsenyi, których autorka zaznaczyła, że mają być zniszczone po jej śmierci, fragmenty pamiętników Lily de Rossignol p.t. „Baronowa nocą”, które wydała ona po wojnie oraz rozdziały p.t. „Yvonne”, które opowiadają o jej życiu i o tym jak to się stało, że powstał właśnie „Klub Kameleona”.

Czytanie powieści Francine Prose było dla mnie niesamowitą niespodzianką i przyjemnością. Z każdą stroną odkrywałam coś nowego. Autorka bardzo dobrze oddała atmosferę Paryża i obraz francuskiego życia w latach 30tych i 40tych ubiegłego wieku oraz wyjątkowo interesująco uzupełniła moją wiedzę na temat drugiej wojny światowej głównie przez wątki związane ze skandalizującą kolaborantką. „Klub Kameleona” porusza o wiele więcej tematów. To książka o miłości przedstawionej na bardzo wiele sposobów, o namiętności, pasji, sztuce, przyjaźni, ale i zdradzie nie tylko w kontekście ojczyzny. Wciągająca i emocjonująca opowieść, która zostaje w pamięci jeszcze długo po tym jak przeczyta się ostatnią stronę i zamknie książkę – czyli to co lubię najbardziej. Polecam!

czwartek, 2 sierpnia 2018

„Mistrz i Małgorzata” – Michaił Bułhakow

Tłumaczenie: Irena Lewandowska, Witold Dąbrowski
Wydawnictwo: Muza
Tytuł oryginału: Мастер и Маргарита
Data wydania: 2018 r.
ISBN: 9788374958288
Liczba stron: 544

„Mistrz i Małgorzata” jest bez wątpienia dziełem życia Bułhakowa, które pisał z przerwami przez ponad dwanaście lat (1928-1940). Jest to też jedna z moich ulubionych książek, do których wracam bardzo chętnie. Tekst był wielokrotnie zmieniany, a nawet w 1930 pisarz częściowo spalił swój rękopis. Historycy literatury doliczyli się ośmiu podstawowych wersji utworu. Kolejne modyfikacje treści przerwała jednak ostatecznie śmierć pisarza. Jednak później utwór również był mocno zmieniany, a dokładniej mówiąc znacząco ocenzurowany.

I właśnie tym razem sięgnęłam po przygotowaną według wydania z 1969 r. w Possev-Verlag, Frankfurt/Main wersję „Mistrza i Małgorzaty”, w której zostały zaznaczone na czerwono wszystkie ingerencje sowieckiej cenzury. Wersja niesamowita i intrygująca. Ilość „czerwonych fragmentów” mocno mnie zaskoczyła, ale i sam ich wybór był zadziwiający. Bo i ile mogę zrozumieć uzasadnienie cenzury w przypadku niektórych akapitów opisujących wątki biblijne – w szczególności samego Jezusa, albo inne ukazujące codzienne życie w sowieckiej Rosji, którego prawdziwy obraz lepiej byłoby ukryć przed oczami – szczególnie ludzi z zewnątrz, to przy wielu innych naprawdę nie mogłam się doszukać jakichkolwiek nieodpowiednich treści – nawet biorąc pod uwagę absurdy od zawsze rządzące Rosją. Zdecydowanie fajnym uzupełnieniem były by komentarze cenzorów, albo znawców literatury i historii Związku Radzieckiego.

Stosunkowo więcej ocenzurowanych – nawet kilku stron tekstu pod rząd [sic!] znajduje się w drugiej części książki (tej, którą bardziej lubię). Sporadycznie cenzorzy nie godzili się tylko na jeden wyraz, jak np. w przypadku pierwszego lotu Małgorzaty, kiedy krzyczała „Jestem niewidzialna i wolna” i to drugie określenie było wg nich absolutnie nie do przyjęcia… Szczerze to nie wyobrażam sobie, że książka w tak okrojonej wersji była kiedyś dostępna powszechnie. Toż to był zupełnie inny utwór!

Jeśli już poruszam w tej opinii bardziej szczegółowo temat cenzury, muszę nadmienić, że Bułhakow miał z nią problemy przez całe swoje życie. Swoje doświadczenia opisał w powieści przedstawiając zasady funkcjonowania świata literackiego oraz na przykładzie mistrza, który odważył się jednak napisać książkę o Chrystusie. Pisarz, którego twórczość stoi w opozycji z jedyną słuszną linią partii jest szykanowany i niszczony. Oczywiście jego książki nie mają szansy, by ukazać się w druku.

Jednak książkę Bułhakowa ogólnie odbieram bardzo pozytywnie i obcowanie z tą literaturą sprawia mi zawsze bardzo dużo radości. „Mistrz i Małgorzata” to metafizyczna i magiczna książka, która co prawda opisuję naturę zła, ale robi to w bardzo przewrotny i dowcipny sposób. Diabelska szajka z Wolandem na czele wzbudza wiele sympatii – nie sposób nie ulec jej czarowi. Ja uległam – zdecydowanie – ponownie! I już się cieszę na kolejny raz – z innym przekładem tego dzieła, który mam w planie.