Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Tytuł oryginału: Til oss fra de eldste
Data wydania: 2024-08-28
Liczba stron: 256
ISBN: 9788308084779
Właśnie przeczytałam ostatnią część cyklu książek o różnych etapach życia autorstwa Linn Skaber, ilustrowanych przez Lise Aisato i z przykrością stwierdzam, że na tle poprzedzających ją wypada średnio. Więcej tu cieni, niż blasków. Brak tego dowcipu i polotu, który charakteryzował „Młodość” i „Dorosłość”. Tym razem nie dało się jej przeczytać „jednym tchem”. Raczej trzeba było zaczerpnąć powietrza po każdym kolejnym rozdziale.
Książka stylistycznie i formalnie nie odbiega od poprzednich części. Składa się z 24 dość krótkich rozdziałów, przeważnie pisanych prozą, które dotyczą pewnego zagadnienia związanego ze starością. Pisane przeważnie w formie wspomnień. Uzupełnione są oczywiście przepięknymi ilustracjami Lisy Aisato. I to one w dużej mierze wpływają na pozytywny odbiór „starości”, gdyż wypowiedzi bohaterów książki raczej napawają pesymistycznie. Może to taki zabieg autorki „ku przestrodze”? By zmienić coś jeszcze – teraz, na potem? Lub zmienić nastawienie do osób, które przeżywają to „potem”.
Już kiedyś zauważyłam, że książki Skaber raczej nie są pisane uniwersalnie. Wiele w nich niuansów powszechnych jedynie dla środowiska autorki, czyli Skandynawii. Tym razem było to jeszcze bardziej wyczuwalne, co jeszcze bardziej przeszkadzało w odbiorze. Jak dobrze, że każdy rozdział zakończony był ilustracją Aisato! Z pewnością warto po nią sięgnąć, by dopełnić serię. Jednak o ile dwie pierwsze części byłyby świetnymi prezentami dla osób w stosownym wieku, tak tym razem powstrzymałabym się z zakupem na urodziny dla jakiegoś seniora. I to dość dużo mówi o tej książce.
Z pewnością skłania do refleksji i zadumy – szczególnie w kontekście, czy rzeczywiście posiada jakąś wartość „dokumentalną”. Chyba najbardziej podobał mi się ostatni rozdział pt. „Rady”, w którym przedstawiono rady STARYCH dla młodych i STARYCH dla STARYCH. Tak – to cytaty z książki, tak właśnie ujęła to Linn Skaber, lub też przetłumaczyła Milena Skoczko-Nakielska. I może to jest właśnie problem tej książki? Cóż – szkoda, że ostatni rozdział nie jest podsumowaniem całości. Na szczęście zapada w pamięci najbardziej.
niedziela, 15 czerwca 2025
„Starość. O tym co najważniejsze” – Lisa Aisato, Linn Skåber
poniedziałek, 2 grudnia 2024
„Być jak Caravaggio. Życie i oszustwa genialnego fałszerza dzieł sztuki” – Giampiero Ambrosi, Tony Tetro
Wydawnictwo: Znak Literanova
Tytuł oryginału: Con/Artist: The Life and Crimes of the World's Greatest Art Forger
Data wydania: 2024-03-25
Liczba stron: 304
ISBN: 9788324096206
Malarstwo, obok teatru i muzyki, to moja ulubiona dziedzina sztuki. Chętnie sięgam po książki opisujące zarówno życie jak i twórczość malarzy. Dlatego też książka „Być jak Caravaggio” zaintrygowała mnie. Wprawdzie opisuje dość specyficznego artystę, a mianowicie fałszerza dzieł sztuki, jednak udowodnił on nie raz, że to co tworzył zasługiwało na miano dzieł sztuki, a nie było tylko tanią podróbką, jak by się mogło większości w pierwszym momencie wydawać.
Książka to wspomnienia Tonego Tetro, pisane przez niego w pierwszej osobie. Jednak w pracy nad książką wspomógł go dziennikarz śledczy, który pracował nad pewną aferą związaną z obrazami fałszerza i osobami z pierwszych stron gazet. Tekst jest jednak spójny i nawet jeśli Ambrosi ma tu jakiś wkład, to czytelnik odnosi wrażenie, że cały czas słucha opowieści Tonego, a te są niezwykle zajmujące.
Tony Tetro to syn włoskich imigrantów, który wprawdzie urodził się już w Stanach Zjednoczonych, ale przez całe dzieciństwo i wczesną młodość przebywał głównie w otoczeniu podobnych do jego rodzin, które przyjechały do Ameryki, by spełnić swój wielki sen. Jak każdy miał marzenia, chciał więcej, ale codzienność nie ułatwiała mu ich realizacji. Pewnego dnia jednak postanowił postawić wszystko na jedną kartę i wyjechać do wielkiego świata. Tam – przez kolejny przypadek – postanowił wykorzystać swoje zdolności plastyczne i zarobić trochę więcej. Nie mógł uwierzyć, że jego plan działa. Jak długo miała trwać jego dobra passa, dowiecie się sięgając po tę książkę.
Książka jest absolutnie zaskakująca i aż trudno uwierzyć, że to nie jest fikcja literacka. Otwiera też oczy „laikom”, którzy mają stereotypowe pojęcie na temat fałszowania obrazów. Tony (i mu podobni, jeśli tacy w ogóle istnieli) to prawdziwy artysta, który właściwie tworzył całkiem nowe dzieła i to ze skrajnie różnych gatunków. Gdy dodamy do tego fakt, że był totalnym samoukiem bez szkół, a swoje umiejętności opierał jedynie na książkach i obserwacjach obrazów w galeriach, to jego osoba może budzić jedynie zachwyt i podziw. W ogóle postać Tonego Tetro przedstawiona w książce wzbudza same pozytywne odczucia – to taki sympatyczny gość, którego nie można nie lubić. Czy to tylko chwyt marketingowy? Wątpię…
Nie chciałabym zdradzać więcej tajników dotyczących działalności bohatera, by nie zepsuć potencjalnym czytelnikom przyjemności odkrywania historii. „Być jak Caravaggio. Życie i oszustwa genialnego fałszerza dzieł sztuki” to beletryzowana biografia, pisana w pierwszej osobie, w formie wspomnień i opowieści. Styl lekki, przyjemny i chwytliwy, co w połączeniu z intrygującą treścią sprawia, że książkę czyta się bardzo szybko. Dodatkowym atutem jest ogrom ciekawostek na temat malarstwa i twórczości wielu znanych malarzy, których „kopiował” Tetro. Polecam – książka inna niż wszystkie.
środa, 18 września 2024
„Madame Pylinska i sekret Chopina” – Éric-Emmanuel Schmitt
Wydawnictwo: Znak Literanova
Seria: Cykl o Niewidzialnym
Tytuł oryginału: Madame Pylinska et le secret de Chopin
Data wydania: 2019-02-25
Data 1. wydania: 2018-03-28
Liczba stron: 96
ISBN: 9788324048533
Schmitt należy do grona pisarzy, których twórczość chciałabym poznać kompleksowo. Kwestią czasu było więc sięgnięcie po tę niewielką objętościowo historię o odwrotnie proporcjonalnym do grubości przesłaniu. Powodem przeczytania właśnie teraz tej książki jest spektakl pt. „Pani Pylińska i sekret Chopina”, który odbędzie się dzisiaj w sulechowskim Domu Kultury i na który oczywiście się wybieram. Dodam jeszcze, że mocno zaskoczyła mnie dostępność (lub raczej niedostępność) książki Schmitta. Ciekawe z czego wynika tak niewielki nakład.
„Madame Pylińska i sekret Chopina” to bardzo osobista historia, w której pisarz opisuje swoją fascynację muzyką Chopina. A jak powszechnie wiadomo, teatr i muzyka odgrywają prawie równą rolę w życiu Schmitta co literatura. W tej autobiograficznej mini-powieści przeczytamy o momencie, który odczarował „intruza” zajmującego salon w domu Schmittów i sprawił, że mały Eric zapragnął grać na fortepianie. Przeczytamy o kolejnej kobiecie, która otworzyła przed nim magiczny świat muzyki polskiego kompozytora. Czytelnik będzie mieć również okazję, by podpatrzeć niezwykle oryginalne, ale jakże skuteczne lekcje gry na fortepianie. Które – jak się okaże – uczyły o wiele więcej niż „tylko” gry na instrumencie.
Bez zbędnych słów – absolutny konkret w niezwykle subtelnym i otulającym stylu Schmitta. Powieść urocza, magiczna, eteryczna, która niesie ze sobą wielki ładunek emocjonalny. Polecam czytać przy muzyce Chopina (chociażby znalezionej na YT). Tworzy się wtedy wyjątkowy klimat, co tylko podbija fabułę. Jestem niezwykle ciekawa, jak po tej lekturze odbiorę dzisiejszy spektakl teatralny. Cóż… Schmitt zawiesił poprzeczkę bardzo wysoko.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Jestem świeżo po obejrzeniu spektaklu „Pani Pylińska i sekret Chopina”, którym jestem zachwycona chyba nawet bardziej niż książką Schmitta. Chociaż, gdyby nie proza Schmitta, pewnie nie byłoby takiego efektu. Genialnym posunięciem było właczenie do spektaklu muzyki na żywo. Utwory Chopina i Liszta wykonała Lena Ledoff nadając przedstawieniu wyjątkowego klimatu. Joanna Żółkowska idelnie wpisała się w rolę ekscentrycznej pani Pylińskiej. Wprawdzie Kacper Kuszewski wizualnie nie przypomina Ericha-Emmanuela jednak poradził sobie z rolą. Jestem zaszczycona, że mogłam uczestniczyć w tym wydarzeniu organizowany przez Slechowski Dom Kultury w ramach Festiwalu Muzyki Fryderyka Chopina.
czwartek, 29 sierpnia 2024
„Jak u Barei, czyli kto to powiedział” - Rafał Dajbor
Wydawnictwo: Krytyka Polityczna
Seria: Seria Biograficzna [Krytyka Polityczna]
Data wydania: 2019-05-10
Liczba stron: 336
ISBN: 9788366232242
Wydawać by się mogło, że ta książka to strzał w dziesiątkę w przypadku takiego miłośnika twórczości Mistrza Barei jak ja. Tym bardziej, że na moim koncie jest już kilka pozycji sritce o reżyserze i jego filmach. Przyznam, że spodziewałam się czegoś innego po tym zbiorze – niestety, chwilami był dość nużący i niewiele nowego dowiedziałam się o kultowych komediach.
Książka składa się z 9 rozdziałów. Każdy z ośmiu pierwszych dotyczy konkretnych „aktorów Barei”, a ostatni poświęcony jest kilku artystom, którzy również zapadli widzom w pamięć, jednak o których nie ma zbyt wielu informacji w archiwach. Zatem autor nie był wstanie opisać ich życia w „typowej długości” – około 30-stronnicowym rozdziale.
Schemat poszczególnych rozdziałów jest taki sam. Punktem wyjścia jest opis sceny filmowej z kultowym tekstem, który przeszedł do historii kina i który zna chyba każdy widz. Często teksty te żyją już swoim życiem i powtarzane są w przeróżnych sytuacjach – w życiu codziennym, w telewizji, na łamach książek. Następnie, opisywana jest biografia aktorów, czasem cytowane są wypowiedzi na ich temat ludzi ze środowiska. Pomiędzy tymi wywodami (przy odrobinie szczęścia) można wyłapać jakieś perełki – ciekawostki, dotąd nieznane z innych źródeł. Niestety, w moim przypadku tych nowych informacji było bardzo mało. Pomijam oczywiście same biografie aktorów. Jednak sposób opisywania ich życia był dość monotonny – suche encyklopedyczne fakty. Czasem tylko uzupełnione anegdotami.
Czy polecam tę książkę miłośnikom Barei? Raczej jest to książka dla miłośników kina ogólnie. Aktorzy, którzy opisani są w tym zbiorze nie należą raczej do popularnych artystów. Kojarzeni są przeważnie z tej jednej konkretnej sceny z „Misia”, „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz” lub „Bruneta wieczorową porą” – gdyż autor ograniczył się do kultowych tekstów z tych trzech komedii. Zatem, jeśli interesują kogoś sylwetki mniej znanych, aczkolwiek charakterystycznych postaci, wybór będzie odpowiedni. Przede mną jeszcze druga część serii – poświęcona rolom damskim. Mam nadzieję, że będzie różniła się od tego tomu in plus.
wtorek, 1 sierpnia 2023
„Dorosłość. Wyznania” – Lisa Aisato, Linn Skåber
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Tytuł oryginału: Til de voksne
Data wydania: 2023-05-17
Liczba stron: 295
ISBN: 9788308081112
Twórczość Lisy Aisato oczarowała mnie przy okazji jej współpracy z Mają Lunde. Ilustratorka tym razem stworzyła rysunki do książki Linn Skaber. Pozostała jednak wierna swojej charakterystycznej kresce. Wykreowane przez nią postacie przyciągają i hipnotyzują. Ich twarze wyrażają całą gamę emocji, a jednocześnie są tak bardzo przyjazne i ciepłe, nawet gdy gości na nich smutek. Ilustracje Aisato idealnie współgrają z treścią książki Linn Skaber, która tym razem napisała ją dla dorosłych czytelników. I może to w pewnym sensie dość niecodzienne połączenie – „ilustrowana książka dla dorosłych”, jednak w tym przypadku powstał duet idealny.
„Dorosłość” składa się z 33 opowieści-historyjek, opisujących w dowcipny sposób blaski i cienie etapu życia jakim jest dorosłość. Autorka – kobieta dojrzała, bardziej świadoma niż te „kilka” lat wstecz, bardzo celnie opisuje swoje doświadczenia. Niby indywidualne, ale jednocześnie tak bardzo uniwersalne, że niejedna 40-stka+ może się w nich przejrzeć jak w lustrze. Podczas lektury nieraz myślałam, jak bardzo w punkt są stwierdzenia autorki i uśmiechałam się do swoich wspomnień.
Książka do niespiesznego czytania i delektowania się słowem. Pochwała etapu, kiedy stajemy się bardziej świadomi swoich potrzeb, pragnień i realizujemy je bez oglądania się na innych. Taki zdrowy egoizm jest bardzo wskazany, jednak niektórzy potrzebują więcej czasu, by to zrozumieć. To książka również o tym, że nigdy nie jest na to „za późno”.
Uspokajająca, szczera, zapewniająca poczucie zrozumienia, dająca wiele uśmiechu i inspirująca lektura, która może być motywacją, by zacząć lub by wrócić do pisania własnych wspomnień. Przepiękne, baśniowe, kolorowe ilustracje przenoszą czytelnika do zupełnie innego świata. Z wielką chęcią powiesiłabym na ścianie niejeden plakat, który byłby ich powiększoną wersją. Mimo, że wcześniej nie bardzo chciałam przeczytać pierwszą część cyklu pt. „Młodość. Wyznania nastolatków” autorstwa duetu Aisato/Skaber, to obie panie mocno mnie zachęciły i zrobię sobie na deser powrót do przeszłości. Polecam. Dobry pomysł na prezent.
środa, 10 maja 2023
„Kiki van Beethoven” – Éric-Emmanuel Schmitt
Wydawnictwo: Znak Literanova
Tytuł oryginału: Quand je pense que Beethoven est mort alors que tant de cretins vivent suivi de Kiki van Beethoven
Data wydania: 2011-11-07
Liczba stron: 152
ISBN: 978-83-240-1642-6
Schmitt nie raz podkreślał wagę muzyki w swoim życiu. Z tego względu całkiem zrozumiałym jest powód, dla którego powstał cykl jego książek poświęconych wielkim muzykom. Był Mozart, teraz Beethoven, a w planie jeszcze Bach i Schubert. Pomysł, by połączyć muzykę z literaturą brzmi bardzo intrygująco. Ważna jest jednak jeszcze realizacja, a tu bywa już różnie.
Poniższa książka składa się z dwóch części. Pierwsza to opowiadanie „Kiki van Beethoven” o bardzo uroczej i wywołującej uśmiech emerytce, która po wielu latach postanawia ponownie odkryć twórczość Beethovena, swego czasu bardzo dla niej ważnego. Przebywa więc – dosłownie i w przenośni – długą, trudną, ale również bardzo owocną podróż, która przynosi ukojenie. Opowiadanie, którego tłem jest muzyka – muzyka, która w żadnym wypadku nie dominuje treści, a jest zaledwie jej subtelnym uzupełnieniem. Pełna elementów humorystycznych opowieść chwyta również za serce, gdyż jak wiadomo, Schmitt jest pisarzem niezwykle emocjonalnym.
Druga część książki to przemyślenia autora na temat muzyki Beethovena. Zapiski można potraktować jako formę pamiętnika, który skupia się głównie na twórczości muzyka i jego wpływie na autora książki. Poszczególne utwory są przyczynkiem do snucia wspomnień i opisywania ważniejszych wydarzeń z życia Schmitta. Ten element może być interesujący – szczególnie dla miłośników pisarza. Jednak idzie on o wiele dalej – nie tylko wspomina, ale i zaczyna tłumaczyć jak należy rozumieć – „czytać” – muzykę Beethovena. Tłumaczy i opowiada, co słyszy, czemu to służy, jak wpływa na odbiorcę. To już było dla mnie zbyt wiele. Nie ukrywam, że chyba pierwszy raz znudziło mnie czytanie Schmitta i czekałam na koniec.
Oceniając pierwszą część mogłabym stwierdzić: „rewelacyjna” czyli 8 gwiazdek, druga część „słaba” czyli 3 gwiazdki. Średnia 5,5 czyli między przeciętną, a dobrą. Opowiadanie polecam każdemu, natomiast druga część może chyba zachwycić tylko wielkich miłośników muzyki klasycznej i mocno osadzonych w temacie melomanów. Nadal z niecierpliwością czekam na kolejny tom cyklu „Podróż przez czas” – zdecydowanie wolę Schmitta w „wielkim formacie”.
piątek, 28 kwietnia 2023
„Audrey Hepburn w blasku sławy” – Juliana Weinberg
Wydawnictwo: Znak Horyzont
Seria: Wyjątkowe kobiety
Tytuł oryginału: Audrey Hepburn und der Glanz der Sterne
Data wydania: 2022-05-18
Liczba stron: 512
ISBN: 9788324085224
Na serię „Wyjątkowe kobiety” zwróciłam uwagę przy okazji książki o Edith Piaf. Bardzo lubię fabularyzowane biografie, które czyta się jednym tchem niczym powieść trzymającą w napięciu. Pełna faktów, jednak bez tej oszczędnej, rzeczowej i konkretnej formy – piękna opowieść, która porywa czytelnika. Póki co, seria obejmuje cztery powieści o życiu Edith Piaf, Fridy Kahlo, Audrey Hepburn oraz Marii Callas. Książki napisane przez różne autorki i mam nadzieję, że nie jest to jeszcze ich ostatnie słowo.
Audrey Hepburn zrobiła na mnie ogromne wrażenie przy okazji oglądania jej najbardziej znanego filmu czyli „Śniadania u Tiffaniego”. Genialnie wykreowała postać Holly Golightly, którą już zawsze miałam przed oczami czytając opowiadanie Trumana Capote. Świeża, oryginalna, dowcipna, eteryczna, elegancka, skromna, śliczna, intrygująca – zapadająca w pamięć na zawsze. Zdecydowanie ponadczasowa, jednak zupełnie niedzisiejsza – Perła Złotej Ery Hollywood.
Od zawsze marzyła, by zostać primabaleriną, jednak przeszkodą okazał się jej wygląd! Postanowiła więc chwilowo zostać tancerką i właśnie wtedy dostrzeżono ją na scenie. Z dnia na dzień posypały się kolejne propozycje… filmowe! I tak się zaczęło. Kariera nabrała tempa – posypały się kolejne nagrody. Audrey ciągle jednak pozostała tą samą skromną dziewczyną i nie mogła uwierzyć w swój sukces. Chyba nie tylko w niego, gdyż sukces w życiu zawodowym nie przekładał się niestety na sukces w życiu prywatnym. Rozwody, poronienia, rozczarowania i nieustanne szukanie swojego miejsca w życiu…
Bardzo obszerna, beletryzowana biografia gwiazdy. Z pewnością fakty z życia aktorki musiały przejść pewną selekcję przed publikacją, jednak odnoszę wrażenie, iż jest to dzieło kompletne, a na pewno dające idealny obraz Audrey Hepburn. Z wielką chęcią przeczytałabym inną książkę autorstwa Juliany Weinberg, gdyż charakteryzuje się ona lekkim piórem i czytanie jej powieści sprawiało mi ogromną przyjemność. Autorka potrafiła wykreować wyjątkowy świat, do którego uchyliła drzwi swoim czytelnikom. Dodatkowym bonusem historii o Audrey są też liczne opowiastki czy też ploteczki z samego Hollywood, dotyczące ludzi z najbliższego otoczenia aktorki – głównie zawodowego – a ci – jak wiadomo nie ustępowali jej popularności. Gratka dla fanów amerykańskiej popkultury i filmu. Polecam!
wtorek, 11 kwietnia 2023
„Rodziny himalaistów” – Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin, Joanna Sokolińska
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2020-10-14
Liczba stron: 224
ISBN: 978-83-280-8337-0
Ponieważ od jakiegoś czasu fascynuje mnie tematyka górska, postanowiłam sięgnąć po tę książkę dotyczącą w znaczącym stopniu gór, która jednak skupia się przede wszystkim na innym – istotnym i raczej pomijanym problemie. Mianowicie, opowiada o rodzinach himalaistów i wpływie jaki pasja ich najbliższych ma na otoczenie. Autorki, pisząc swoją książkę, sięgnęły do wielu źródeł traktujących o wyprawach Polaków w najwyższe góry świata oraz przeprowadziły wiele bardzo osobistych rozmów z rodzinami himalaistów, które po wielu latach od tragedii musiały ponownie sięgnąć do tych bolesnych wspomnień.
W latach 80-tych polski himalaizm rozwijał się wyjątkowo prężnie mimo obiektywnych trudności gospodarczych i skomplikowanej sytuacji politycznej jaka panowała w kraju. Może właśnie dlatego – na przekór szarej (lub może chwilami nawet czarnej) rzeczywistości jednostki uciekały w inny świat – w wysokie góry, gdzie czuły smak wolności i wszechobejmujący bezkres. Skupione na celu jakim było zdobycie szczytu nie myślały o niczym innym i często wbrew zdrowemu rozsądkowi gnały na przód po laur zwycięstwa. Bywały momenty, gdy przychodziło opamiętanie i pojawiało się na chwilę trzeźwe myślenie, jednak góry wzywały dość głośno, więc powracały na szlak i często z niego już nie wracały.
I właśnie rodziny tych, którzy nie wrócili opowiadają o himalaistach ze swojego otoczenia, ich egoistycznej pasji, której wszystko było podporządkowane i której skutki odczuwali właśnie oni przez wiele lat. Także wtedy, gdy przestawali już czekać na powrót (w większości) ukochanych mężów i ojców, gdyż zostali na zawsze w tym swoim wyjątkowym świecie. Dziś – współcześnie – po wielu latach od tragedii – dorosłe dzieci himalaistów potrafią już mówić z dystansem o tych trudnych sprawach. Mimo wszystko ich słowa i opowieści wzbudzają niesamowite emocje. Niejednokrotnie szokują, często budzą współczucie. Zaskakujące jest również to, że wbrew ogólnej opinii, posiadają wiele zrozumienia dla pasji najbliższych i nie mają do nich żalu.
Ciekawa pozycja dla ludzi, których ogarnęła lub powoli ogarnia fascynacja górami. Temat ujęty z zupełnie z innej perspektywy, dostarcza nowych informacji. Dynamika rozmów między autorkami książki i ich respondentami wpływa na tempo czytania i dość mylne wrażenie o pobieżnym potraktowaniu tematu. Oczywiście, zainspirowani tekstem mogą sięgnąć po literaturę traktującą szerzej o poszczególnych przypadkach, która zresztą wymieniona jest w obszernej bibliografii na końcu książki. Mnie szczególnie interesują te współcześniejsze historie i niewykluczone, że wkrótce o nich przeczytam. Polecam.
wtorek, 28 marca 2023
„Sztuka podglądania” – Marta Motyl
Wydawnictwo: Lira
Data wydania: 2020-11-16
Liczba stron: 416
ISBN: 9788366503717
Kolejna książka-prezent tym razem od mojej przyjaciółki malarki, więc wybór wydaje się w pewnym sensie uzasadniony. Czy zdecydowałabym się na ten wybór samodzielnie? Raczej nie, bo 2 z 11opisywanych malarzy to trochę za mało – nawet jeśli to Klimt i Łempicka. Mimo to przeczytałam – w dużej mierze również ze względu na kurczące się zapasy książkowe.
„Sztuka podglądania” w 11 rozdziałach opisuje 11 najbardziej skandalizujących – wg autorki – pod kątem erotycznym obrazów, różnych malarzy światowej sławy. Marta Motyl przedstawia kolejno: „Pochodzenie świata” G. Couberta, „Zasuwkę” J-H. Fragonarda, „Łoże francuskie” Rembrandta, „Uścisk” E. Schielego, „Undula, odwieczny ideał” B. Schulza, „Manao tupapau” P. Gaugina, „Masturbacja i podglądanie” K. Hokusaia, „Sympegma mężczyzny i kobiety z pomocną służącą” J. H. Füssliego, „W łóżku – pocałunek” H. de Toulouse-Lautreca, „Dwie przyjaciółki” T. Łempickiej oraz „Danae” G. Klimta. Kolorowe reprodukcje powyższych obrazów są uzupełnieniem tekstu, co w tego typu książce wydaje się wręcz oczywistością.
Poza dość dokładnym opisem wyglądu poszczególnych dzieł, kontekstem ich powstania i interpretacją, Marta Motyl przytacza również ważniejsze fakty z biografii wyżej wymienionych malarzy. Siłą rzeczy nie są to pełne życiorysy artystów, chociaż dają dość dobry obraz ich sylwetek. Na pewno mogą być inspiracją do sięgnięcia po bardziej wyczerpujące pozycje na ten temat.
Lubię od czasu do czasu przeczytać ciekawą biografię, szczególnie jeśli postać o jakiej czytam zaintrygowała mnie z jakiegoś powodu. Obrazy jednak wolę oglądać, najlepiej w galerii – „na żywo”, a nie w pomniejszonej książkowej wersji czy na ekranie monitora. Z tego względu czuję dość spory niedosyt po przeczytaniu „Sztuki podglądania”. Myślę, że głównym powodem powstania tego zbioru była chęć szokowania i wywołania kontrowersji. Niektóre obrazy mogą uchodzić za mocno odważne – nawet z pogranicza pornografii. Mimo to książkę czytało mi się dość opornie i ociężale. Autorka nie potrafiła – przynajmniej u mnie – wywołać dreszczyku emocji, który towarzyszy zazwyczaj przy pytaniu „co będzie dalej”. Przeczytane, kilka ciekawostek pozostało w głowie, znane fakty utrwalone, nowe obrazy poznane i to by było na tyle. Na zasadzie kolejna pozycja odhaczona.
Czy polecam? Książka może się spodobać wielkim miłośnikom malarstwa i tym polecam, głównie przez motyw przewodni „Sztuki podglądania”. A co do mnie… Zdecydowanie bardziej ucieszyłaby mnie książka opisująca stricte twórczość i życie Gustawa Klimta, bo o Łempickiej już dwie dostałam…
poniedziałek, 13 marca 2023
„Filip” – Leopold Tyrmand
Wydawnictwo:Wydawnictwo MG
Data wydania: 2023-02-22
Data 1. wyd. pol.: 1993-01-01
Liczba stron: 416
ISBN: 9788377798898
Na twórczość Leopolda Tyrmanda zwróciłam uwagę już jakiś czas temu, ale do teraz nie było okazji, by sięgnąć po jakąś jego powieść, chociaż „Złego” dodałam do listy książek do przeczytania już jakiś czas temu. Póki co – na fali popularności filmowej ekranizacji – przeczytałam „Filipa”. Chociaż odnoszę wrażenie, że reżyser i scenarzyści dość mocno odbiegli od literackiego pierwowzoru i sporo dodali. Właściwie wcale im się nie dziwię.
Tytułowy „Filip” to polski Żyd, który na skutek sprzyjających okoliczności dobrowolnie trafia do Frankfurtu nad Menem, gdzie pod fałszywą tożsamością – jako Francuz – zostaje kelnerem w luksusowej restauracji. Razem z nim pracuje tam grupa młodzieży z innych okupowanych przez Niemcy krajów. Razem tworzą zgraną paczkę, wspierają się, pojawiają się nawet prawdziwe przyjaźnie. Trzeba przyznać, że chłopcy nieźle się urządzili w tym kraju wroga. Mimo ogólnych trudności, żyją naprawdę wygodnie. Jedzą dostatnio, a i czasu na rozrywki nie brakuje. By jeden miał więcej, trzeba zabrać drugiemu – to taka ich prywatna, specyficzna walka z wrogiem.
„Filip” to nietypowa powieść wojenna. Wprawdzie w tle czuć wojenną atmosferę i tę wiszącą w powietrzu grozę, jednak na pierwszy plan wysuwa się coś zupełnie innego – młodość, energia, chęć zabawy i jakiegoś wygodnego urządzenia się w tym dorosłym świecie, czasem cwaniactwo, brawura i lekkomyślność czyli wszystko to, co można utożsamiać z głównym bohaterem, przejawiającym zdecydowanie hedonistyczny stosunek do życia. W sumie nie ma się co dziwić – każdy wiek rządzi się swoimi prawami. To wszystko powoduje dość interesujący kontrast, nadając powieści buntowniczego charakteru. I mianem buntownika, niegodzącego się z otaczającymi go realiami, toczącego z rzeczywistością własną, oryginalną walkę można określić właśnie Filipa.
Autor określa tę powieść jako jego ukochaną i najlepszą książkę oraz spowiedź pisarką, gdyż zawiera sporo elementów autobiograficznych. Tych, niestety, sama nie jestem w stanie wyłapać, gdyż nie poznałam szczegółowego życiorysu pisarza. Nie mam na razie również porównania z innymi utworami Tyrmanda, ale zdecydowanie może ona przekonać nowego czytelnika do sięgnięcia po kolejne. Ja mam ochotę. Mimo, iż „Filip” jest powieścią dość nieśpieszną, momentami przegadaną i przeintelektualizowaną, co ma wpływ na tempo czytania. Do tego sposób pisania dialogów, które często wtapiają się w narrację, nie ułatwia czytelnikowi. Wprawdzie w pewnym momencie, który można określić mimo wszystko punktem kulminacyjnym, akcja przyspiesza i mocniej wciąga. Wtedy rzeczywiście trzyma w napięciu i mknie się przez kolejne strony.
„Filip” to przykład wojennej literatury pięknej. Powieść nieprzeciętna i wyróżniająca się na tle innych pozycji – tak samo jak jej główny bohater, który mocno wyróżnia się na tle otoczenia i społeczeństwa. Wprawdzie fabuła jest dość mocno ograniczona i patrząc obiektywnie nie dzieje się tam wiele – dlatego tym bardziej rozumiem Michała Kwiecińskiego, który dość mocno ubarwił swój film, co stwierdzam już po obejrzeniu samych zwiastunów. Mimo to książka przewyższa inne ze swojego gatunku – olśniewa i na długo zapada w pamięć. Budzi również całą gamę pozytywnych skojarzeń – tak jak i Filip, którego podziwiamy, któremu kibicujemy z całych sił i chcemy, by mu się wszystko udało.
Powieść wojenna pozbawiona typowych dla polskiej literatury elementów martyrologicznych, za to ukazująca wojnę z perspektywy cudzoziemcy w kraju wroga. Historia wzbogacona wątkiem miłosnym, który mnie jako kobietę wciągnął najbardziej. Bo jakże można mówić o młodości bez miłości. Myślę, że ponowne wydanie powieści w wersji filmowej (czyli z licznymi fotosami z filmu) oraz ekranizacja „Filipa”, przysporzą Tyrmandowi nowych fanów oraz popularności, jakiej nigdy by się nie spodziewał. Popularności na skalę możliwości książkowej postaci oraz odtwórcy głównej roli w filmie – bardzo utalentowanego Eryka Kulma jr, który – mam nadzieję – uniesie ciężar swojej postaci i będzie umiał się od niej odciąć w kolejnych produkcjach.
sobota, 4 marca 2023
„A my zostajemy w Zielonej Górze” – Mieczysław J. Bonisławski
Wydawnictwo: Polskie Towarzystwo Krajoznawcze
Data wydania: 2022-01-01
Liczba stron: 68
ISBN: 9788390696607
Z wielką chęcią sięgnęłam po tę objętościowo niewielką, lecz bardzo treściwą książkę traktującą o moim rodzinnym mieście, szczególnie, iż znam osobiście jej autora. Sympatia do jego osoby nie będzie miała jednak wpływu na moją obiektywną opinię na temat tego fabularyzowanego przewodnika po Zielonej Górze, który powstał przy okazji obchodów 700/800-lecia miasta. Zaintrygowanych podwójnym jubileuszem odsyłam do czeluści internetu, gdyż nie jest to temat ani wspominanej książki, ani mojej opinii.
„A my zostajemy w Zielonej Górze” składa się z 11 rozdziałów zwanych przez autora gawędami, które opowiadają o różnych zabytkach miasta, związanych głównie z koleją. To specyficzne ujęcie tematu nie zdziwi tych, którzy wiedzą co jest „bzikiem” Mieczysława Bonisławskiego. Fabuła książki krąży wokół winobrania czyli obchodów Dni Zielonej Góry, które są przyczynkiem do spotkań trojga głównych bohaterów książki. Ze względu na sytuację społeczną i wszechobecne ograniczenia pandemiczne, panowie postanowili wrócić do dawnych tradycji i spędzają ten czas we własnym gronie. Nie z gośćmi (z odległych zakątków Polski i nie tylko) odwiedzającymi Zieloną Górę, lecz z członkami najbliższej, lokalnej społeczności – wzmacniając więzi, które już ich łączą. Każdego dnia planują wyjście do miasta, by przy kieliszku miejscowego wina poznać historie i historyjki związane z wieloma zabytkami oraz postaciami – zarówno tymi współczesnymi jak i historycznymi, które dziwnym trafem zawsze znajdują miejsce przy ich stoliku…
Niejednokrotnie powtarzałam, że jestem miłośniczką literatury traktującej o moim rodzinnym mieście i przeczytałam sporo pozycji na ten temat. Książka Mieczysława Bonisławskiego mimo wszystko jednak mnie zaskoczyła, co jest jej wielką zaletą. Zaskakująca była przede wszystkim jej forma, gdyż na pierwszy plan wysuwa się intrygująca opowieść literacka, która wciąga czytelnika do samego końca. Do tego, jej współczesną warstwę przenikają regularnie goście z przeszłości, nadając całości nieco baśniowego charakteru. Między wierszami czytelnik otrzymuje całą masę konkretów dotyczących historii miasta, poszczególnych miejsc, zdarzeń i osobistości z nimi związanych. I mimo, iż posiadałam już jakąś wiedzę na ten temat, to i tak z treści wyciągnęłam dla siebie kilka perełek i mam ochotę je zgłębić.
Bardzo oryginalny pomysł na łączenie gatunków. Opowieść literacka przepełniona elementami fantastyki i sporą dawką interesujących faktów historycznych dotyczących zarówno historii Zielonej Góry jak i kolei. Wartka akcja i styl autora sprawiają, że książkę czyta się jednym tchem. Liczne zdjęcia opisywanych zabytków doskonale uzupełniają treść. „Przewodnik” będzie z pewnością inspiracją do spacerów po naszym pięknym mieście, tym razem śladami kolejarzy oraz bohaterów książki, i odkrycia jeszcze kilku zielonogórskich tajemnic. Jedynym czego mi brakowało, to dołączenie mapki, na której zaznaczono lokalizację zabytków i trasy, którymi krążą po mieście bohaterowie. No i szkoda, że tak szybko się skończyło.
Polecam zapalonym turystom, lokalnym patriotom, miłośnikom kolei i kolejki wszelakiej oraz historii regionu.
poniedziałek, 20 lutego 2023
„Quentin Tarantino. Rozmowy” – Gerald Peary
Wydawnictwo: Axis Mundi
Data wydania: 2014-10-22
Liczba stron: 296
ISBN: 9788361432951
Chyba nie ma osoby, która nie kojarzyłaby postaci Quentina Tarantino. Oczywiście, poza wielką rzeszą miłośników jego twórczości, istnieją (zapewne… prawdopodobnie…) również i jego przeciwnicy. Jedno jest jednak pewne: jego twórczość nie pozostawia obojętnym – jest wyrazista, charakterystyczna i wywołuje całą gamę emocji. W mój gust Quentin trafił jak w dziesiątkę. Jestem totalnie zafascynowana jego twórczością od wielu lat. Dlatego z wielką przyjemnością czytam kolejne pozycje tratujące zarówno o tym artyście jak i o jego sztuce.
Zbiór Geralda Peary obejmuje 25 wywiadów przeprowadzonych z Tarantino między 1992 a 2012 rokiem. Rozmowy dotyczą głównie konkretnych filmów, ale reżyser opowiada też sporo o sobie i swojej przygodzie z filmem. Oczywiście, często zdarza się, że w kilku wywiadach opowiada o tych samych sprawach, co jest głównie wynikiem zadawanych mu i powielanych pytań. Jednak zawsze można wyłapać jakieś dodatkowe informacje, co jest niewątpliwym plusem tego kompendium.
Treść książki jest błyskotliwa jak sam Quntin Tarantino. Bije z niej ogromna charyzma, inteligencja, dowcip, pasja i zamiłowanie do kina. Polecam „Rozmowy” z reżyserem zarówno jego miłośnikom jak i pozostałym, którzy mieliby ochotę dowiedzieć się czegoś nowego i ciekawego o filmach i jego twórcy. Ja dowiedziałam się np., że Quentin zaplanował „Bękarty wojny” i „Django” jako trylogię. Opowiedział też o zamyśle na trzeci film. W planach ma również trzecią część Kill Billa. Biorąc pod uwagę fakt, że planował stworzyć tylko 10 filmów, a na koncie ma już 9… Pozostał tylko jeden. Bardzo ciekawi mnie, na co się w końcu zdecyduje. Polecam w oczekiwaniu na zamykający jego filmografię nr 10.
sobota, 7 stycznia 2023
„Chołod” – Szczepan Twardoch
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2022-10-26
Liczba stron: 416
ISBN: 9788308076828
Dość dużo obiecywałam sobie po najnowszej powieści Twardocha, ale niestety w moim rankingu jego twórczości bez zmian. Nadal, po genialnej trójce: „Morfina”, „Król” i „Królestwo”, które mnie totalnie oczarowały, żadna książka nawet nie zbliża się do podium. Szkoda. Niestety, przy następnej sposobności mocno się zastanowię, czy sięgać po jego powieść. „Chołod” umęczył mnie dość solidnie – na szczęście już za mną.
„Chołod” to opowieść drogi inspirowana polarnymi wyprawami Twardocha, ale i historią – historią Rosji, bolszewików, łagrów itd. Gdyby autor skupił się na tej realnej – współczesnej – części, mogłabym „przepaść” za tą powieścią, tak jak np. za „Wielką samotnością” K. Hannah. Niestety, jego wizja była trochę inna. „Chołod” składa się z dwóch części: wstęp i zakończenie powieści dotyczą wyprawy autora, która wynikała z jego wewnętrznej potrzeby, a która na skutek pewnego spotkania zmieniła trochę swoją formę i przerodziła się w spontaniczny rejs w niewiadomym kierunku – „przed siebie”. Podczas tej wyprawy Twardoch otrzymał od swojej towarzyszki dziennik do przeczytania. Dziennik ten, pisany przez Konrada Widucha, stanowi właśnie główną część książki.
Konrad Widuch to Ślązak, który miał dość burzliwe i różnorodne życie. Po tym jak w wieku 16 lat opuścił rodzinny dom, był górnikiem, marynarzem na niemieckim okręcie, był też bolszewikiem i komunistą całym sercem oddanym idei. Został również osadzony w łagrach, z których jednak uciekł i trafił w miejsce, o którym nikt nigdy nie słyszał – na Chołod. O tym właśnie jest dziennik Widucha, który trafił w ręce Szczepana Twardocha – co z nim zrobi po przeczytaniu, będzie zależało tylko od niego.
Idea – fabuła – książki jest całkiem w porządku. Dlatego też skusiłam się na tę powieść po zapoznaniu się z opisem okładkowym. Problemem wg moich standardów i gustu jest realizacja tegoż zamierzenia – dokładniej mówiąc forma dziennika Widucha napisanego w dość problematycznej forule i języku. Zapiski prowadzone są dawno gdyż około 1946 roku, nie jest to więc język współczesny, ale dodatkowo opisy zawierają wiele miejscowych określeń i wyrażeń właśnie z Chołodu – typowych dla miejscowego plemienia oraz plemion ościennych. Wg mnie zupełnie niepotrzebnie, gdyż utrudniało to wejście w fabułę i bywało mocno irytujące. Niestety, skala tego problemu jest tak wielka, że wstęp i zakończenie oraz fabuła nie uratowały całości.
Powieść tylko dla wielkich wielbicieli twórczości Szczepana Twardocha. Niestety, w moim przypadku przeważyła szalę i raczej po kolejną powieść autora sięgnę nieprędko. Zbyt duży kredyt otrzymał po mojej „wielkiej trójce” i ciągle nie zmierzał nawet w stronę „ideału”. Trudno się mówi i wybiera inne pozycje.
niedziela, 23 października 2022
„Sekretne życie autorów lektur szkolnych. Nie tacy święci jak ich malują” – Sławomir Koper
Data wydania: 2020-01-01
Liczba stron: 350
ISBN: 9788380795396
To moja druga książka Sławomira Kopra o tajemnicach polskich pisarzy. Z przykrością muszę stwierdzić, że poprzednia – „Nieznane losy autorów lektur szkolnych. Wstydliwe tajemnice mistrzów pióra” podobała mi się o wiele bardziej, mimo iż dwa tytuły są właściwie z jednej kategorii i mogłyby stanowić jedną wielką księgę.
W „Sekretnym życiu autorów…” Koper skupia się głównie na życiu osobistym swoich bohaterów, opisując ich różnorodne i niejednokrotnie kontrowersyjne życie uczuciowe. Niestety, kontrowersje te wynikają przede wszystkim z homoseksualizmu pisarzy lub faktu posiadania przez nich kochanek. Zdecydowana większość rozdziałów traktowała o jednym lub drugim, a czasem o obu. Było to dość monotonne, co jest największym zarzutem do tego kompendium. Czytając, miałam wrażenie, że autor uległ tej nachalnej queerowej modzie, która epatuje na każdym możliwym kroku – wszędzie – nawet już w literaturze na temat literatury.
W zakończeniu książki autor ponownie podkreśla, że nie wyczerpał jeszcze tematu, zapowiadając tym samym kolejną część przedstawiającą biografie polskich pisarzy z zupełnie innej perspektywy. Nie sądzę jednak bym sięgnęła po nią. Monotonia tego tomu trochę mnie zraziła, chociaż ogólnie pomysł na cykl bardzo ciekawy.
Poniżej krótkie streszczenie kolejnych rozdziałów.
Mickiewicz – aktywny członek sekty, której guru „zachęcił” go do życia z dwoma „żonami” jednocześnie.
Fredro – frywolny i bezpruderyjny hrabia, którego tytuł szlachecki został zakupiony przez ojca, któremu powiodło się w interesach.
Orzeszkowa – kochliwa rebeliantka łamiąca zasady epoki w której żyła, np. poprzez fakt iż nie bała się żyć i pracować na własny rachunek.
Konopnicka – chociaż określano ją mianem „mężczyźniary”, która dość często zmieniała obiekty westchnień, znana jest z dwuznacznej przyjaźni z pewną plastyczką. Matka ośmiorga dzieci, do których miała bardzo wątpliwy stosunek.
Wyspiański – mimo prawie całkowitej abstynencji (alkohol traktował tylko jako lekarstwo w formie naparstka dobrego koniaku) miewał niestworzone wizje, które później umieszczał w swoich utworach. Niewykluczone, że wizje te były wynikiem przechodzonej przez niego kiły.
Przerwa-Tetmajer – aktywny kobieciarz, który wskutek swoich licznych przelotnych miłostek zachorował na syfilis.
Sienkiewicz – w jego życiu istotną rolę odegrało pięć kobiet o imieniu Maria – pierwszą żonę kochał najbardziej, druga najbardziej dala się mu we znaki, a mała zemsta pisarza sprawiła, że inspirowana nią postać na wieki przetrwała ma kartach jego książki – „Rodziny Połanieckich”.
Prus – cierpiący na agorafobię, lęk przed mostami oraz piorunami, sybaryta-smakosz namiętnie jeździł na bicyklu.
Żeromski – praktycznie jawnie prowadził jednocześnie życie rodzinne z dwoma kobietami, które obdarzyły go potomstwem – żona synem, a kochanka córką.
Nałkowska – mimo, iż utarło się powiedzenie, że karierę literacką można było rozpocząć przez jej łóżko (lub Iwaszkiewicza), lubiła czuć nad sobą czyjąś rękę, która ją poprowadzi w życiu codziennym.
Wierzyński – poeta i zapalony sportowiec oraz komentator w jednym, autor najlepszej biografii Chopina na świecie.
Dąbrowska – niezbyt kobieca i drwiąca z kobiecego upodobania do nowych fryzur i makijaży, a mimo to na wieloletnią i swoją ostatnią partnerkę wybrała kobietę, tworząc długi choć burzliwy związek.
Gałczyński – wyjątkowo imprezowy poeta, któremu butelka towarzyszyła do ostatnich dni, przez co skomplikował życie zarówno swojej żonie i córce, jak i kochance i nieślubnemu synowi.
Gombrowicz – związki określał mianem „wspólnictwa”, zdeklarowany homoseksualista, który doświadczył dwóch dłuższych relacji – pierwsza z młodszym Argentyńczykiem, druga zakończona ślubem z Kanadyjką.
Andrzejewski – zdeklarowany gej, który by prowadzić „normalne życie” poślubił kobietę, jednak zanim doszło do konsumpcji małżeństwa uciekł ze świadkiem. Zakochiwał się w młodych talentach takich jak Baczyński czy Hłasko, stawiając sobie za cel ich promowanie.
Szklarski – polski autor z amerykańskim paszportem oskarżony o kolaborację i skazany na pobyt w więzieniu. Dopiero po wielu latach i różnych kierunkach pracy, sukces przyniosła mu seria dla młodzieży.
Nienacki – bezpruderyjny i zafascynowany młodymi dziewczynami, przez 27 lat żył na wsi z kochanką w wieku swojego syna, utrzymując normalne stosunki z żyjącą w mieście żoną.
Stachura – wrażliwy koczownik noszący jedynie jeansy Lee Cooper, uprawiający „życiopisanie” czyli opisujący tylko to, czego doświadczał.
wtorek, 6 września 2022
Ilustrowana kronika Zielonej Góry (The Ilustrated Chronicle of Zielona Góra) - Igor Myszkiewicz
Wydawnictwo: Stowarzyszenie FORUM ART.
Tytuł oryginału: Ilustrowana kronika Zielonej Góry
Data wydania: 2021-10-20
Liczba stron: 324
ISBN: 9788395308055
Kolejna książka traktująca o moim rodzinnym mieście, którą otrzymałam w prezencie. Sama bym raczej jej nie kupiła, gdyż czytałam podobną publikację tego samego autora. „Krew Bachusa. Opowieści zielonogórskie” – był to jednak zbiór 100 anegdot na temat Zielonej Góry. Tym razem czytelnik otrzymuje bardziej szczegółową kronikę miasta – począwszy od 4500 roku p.n.e., kiedy to na terenach wzdłuż rzeki, która kiedyś będzie Odrą, pojawili się pierwsi myśliwi. Następnie opisana jest Zielona Góra (czy też raczej Grünberg) pod panowaniem Piatów Śląskich, kolejno w granicach Królestwa Czech i Węgier, Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, Królestw Prus, Cesarstwa Niemieckiego, Republiki Weimarskiej, III Rzeszy, w końcu Rzeczypospolitej Polskiej, Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i III Rzeczypospolitej Polskiej. Już powyższy fakt dobrze obrazuje jak różnorodną treść mamy przed sobą.
Skoro kronika, to poszczególne wydarzenia opatrzone są datą – przeważnie jest to sam rok, chociaż zdarzają się uszczególnienia z konkretnym dniem i miesiącem. Zazwyczaj jednak autor opisuje ważniejsze zdarzenie lub zdarzenia, które miały miejsce w danym roku. Co zaskakujące, przeważnie wpisy są bardzo regularne, np. od około 1600 roku dotyczą wszystkich kolejnych lat, aż do roku 2020. Urozmaiceniem wpisów są zabawne ilustracje w charakterystycznym stylu autora, który jest też rysownikiem. (Tu warto wspomnieć jego komiks „Paprochy historii. Zielonogórskie podróże w czasie”).
Książka może nie jest jakimś dziełem naukowym, jednak zawiera całą masę faktów historycznych w pigułce. Może być więc przyczynkiem do sięgnięcia po bardziej specjalistyczną literaturę. Z pewnością daje bardzo dobry obraz przemian, jakie przechodziła Zielona Góra na przestrzeni wieków. A bywało zaskakująco i dramatycznie oraz... gorąco – nie wiem czy jakiekolwiek inne miasto ma na swoim koncie aż tyle pożarów…
Dla mnie osobiście najciekawsze wpisy zaczynają się od przełomu XIX i XX wieku czyli powiedzmy od tej historii nowszej, która jest mi lepiej znana z literatury wszelakiej. Tą część czytałam już z wielką przyjemnością. Wcześniejsze wpisy – często dotyczące kolejnych najazdów i władców – były dość monotonne, a fakty trudne do zapamiętania. Zresztą autor bardziej obszernie opisuje te najświeższe wydarzenia, co jest tylko plusem dla całej publikacji.
„Ilustrowana kronika Zielonej Góry” sprawdzi się również jako promocja naszego miasta poza granicami kraju, gdyż druga połowa książki przetłumaczona jest na język angielski. Z pewnością jednak jest to także dobry prezent dla każdego zielonogórzanina, gdyż warto wiedzieć „co w trawie piszczy”. Z pewnością kolejny spacer po mieście nabierze teraz trochę innego charakteru. Polecam.
czwartek, 4 sierpnia 2022
„Frida Kahlo i kolory życia” – Caroline Bernard
Wydawnictwo: Znak Horyzont
Seria: Wyjątkowe kobiety
Tytuł oryginału: Frida Kahlo und die Farben des Lebens
Data wydania: 2021-04-05
Liczba stron: 352
ISBN: 9788324079360
Frida Kahlo to bardzo charakterystyczna artystka, którą „z widzenia” kojarzy chyba każdy. Kilka lat temu obejrzałam hipnotyzujący film biograficzny o niej, z Salmą Hayek w roli głównej. Zarówno jej kreacja jak i życie Kahlo zrobiły na mnie wówczas ogromne wrażenie. Dlatego też z wielką chęcią sięgnęłam po książkę Caroline Bernard pt.: „Frida Kahlo i kolory życia”. Wprawdzie podczas czytania cały czas przed oczami miałam Salmę, ale nie uważam tego za jakiś wielki problem. Przy okazji tej publikacji, chcę zwrócić uwagę na serię, z której pochodzi – mianowicie „Wyjątkowe kobiety”. Czytałam już należącą do niej biografię Edith Piaf autorstwa Michelle Marly i czekam na książkę Juliany Weinberg o życiu Audrey Hepburn. Mimo iż to nietypowa seria, gdyż zawiera książki różnych autorek, jest bardzo spójna. Myślę, że ktoś miał na nią bardzo dobry pomysł.
„Frida Kahlo i kolory życia” to fabularyzowana powieść biograficzna, którą autorka napisała na podstawie bardzo bogatej bibliografii. Carolin Berdnard podkreśla, że przedstawiła czytelnikom swoją interpretację życia Kahlo, chociaż starała się być wierna jej biografii i tylko czasem zmieniała kolejność zdarzeń, by dopasować je do fabuły książki. Porównując ją z filmem Julii Taymor, stwierdzam, że autorka dodała sporo interesujących wątków – cóż – taka zaleta literatury, film łączy się jednak z ograniczeniami.
Z wiadomych względów nie będę opisywać tutaj treści książki, wspomnę tylko, że wyłania się z niej intrygujący obraz Fridy Kahlo jako kobiety, a uzupełniony jest wizerunkiem Fridy Kahlo artystki, tworząc razem doskonałą całość. Zaryzykuję stwierdzenie, że ostatecznie Frida przebiła się przez popularność jej sławnego męża i to głównie ona kojarzy się dzisiaj z malarstwem i sztuką meksykańską.
Powieść napisana jest w bardzo przyjemnym stylu, który sprawia, że czyta się ją bardzo szybko. Wartka akcja i ciekawe wątki powodują, że fabuła trzyma w napięciu i czytelnik niecierpliwi się, co będzie dalej. Bardzo lubię fabularyzowane biografie – zdecydowanie lepiej mi się je czyta niż niejednokrotnie dłużące się dokumenty o życiu znanych postaci. Polecam zarówno miłośnikom sztuki jak i miłośniczkom inspirujących kobiecych biografii.
piątek, 29 lipca 2022
„Stanisław Bareja. Jego czasy i filmy” – Dorota Skotarczak
Wydawnictwo: Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego
Data wydania: 2022-04-30
Liczba stron: 260
ISBN: 9788382207415
Stanisław Bareja to jeden z moich ulubionych polskich reżyserów. Uwielbiam jego kultowe komedie. Mimo, iż znam teksty z jego produkcji na pamięć, to przy każdej telewizyjnej powtórce bawią mnie i tak, a śmiechowi nie ma końca. Już kiedyś wspominałam, że fajnie byłoby przeczytać biografię tego geniusza. Aż tu nagle, jakiś czas temu – niespodzianka. Pojawiła się informacja o książce Doroty Skotarczak pt. „Stanisław Bareja. Jego czasy i filmy”. Musiałam ją mieć!
Ta książka to połączenie biografii reżysera, z opisem jego poszczególnych produkcji oraz kroniką tamtych lat. W zasadzie autorka pisze głównie o twórczości Barei, a przy okazji zdradza trochę faktów i ciekawostek związanych z jego życiem. W tej kwestii pojawił się więc niewielki niedosyt. Chociaż odnoszę wrażenie, że to i tak najciekawsza pozycja dotycząca Stanisława Barei. Dużym plusem jest też dość dokładne przedstawienie realiów i historii czasów, o jakich pisze Skotarczak. Wpływa to pozytywnie na różnorodność treści.
I tak, w 12 rozdziałach przeczytamy o dzieciństwie Barei, młodości w łódzkiej filmówce, debiucie reżyserskim i dalszych dość burzliwych etapach jego pracy zawodowej, z wyszczególnieniem pracy nad konkretnymi filmami. Przyznam się, że przeczytałam w tej książce zaskakujące informacje związane głównie z odbiorem samego reżysera, jak i jego filmów, przez środowisko. Nie przypuszczałam, że gatunek jaki sobie wybrał, był tak problematyczny w latach 60- i 70-tych, a kręcenie komedii, tak niedocenianym (jemu współcześnie) zajęciem. Wielbiciele Barei powinni być mu wdzięczni za konsekwencję i wytrwałość!
Poza tym, przy okazji „relacji” z planów filmowych, przeczytamy nie tylko o samym reżyserze, ale i też o jego współpracownikach – zarówno tych pracujących z nim nad scenariuszami, jak i tych, którzy określani dziś są jako „aktorzy Barei” i którzy dzięki niemu osiągnęli ogromną popularność w świecie filmu.
Książka Doroty Skotarczak to absolutny must read dla każdego miłośnika kina oraz oczywiście samego Stanisława Barei. Dla mnie przy okazji inspiracja, by poznać też filmy, które Bareja nakręcił na samym początku swojej drogi zawodowej. Szczególnie ciekawi mnie jego debiut czyli „Mąż swojej żony”. Wprawdzie nie są to jeszcze te typowe dla niego filmy, które można określić – dziś jak najbardziej pozytywnym (chociaż nie zawsze tak było…) – określeniem „bareizm”, jednak mimo wszystko ciekawi mnie jego wizja. Na zakończenie dodam, że warto przyjrzeć się bliżej twórczości Doroty Skotarczak, szczególnie jeśli kogoś ciekawi tematyka kulturalno-filmowa – polska i zagraniczna. Z chęcią sięgnęłabym po jeszcze kilka publikacji tej autorki. Polecam! Bardzo dobra literatura dokumentalna – zarówno pod względem merytorycznym jak i stylistycznym! Książka wzbogacona jest kilkoma fotografiami reżysera, chociaż porównując z innymi tego typu pozycjami, mogłoby być ich więcej.
wtorek, 5 lipca 2022
„Dziennik utraconej miłości” – Éric-Emmanuel Schmitt
Wydawnictwo: Znak Literanova
Tytuł oryginału: Journal d'un amour perdu
Data 1. wydania: 2019-01-01
Liczba stron: 240
ISBN: 9788324071814
Jest to najbardziej osobista książka autora, w której głównym bohaterem jest on sam. Przyczyną napisania tego dziennika była śmierć jego ukochanej matki, z którą był niesamowicie związany. To tragiczne zdarzenie nabiera jeszcze bardziej symbolicznego i metafizycznego wymiaru, gdyż Jeannine Schmitt-Trolliet odeszła w dniu urodzin swojego syna. By chociaż trochę poradzić sobie ze smutkiem i żalem, Schmitt postanowił przelać swoje uczucia i wspomnienia na papier. Praca zawsze dobrze na niego wpływała. Książka napisana została w formie dziennika o nieregularnych wpisach – czasem są to zaledwie zdania przypominające złote myśli, czasem całe akapity.
Schmitt w dzienniku wspomina nie tylko swoją matkę, której oczywiście poświęca najwięcej uwagi. Można w nim przeczytać również o pozostałych członkach jego rodziny – siostrze i jej mężu oraz dzieciach, a także o ojcu i trzech psach, które mieszkają z autorem i stanowią dla niego jego własną rodzinę. Poza tym, z tych bardzo osobistych i wręcz intymnych wpisów wyłania się całkiem interesujący i szczegółowy wycinek biografii autora. Jeśli ktoś sięgnie po tę książkę właśnie w celu poznania życiorysu (chociaż częściowego) autora, będzie zadowolony. Ponieważ matka Schmitta była wielką miłośniczką teatru i zaszczepiła w swoim synu miłość do tego rodzaju sztuki, wspomina on w dzienniku dość obszernie o tej dziedzinie swojej twórczości. Nie tylko jest dramaturgiem ale i aktorem, a na scenie wystawia zaadaptowane na tę potrzebę swoje powieści. Były to dla mnie szczególnie interesujące fragmenty, gdyż dowiedziałam się sporo nowego o twórczej działalności Schmitta.
Na tle pozostałych – bardziej obszernych i wręcz epickich powieści autora – ten dziennik wypada dość blado. Z pewnością nie jest tak monumentalny jak np. „Papugi z placu d’Arezzo” czy „Przypadek Adolfa H.” lub „Kobieta w lustrze” czy też inne zbiory opowiadań. Siłą rzeczy „fabuła” – jeśli można tak to określić – jest dość ograniczona. Podobnie liczba wątków. To sprawia, że czytelnik nie wejdzie w sam środek akcji, tylko co najwyżej będzie się przyglądać „bohaterom” i to z boku lub może raczej przez dziurkę od klucza. To najbardziej przeszkadzało mi w odbiorze tej lektury. W miarę upływu stron, było wprawdzie coraz lepiej – szczególnie kiedy Schmitt zaczął więcej pisać o sobie.
Specyficzna książka napisana w bardzo dobrym stylu, chociaż poruszająca tragiczny i dołujący temat, przez co jej odbiór nie należy do najprzyjemniejszych. Miłośnicy autora powinni być zadowoleni, gdyż otwiera się w niej dość mocno i dopuszcza czytelników do bardzo osobistej sfery życia najbliższej rodziny. Bardzo cenna pod względem biograficznym. Mam jednak nadzieję, że wkrótce przeczytam typową powieść Ericha Emanuela Schmitta, do jakich jestem przyzwyczajona.
wtorek, 21 czerwca 2022
„Tarantino. Nieprzewidywalny geniusz” - Tom Shone
Wydawnictwo: Znak Koncept
Tytuł oryginału: Tarantino: A Retrospective
Data wydania: 2022-06-01
Liczba stron: 272
ISBN: 9788324084418
Quentin Tarantino to bez wątpienia mój ulubiony zagraniczny reżyser. Jego filmy są genialnie nowatorskie i oryginalne. Jego styl można rozpoznać po kilku chwilach – w zależności od filmu krótszych lub dłuższych, ale zazwyczaj pierwsza wersja. I to jest boskie. Postać Tarantino stała się już dawno tak samo kultowa jak jego filmy, co rzadko się zdarza w przypadku reżyserów czy scenarzystów. Oglądałam kilka programów telewizyjnych na temat jego twórczości, przeczytałam również kilka książek o jego filmach. Dlatego, gdy pojawiła się BIOGRAFIA Tarantino od razu chciałam ją mieć i przeczytać!
Niestety, książka którą właśnie przeczytałam NIE JEST BIOGRAFIĄ reżysera! Owszem, we wstępie i epilogu autor poświęca trochę więcej miejsca osobie Tarantino, jednak są to dość krótkie rozdziały. W związku z czym faktów jest również niewiele. Książka dotyczy głównie twórczości Quentina Tarantino. Każdemu z jego filmów został poświęcony jeden rozdział.
Książka jest ciekawa – szczególnie dla kogoś, kto jeszcze nie zapoznał się z żadną publikacją na temat twórczości Tarantino. Autor przytacza wypowiedzi współpracowników reżysera, zarówno na jego temat, jak i na temat filmów, które razem zrobili. Fani Quentina znajdą sporo ciekawostek i anegdotek. Pomiędzy nimi wyłowią również trochę faktów na temat artysty, jednak nie jest to stricte biografia jakiej się spodziewałam.
Ogromną zaletą tej książki jest cała masa zdjęć z planów filmowych, imprez filmowych oraz portretów Quentina. Są miłym uzupełnieniem tekstu. Poza tym pojawiają się dialogi z filmów, które wywołują uśmiech na ustach miłośników reżysera.
Reklamowanie tej książki jako biografii Tarantino jest „trochę” nie fair i może zirytować, ale jest coś o wiele gorszego – przynajmniej dla mnie. W książce pojawiają się błędy rzeczowe, co jest wręcz karygodne! Zastanawiałam się z czego mogą wynikać. Nie wydaje mi się, by autor książki mógł takowe popełnić (chociaż to Amerykanin…), gdyż w końcu musiał zrobić dość spory reaserch tworząc tę pozycję. Mam podejrzenia, że błędy te popełnił raczej tłumacz przekładający treść z angielskiego na polski czyli Alka Konieczka – jest to po prostu bardziej prawdopodobna wg mnie wersja. Otóż, ignorancie (kimkolwiek jesteś), Shosanna nie była kelnerką i nie podawała strudla z bitą śmietaną! Django jako łowca głów nie musiał płacić za zabijanie białasów, tylko dokładnie odwrotnie! Doktor King Schulz ręczył za Django, a nie za trójkę braci, których ścigał i których pomógł mu zidentyfikować właśnie jego czarnoskóry przyjaciel!!!
Pomijając te WPADKI, jeśli ktoś przymknie na nie oko, warto przeczytać. Szczególnie jeśli jest to pierwsza książka dotycząca twórczości Tarantino. Wartością jest zestawienie jego całej filmografii w jednym miejscu.
poniedziałek, 13 czerwca 2022
„188 dni i nocy. Część I i Część II” – Małgorzata Domagalik, Janusz Leon Wiśniewski
Wydawnictwo: Bauer
Data wydania: 2009-01-01
Liczba stron: 190
ISBN: 978-83-62176-00-7
Liczba stron: 191
ISBN: 978-83-62176-01-4
Książka, chociaż wydana ładnych parę lat temu, trafiła w moje ręce dopiero niedawno w ramach bookcrossingu. Ponieważ bardzo lubię twórczość Janusza Leona Wiśniewskiego sięgnęłam po nią z wielką chęcią. Czytałam „188 dni i nocy” w dwóch (podzielonych pewnie ze względów marketingowych) częściach, które dołączono do czasopisma „Pani”, w którym redaktorką naczelną była druga autorka tejże książki – Małgorzata Domagalik.
Można by rzec, że „188 dni i nocy” to współczesna powieść epistolarna. Składa się ona bowiem z korespondencji mailowej pomiędzy Januszem Leonem Wiśniewskim i Małgorzatą Domagalik. Piszą do siebie oczywiście przez 188 dni i nocy, które były jednak nierównomiernie rozłożone w ciągu 731 dni i nocy. Czyli korespondencja trwała około 2 lat. Niezłe przedsięwzięcie. Ciekawie było obserwować, jak relacja między tymi dwojgiem ewoluowała w miarę upływu kolejnych miesięcy. Nie da się jednak ukryć, że pierwsze skrzypce zdecydowanie gra tutaj Wiśniewski, a Domagalik usiłuję jedynie wypełnić tło. Niby odpowiada na wiadomości swojego interlokutora, ale odnosiłam wrażenie, że jej zaangażowanie nijak się ma do wkładu intelektualnego pisarza. Cóż… „każdemu według talentu”?
O czym piszą autorzy? Zacytuję tutaj fragment ostatniego wysłanego przez Wiśniewskiego maila, w którym podsumowuje ten projekt: „Opowiadaliśmy sobie w ciągu tych dni i nocy o filozofach, feministkach, starości, młodości, biologii, chemii, matematyce, fizyce, zemście, wolnej woli, rokoszy, orgazmach (i o ich braku), o mądrości, głupocie, pragnieniach, łzach, uśmiechu, naukowcach, bogaczach, żebrakach, pisarzach i dziennikarzach, miłości i nienawiści. O śmierciach, narodzinach i poczęciach. O ustach, piersiach, udach, łechtaczkach i penisach. O prostytutkach i zakonnicach. O ludziach prawych i o politykach. Kilobajtami tekstów opisywaliśmy sobie siebie. Chcąc lub nie chcąc…”.
Wiśniewski podkreśla, że w tej książce rzeczywiście był sobą. Nie ma tutaj żadnej fikcji. Mimo, że w powieściach czytelnicy doszukują się biografii autora, on do znudzenia wręcz powtarza, że to fikcja literacka, inspirowana jedynie rzeczywistymi postaciami i wątkami z życia bliskich autora i jego samego. Żadna z napisanych przez niego powieści nie jest jednak autobiograficzną, mimo że chyba każdy męski bohater w pewnym sensie kojarzy nam się z Wiśniewskim. W „188 dniach i nocach” można rzeczywiście lepiej poznać pisarza – jego przemyślenia, ale i elementy jego biografii. Nie stworzy się z nich oczywiście pełnej całości, ale dla fanów Janusza Leona Wiśniewskiego będą z pewnością gratką.
Bardzo intelektualna, ale nie przeintelektualizowana wymiana korespondencji między kobietą i mężczyzną – między miłośnikiem kobiet i feministką, między kreatywnym pisarzem i dziennikarką. Różnorodna, głęboka, emocjonalna, konstruktywna, dogłębna i mądra – niepowtarzalna wymiana myśli. Doskonała na wieczór. Polecam.