czwartek, 16 września 2021

„Sekrety francuskiej kuchareczki” - Marie-Morgane Le Moël

Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
Tytuł oryginału: Secrets of a Lazy French Cook
Data wydania: 23 lutego 2016
ISBN: 9788365170330
Liczba stron: 352

Rzadko kupuję książkę pod wpływem impulsu, ale na ten zakup zdecydowałam się, gdyż ujęła mnie okładka i zaintrygował dość dwuznaczny tytuł. Po zapoznaniu się z opisem uznałam, iż może to być zabawna lekturka. Taka była – lekka, dowcipna i szybka. Taka na raz, jako przerywnik. Nie oszukujmy się – nie jest to literatura najwyższych lotów, ale pomysł autorka miała całkiem dobry. Więc czemu by nie?

„Sekrety francuskiej kuchareczki” to wspomnienia młodej Francuzki, która zamieszkała w Australii. Poszczególne rozdziały raczej się ze sobą nie wiążą, natomiast wszystkie przypominają zapiski z pamiętnika. Przypadkowe „wpisy”, które dzieli różny okres czasu, gdyż pierwsze opisują dzieciństwo, ostatnie – życie małżeńskie. Marie pisze o rzeczach dla niej w danym momencie bardzo ważnych. Sporo miejsca poświęca oczywiście płci przeciwnej – tak „po dziewczyńsku”. To, co odróżnia jej wspomnienia od innych tego typu książek, to fakt, że każde zdarzenie powiązane jest w jakiś sposób z typowym francuskim daniem. A na koniec rozdziału znajdziemy przepis na ten typowy francuski smakołyk w formie, w jakiej przekazałaby nam go dobra przyjaciółka, mama lub babcia – czyli z dobrymi radami, tak, że po prostu nie może się nie udać, jeśli zdecydujemy się na gotowanie.

Rozdziały są bardzo zróżnicowane. We wcześniejszych poznamy sporo smaczków, które nadają Francji i Francuzom ich typowego kolorytu. W późniejszych wspomnieniach – dla mnie chyba jednak ciekawszych – przeczytamy o tym, jak Francuzka radzi sobie „w obcym środowisku” – na drugim końcu świata. Różnice kulturowe, których doświadcza na co dzień, nierzadko przysparzają jej pewnych trudności. Mimo to stara się podchodzić do „nowości” (lub może „inności”) z dystansem i uśmiechem. I humoru właśnie nie brakuje.

Przyjemna, „babska” i smaczna lekturka wywołująca uśmiech na twarzy i ślinkę na języku (niektóre przepisy sama mam ochotę wypróbować – myślę, że muszą się udać!). Wprawdzie autorka powinna popracować jeszcze nad stylem i formą, ale każdy w końcu jakoś zaczynał. Chętnie kiedyś przeczytam jej drugą książkę pt.: „Cała prawda o Francuzkach” – jak na frankofilkę przystało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz i zapraszam ponownie.