poniedziałek, 6 września 2021

„Rodzina” - Louise Jensen

Wydawnictwo: Burda Publishing Polska
Tytuł oryginału: The Family
Data wydania: 18 września 2019
ISBN: 9788380536159
Liczba stron: 432

Książka niespodzianka, gdyż dostałam ją w prezencie. Czytanie jej było więc odkrywaniem nieznanego, gdyż nie zetknęłam się wcześniej z twórczością Louise Jensen. Suma summarum muszę przyznać, że było to pozytywne zaskoczenie, chociaż temat dość ciężki i wyczerpujący. Chwilami czytelnik może czuć się osaczony, za chwilę przytłoczony – zupełnie jak bohaterowie powieści. Jeśli taki był zamysł autorki, by osiągnąć efekt współodczuwania to jej się udało. Chociaż chwilami irytacja, ze względu na dość naiwne i niezrozumiałe dla mnie postępowanie bohaterek, brała górę. Zirytował mnie też wniosek jaki jednoznacznie nasuwa się po finale thrillera, ale po kolei.

Laura i Mathilda przeżywają bardzo trudny okres. Po tragicznej i tajemniczej śmierci męża Laura zmuszona jest zamknąć własną kwiaciarnię. Pieniądze właściwie skończyły się już dawno, długi rosną z każdym dniem. Lada dzień stracą również dom. Ubezpieczenie ciągle nie może być wypłacone, gdyż koroner prowadzi dochodzenie. Wsparcia nie otrzymują także od rodziny. Za to kolejne ciosy spadają raz na jedną, raz na drugą. Jak zapewnić bezpieczeństwo własnej córce w tej patowej sytuacji? Jak wyrwać się z tego zaklętego kręgu? Sytuacja jest tak beznadziejna, że Laura –  wbrew wewnętrznemu głosowi, który w podświadomości głośno krzyczał „nie” – zgodziła się przyjąć pomoc od zupełnie obcej (chociaż sympatycznej) kobiety. Tak matka z córką trafiają na ekologiczną farmę. Otrzymują tam coś, czego brakuje im już od dawna – wsparcie, troskę, zainteresowanie i ciepło – jak w prawdziwym ognisku rodzinnym. Największe wrażenie jednak na obu robi charyzmatyczny przywódca tej oryginalnej grupy…

Książka napisana jest w dość ciekawy sposób. Te same wydarzenia przedstawione są przeważnie z perspektywy zarówno matki jak i córki. Jak się można spodziewać, nastolatka pewne rzeczy widzi zupełnie inaczej niż jej matka. Szczerze? Te typowe, wręcz stereotypowe rozbieżności lekko mnie irytowały. Były tak banalnie oczywiste. Pomysł autorki dobry, wykonanie przeciętne. Co jeszcze nie zgadzało mi się w tej lekturze, to fakt, że obie tak bardzo uległy liderowi grupy. W zasadzie nie miał nawet okazji, żeby poddać je jakiejkolwiek manipulacji. A o praniu mózgu, które wspomina autorka w komentarzu, nie mogło być mowy. One po prostu się w nim zakochały lub zauroczyły i przepadły jak typowe nastolatki. Ok – Tilly to nastolatka, która zresztą przeżyła pewne rozczarowanie, ale jej matka? Cała historia zaczęła się więc „na własne życzenie”. To wg mnie był dość nieprzemyślany zabieg. Spodziewałam się czegoś więcej. Więcej zaskoczeń, a te pojawiają się w sumie dopiero po koniec książki…

Mimo to, muszę przyznać, że książkę czytałam z wielkim zaciekawieniem. Autorka rozbudziła moją ciekawość na finał. Fabuła trzymała w napięciu. Chwilami było groźnie, chociaż nie przerażająco. Emocje były więc umiarkowane. Raczej – tak jak wspominałam – udzielała mi się złość na dość naiwnie postępujące bohaterki. Być może sytuacja w jakiej się znalazły doprowadziła do tego, że wybrały właśnie taki sposób, by „rozwiązać” swoje problemy, ale – sorry – nie kleiło mi się to. Cóż, może jestem zbyt racjonalna. Poza tym, zupełnie się nie zgadzam z wnioskiem jaki nasuwa się w pierwszej chwili po przeczytaniu zakończenia: nie uważam, by zło było przekazane w genach. Niby autorka nie mówi tego jakoś szczególnie głośno, jednak wyraźnie sugeruje. Myślę, że jednak większy obiektywizm albo złożoność tematu byłaby tu wskazana… Czy polecam? Jeśli ktoś ma wolne dwa wieczory i brak innych lektur – może spróbować. Czy sięgnę jeszcze po książki Jensen? Raczej nieprędko… Daje się wyczuć, że to początkująca pisarka i niestety w tym przypadku trochę mi to przeszkadza.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz i zapraszam ponownie.