niedziela, 28 kwietnia 2024

„Czerwony pamiętnik” – Ewelina Klimko

Wydawnictwo: Dragon
Data wydania: 2024-02-28
Liczba stron: 320
ISBN: 9788381727549

„Czerwony pamiętnik” to debiutancka powieść autorstwa Eweliny Klimko, którą miałam przyjemność przeczytać w ramach akcji recenzenckiej wydawnictwa „Dragon”. I chociaż początek lektury budził mieszane uczucia, to w pewnym momencie (niestety dość późnym) akcja tak mocno przyspieszyła, że pochłonęła mnie bez reszty. Patrząc na całość mogę stwierdzić, że autorka ma potencjał. Jak w każdej dziedzinie, tak i tu potrzeba jednak jeszcze trochę praktyki, więc nie pozostaje nic innego jak pisać, pisać i pisać.

Emilia otrzymała „czerwony pamiętnik” w testamencie od swojej babci. Dzięki tym zapiskom miała poznać prawdę i swoją ukochaną babcię, która ją wychowała i zadbała o nią najlepiej jak było można – rozwijając w niej m.in. zamiłowanie do sztuki i antyków, wokół których będzie się kręcić jej przyszłe życie zawodowe. Z wypiekami na twarzy i coraz większym zdziwieniem czytała więc opowieść o młodej Michalinie, która zaangażowała się w dość nietypowy sposób w walkę z wrogiem w czasie drugiej wojny światowej. Kolejne rozdziały opowieści budziły w młodej kobiecie coraz większe zdziwienie i zaciekawienie. Ani się obejrzała, a historia jej babci zaczęła przenikać sprawy teraźniejsze, które absorbowały młodą właścicielkę galerii sztuki. A to, że kobieta wplątała się przy okazji w sam środek afery kryminalnej dopełniło całości zaskoczeń, które spadły na dziewczynę w ostatnim czasie.

Fabuła powieści toczy się na dwóch płaszczyznach czasowych. Czytelnik naprzemiennie poznaje przeszłość babci Michaliny oraz teraźniejszość jej wnuczki Emilii. Od samego początku bardziej zajmująca była opowieść sięgająca czasów wojennych. Postać babci jest też nieporównywalnie bardziej intrygująca i budzi więcej emocji. Niestety, czytając o życiu prywatnym i zawodowym Emilii, odnosiłam wrażenie, że zabrakło tu jakiejś koncepcji, by wzbudzić ciekawość. To, że obie historie zaczną się w końcu przeplatać i przenikać, było dość oczywiste, jednak moment ten był dość mocno odsunięty w czasie. Jednak punkt kulminacyjny mocno przyćmił to nieprzyjemne uczucie, zacierając niefortunny początek i powieść zaczęła mnie pochłaniać, a ja ją. Zastanawia mnie ta zmiana stylu autorki i ciekawa jestem, co wpłynęło na narrację. Gdyby opowieść toczyła się tak wartko od początku, byłaby niemal idealna. Jak już wspomniałam „ćwiczenie czyni mistrza”.
 
Bardzo obiecujący debiut, który sprawił, że mam ochotę sięgnąć po kolejną powieść Eweliny Klimko. Historia drugiej wojny światowej jest bardzo wdzięcznym, chociaż popularnym motywem przewodnim w literaturze ostatnich lat, jednak autorka wykorzystała go w bardzo oryginalny sposób, przez co sprawiła, że opowieść o Michalinie zapadła mocno w pamięć, a całość zyskała na wartości. Zresztą, kilka pomysłów na wątki opowieści robią ogromne wrażenie. Dość lekki styl autorki sprzyjał szybkiemu czytaniu i sprawił, że przy lekturze czas spędziłam bardzo przyjemnie. Pomysł na zakończenie książki trafił w mój gust idealnie. Polecam i czekam na kolejną powieść! Ciekawe, czym autorka zaskoczy i czy skupi się na dawnych czy obecnych czasach.



czwartek, 25 kwietnia 2024

„Zapomniane niedziele” – Valérie Perrin

Wydawnictwo: Albatros
Tytuł oryginału: Les oubliés du dimanche
Data wydania: 2024-02-15
Data 1. wydania: 2015-05-04
Liczba stron: 384
ISBN: 9788383610689

„Zapomniane niedziele” to debiut autorski Valerie Perrin, jednak w Polsce wydano tę książkę jako trzecią. Z debiutami bywa różnie. Czasem, na tle późniejszych i bardziej odważnych utworów, można zauważyć dość zachowawczy albo ostrożny styl autora. Tu jednak tak nie było, chociaż „Zapomniane niedziele” nie oczarowały mnie od pierwszej strony jak np. „Życie Violette”. Zachwyt przyszedł, gdy zaciekawienie zaczęło narastać. Jednak trzeba było dać szansę tej fabule i pozwolić się jej rozwinąć – w swoim czasie.

Fabuła powieści toczy się na trzech płaszczyznach czasowych, które naprzemiennie się przenikają i uzupełniają. Narratorką i postacią, która spaja poszczególne wątki jest młoda dziewczyna o imieniu Justine, która pracuje w domu seniora. Praca to jej powołanie, a nie etap przejściowy, jak to często bywa w przypadku tak młodych pracowników. Przebywanie z osobami starszymi sprawia jej przyjemność – Justine czuje, że znalazła swoje miejsce. Do swoich podopiecznych odnosi się z wielkim szacunkiem i serdecznością. Z niektórymi zaprzyjaźnia się i stają się jej bardzo bliscy – jak w przypadku Helene, której opowieść spisuje dla wnuka starszej pani w niebieskim zeszycie. Historia życia i miłości Helene robi ogromne wrażenie – zarówno na Justine i Romanie, który jest jej głównym odbiorcą, jak i na czytelniku. Dodatkowym wątkiem jest wczesne dzieciństwo Justine, które wiąże się głównie z bardzo tragicznym wypadkiem, w którym zginęli jej rodzice. Wtedy też opiekę nad dziewczyną i jej kuzynem przejęli dziadkowie, u których mieszka do dziś. Jakie tajemnice odkryje przed Justine czas i historie z przeszłości i dokąd ją one zaprowadzą?

Niby Valerie Perrin opisuje zwykłe życie zwykłych ludzi, jednak w jej opowieściach jest tyle metafizyki i jakiejś nieokreślonej magii oraz czarującego uroku, które sprawiają, że historie opowiedziane przez autorkę są niepowtarzalne i absolutnie wyjątkowe, przez co zapadają w pamięć i serce. Również bohaterowie jawią się jak postacie nie z tego świata. Może i rzeczywiście takie są… w końcu to świat literacki – świat z kart książki…

„Niezapomniane niedziele” to opowieść o zderzeniu dwóch „światów” – młodości ze starością. Autorka pokazuje, że takie spotkanie może przynieść korzyść obu stronom. Unika też stereotypowego, pesymistycznego ujęcia kwestii schyłku życia. Helene zachowała pogodę do samego końca – miała pewien cel, który w końcu zrealizowała. Poza tym miała przy sobie bardzo ciepłą i dobrą osobę, dla której jej los był ważny. Dbającą o jej komfort psychiczny i fizyczny. Wierzę, że w tego typu instytucjach pracuje więcej opiekunek pokroju Justine.

Książka opowiada oczywiście – jak wiele innych albo praktycznie każda – o miłości. Autorka przedstawiła tu cała gamę rodzajów tego uczucia. Uczucie tak silne, jak wielkie są trudności, które muszą pokonać kochankowie. Miłość kluczy między każdym z wątków. Czasem staje się przekleństwem i prowadzi do tragedii. Zawsze jest to bardzo intensywne i mocne uczucie.

„Niezapomniane niedziele” to powieść o tajemnicach rodzinnych, które wiszą nad teraźniejszością, przysłaniając ją cieniem. Tylko domknięcie niedopowiedzianych wątków pozwoli ruszyć naprzód i żyć z lekkością i wiarą – w przyszłość, w siebie, w miłość czy też drugiego człowieka.

Książka do niespiesznego czytania – do delektowania się słowami. Wprawdzie nie oczarowała od pierwszego słowa – jak stało się w przypadku dwóch poprzednich utworów autorki – jednak przyciąga czytelnika i sprawia, że powoli się do niej przywiązuje. Aż w pewnym momencie nie może się od niej oderwać i nawet nie zauważy kiedy minęła ta 1/3 stron i nastał koniec książki. Zakończenie jakie uwielbiam – podbiło tylko charakter całości. Polecam miłośnikom literatury (prze)pięknej.

niedziela, 14 kwietnia 2024

„A gdy znów się spotkamy” – Kristin Harmel

Wydawnictwo: Świat Książki
Tytuł oryginału: When We Meet Again
Data wydania: 2024-02-14
Liczba stron: 400
ISBN: 9788381397711

„A gdy znów się spotkamy” to najnowsza powieść Kristin Harmel, której – już teraz mogę stwierdzić – powieści polubiłam równie mocno, co prozę Kristin Hannah. Tą książką autorka sprawiła, że chyba już przestanę ją porównywać do ciągle bardziej znanej „koleżanki” po fachu. Przed kupnem tej książki wymyśliłam sobie, że nie będę czytać opisu okładkowego. Podczas lektury miałam więc prawdziwą ucztę pełną niespodzianek. Było warto.

„A gdy się znów spotkamy” przedstawia bardzo burzliwą i pełną figli płatanych przez przewrotny (czy też złośliwy) los historię rodziny młodej kobiety Emilly. Była wychowywana przez samotną mamę. Również jej ojciec wychowywał się w niepełnej rodzinie. Wydaje się, że kolejne pokolenia powielają te same błędy, gdyż i ona popełniła przed 18 laty pewien, który rozpamiętuje każdego dnia.

Pewnego dnia Emilly otrzymuje przesyłkę od anonimowego darczyńcy. Jest to piękny obraz przedstawiający młodą kobietę, łudząco podobną zarówno do niej jak i do jej babci. Dołączony jest też liścik: „Pani dziadek nigdy nie przestał jej kochać”. Postanawia więc przeprowadzić dziennikarskie śledztwo i sprawdzić, o co w tym wszystkim chodzi. Zawsze myślała, że dziadek opuścił swoją rodzinę i zniknął na zawsze, co oczywiście nie obyło się bez echa. Zaskakujące, dokąd doprowadzi ją to dochodzenie – dosłownie i w przenośni.

Opowieść przedstawiona jest w dwóch płaszczyznach czasowych. Autorka opisuje naprzemiennie teraźniejszość i problemy Emilly, z którymi boryka się na co dzień, a na które wpływ bez wątpienia miała tajemnicza przeszłość oraz właśnie dawne czasy – czasy młodości jej babci i dziadka, które sięgają aż drugiej wojny światowej. Wprawdzie spędzili „ze sobą” zaledwie rok, ale połączyło ich niesamowicie silne i prawdziwe uczucie. Mimo, że w tego typu literaturze bardzo często tłem opowieści jest burzliwy okres drugiej wojny światowej, to tym razem autorka sięgnęła do bardzo nietypowych i mało popularnych motywów, mianowicie do niemieckich jeńców wojennych, którzy pracowali w Ameryce w obozach pracy. Przyznam się, że podobnie jak bohaterowie książki, ja również nic na ten temat wcześniej nie wiedziałam. A tego typu odnośniki do faktów historycznych są zawsze wartością dodaną do fabuły.

Mimo, że powieść ta nie jest thrillerem czy też sensacją, to akcja mocno wciąga i intryguje. W pewnym momencie czytaniu towarzyszy szybsze bicie serca i wypieki na twarzy. Liczne zwroty akcji i zaskakujące wątki potęgują tylko to uczucie. Harmel stworzyła bardzo przejmującą, wzruszającą ale i wyjątkowo ciekawą historię, w którą czytelnik angażuje się bez reszty. Jest to przede wszystkim historia o ogromnej miłości, o jakiej każdy marzy, jednak ten temat mimo wszystko nie dominuje. Jest to również historia o wybaczaniu, dawaniu drugiej szansy i o tym by nie tracić czasu, bo w najmniej oczekiwanym momencie okazuje się, że prawie go już nie mamy.

Polecam tę powieść nie tylko miłośnikom twórczości Hannah/Harmel czy też literatury kobiecej – polecam wszystkim lubiącym piękne historie. Z całkowitą pewnością mogę powiedzieć, że jest to najlepsza powieść Kristin Harmel.

niedziela, 7 kwietnia 2024

„Upiór w moherze” – Iwona Banach

Wydawnictwo: Dragon
Data wydania: 2024-03-13
Liczba stron: 320
ISBN: 9788382744002

Gdy ponownie otrzymałam z wydawnictwa Dragon propozycję współpracy przy komedii kryminalnej „Upiór w moherze” ucieszyłam się bardzo, gdyż poprzednia przeczytana przeze mnie powieść Iwony Banach była całkiem zabawna. Ta, na pierwszy rzut oka, wydawała się być jeszcze śmieszniejsza i nie myliłam się. Lektura tej książki to niezła zabawa.

Upiór w moherze regularnie terroryzuje mieszkańców Tęczowa, nadając w internecie najpikantniejsze chociaż nie zawsze komunikatywne ploteczki, w myśl zasady „żeby się działo!” Zamieszać to on umie. Nie dziwi, że po każdej publikacji zyskuje nowych wrogów – jest wyjątkowo złośliwy. Nie oszczędza też nikogo – czy to „sąsiadka” czy burmistrz, nie ma to dla niego znaczenia. Ale w Tęczowie poza moherowym upiorem mieszkają też inni bohaterowie. Rezyduje tam np. pisarka z Warszawy, którą odwiedzają dwie koleżanki po fachu. Jest tam też ich konkurent, który zyskał sławę serią kryminalną o specyficznym detektywie. Prężnie działa również biblioteka, w której pracuje Gabi i Marcin. W ogóle ani nie spostrzegą się nasi bohaterowie (oraz czytelnicy), a wszystko zaczyna się kręcić wokół książek i literatury. Zatem również morderstwo detektywa musi mieć z tym związek! Tylko jaki… To spróbuje odkryć policjantka Adela ze swoimi znajomymi bibliotekarzami. Niezwykle pomocna okaże się pewna postać… jak o literaturze to… LITERACKA.

Fabuła książki może nie jest zbyt wyszukana – jest zbrodnia i trzeba znaleźć sprawcę – jednak historia opowiedziana w przezabawny sposób dostarcza wielką dozę rozrywki. Praktycznie każda z postaci stworzonych prze autorkę wywołuje śmiech lub chociaż uśmiech. Iwona Badach przedstawiła małą społeczność wyimaginowanego miasteczka w bardzo humorystyczny sposób. Sarkazm, dowcip i kąśliwe dialogi przenikają się nawzajem. Charakterystyczni bohaterowie, mimo skrajnych charakterów, budzą wielką sympatię – nawet ta złośliwa Adachowa i Pazurkowa.

„Upiór w moherze” to zdecydowanie komedia! Mimo zbrodni i mordercy, wokół których zbudowana jest cała historia, nie podciągałabym jej pod gatunek kryminału lub thrillera. Ta książka to przezabawna, lekka i humorystyczna opowiastka. Chwilami autorka może za bardzo kluczy pomiędzy kolejnymi podejrzanymi i zbyt komplikuję akcję, ale z drugiej strony nie przeszkadza to w ogólnym odbiorze i okazuje się nawet żartobliwe.

Jeśli nie znacie twórczości autorki, zdecydowanie polecam tę książkę na początek. Jest to o wiele lepszy wybór niż część innej serii. A jeśli przypadnie do gustu, wiadomo czego można się spodziewać. W zasadzie rozczarowujące było tylko zakończenie opowieści - i wcale nie mam na myśli finału kryminalnej przygody naszych bohaterów, a to co się stało po nim. Radzę przymknąć oko i skupić się na dowcipie.