Pokazywanie postów oznaczonych etykietą natura. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą natura. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 1 września 2025

„Sen o drzewie” – Maja Lunde

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie 
Cykl: Kwartet klimatyczny (tom 4)
Tytuł oryginału: Drømmen om et tre 
Data wydania: 2024-06-19 
Liczba stron: 544 
ISBN: 9788308084458

Powieść „Sen o drzewie” zamyka cykl klimatyczny. Maja Lunde kazała czytelnikom bardzo długo czekać na ten tom. W międzyczasie zmieniała bowiem koncepcję fabuły, która w pierwszej wersji za bardzo mogłaby się kojarzyć z aktualnymi wydarzeniami związanymi z pandemią. Powstała więc powieść o „drzewie”, w której śmiertelna choroba dziesiątkująca pewne społeczeństwo, jest zaledwie elementem tła. Szczerze… ostateczna wersja czwartej części cyklu nie przypadła mi do gustu tak jak trzy poprzednie – szczególnie jak dwie pierwsze. Zabrakło pomysłu? Energii? Zapału? Ale po kolei…

Główny wątek fabuły dzieje się na początku XXII wieku na jednej z norweskich wysp, na którą – ze względu na surowy arktyczny klimat – przeniesiono bank nasion stworzony przez rosyjskiego naukowca dwa wieki wcześniej. Mieszkańcy wyspy są samowystarczalni. Żyją w jednej wielkiej komunie, praktycznie całkowicie odizolowani od reszty świata. Gdy pewnego razu okazuje się, że kolejne osoby zaczynają chorować na śmiertelną chorobę, strażniczka banku nasion – babcia głównego bohatera Tommego – postanawia odizolować swoich najbliższych, by mieli szasnę przeżyć. Wkrótce okaże się, że troje jej wnuków i ich dwie rówieśniczki to jedyni mieszkańcy Svalbardu.

Maja Lunde przedstawia tym razem wizję społeczeństwa żyjącego w bardzo trudnych warunkach, które są wynikiem obecnych zmian klimatycznych i których powoli zaczynamy doświadczać. Dość ogólnie stwierdzę, że jest to wizja przytłaczająca i niestety nie ma ona działania mobilizującego. Zresztą, odnoszę wrażenie, że tym razem autorce nie udało się swoją powieścią „porwać tłumów” i skłonić do jakiegoś działania. A przecież – raczej – taki właśnie zamiar towarzyszył powstaniu kwartetu klimatycznego.

Niestety, ciężko mi jest napisać coś dobrego o tej powieści. Sięgnęłam po nią ze względu na ciągłość serii oraz nazwisko autorki. Cóż – może wypadek przy pracy? Wyjątek potwierdzający regułę. Niestety, jest to „inna” książka niż poprzednie i nie jest to pozytywne określenie.

Brakowało mi tym razem trzech różnych ale i równorzędnych płaszczyzn czasowych, które idealnie się uzupełniały. Wprawdzie wspominana jest historia XX-wiecznego naukowca, który zapoczątkował opisywane badania nad roślinami oraz później przenosiny banku roślin na wyspę – jednak są to typowe retrospekcje, jakich pełno w każdej książce. Poza tym, brakowało mi też tej trójki głównych bohaterów swoich czasów, którzy byli w pewnym sensie osią poszczególnych fabuł w poprzednich częściach cyklu. A właśnie ta oryginalna konstrukcja książek Lunde miała znaczący wpływ na ogólny odbiór powieści. Cóż… może trzeba było pozostać przy trójce i ograniczyć się do trylogii?

Wydźwięk książki zdecydowanie ponury i pesymistyczny, co wpływało na „radość” z czytania lub raczej w tym przypadku jej brak. Zakończenie zdecydowanie rozczarowuje. Na szczęście, na półce czeka nowa powieść Lunde i mam nadzieję, że zatrze ona ten niesmak.

piątek, 31 maja 2024

„Zbój” – Joanna Jagiełło, Marcin Minor

Wydawnictwo: Agora
Data wydania: 2023-10-11
Liczba stron: 176
ISBN: 9788326840654

Z moich wyjazdów często przywożę książki, związane z miejscem które odwiedzam. Tak też było tym razem. A ponieważ lama to taka prawie alpaka, na punkcie której szałowi uległam i ja, wybór „Zbója” był oczywisty! I nie ma dla mnie znaczenia kategoryzowanie jako literatura dla dzieci. Joanna Jagiełło napisała opartą na faktach, sympatyczną opowieść o milusińskich zwierzakach, którą czytało się bardzo przyjemnie.

Tytułowy Zbój i jego koleżanka Regina to dwie lamy, które kupuje właściciel Western City z okolic Karpacza. Lubią się bardziej niż bardzo, mimo, że różnią się znacząco. Zbója ciągnie wielki świat – marzy o podróżach i by zobaczyć Andy. Regina cieszy się swoim bezpiecznym miejscem i chciałaby założyć rodzinę. Pewnego razu okoliczności są sprzyjające i parka decyduje się sprawdzić, co jest po drugiej stronie płotu. Jak dla odważnych futrzaków zakończy się ta podróż?

Gdy usłyszałam, że książka przedstawia wydarzenia, które zdarzyły się naprawdę, wiedziałam że muszę ją przeczytać. Wprawdzie w posłowiu autorka wyjaśnia, jak rzeczywiście skończyła się historia dwójki uciekinierów i niestety nie miała ona takiego happy endu jak w książce, jednak literatura kieruje się swoimi prawami i można tu pewne fakty pominąć, a inne zmienić. Mimo to, samowolna podróż lam robi wrażenie tak samo jak fabuła. Zbój zwiedza Karkonosze – poznaje charakterystyczne miejsca oraz zwierzęta, które je zamieszkują. Każde spotkanie to nowa lekcja dla niego, ale i dla czytelników. Bajki zawsze mają charakter dydaktyczny i edukacyjny – podobnie jest i w tym przypadku. Prosty i jasny przekaz trafi bez problemu do młodszych czytelników, a i dorosłym, zabieganym w świecie swoich wielkich problemów, może przypomnieć co jest istotne.

Książka uzupełniona jest zabawnymi i czarującym ilustracjami Marcina Minora, które idealnie uzupełniają fabułę. Lubię to połączenie treści i ilustracji, które od dawna stosuje Maja Lunde i Lisa Aisato. Nie mogę się pozbyć wrażenia, że autorzy „Zbója” inspirowali się koleżankami z Norwegii. Polecam miłośnikom Karkonoszy i lam oraz alpak – tym małym i dużym!

niedziela, 26 maja 2024

„Schronisko, które spowijał mrok” – Sławomir Gortych

Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Cykl: Karkonoska seria kryminalna (tom 3)
Seria: Ślady zbrodni
Data wydania: 2024-04-24
Liczba stron: 400
ISBN: 9788327166098

Na fali mojej fascynacji Karkonoszami, tuż przed wyjazdem do Szklarskiej Poręby, sięgnęłam po trzeci tom serii Sławomira Gortycha pt.: „Schronisko, które spowijał mrok”. Wprawdzie tym razem nie mijałam opisywanych w książce miejsc, jednak mimo wszystko fajnie było wczuć się trochę w okolice, które zwiedzę, zanim tam dotrę. W trzecim tomie akcja opowieści rozgrywa się głównie w schronisku Strzecha Akademicka, które można odwiedzić wyruszając z Karpacza na Śnieżkę. Przyznam, że teraz (dopiero) po lekturze, chętnie odwiedziłabym je będąc na szlaku.

W 1947 roku Strzecha Akademicka dała schronienie parze młodych zakochanych. Była azylem po pewnym – delikatnie mówiąc – niefortunnym i kłopotliwym zdarzeniu. Chociaż – jak się wkrótce okazało – zapoczątkowało to reakcję łańcuchową niczym lawina – tragicznych dla naszych bohaterów zdarzeń. W roku 2007 młody i obiecujący pisarz wyruszy do tego samego schroniska, by spróbować rozwiązać zagadki przeszłości i skupiając się na cudzych tragediach, chociaż trochę zapomnieć o swoich. Czy mu się uda? Czy może nad/pod strzechą wisi jakaś klątwa – przekleństwo Ducha Gór? Czy tym razem wizyta w górskim schronisku będzie miała dla gościa szczęśliwe zakończenie?

Sławomir Gortych to pasjonat gór i potrafi tę swoją fascynację zamienić w słowa na kartach swoich książek, a następnie zarazić nią swoich czytelników. Jego powieści urzekają i wciągają. Przede wszystkim opisuje wszystkie miejsca niezwykle plastycznie i wręcz namacalnie – tak, że ma się ochotę spakować plecak i ruszyć w góry. Do tego pełne są merytorycznych (i praktycznych) faktów, o których warto pamiętać wybierając się w Karkonosze. Współczesną, aktualną wiedzę uzupełnia bardzo ciekawym tłem historycznym, związanym z opisywanymi miejscami. Więcej na ten temat autor zawsze pisze w posłowiu, dając wskazówki gdzie można szukać informacji na temat poruszanych wątków, gdyby zaintrygowany czytelnik chciał pogłębić swoją wiedzę.

Historie z przeszłości mogłyby spokojnie tworzyć samodzielne powieści ze względu na swoją wielowarstwowość i bogactwo faktów historycznych oraz ciekawe portrety psychologiczne bohaterów. Jednak autor chyba dobrze się czuje – i już się wyspecjalizował – w narracji, w której przeszłość przeplata się z teraźniejszością i jedne wątki uzupełniają drugie. Mimo że jest to dość popularny zabieg wśród współczesnych pisarzy, to w tym wypadku czuć nieokreślony powiew świeżości i fabuła jest taka unikatowa. Czyżby znów kwestia Liczyrzepy?  

Powieść dla miłośników Karkonoszy i górskich wędrówek. Powieść dla fanów trzymających w napięciu kryminałów i sensacji. Powieść dla pasjonatów historii (głównie drugiej wojny światowej ale i późniejszych okresów). Mnie osobiście niezmiernie cieszy fakt, że Sławomir Gortych zmienił koncepcję i nie napisał trylogii (!) – opis okładkowy kończy zapowiedź czwartej części cyklu. Śmiem twierdzić, że nie będzie ona ostatnią, gdyż materiał na kolejne tomy jest tak obszerny jak Karkonosze, a może i całe Sudety!

piątek, 16 czerwca 2023

„Schronisko które przetrwało” – Sławomir Gortych

Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Cykl: Karkonoska seria kryminalna (tom 2)
Seria: Ślady zbrodni
Data wydania: 2023-04-26
Liczba stron: 448
ISBN: 9788327164032

„Schronisko które przetrwało” to książka, na którą czekałam od kiedy przeczytałam pierwszą część trylogii. Niezmiernie się cieszę, że przede mną jeszcze jedna część. Moja fascynacja górami nie trwa wprawdzie długo, ale przybiera na intensywności. A dopóki nie zaplanuję i nie zrealizuję kolejnej „wyprawy”, pozostaje mi czytanie o górach. Nie ukrywam, że Sławomir Gortych pisze bardzo malowniczo i jego powieści inspirują do odwiedzania i odkrywania nowych zakątków. Mam coraz większą chęć odwiedzić Śnieżne Kotły i zahaczyć o Odrodzenie…

Schronisko to, ma bardzo burzliwą i bogatą historię. Wspomnieć należy chociażby fakt, że to tam urządzano obozy dla członków Hitlerjugend, a odwiedziny prominentnych nazistów były niemalże na porządku dziennym. Gdy dodamy tajemniczy okres powojenny, kiedy budynek stał zamknięty na głucho i nic nie wiemy o tym okresie, zaczyna wyłaniać się dość mroczny wizerunek miejsca. Podobnie jak historia Gortycha, który tym razem zaczyna swoją opowieść w 1943 roku, kiedy to trójka młodych nazistów szykuje się do akcji dywersyjnej, mającej doprowadzić do katastrofy kolejowej. Wprawdzie nie wszystko poszło po ich myśli, jednak nie uniknięto ofiar śmiertelnych. Jedną z nich był młody pomocnik kolejarza, którego oskarżono o niedopełnienie swoich obowiązków i na którego spadła cała wina. 60 lat później przeszłość wydaje się nadal mieć wpływ na jego wnuczkę Justynę, której nie wiedzie się najlepiej. Okoliczności sprawiają jednak, że młoda kierowniczka Odrodzenia ma szansę oczyścić imię swojego dziadka i w końcu z czystym sumieniem ruszyć naprzód…

Druga część cyklu różni się od poprzedniej. Historia zdecydowanie bardziej dominuje fabułę. Przyznam, że z początku trochę mi to przeszkadzało, gdyż nastawiłam się na powieść podobną do pierwszej. Finalnie jednak uważam, iż opowieść jest bardzo spójna i nic bym w niej nie zmieniła. Tym razem mamy też do czynienia z większą ilością wątków kryminalnych – bywa groźnie, brutalnie i niebezpiecznie, co powoduje, iż kolejne kartki książki szybciej umykają. Nie brak również odniesień do „Schroniska, które przestało istnieć” i jego bohaterów. W końcu to sąsiedzi Justyny Skały i jej dobrzy przyjaciele, na których zawsze może liczyć i którzy pomogą zrealizować jej plan.

Autor – pasjonat Karkonoszy – ponownie zabrał czytelników na ciekawą i pouczającą wędrówkę po tych niesamowitych rejonach, przedstawiając nie tylko ich współczesne piękno, ale i przywołując tajemniczą i ciekawą przeszłość, która ciągle jeszcze skrywa sporo zagadek.
Myślę, że seria Sławomira Gortycha jest obowiązkowym uzupełnieniem wędrówek do Karpacza czy Szklarskiej Poręby. Mam cichą nadzieję, że w końcu uda mi się spotkać w Karkonoszach nie tylko Ducha Gór, ale i Sławka Gortycha, który z pewnością będzie mieć swój udział w planowaniu mojej kolejnej wędrówki po górach. Polecam wszystkim pasjonatom gór.

wtorek, 11 kwietnia 2023

„Rodziny himalaistów” – Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin, Joanna Sokolińska

Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2020-10-14
Liczba stron: 224
ISBN: 978-83-280-8337-0

Ponieważ od jakiegoś czasu fascynuje mnie tematyka górska, postanowiłam sięgnąć po tę książkę dotyczącą w znaczącym stopniu gór, która jednak skupia się przede wszystkim na innym – istotnym i raczej pomijanym problemie. Mianowicie, opowiada o rodzinach himalaistów i wpływie jaki pasja ich najbliższych ma na otoczenie. Autorki, pisząc swoją książkę, sięgnęły do wielu źródeł traktujących o wyprawach Polaków w najwyższe góry świata oraz przeprowadziły wiele bardzo osobistych rozmów z rodzinami himalaistów, które po wielu latach od tragedii musiały ponownie sięgnąć do tych bolesnych wspomnień.

W latach 80-tych polski himalaizm rozwijał się wyjątkowo prężnie mimo obiektywnych trudności gospodarczych i skomplikowanej sytuacji politycznej jaka panowała w kraju. Może właśnie dlatego – na przekór szarej (lub może chwilami nawet czarnej) rzeczywistości jednostki uciekały w inny świat – w wysokie góry, gdzie czuły smak wolności i wszechobejmujący bezkres. Skupione na celu jakim było zdobycie szczytu nie myślały o niczym innym i często wbrew zdrowemu rozsądkowi gnały na przód po laur zwycięstwa. Bywały momenty, gdy przychodziło opamiętanie i pojawiało się na chwilę trzeźwe myślenie, jednak góry wzywały dość głośno, więc powracały na szlak i często z niego już nie wracały.

I właśnie rodziny tych, którzy nie wrócili opowiadają o himalaistach ze swojego otoczenia, ich egoistycznej pasji, której wszystko było podporządkowane i której skutki odczuwali właśnie oni przez wiele lat. Także wtedy, gdy przestawali już czekać na powrót (w większości) ukochanych mężów i ojców, gdyż zostali na zawsze w tym swoim wyjątkowym świecie. Dziś – współcześnie – po wielu latach od tragedii – dorosłe dzieci himalaistów potrafią już mówić z dystansem o tych trudnych sprawach. Mimo wszystko ich słowa i opowieści wzbudzają niesamowite emocje. Niejednokrotnie szokują, często budzą współczucie. Zaskakujące jest również to, że wbrew ogólnej opinii, posiadają wiele zrozumienia dla pasji najbliższych i nie mają do nich żalu.

Ciekawa pozycja dla ludzi, których ogarnęła lub powoli ogarnia fascynacja górami. Temat ujęty z zupełnie z innej perspektywy, dostarcza nowych informacji. Dynamika rozmów między autorkami książki i ich respondentami wpływa na tempo czytania i dość mylne wrażenie o pobieżnym potraktowaniu tematu. Oczywiście, zainspirowani tekstem mogą sięgnąć po literaturę traktującą szerzej o poszczególnych przypadkach, która zresztą wymieniona jest w obszernej bibliografii na końcu książki. Mnie szczególnie interesują te współcześniejsze historie i niewykluczone, że wkrótce o nich przeczytam. Polecam.


poniedziałek, 27 lutego 2023

„Bez tchu” – Amy McCulloch

Wydawnictwo: Wydawnictwo Luna
Tytuł oryginału: Breathless
Data wydania: 2023-01-25
Liczba stron: 416
ISBN: 9788367510295

Czasami, chociaż bardzo rzadko, jakaś zapowiedź lub reklama książki powoduje, że koniecznie chcę ją przeczytać (mimo kolejki do przeczytania na półce). Tak właśnie było z powieścią Amy McCulloch. Przyciągnęła mnie okładka ukazująca zaśnieżone szczyty – hasła utwierdziły, że chyba warto zwrócić na nią uwagę, a opis fabuły sprawił, że musiałam ją mieć i to raczej szybciej, niż później. „Bez tchu” to debiutancki thriller dla dorosłych, gdyż autorka miała na swoim koncie tylko kilka książek dla dzieci i młodzieży. Nowy kierunek literacki wydaje się jednak strzałem w dziesiątkę. Tym bardziej, że sporo czerpie z własnych doświadczeń, co bez wątpienia wpływa na jakość powieści.

Główną bohaterką książki jest młoda dziennikarka, która powoli zaczyna odkrywać uroki górskich wspinaczek. Chociaż jej doświadczenie – zarówno w dziennikarstwie jak i wspinaczce – jest niewielkie, otrzymuje bardzo atrakcyjną ofertę od sławnego alpinisty, który postanowił pobić swój kolejny rekord. Do spektakularnego projektu zaprosił niewielką, chociaż starannie wybraną, elitarną grupę. Jak się okaże, każdy z uczestników ekspedycji miał swoje zdania. Mimo, że Himalajach wszystko jest nowe dla Cecily, co z jednej strony onieśmiela, a z drugiej fascynuje, dziewczyna nie przestaje być ani na chwilę dziennikarką. Tym bardziej, że słyszy o kolejnych dziwnych śmiertelnych wypadkach związanych zarówno z miejscem, w którym się znajduje, jak i z ekipą, do której sama należy. Czy team, któremu przewodzi charyzmatyczny Charles, zdobędzie szczyt Manaslu? Czy tym razem wszyscy wrócą z góry?

Odkąd Krzysztof Koziołek (swoim thrillerem „Biały pył. Piekło na K2”) zaraził mnie tematyką górską, literacka poprzeczka została zawieszona dość wysoko. Siłą rzeczy podczas czytania pojawiły się porównania do wspomnianej książki. Przez zdecydowaną większość fabuły w żadnym wypadku nie nazwałabym tej powieści thrillerem. Jest to raczej obyczajówka turystyczna, która ukazuje z jednej strony piękno ósmego pod względem wysokości ośmiotysięcznika Ziemi, z drugiej przedstawia całą garść praktycznych wskazówek i informacji na temat tego typu wypraw. Wprawdzie w miarę upływu czasu zaczynają pojawiać się pewne wypadki, jednak autorka daleka jest od budowania napięcia i strachu, który powinien towarzyszyć gatunkowi za jaki się zabrała. Nastrój książki zmienia się jednak diametralnie w momencie kulminacyjnym i wtedy pędzi na łeb na szyję niczym lawina śnieżna. Jest groźnie, jest przerażająco i zaskakująco. Autorka odkrywa karty dość późno – jakby na raz. Zastanawiam się ciągle czy to przemyślany plan – jeśli tak to ryzykowny, czy jednak brak umiejętności i praktyki w literaturze dla dorosłych.

Oceniając „Bez tchu” jako całość, stwierdzam, że warto dać Amy McCulloch szansę. Trzeba się jednak wykazać dość sporą cierpliwością. Polecam zatem lekturę miłośnikom gór, którzy z pewnością wyciągną z niej coś dla siebie. Myślę, że fabuła zyskałaby znacząco, gdyby stopniowanie napięcia było rozłożone bardziej równomiernie. Pierwsze ¾ książki dość mocno się ślimaczy i ostatnim co można powiedzieć jest to, że akcja jest wartka… Mimo to, powieść zrobiła na mnie wrażenie i doceniam pomysł autorki oraz fakt, że bazowała na własnych doświadczeniach. To zawsze przybliża czytelnika do autora, gdyż wytwarza się pewna więź. Do tego pojawiają się spekulacje, które wątki były realne, a które pochodzą ze świata fikcji. Czasem można się mocno zaskoczyć.

piątek, 16 września 2022

„Schronisko które przestało istnieć” – Sławomir Gortych

Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Seria: Ślady zbrodni
Data wydania: 2022-07-28
Liczba stron: 368
ISBN: 9788327162144

Na książkę Sławka Gortycha trafiłam podczas buszowania po jednej z karkonoskich grup. Zainspirowana inną książką („Biały pył. Piekło na K2” – Krzysztofa Koziołka, którego uwielbiam) jestem obecnie na etapie szykowania się do mojej pierwszej górskiej „wyprawy”. Dlatego poszukuję informacji o Karpaczu i karkonoskich szlakach. Wprawdzie z dużą rezerwą podchodzę do tych kolejnych debiutów literackich, ale w tym przypadku od samego początku poczułam ogromną ochotę, by przeczytać ten kryminał. Dodam, że zaskoczył mnie bardzo mocno – pozytywnie oczywiście!

Głównym bohaterem powieści jest młody lekarz Maksymilian, który swój krótki listopadowy urlop postanawia wykorzystać, by odwiedzić schronisko swojego wuja. Niestety, ze względu na wszechogarniający pośpiech i natłok obowiązków, nie zdąży już odwiedzić samego wujka, z którym zawsze miał bardzo dobry kontakt. Niestety, zaledwie kilka dni temu Artur Rajczakowski stracił życie w nieszczęśliwym wypadku, spadając w przepaść. Mimo to, a może właśnie dlatego Maks zdecydował się na tę górską wyprawę. Tym bardziej, że biorąc pod uwagę historię schroniska i jego poprzednich właścicieli, wypadek wuja wcale nie wygląda na pechowy zbieg okoliczności…

Mimo, że sam pomysł na umiejscowienie intrygi w Karkonoszach nie jest nowatorski (gdyż właśnie u wspomnianego wyżej Krzysztofa Koziołka pojawił się już ładnych kilka lat temu podobny pomysł) to przedstawienie historii jest naprawdę wyjątkowo oryginalne. Wprawdzie nie raz czytałam o amatorskich „detektywach”, którzy próbowali rozwikłać jakieś tajemnice – często właśnie rodzinne, to mimo wszystko bardzo dobrze czyta się ten kryminał. Intrygująca akcja rozwija się z każdą kolejną stroną, coraz bardziej trzymając w napięciu. Nie pozbawiona jest oczywiście zaskoczeń i licznych zwrotów. Na dużą pochwałę zasługuje również styl autora, który przykłada dużą wagę do języka polskiego. Niewiarygodne, że mamy tu do czynienia z debiutem literackim. A może to po prostu kwestia „zwykłego” talentu?  

Dla mnie osobiście największą zaletą tej książki – szczególnie biorąc pod uwagę moje plany turystyczne – jest oczywiście miejsce akcji. Od razy widać, że autor jest wielkim pasjonatem wycieczek górskich i o Karkonoszach wie bardzo dużo. Niezwykle plastycznie opisuje wszystkie miejsca i szklaki, przemycając pomiędzy wierszami sporo praktycznych wskazówek dla turystów. Dodatkowo przybliża czytelnikom nie tylko topografię, ale i historię tych terenów, gdyż pewne wątki fabuły sięgają aż 1945 roku. Myślę, że nie wszyscy wędrujący szlakami ze Szklarskiej lub Karpacza są świadomi co działo się tam w czasie i po drugiej wojnie światowej.

Doskonała powieść – trzymający w napięciu i pouczający kryminał, który inspiruje nie tylko do ruszenia na szlak, ale i do poszerzenia swojej wiedzy, sięgając po literaturę bardziej fachową. Wyjątkowo udany debiut, który dobrze wróży na przyszłość. Mnie cieszy szczególnie fakt, że jest to pierwsza część trylogii. Z niecierpliwością czekam na część drugą. Szczerze polecam.


sobota, 13 sierpnia 2022

„Raje utracone” – Eric-Emmanuel Schmitt

Wydawnictwo: Znak Literanova
Cykl: Podróż przez czas (tom 1)
Tytuł oryginału: Paradis perdus
Data wydania: 2022-03-14
Liczba stron: 496
ISBN: 9788324082995

„Raje utracone” to pierwszy tom nowej serii Schmitta pt.: „Podróże przez czas”. Mam nadzieję, że cykl będzie się składać nie tylko z dwóch części i szybko przeczytam kontynuację opowieści o Noamie. Muszę przyznać, że autor zakończył tom 1. w „najlepszym” momencie, budząc ogromną ciekawość. Najchętniej od razu sięgnęłabym po tom 2. – tymczasem w ogóle nie wiadomo, kiedy zostanie wydany. Schmitta lubię od dawna i chętnie czytałam zarówno jego powieści jak i opowiadania. Wszystkie jego utwory były dość spójne tematycznie, co było jego wizytówką. Tym razem autor sięgnął po zupełnie inną tematykę, czym zaskoczył swoich czytelników. Ta niespodzianka sprawiła, że książka podobała mi się chyba jeszcze bardziej.

„Raje utracone” to monumentalna powieść opisująca losy świata, a Noam – jej główny bohater – jest zarówno jej uczestnikiem jak i narratorem. Noam to bohater wyjątkowy, gdyż na skutek pewnego zdarzenia stał się nieśmiertelny i od tego momentu zaczęła się jego nietypowa podróż – nie tylko przez kolejne lądy, ale i czasy. „Raje utracone” opowiadają o początkach cywilizacji – tych które znamy z dawnych legend i podań. Noam ma swój wkład w te opowieści, tak znajome chyba dla większości czytelników, chociaż jak się okazuje, mające często drugie dno i nabierające w ustach Noama całkiem nowego wymiaru, a na pewno zyskujące dużo uroku.

O początkach świata Noam wspomina z perspektywy czasów nam współczesnych, kiedy cywilizacja stoi u progu katastrofy klimatycznej, wspominając przy okazji swoją młodość i to co się z nią wiąże – pierwsze zauroczenia, fascynacje i kobietę, która zrobiła na nim ogromne wrażenie, a której nie zapomniał do dzisiaj. Wszystko jednak wskazuje na to, że jeszcze kiedyś odnajdzie swoją ukochaną Nurę… Póki co, staje się uczestnikiem tajemniczych i bardzo groźnych wydarzeń.

Niesamowity jest fakt, że Erich-Emmanuel Schmitt pracował nad tym projektem od 30 lat! Pisząc  inne utwory, zbierał przy okazji wiedzę historyczną, naukową, religijną, medyczną, socjologiczną, filozoficzną i techniczną. Swoje „notatki” uzupełnił niesamowitą wyobraźnią, tworząc światy, które obecnie czytelnik może podziwiać i niejako podglądać z wypiekami na twarzy. Schmitt, jak zawsze, opowiada niezwykle intrygującą opowieść, przywiązując do siebie czytelnika i budząc jego coraz większą ciekawość. Tym razem jednak fabuła uzupełniona jest całą masą faktów z wyżej wymienionych dziedzin, które wzbogacają tę powieść, nadając jej w pewnym sensie popularnonaukowego charakteru. Wszystko jednak w tym charakterystycznym dla niego stylu, który nie pozwala zapomnieć, że w ręku trzymamy jednak literaturę piękną.

Cudowna opowieść o powstaniu i tworzeniu się świata. Natura jest tu jednym z bohaterów i autor niejednokrotnie podkreśla jej ogromne znaczenie, uczulając i przestrzegając, by obchodzić się z nią rozważnie. Świat przyrody przedstawiony został niezwykle plastycznie, powodując, że ma się ochotę choć na chwilę bardziej stać się jego częścią... przynajmniej udając się na „wycieczkę za miasto”. Oczywiście, mimo odmiennego tematu głównego, historia nie jest pozbawiona wielu wątków opisujących relacje między bohaterami, a co się z tym wiąże, autor pozostał wierny swoim przyzwyczajeniom i tym razem również będzie „o miłości”, chociaż inne wątki mocno kontrastujące z tymi fragmentami, trzymają w napięciu niczym thriller albo chociażby sensacja. Genialna powieść epicka przez duże P. Myślę, że zadowoli nawet najbardziej wybrednych czytelników.
 

piątek, 15 kwietnia 2022

„Liczby ostatnie” - Jarosław Maślanek

Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania: 2021-02-25
Liczba stron: 320
ISBN: 9788381961806

Lubię nowe doświadczenia – również te literackie. Z tego względu cieszę się z książkowych prezentów, gdyż często otrzymuję książki, których sama bym „raczej na pewno” nie wybrała. Zazwyczaj są to ożywcze odmiany, które dają zadowolenie. Tym razem otrzymałam prezent od koleżanki, która jest polonistką. Coś czuję, że jej zawód miał znaczący wpływ na jego wybór. Szczerze, zastanawiam się, czy istnieją czytelnicy, którzy z powodu szczerych upodobań wybierają dystopię. Trudno mi to sobie wyobrazić. No może ci gustujący w fantastyce, o niezbyt optymistycznym (delikatnie mówiąc) podejściu do życia lubią tego typu literaturę.

„Liczby ostatnie” to historia przedstawiona w alternatywnej do naszej rzeczywistości, która ma sporo odniesień do naszego realnego świata. Jest to cywilizacja zmierzająca ku upadkowi, w której na skutek „Z” (Zniszczenia? Załamania? Zagłady???), zmian klimatycznych, kryzysów gospodarczych, ekonomicznych i politycznych – jednym słowem wszelakiej Z jak Zarazy, zaszły ogromne zmiany mające opłakane skutki dla społeczeństwa, nad którym zaczyna dominować natura i roślinność. W zasadzie nie ma ratunku, jest już za późno by odwrócić tragiczne zmiany. Trzeba to zaakceptować i jakoś odnaleźć się w tym nowym świecie, choćby było to chwilowe. Chwila ta dla jednych trwać będzie dłużej, niż dla drugich. W społeczeństwie istnieją bowiem jednostki zdrowe, które w ogóle nie chorują – tak jak główny bohater książki – Kurdebenek.

Powieść zaczyna się prawie normalnie. Autor przedstawia paczkę przyjaciół w wieku szkolnym składającą się z trójki chłopaków, którym przewodzi Nina. Chudson, Grubel i narrator Kurdebenek są pod wrażeniem dziewczyny. Na skutek bliżej nieokreślonych zajść, których czytelnik musi się domyślać, dochodzi między przyjaciółmi do konfliktu. Paczka się rozpada, każdy idzie w swoją stronę. W tej niby normalnej rzeczywistości powoli zaczyna się dziać coraz gorzej. Ludzie chorują, umierają. Inni tracą pracę. Niby nic nadzwyczajnego, jednak czuć w powietrzu jakiś ferment. I nagle natłok i skala zmian tak przybierają na sile, że bohater pojawia się w świecie pełnym absurdalnych niedorzeczności…

Ciężko jest tę książkę ocenić jednoznacznie. Uważam, że w swoim gatunku jest to bardzo dobra powieść, jednak zupełnie nie przypadła mi do gustu. Przeczytałam, gdyż po pierwsze otrzymałam ją w prezencie, a po drugie zaczęłam. Jak wiadomo, gdy zaczynam, to mam w nawyku kończyć – mimo wszystko. Przyjemności z lektury nie miałam jednak żadnej. Jest to książka zdecydowanie dołująca, przygnębiająca, przytłaczająca, męcząca, wywołująca wewnętrzny niepokój i napięcie. Nawet nie wiem czy można ją traktować w kategorii przestrogi. Raczej takie czarnowidzenie dla zwrócenia uwagi (na siebie i swój utwór) i by odróżnić się od innych autorów. Być może jest to literatura strawna dla czytelników lubujących się w SF, chociaż raczej więcej tu „czarnej” fiction niż science. Cieszę się, że dobrnęłam do końca i mam już za sobą! p.s. mały plus za dość liczne elementy humorystyczne, głównie w dialogach. Kilka razy zaśmiałam się na głos.

wtorek, 17 sierpnia 2021

„Biały pył. Piekło na K2” - Krzysztof Koziołek

Wydawnictwo: Agora
data wydania: 25 sierpnia 2021
ISBN:978-83-268-3724-1
liczba stron: 392

Niesamowity i zaskakujący prezent urodzinowy, gdyż premiera ciągle przed czytelnikami! Chociaż pierwsza myśl gdy go zobaczyłam to: „góry… no cóż… może będzie się dobrze czytało”. Jednak okazuje się, że Krzysztof Koziołek potrafi przekonać do gór nawet takiego „wilka morskiego” jak ja! Ba, powiedziałabym nawet, że oczarować nimi. Niezwykle kusząco opowiedziana fabuła, która rozbudza ochotę, by chociaż w niewielkim stopniu doświadczyć podobnych doznań co jej bohaterowie.

„Biały pył” to historia grupy polskich himalaistów, którzy postanowili dokonać czegoś, czego nie udało się nikomu wcześniej – wejść zimą na K2. Drugi co do wysokości szczyt świata, jednak najtrudniejszy do zdobycia ośmiotysięcznik. Chociaż członkowie ekspedycji wyróżniają się ogromnym doświadczeniem i wydają się być mocno zmotywowani do osiągnięcia sukcesu, to wybór niektórych z nich wydaje się dość kontrowersyjny. Znają się dość dobrze, niestety nie zawsze od najlepszej strony. A są rzeczy, których się nie zapomina i raczej nie wybacza. Czy w takiej sytuacji drużyna, w której istnieje duże prawdopodobieństwo, iż w krytycznej sytuacji trzeba będzie powierzyć swoje życie w ręce obcej osoby, będzie umiała współpracować i skupić się tylko na głownym celu, pomijając prywatne animozje?

Na dodatek, do tego dość hermetycznego teamu dołącza ktoś z zewnątrz – dziennikarz, pasjonat gór i amator wspinaczki. Ma on relacjonować całą wyprawę i jeśli sytuacja pozwoli, spróbować wejść na „jakąś” ścianę. Zawodowe oko Gardy pozwoli dostrzec niejeden raz najmniejszy i pozornie nieznaczący szczegół. A pokora, zaangażowanie, determinacja, pracowitość i konsekwencja sprawią, że jego notowania będą rosły z każdym dniem, aż w końcu fizycznie dołączy do grupy himalaistów, by ruszyć „pod górę”. Dokąd dojdzie? I czy przede wszystkim uda mu się wrócić na dół?

Górski thriller, w którym napięcie rośnie z prędkością lawiny! Tak dynamicznej fabuły i zaskakujących oraz licznych zwrotów akcji nie spodziewałam się ani przez chwilę. Nieprzewidywalne i zmienne jak pogoda na K2. Genialna rozrywka, która powoduje szybsze bicie serca i wypieki na twarzy. Jednak rozrywka, która też przy okazji uczy, gdyż fikcyjna opowieść uzupełniona jest całą masą faktów i merytorycznej wiedzy ze świata himalaizmu. Autor na podstawie wnikliwego reaserczu, co zresztą jest jego wizytówką, przytacza liczne elementy biografii światowej sławy wspinaczy, ciekawostki związane z ważniejszymi wyprawami oraz „porady praktyczne” – począwszy od przebywania w tych ekstremalnych warunkach, kończąc na konkretach dotyczących samej wspinaczki. Wszystko to podane w tak fascynujący sposób, że czytelnik ma wrażenie, iż jest jednym z uczestników wyprawy. Jedyne czego mi (jako laikowi górskiemu) zabrakło, to jakaś „mapka poglądowa”, która obrazowałaby chociaż w przybliżeniu położenie ważniejszych miejsc, w których znajdują się bohaterowie.

Przepis na sukces! „Zwykły” super bohater, jakiego chyba zawsze można spotkać na kartach książek Koziołka. Prorocze i przenikliwe wizje przeplatające się z zaskakującymi faktami. Czarująca sceneria robiąca ogromne wrażenie. Ekscytująca fabuła, wywołująca całą gamę emocji. Morderca, z którym toczy się nierówną walkę i którego nie brakuje także w „Białym pyle”, a jest nim… K2. No i ten zawsze wywołujący na mojej twarzy uśmiech dopisek znajdujący się na końcu książek Krzysztofa Koziołka: wszystkie wydarzenia opisane w tej książce są co prawda fikcyjne, ale w każdej chwili mogą się wydarzyć. Chyba zacznę podejrzewać autora o pakt z diabłem albo chociażby zdolności paranormalne czy też nadprzyrodzoną percepcję. Ponownie jestem pod ogromnym wrażeniem! 

Po-le-cam!!!

poniedziałek, 19 lipca 2021

„Gdzie poniesie wiatr” - Kristin Hannah

Tłumaczenie: Anna Zielińska
Wydawnictwo: Świat Książki
Tytuł oryginału: The Four Winds
Data wydania: 14 kwietnia 2021
ISBN: 9788381397339
Liczba stron: 505

Będzie to z pewnością dość kontrowersyjna książka Kristin Hannah. Już zresztą budzi skrajne opinie i moja również taka będzie. Hannah należy do moich ulubionych pisarek. Jej styl i emocjonalność mocno trafiła w mój gust. Jednak ta książka jest zupełnie inna. Nie tylko ze względu na tematykę, gdyż przenosimy się mocno w przeszłość i trafiamy w sam środek kryzysu amerykańskiego lat 30-tych i to na teksaskiej farmie! Jednak tło historyczne jest dość swobodnie stworzone i w sumie jest to książka zaledwie zainspirowana wydarzeniami historycznymi. Autorka sama przyznaje, że starała się trzymać blisko faktów, jednak historia i jej bohaterowie to fikcja literacka. Nie trzymała się również chronologii i zmieniała daty, dostosowując je do fabuły.

Główną bohaterką „Gdzie poniesie wiatr” jest Elsa – dziewczyna dość przeciętna, nijaka, niezbyt urodziwa, chorowita i traktowana przez rodziców jako ta gorsza (z trzech) córka. Ograniczana na każdym kroku, w końcu postanawia się zbuntować. Kończy się to małżeństwem z przypadkowym chłopakiem, który staje na wysokości zadania i nie uchyla się od odpowiedzialności za dziecko. Jednak, co dobrego może wyniknąć z małżeństwa z rozsądku, w którym nie ma miłości? Mimo to Elsa nadzwyczaj dobrze odnajduje się w nowej sytuacji i wydaje się, że znalazła swoje miejsce na ziemi. Ale wtedy Wielkie Równiny zaczyna pustoszyć susza. Teraz wyprawa do Kalifornii nie oznacza już tylko szansy na lepszy zarobek, to szansa na to, by uratować życie…

Temat wydawał się bardzo oryginalny i ciekawy – szczególnie biorąc pod uwagę twórczość Kristin Hannah. Chociaż i na tle innych autorów brzmiał niepowtarzalnie. Największa katastrofa ekologiczna jaka nawiedziła Amerykę w latach 30-tych XX wieku, wydaje się szczególnie ciekawym tematem, biorąc pod uwagę współczesny kontekst i pandemię covid-19. Z tą katastrofą oczywiście nierozerwalnie związany był upadek gospodarczy, którego skutkiem było ogromne bezrobocie i tragedie tysięcy rodzin. Niejednokrotnie opuszczali oni zniszczone przez spustynnienie domostwa i po długiej wędrówce usiłowali zacząć wszystko w nowym miejscu. I to w miejscu, w którym wcale nie byli mile widziani.

Do tego momentu wszystko wydaje się być poprawne i obiecujące. Jednak sposób w jaki autorka opowiedziała historię mocno mnie zaskoczył – niestety negatywnie. Przez ponad połowę książki następowały po sobie opisy dnia codziennego na farmie dotykanej non stop przez burze piaskowe. Bohaterowie zmagali się z coraz to nowymi trudnościami, nie mając jakichkolwiek perspektyw na wyjście z tej koszmarnej sytuacji. Tragizm w książkach? Ok. Ale opisany tak nudno i monotonnie. Miałam wrażenie, że cały czas czytam wstęp do opowieści, tylko dlaczego przez ponad 250 stron? Jestem pewna, że mniej cierpliwi czytelnicy w tym momencie odpuścili sobie dalsze czytanie, nie dając tej książce szansy na finał. Podobnie portret głównej bohaterki został namalowany tak bardzo „płasko” – jednowymiarowo. Tworząc z niej bardzo nudną postać, która raczej nie porwie czytelnika za serce… A jednak...

Powyżej napisałam o pierwszej połowie książki. Na szczęście autorka (jak zawsze!) ZASKAKUJE i zaserwowała czytelnikom zwrot akcji. Z wiadomych względów nie będę odnosiła się do treści. Kiedy, jak, gdzie, dlaczego… Ale w drugiej części akcja zdecydowanie nabiera tempa, jest bardziej zróżnicowana i dynamiczna. Oczywiście, pojawi się więcej emocji, napięcie wzrośnie tak, że przy ciągnącym się kilka dni początku, będzie można ją zakończyć w jeden wieczór, gdyż inaczej po prostu się nie da. I jak tu ocenić tę książkę? Niestety, jeśli mam brać pod uwagę całość, nie będzie to 8 gwiazdek (czyli rewelacyjna), a raczej 6 (dobra) no może 6,5 jeśli by się dało.

Historia Wielkiego Amerykańskiego Kryzysu i obraz „amerykańskiego snu”. Ameryka to w końcu kraj wielkich możliwości. Kraj, gdzie wszystko jest możliwe. Czy aby na pewno? Opowieść o wielkiej sile miłości, o determinacji i o podejmowaniu trudnych wyborów. To także obraz roli kobiety w trudnych czasach zdominowanych przez mężczyzn. Przymykając oko na „wstęp”, polecam szczególnie miłośnikom Kristin Hannah oraz „amerykańskich” książek. Będę wspominać pozytywnie, gdyż najważniejsze jak się kończy.

poniedziałek, 28 czerwca 2021

„Nakarmić wilki” - Maria Nurowska

Cykl: Nakarmić wilki (tom 1)
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 9 września 2010
ISBN: 9788374148474
Liczba stron: 254

„Nakarmić wilki” to książka z późniejszego nurtu twórczości Marii Nurowskiej, opierającego się na jej fascynacji przyrodą, górami oraz wilkami. Była to ciekawa odmiana po książkach mocno osadzonych w realiach historycznych, których bohaterowie nieśli ze sobą wyjątkowo tragiczny bagaż emocjonalny. Chociaż wiadomo, że Nurowska zawsze gra na całej gamie emocji, więc i tym razem będzie napięcie, złość, irytacja i wzruszenie.

Główną bohaterką książki jest Katarzyna, która wyjeżdża w Bieszczady, by zebrać materiały do swojej pracy doktorskiej na temat wilków. W stacji naukowej poznaje kolegów po fachu – Olgierda i Marcina, którzy podzielają jej fascynację przyrodą, a jeden z nich nawet pasję jaką są wilki. W spartańskich warunkach i malowniczych okolicznościach przyrody dziewczyna uczy się coraz więcej od starszych kolegów i odkrywa piękno bieszczadzkich gór. Jej fascynacja majestatycznymi zwierzętami powoli przeradza się w misję, której na celu jest ratowanie tego zagrożonego gatunku. Okoliczności sprawiają, że Kaśka nawiązuje z wilkami nietypową, silną i wręcz mistyczną więź. Czy jej postępowanie nie będzie błędem?

Książka nietypowa, gdyż mimo, iż jest beletrystyką traktuje głównie o zwierzętach, ich zwyczajach, środowisku, charakterystyce gatunku. Zaskakujące, jak ciekawie i wciągająco autorka poruszyła tę tematykę. Główna bohaterka – szczególnie na tle innych protagonistów książek Nurowskiej – dość irytująca przez większość czasu. Ciężko było mi zapałać do niej jakąś większą sympatią i zrozumieć jej decyzje oraz upór i zawziętość. Wg mnie to mało realistyczna postać. Jak z innego świata i nie mam tu na myśli tylko jej zaangażowania w walkę o wilki. Pasja i walka o sprawy w jakie się wierzy, nie jest czymś niespotykanym. Chociaż nie kwestionuję, iż to postawa godna podziwu i naśladowania. Mimo iż zakończenie było dla mnie dość bolesnym rozczarowaniem, to właśnie ze względu na typ bohaterki nie przebolewałam go zbyt długo.

Chyba najbardziej irytująca książka Nurowskiej, co zawdzięczamy konstrukcji głównej bohaterki. Myślę, że posłużyła ona zaledwie do wyeksponowania tematu głównego, jakim były wilki i kontrowersji jakie budzą te zwierzęta. Cel autorka z pewnością osiągnęła, gdyż po przeczytaniu nie sposób obojętnie „podchodzić” do tych zwierząt. Piękna opowieść o sile natury, pasji i oddaniu słusznej sprawie. Ciekawa jestem kontynuacji cyklu. Szczerze – po takim zakończeniu nie wyobrażam sobie koncepcji na część drugą. Inna – dlatego warto przeczytać.

czwartek, 17 czerwca 2021

„Ostatni” - Maja Lunde

Cykl: Kwartet klimatyczny (tom 3)
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Tytuł oryginału: Przewalskis hest
Data wydania: 13 stycznia 2021
ISBN: 9788308073483
Liczba stron: 618

Trzecia część kwartetu ekologicznego Mai Lunde za mną. Niezmiernie się cieszę, że autorka ponownie zaskoczyła czytelników. Chociaż tematycznie jest to książka spójna z całym cyklem i bazuje na zmianach panujących w naturze, na które w wielkim stopniu wpłynął przede wszystkim człowiek i jego działanie, to jej wydźwięk jest zupełnie inny niż w „Błękicie” i „Historii pszczół”. Wcześniej Lunde opisywała zgubny wpływ ludzkiej działalności na naturę. Teraz temat ujęty jest z drugiej strony. To człowiek chce zrobić coś dobrego i uratować ginący gatunek koni – dzikich koni Przewalskiego.

Tradycyjnie już autorka umieszcza fabułę książki naprzemiennie na trzech płaszczyznach czasowych. Troje głównych bohaterów-narratorów snuje swoje opowieści i opisuje doświadczenia związane z dzikimi końmi. Opowieść z 1882 roku snuje Michaił, pracownik petersburskiego ogrodu zoologicznego, który wybiera się do Mongolii, by schwytać kilka osobników tachi i przetransportować je do Europy w celu rozpropagowana tego gatunku w innych częściach świata. Z kolei w 1992 roku, niemiecka lekarka weterynarii Karin robi coś zupełnie odwrotnego. Uczestniczy w projekcie, który ma na celu zwrócić dzikim koniom wolność i sprawić, by ponownie odżyły w swoim naturalnym środowisku. W wyprawie do Mongolii towarzyszyć jej będzie syn Matthias. Jest też opowieść wybiegająca w przód, chociaż nie do tak bardzo odległej przyszłości, bo do 2064 roku. Mamy tu znowu dość utopijną i mało optymistyczną wizję Europy po katastrofie ekologicznej. Opuszczone farmy, miasta, państwa. „Ostatni” ludzie wegetują, nie wybiegając daleko w przyszłość. Eva wie, że nic dobrego nie czeka jej i jej córki w rodzinnym gospodarstwie, jednak nie potrafi zostawić ostatniej z gatunku ocalałej pary koni.

Maja Lunde jak zawsze przenosi czytelników do fantastycznego świata swoich opowieści. Wyjątkowych, niepowtarzalnych, fantastycznych, jednak też bardzo realistycznych. I choć pisząc bazuje na całej gamie dokumentów, podkreśla, że postaci jak i wydarzenia są fikcyjne  lub mocno zabarwione jej wyobraźnią, a tej jej nie brakuje! Książki Lunde to powieści z przesłaniem, jednak nie czuć w nich moralizatorskiego tonu, który raczej każdy przyjmuje dość sceptycznie. Przeciwnie – obiektywne przedstawienie zdarzeń podświadomie skłania do refleksji i zadumy. Kto wie, może i do zmiany swoich nawyków i zachowań. Pewne jest, że żaden czytelnik nie przejdzie koło kwartetu ekologicznego obojętnie. Za to należy się Mai Lunde ogromne uznanie.

Książka, w której mimo wszystko na pierwszy plan wysuwają się dramatyczne biografie głównych bohaterów. Ukazane niejako na tle historii dzikich koni. Owszem, tachi są niemal wszechobecne w każdym rozdziale, jednak nie zdominowały fabuły. Były jedynie bodźcem do snucia opowieści na temat osobistych „katastrof” naszych bohaterów. To też było nowym elementem w książce. A zaskoczenia w literaturze są bardzo mile widziane. Poza tym, powieść pełna jest faktów historycznych związanych z końmi Przewalskiego – nie lada gratka dla miłośników hipologii. Oczywiście, nie tylko koniarze będą czerpać przyjemność z lektury „Ostatniego”. Dla nich jednak i dla tych, którym nieobca jest troska o środowisko i naturę, ta pozycja to „must read” 2021 roku. Z niecierpliwością i pod wrażeniem, czekam na ostatnią część cyklu dotyczącą wirusów i napisaną zanim rok 2020 zaskoczył nas wszystkich…

sobota, 10 kwietnia 2021

„Strażniczka Słońca” - Maja Lunde, Lisa Aisato

Cykl: Kwartet sezonowy (tom 2)
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Tytuł oryginału: Solvokteren
Data wydania: 24 marca 2021
ISBN: 9788308073636
Liczba stron: 200

Kto powiedział, że baśnie i bajki są tylko dla dzieci? Czytając kolejną baśniową opowieść Mai Lunde odniosłam wrażenie, iż adresowała ją właśnie do dorosłych czytelników. Z pewnością urzeknie ona każdego pełnoletniego czytelnika, tym bardziej, że nie jest pisana infantylnym i banalnym językiem, który zazwyczaj towarzyszy twórczości dla młodszych czytelników lub słuchaczy. W zasadzie zarzucić tej pozycji mogę tylko jedno, iż była tak bardzo krótka i tak szybko się skończyła. I tylko to jedno może świadczyć o fakcie, że być może Lunde pisała ją jednak dla dzieci, które łatwiej samodzielnie przyswoją niezbyt długie rozdziały.

„Strażniczka Słońca” zrobiła coś niebywałego, mianowicie uwięziła je za wielką bramą, więc na świecie panowała wiecznie ponura, jesienna aura. Wszyscy marzli, żadne rośliny nie chciały rosnąć, wszyscy byli wiecznie głodni. Warzywa i owoce otrzymywali od dziadka Lilii, który przynosił kosz ze swojej szklarni i dzielił sprawiedliwie między mieszkańcami miasteczka. Jednak było tego za mało, by każdy chociaż przez krótki czas mógł chodzić syty. Mimo to, każdy szanował nawet najmniejszy kawałek chleba. Dlatego, gdy pewnego dnia dziadek wychodząc do pracy zapomniał wziąć z domu pół kromki chleba, która stanowiła całe drugie śniadanie, wnuczka postanowiła mu ją zanieść. W szklarni nie znajduje jednak ani dziadka, ani żadnych roślin. Skąd więc dziadek bierze pożywienie dla całej wioski? I wtedy dziewczynka odkrywa tajemnicze drzwi, a za nimi ścieżkę, która prowadzi do…

Urzekająca, wielowarstwowa opowieść o cieniach życia. O stracie i niszczącym bólu z nią związanym oraz konsekwencjach działania, któremu przyświeca zawziętość, gorycz i złość. To też historia o wielkiej odwadze i sile, która wynika ze szlachetnych pobudek i przekonania, by zawsze robić to, co należy i kierować się szlachetnymi zasadami. To baśń o tęsknocie za wiosną, kiedy budzi się wszystko do życia i świat nabiera zupełnie innych barw, a łąka pełna kolorowych kwiatów ogarnia także duszę.

Przepiękna, porywająca, czarująca i urzekająca historia przenosząca dorosłych do świata dzieciństwa. Ilustracje w wykonaniu Lisy Aisato stanowią jej integralną część. Wywołują one niesamowite i intensywne emocje oraz najskrytsze wspomnienia. Do czytania, oglądania, pamiętania i uśmiechania się. Cieszę się, że jeszcze dwie części cyklu przed czytelnikami i miłośnikami wyjątkowo oryginalnej twórczości Mai Lunde. P.S. Idealny pomysł na prezent dla kogoś, kto docenia literaturę.

wtorek, 4 sierpnia 2020

„Prawdziwe kolory” – Kristin Hannah

Wydawnictwo: Świat Książki
Tytuł oryginału: True Colors
Data wydania: 15 kwietnia 2020
ISBN: 9788381394093
Liczba stron: 480

Najnowsza powieść Kristin Hannah, to kolejna perełka na moim książkowym regale. Autora potwierdziła jednocześnie, że zajmuje uzasadnione miejsce w gronie moich ulubionych współczesnych pisarzy, których książki czytam z ogromną przyjemnością. Tym razem czytelnik przeniesie się na amerykańskie ranczo i, niemal  czując obecność koni i słysząc tętent ich kopyt, współodczuwał będzie dramaty, jakie towarzyszą rodzinie Greyów. Kristin Hannah udaje się coś wyjątkowego – ona nie tylko opisuje pewne zdarzenia, by czytelnik mógł je sobie wyobrażać. Ona tworzy jakąś inną rzeczywistość w tak sugestywny sposób, że wydaje mu się, iż w niej uczestniczy, iż znajduje się w samym środku wydarzeń – odczuwając jednocześnie wszystkie emocje, jakich doświadczają bohaterowie.

Wspomnianą rodzinę Greyów tworzą głównie trzy siostry – Winona, Aurora i Vivi Ann, chociaż teoretycznie towarzyszy im jeszcze ich ojciec, który jednak po śmierci żony niezbyt okazuje swoje zaangażowanie i uczucia. Dziewczyny jednak realizują przesłanie, które otrzymały od matki, by trzymały się razem, pomagały sobie i były dla siebie oparciem. Nie zawsze jest to łatwe – szczególnie kiedy między zakompleksioną (najstarszą) i najładniejszą (najmłodszą) wkradnie się uczucie zazdrości o mężczyznę. Ta pierwsza kocha go skrycie od zawsze. On z kolei, do szaleństwa darzy uczuciem najmłodszą. Jednak Vivi Ann marzy o fajerwerkach i prawdziwej namiętności. I wtedy właśnie na ranczu zjawia się kontrowersyjny pomocnik – półkrwi Indianin…

Kto zna już chociaż trochę twórczość Hannah spodziewa się, iż nie będzie sielankowo i nie obędzie się bez dramatów przysparzających mocniejszego bicia serca. „Prawdziwe kolory” to opowieść o prawdziwej, wielkiej miłości i namiętności! To również historia prawdziwej siły jaką tworzy rodzina. I chociaż nie da się uniknąć małych wpadek wiążących się z bardziej lub mniej bolesnymi rozczarowaniami, to wybaczenie win i ich naprawa stanie się faktem, bo taka jest siła sióstr.

Atutem książki jest również bardzo ciekawy wątek kryminalno-adwokacki. Autorka, która zanim została pełnoetatową pisarką, była przecież prawniczką, więc bez wątpienia czerpie ze swoich wcześniejszych doświadczeń. Poruszenie tematu działalności uczestników Projektu Niewinność zasługuje na szczególne docenienie. Warto nagłaśniać takie sprawy.

Wartka akcja, od której nie można się oderwać; piękny język; styl powodujący, że książkę się wręcz pochłania; zróżnicowane postacie o bogatych profilach psychologicznych; fabuła chwytająca za serce, a to wszystko w otoczeniu pięknych i majestatycznych koni. Takie są właśnie „Prawdziwe kolory”. Szczerze polecam.


środa, 15 lipca 2020

„Noc ognia” - Éric-Emmanuel Schmitt

Wydawnictwo: Znak Literanova 
Tytuł oryginału: La nuit de feu
Data wydania: 7 listopada 2016
ISBN: 9788324037049
Liczba stron: 176

„Noc ognia” to ostatnia książka autorstwa Schmitta z mojej półki z „zapasami”. To książka, która czekała dość długo na swoją kolej, ale... chyba (w pewnym sensie) wybrała najlepszy czas dla siebie. Kiedy wczoraj nie mogłam zdecydować o kolejnej lekturze, poczułam, że teraz chcę przeczytać właśnie ją. Było to dobre posunięcie, szczególnie zważając na treść opowieści Schmitta…

Głównym bohaterem powieści jest młody filozof przed trzydziestką, który bierze udział w ekspedycji na pustynię, w celu zebrania materiałów do filmu, nad scenariuszem którego pracuje. Główny cel wyprawy odsuwa się jednak na dalszy plan. Okazuje się bowiem, że nie można wrócić z pustyni takim samym człowiekiem. Eric miał to szczęście, że znalazł tam o wiele więcej niż by kiedykolwiek mógł przypuszczać. „Bo czasem trzeba się zgubić, żeby się odnaleźć”. I czasem trzeba zostawić wszystko, żeby dostrzec to co ważne.

Niezwykle melancholijna, refleksyjna i inspirująca opowieść, dająca wiele pozytywnej energii. W moim odczuciu otwierająca na nowe, na nieznane, motywująca też w pewnym sensie do podejmowania ryzyka. Mimo, iż Schmitt porusza w swojej książce (obok filozoficznych aspektów) także tematy religijne, robi to w tak przekonujący i przystępny sposób, że trafi chyba do każdego czytelnika, bez względu na to w co lub czy w ogóle wierzy. A co więcej, wielce prawdopodobne, że tych drugich skłoni chociażby do zastanowienia się.

Dodatkowym atutem książki jest fakt, że główny bohater Eric to alter ego autora. Opisywane wydarzenia zyskują jeszcze więcej na wartości, okazując się częścią biografii Schmitta. Miłośnicy twórczości Schmitta będą mogli dowiedzieć się końcu skąd bierze się to umiłowanie życia i wszechogarniający spokój, które są wyczuwalne na kartach jego dzieł. Wielka (o)powieść, chociaż w sensie dosłownym zajmuje niecałe 200 stron. Ale jak ktoś kiedyś powiedział: „książki są przeciwieństwem armat – im krótsze i lżejsze, tym dalej niosą”. Myślę, że długo pozostanie mi w głowie to, co przeczytałam w „Nocy ognia”.


niedziela, 10 maja 2020

„Magiczna chwila” – Kristin Hannah

Wydawnictwo: Świat Książki   
Tytuł oryginału: Magic Hour
Data wydania: lipiec 2008
ISBN: 9788324703258
Liczba stron: 432

„Magiczna chwila” to starsza i mniej popularna (na razie!) książka Kristin Hannah, która ukazała się na polskim rynku wydawniczym. Jednak, gdy zobaczyłam tę powieść w antykwariacie nie wahałam się ani przez chwilę. Autorka przyzwyczaiła mnie już, że każda jej książka jest wyjątkowa i trafia w mój czytelniczy gust. Książki Hannah zatem biorę w ciemno!

Tym razem autorka opowiada historię, która w pierwszym momencie może wydać się dość banalna i wcale nie oryginalna, ponieważ podobna tematyka gościła już zarówno na kartach książek jak i na ekranach kin. Jest to bowiem historia o dziewczynce, która spędziła wiele lat w dzikim lesie, a jej najbliższym towarzyszem był wilk. Okoliczności sprawiają, że pewnego dnia nagle znajduje się ona w prowincjonalnym miasteczku, szokując swoim zachowaniem społeczność. Odpowiedzialność za nowo przybyłą spada na barki pani komendant, która na szczęście może zwrócić się o pomoc do swojej siostry – cenionego psychiatry dziecięcego. A ponieważ także i w jej życiu zaszły ostatnio dramatyczne wydarzenia – Julia bez wahania przyjmuje propozycję siostry i wraca z wielkiego świata w rodzinne strony. Nie przypuszczała, że te „odwiedziny” już na zawsze zmienią jej życie…

Kristin Hannah pisze niezwykle emocjonująco, serwując czytelnikom całą masę wzruszeń. Dramatyczne wątki na szczęście równoważą pozytywne zdarzenia, które pojawiają się w życiu wszystkich bohaterów. Dlatego, mimo iż główny motyw książki jest dość tragiczny, całość nie przytłacza, a wręcz przeciwnie – pozytywnie nastraja i czytelnik czuje ulgę, co przynajmniej w moim przypadku jest zawsze zaletą danej książki.

Gdybym miała określić o czym jest „Magiczna chwila” powiedziałabym, że o miłości! O całej gamie różnych jej rodzajów. Nie tylko o zaskakującej miłości macierzyńskiej do skrzywdzonego dziecka, która pojawia się u głównych bohaterek. Również o platonicznej miłości skrywanej przez wiele lat. O miłości po przejściach, na którą inny bohater w końcu odważa się zdecydować i dopuścić ją do siebie. I o wielu, wielu innych. Oczywiście, na pierwszy plan wysuwa się motyw odnalezionej „dzikuski”, której pomaga pani doktor, angażując się całą sobą. Wspomniana przeze mnie miłość jest więc wszechobecna i wypełnia fabułę. Z tego względu myślę, że jest to bardziej książka dla kobiet, chociaż pewnie przypadnie do gustu również bardziej wrażliwym czytelnikom. W każdym razie, szczerze polecam tę powieść, gdyż na mnie wywarła ogromne wrażenie.

wtorek, 19 lutego 2019

„Błękit” – Maja Lunde

Cykl: Kwartet klimatyczny (tom 2)
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Tytuł oryginału: Blå
Data wydania: 6 czerwca 2018
ISBN: 9788308065389
Liczba stron: 336

„Błękit” to druga część kwartetu klimatycznego Mai Lunde. Ciekawiła mnie tak bardzo, że pozwoliłam sobie nagiąć lekko moje „zasady” i stosunkowo szybko sięgnąć po kolejną książkę tego samego autora. Powieść napisana została w konwencji pierwszej - „Historii pszczół”, co wg mnie nie jest pójściem na łatwiznę i powielaniem schematów, lecz rozwiązaniem mającym wpływ na spójność serii.

Tym razem autorka opowiada jednak naprzemiennie tylko dwie historie. Pierwsza jest bardzo aktualna, gdyż przypada na rok 2017 i dzieje się przede wszystkim w Norwegii. Narratorką jest Signe – siedemdziesięcioletnia kobieta, podróżniczka samotnie spędzająca czas na morzach, na swoim jachcie o nazwie „Błękit”, przez całe życie zaangażowana ekologicznie i walcząca dla sprawy. Człowiek już dokonał dość znaczących ingerencji w naturę zmieniając ekosystem, jednak skutki tych działań będą tak naprawdę odczuwalne dopiero za jakiś czas – wtedy kiedy dzieje się druga opowieść…

Jej narratorem i głównym bohaterem jest David – młody ojciec kilkuletniej Lou, który z powodu pożaru wywołanego ogromną suszą, musi opuścić swój dom i trafia w końcu do obozu dla uchodźców, w którym warunki pozwalają ludziom jako tako przetrwać, a przynajmniej nabrać trochę sił, zanim ruszą w dalszą drogę. Tam, gdzie wody jest pod dostatkiem czyli można wieść normalne życie. Mamy zaledwie rok 2041, jest więc to niedaleka, choć malowana dość ponurymi barwami, przyszłość przedstawiająca realia we Francji.

Aktualne perypetie obu bohaterów skłaniają ich do częstych wspomnień, z których możemy dowiedzieć się sporo na temat ich przeszłości. Powoduje to, że powieść nabiera głębi. To, co podobało mi się szczególnie, to przenikanie się obu opowieści. Bohaterowie jednej, odnajdują sporo śladów swoich poprzedników, w pewnym czasie czerpią nawet z ich doświadczeń.

Wyjątkowa, zaangażowana i po prostu piękna opowieść skłaniająca do refleksji, którą czyta się niezmiernie szybko, płynnie i przyjemnie. Maja Lunde przestrzega, ale również daje nadzieję i uświadamia, że tak naprawdę wszystko zależy od człowieka. Ważne, by w porę podjął właściwe decyzje. „Zimny kubeł wody”, który może być bardzo orzeźwiającym. Polecam i z wielką ciekawością czekam na kolejne części kwartetu. Intryguje mnie zarówno ich tematyka, jak i sposób przedstawienia historii. To, co wyszło do tej pory spod pióra Mai Lunde i co miałam okazję przeczytać jest bardzo obiecujące.

czwartek, 7 lutego 2019

„Historia pszczół” – Maja Lunde

Cykl: Kwartet klimatyczny (tom 1) 
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Tytuł oryginału: Bienes Historie, roman
Data wydania: 14 kwietnia 2016
ISBN: 9788308061060
Liczba stron: 514

„Historia pszczół” to nietypowa saga opisująca losy ludzi, których życie związane było na różny sposób z pszczołami. Akcja powieści rozgrywa się naprzemiennie w trzech miejscach na świecie, które dzielą od siebie zarówno setki kilometrów, jak i lat, jednak fabuła bardzo płynnie przechodzi od jednej do drugiej opowieści uzupełniając całą historię i tworząc mimo wszystko jedną spójną całość.

Pierwszym narratorem jest młoda Chinka Tao, która żyje w 2098 roku na prowincji i trudni się ręcznym zapylaniem kwiatów, gdyż w jej świecie pszczół już od dawna nie ma. Pracuje każdego dnia sumiennie po wiele godzin, w niewygodnej pozycji, dla dobra społeczności. Aż pewnego dnia zdarza się tragedia, która już na zawsze odmieni nie tylko jej mały świat…

Drugą opowieść przedstawia XIX-wieczny niespełniony angielski uczony – William, który musiał poświęcić swoją karierę naukową dla dobra dość licznej rodziny. Jednak, kiedy większość dzieci jest już prawie dorosła, postanawia wrócić do obserwacji pszczół, które fascynowały go od dawna i udoskonalić model ula. Czy jednak uda mu się być prekursorem w tej dziedzinie i zdobyć światową sławę?

Ostatnia historia – najbardziej współczesna, bo z 2007 roku – opowiadana jest przez Georga ze Stanów Zjednoczonych, który jest z dziada pradziada pszczelarzem. Udoskonalił swoje gospodarstwo i posiada kilkaset uli. Pszczoły to cały jego świat, dba o nie najlepiej jak potrafi i marzy, że to dziedzictwo będzie mógł przekazać swojemu jedynemu synowi. Tylko czy jego powołaniem również będzie zajmowanie się owadami?
Ta książka to przede wszystkim piękna opowieść o relacjach rodzinnych – głównie między dziećmi a rodzicami, choć nie tylko. Autorka bardzo trafnie ujęła napięcia jakie się tam pojawiają, ale i uczucia jakie towarzyszą obu stronom tych układów. Jest to również powieść o wpływie i potędze natury. O tym jak bardzo człowiek jest od niej uzależniony i o tym, że potrafi się ona odwdzięczyć pięknym za nadobne, o czym nie można zapominać.

Myślę, że autorka w pewnym sensie próbuje przestrzec nas trochę i uświadomić, że chociaż jesteśmy podporządkowani naturze, to też bardzo dużo zależy od człowieka i w przyszłości będzie on ponosić konsekwencje swego działania – zarówno te pozytywne jak i negatywne. Paradoksalnie, chyba od samego początku najbardziej zaciekawiła mnie dość futurystyczna opowieść Tao z końca XXI wieku, mimo że nie gustuję w opowiastkach przedstawiających nieprzewidywalne wizje przyszłości. Poza tym była to zdecydowanie najbardziej przygnębiająca i chwilami przytłaczająca historia. Jednakowoż ona chyba daje najwięcej nadziei, bo dotyczy tego czasu, na który mamy jeszcze wpływ. To taka kartka, którą możemy zapisać zupełnie inaczej jeśli będziemy postępować mądrze.

Wyjątkowa, inna, mądra, psychologiczno-przyrodnicza opowieść (bo zawiera też wiele interesujących naukowych faktów), podczas czytania której nie sposób się pozbyć ochoty na miód i wrażenia, że nieustannie towarzyszy nam bzyczenie pszczół. Osobliwe doświadczenie. Polecam!

niedziela, 26 sierpnia 2018

„Wielka samotność” – Kristin Hannah

Wydawnictwo: Świat Książki 
Tytuł oryginału: The Great Alone
Data wydania: 23 maja 2018
ISBN: 9788380319189
Liczba stron: 512

Jakoś podświadomie mylę tytuł tej książki i przeinaczam na „Wielką samotnię” i chyba coś w tym jest. To też książka o tym, że mimo „tłumu” (czasem większego, czasem mniejszego) ludzi w koło nas, tak naprawdę z najskrytszymi sekretami i najgłębszymi problemami jesteśmy sami – samodzielnie musimy stawić im czoła. A może trzeba po  prostu czasu, by odważyć się i otworzyć przed kimś. Przed TYM Kimś. By poprosić o pomoc? Ale po kolei…

„Wielka samotność” to druga książką Kristin Hannah, którą miałam przyjemność przeczytać i chociaż wiele osób porównuje ją z genialnym „Słowikiem”, który i mnie wcześniej oczarował, to jednak nie zestawiałabym koło siebie tych dwóch pozycji. To dwie zupełnie inne książki. Owszem – obie napisane w świetnym stylu, bardzo ekscytujące, porywające i dramatyczne, w obu pojawia się dość charakterystyczny wątek rodziny, ale to zupełnie inna problematyka i inne czasy. Nie wartościowałabym, która lepsza. Najbardziej trafną odpowiedzią na pytanie „czy ta książka mi się podobała” będzie stwierdzenie, że połowę przeczytałam w jeden wieczór i kawałek nocy (skończyłam przed 3), bo nie byłam w stanie jej odłożyć i poczekać do kolejnego dnia. Tak wciągnęła mnie historia i nie mogłam się doczekać finału! Już dawno nie przytrafiło mi się nic podobnego.

Główną bohaterkę książki Leni poznajemy gdy ta ma 13 lat – jest rok 1974. Ojciec wrócił po wielu latach z niewoli w Wietnamie. Jeden koszmar się skończył, ale zaczął drugi, gdyż Ernt ma syndrom stresu pourazowego i nie radzi sobie ze swoimi tragicznymi doświadczeniami. Zarówno żona Cora jak i córka starają się go wspierać i być dobrej myśli, że pokona on swoją „chorobę”. Bo niestety jest to choroba, która trzeba leczyć. Niekontrolowane wybuchy agresji, nocne koszmary, wahania nastrojów, podejrzliwość… i to wszystko odbija się niestety na najbliższych.

Już wiele razy próbowali optymistycznie zaczynać wszystko w nowym miejscu. I przez pewien czas bywało dobrze. Gdy otrzymują wiadomość od ojca przyjaciela Ernta, który zginął w Wietnamie, że jego ostatnią wolą było, by Ernt otrzymał jego parcelę i chatkę na Alasce, w Ernta wstępuje nowa siła! Jest naładowany tak pozytywną energią i wiarą, że udziela się ona ufnej rodzinie i postanawiają zacząć nowe życie z dala od cywilizacji. Tym razem na pewno im się uda – tym razem będzie inaczej! Czują to i wierzą szczerze. Ale czy tak się stanie? Czy dzika i nieobliczalna Alaska, gdzie można zginąć na 1000 sposobów stanie się ich nowym domem, azylem, czy właśnie tam znajdą to czego nie mogli odnaleźć w innych miejscach?

Kristin Hannah w malowniczej i urzekającej scenerii nieodkrytych lądów Alaski umieszcza historię o miłości, która ma całą feerię barw i odcieni. Na pierwszy plan wybija się niestety toksyczna miłość rodziców leni, pełna zazdrości, bólu – także fizycznego, chorego uzależnienia od siebie. Dla równowagi jednak pojawia się również wątek miłości rodzicielskiej – matczynej – która potrafi przenieść góry. Jest też o tej pierwszej czystej miłości – miłości, która okaże się być na całe życie – która wiele zniesie, ale przetrwa i będzie jeszcze silniejsza! (Ups… czyżbym zdradziła happy end?).

„Wielka samotność” to niesamowita emocjonująca, dramatyczne, pełna zwrotów akcji książka, która na długo pozostanie w mojej pamięci. Mimo dość trudnej i chwilami wręcz przytłaczającej problematyki, czuję wiele pozytywnej energii po jej przeczytaniu i jakąś taką wewnętrzną ulgę. Że jednak można, jak się chce – jak ma się siłę, która płynie z prawdziwej miłości. Polecam wszystkim, którzy mają ochotę, by odkrywać „nowe lądy”. I nie ukrywam, że o wiele bardziej przychylnym okiem spoglądam teraz na Alaskę i jej zimowa scenerię. Fascynuje i kusi – oj bardzo! Może kiedyś…