Pokazywanie postów oznaczonych etykietą opowiadania. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą opowiadania. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 1 lipca 2024

„Ropuszki” – Aneta Jadowska

Wydawnictwo: Sine Qua Non
Seria: Imaginatio [SQN]
Data wydania: 2021-03-21
Data 1. wyd. pol.: 2015-09-18
Liczba stron: 764
ISBN: 9788382102000

O „Ropuszkach” słyszałam już dość dawno temu, ale przez pewien czas był problem z nabyciem tej książki. Pojawienie się jej w księgarni w równym stopniu zaskoczyło mnie, co ucieszyło, gdyż to – póki co – ostatni zbiór opowiadań Anety Jadowskiej, którego nie miałam okazji przeczytać. Narazie nie odważyłam się na „pełnowymiarową” powieść z głównego nurtu autorki. Natomiast jej fantastyczne opowiadania trafiły w mój gust idealnie. Dają mi sporą dawkę rozrywki, śmiechu i w pewnym sensie takiego fajnego powrotu do dzieciństwa – do bajek, baśni, fantastycznych bohaterów i ich niesamowitych przygód. Oczywiście, opowiadania adresowane są do dorosłych czytelników, na co składa się wiele elementów, ale to pozostawiam do samodzielnego odkrycia tym, którzy lubią, mają ochotę, ale się wahają lub po prostu są otwarci na inną – nieprzeciętną literaturę.

„Ropuszki” to zbiór ponad dwudziestu opowiadań o bardzo zróżnicowanej długości i tematyce, co powoduje, że z jednej strony każdy znajdzie tu coś dla siebie, ale z drugiej – nie każda historyjka spodoba się w równym stopniu. Jak chyba każdy czytelnik, mam tu swoich faworytów i złapałam się na tym, że miałabym ochotę przeczytać te opowieści w rozbudowanej formie – czyli jako powieść i pewnie tak samo dobrze bym się przy tej lekturze bawiła. Cóż… może to czas, by jednak skusić się na jakąś powieść Anety Jadowskiej? Tylko że autorka pisze cykle, a jak już rozpocznę jakąś serię, to zazwyczaj kończę. Nie wiem czy to mnie obecnie nie przytłoczy.

I mimo, iż autorka lubuje się w seriach, które z zasady składają się z kilku tomów, to i tak pozostają jej pomysły i wątki, na które brak miejsca właśnie w tych obszernych książkach. Z tego względu m.in. powstają kolejne zbiory opowiadań, które uzupełniają historie głównych bohaterów Anety Jadowskiej, z którymi ciężko się rozstać – tak czytelnikom, jak i samej twórczyni.

To, co łączy wszystkie opowiadania z „Ropuszek”, to sztandarowa postać książek Jadowskiej czyli Dora Wilk. Czy tylko ja mam wrażenie, że ta ruda wiedźma, która była policjantką w Toruniu, a obecnie jest detektywką w magicznym Thronie po sąsiedzku, to alter ego autorki? Czy zmyliła mnie ognista fryzura? Dora Wilk jest wspólnym mianownikiem historyjek, które opisują ją w interakcji z całą rzeszą fantastycznych stworów – wiedźm, wampirów, wilków, czarodziejów i wielu innych, których nazw nie jestem w stanie powtórzyć. Czasem walczą po jednej stronie, czasem po przeciwnych – bez wątpienia jest niezwykle dynamicznie i zaskakująco, co dostarcza sporą dawkę rozrywki i jest świetnym przerywnikiem pomiędzy bardziej poważnymi, wymagającymi lub przytłaczającymi lekturami.

Ciekawe, czy szybciej będę mieć okazję, by sięgnąć po kolejny zbiór opowiadań, czy po kolejną część trylogii usteckiej o Gracjach. Tak czy siak, przeczytam z wielką przyjemnością.


sobota, 27 stycznia 2024

„Stany splątane” – Janusz Leon Wiśniewski

Wydawnictwo: Znak Literanova
Data wydania: 2023-10-11
Liczba stron: 304
ISBN: 9788324095803

Tym razem Janusz Leon Wiśniewski zaserwował swoim czytelnikom zbiór 5 opowiadań. Przyznam się, że byłam dość mocno zdziwiona, gdyż po opisie okładkowym spodziewałam się historii kilku bohaterów, które jednak w pewnym momencie jakoś będą się łączyć i przenikać, tworząc mimo wszystko powieść. Tym czasem mamy tu 5 odrębnych utworów, które chwilami przypominają fragment większej całości, co powoduje pewien żal, że „tylko tyle” i zdziwienie, że „to już wszystko?!” Kaprys autora?

Pierwsze opowiadanie pt. „O utracie zmysłów” przedstawia historię mężczyzny opuszczonego przez ukochaną. Co najbardziej dotkliwe, praktycznie każdy zapach przywołuje bolesne wspomnienia. Sytuacja wydaje mu się tak beznadziejna, iż nie wierzy, by kiedykolwiek mógł o niej zapomnieć. A może potrzebuje „tylko” innego – nowego, mocniejszego bodźca?

Bohaterami drugiego utworu pt. „Trzecia opcja” jest egzotyczne małżeństwo, które poznało się w niezwykle romantycznych okolicznościach i postanowiło być ze sobą wbrew wielu przeciwnościom. Kolejną i chyba ekstremalnie trudną próbę muszą przejść, gdy na świat przychodzi ich pierwsze dziecko. Myślę, że niewielu rodziców – o ile w ogóle jacyś – spodziewają się takiego obrotu sprawy. Chociaż może… w dzisiejszych czasach jest inaczej.

„Emocje pierwotne” to w zasadzie mininowela – najbardziej obszerny utwór i wywarł na mnie największe wrażenie. To opowieść o kobiecie, której życie nie rozpieszczało od najmłodszych lat. Po dzieciństwie w domu dziecka, wpada w ręce brutalnego męża. Dotkliwie pobita tuż przed porodem, znajduje jednak siłę by odejść i zacząć od nowa. Zbudowane na kruchych fundamentach szczęście pęka jednak, gdy pewnego dnia ktoś wyrządza ogromną krzywdę jej synkowi. Zalążek zemsty zaczyna kiełkować.

Kolejne opowiadanie – „Stany splątane”, to „teatr” dwóch aktorów. Niezwykle błyskotliwy dialog pomiędzy dwoma skrajnie różniącymi się osobowościami – profesorem fizyki i sprzątaczką, którzy spotykają się późnym wieczorem w gabinecie. Odpowiedni moment sprawia, że otwierają się przed sobą jak najlepsi przyjaciele.

„Amnezja” to kończące zbiór opowiadanie o tym, jak to życie potrafi spłatać figla i o tym jak niewiarygodnym tworem jest ludzki mózg. Młody sportowiec, po niewielkim wypadku, traci pamięć. Nie pamięta swojej przeszłości – dzieciństwa, czasu szkoły średniej, rodziny, przyjaciół, tamtego siebie. Nowe okoliczności kształtują go na zupełnie innego człowieka. Czy odnajdzie się w swoim życiu i znajdzie szczęście?

Na pierwszy rzut oka, historie różnią się diametralnie. Opowiadają unikalne historie odrębnych bohaterów. Fakt – można powiedzieć, że przełomowe w życiu poszczególnych postaci i wywierające ogromny wpływ na ich dalsze losy. Determinujące i weryfikujące ich szablonową codzienność. To z pewnością łączy konstrukcję tych wszystkich opowiadań. Wspólny jest oczywiście styl autora i elementy medyczno-naukowe, które są typowe dla niego chociażby z racji wykształcenia. Nie ukrywam, że są one niesamowicie ciekawe i często również bardzo zadziwiające. Wiśniewski w bardzo przystępny sposób potrafi przeciętnemu czytelnikowi, który w większości przypadków jest laikiem w jego dziedzinie, wyjaśnić zawiłe tajniki nauki. To na pewno wartość dodana jego utworów, która przypadła mi do gustu.
 
Opowiadania dotyczą różnorodnych lecz aktualnych problemów społecznych, o których słyszymy w mediach dość często. Autor wywołuje w ten sposób wiele skrajnych emocji. Czytając, czujemy niekiedy ból i złość, później współczucie, ulgę i nawet zadowolenie czy radość. Powszechnie wiadomo, że Janusz Wiśniewski jest bardzo wrażliwym pisarzem, którzy pisze emocjonujące książki – często określane mianem kobiecych. Jestem jednak zdania, że ta pozycja przypadnie do gustu również mężczyznom.

Wiśniewski pisze więc o bólu rozstania, samotności i co się z tym wiąże – o całej gamie różnych rodzajów miłości – w licznych jej odcieniach – jednak za każdym razem bardzo intensywnych i determinujących życie bohaterów. Sztandarowy temat Wiśniewskiego, a może po prostu determinant, który ma wpływ na „wszystko”? Poza tym jest i o tolerancji – temacie niezwykle na czasie w dobie gender i już nie tylko LGBT, który to akronim jest wielokrotnie rozszerzany o kolejne – tytułowe, jak w czwartym opowiadaniu – opcje.

Przede wszystkim opowiadania poruszają bardzo obszerny, intrygujący, złożony temat, który dla wielu na zawsze pozostanie zagadką, czyli ludzki umysł. Niewiarygodne były już te aspekty, które przytacza autor. A oczywistym jest, że to zaledwie niewielki fragment tego, co potrafi.

Dla miłośników autora, książka idealna. Uważam, że i nowych czytelników uwiodą „Stany splątane”. Polecam.

środa, 10 maja 2023

„Kiki van Beethoven” – Éric-Emmanuel Schmitt

Wydawnictwo: Znak Literanova
Tytuł oryginału: Quand je pense que Beethoven est mort alors que tant de cretins vivent suivi de Kiki van Beethoven
Data wydania: 2011-11-07
Liczba stron: 152
ISBN: 978-83-240-1642-6

Schmitt nie raz podkreślał wagę muzyki w swoim życiu. Z tego względu całkiem zrozumiałym jest powód, dla którego powstał cykl jego książek poświęconych wielkim muzykom. Był Mozart, teraz Beethoven, a w planie jeszcze Bach i Schubert. Pomysł, by połączyć muzykę z literaturą brzmi bardzo intrygująco. Ważna jest jednak jeszcze realizacja, a tu bywa już różnie.

Poniższa książka składa się z dwóch części. Pierwsza to opowiadanie „Kiki van Beethoven” o bardzo uroczej i wywołującej uśmiech emerytce, która po wielu latach postanawia ponownie odkryć twórczość Beethovena, swego czasu bardzo dla niej ważnego. Przebywa więc – dosłownie i w przenośni – długą, trudną, ale również bardzo owocną podróż, która przynosi ukojenie. Opowiadanie, którego tłem jest muzyka – muzyka, która w żadnym wypadku nie dominuje treści, a jest zaledwie jej subtelnym uzupełnieniem. Pełna elementów humorystycznych opowieść chwyta również za serce, gdyż jak wiadomo, Schmitt jest pisarzem niezwykle emocjonalnym.

Druga część książki to przemyślenia autora na temat muzyki Beethovena. Zapiski można potraktować jako formę pamiętnika, który skupia się głównie na twórczości muzyka i jego wpływie na autora książki. Poszczególne utwory są przyczynkiem do snucia wspomnień i opisywania ważniejszych wydarzeń z życia Schmitta. Ten element może być interesujący – szczególnie dla miłośników pisarza. Jednak idzie on o wiele dalej – nie tylko wspomina, ale i zaczyna tłumaczyć jak należy rozumieć – „czytać” – muzykę Beethovena. Tłumaczy i opowiada, co słyszy, czemu to służy, jak wpływa na odbiorcę. To już było dla mnie zbyt wiele. Nie ukrywam, że chyba pierwszy raz znudziło mnie czytanie Schmitta i czekałam na koniec.

Oceniając pierwszą część mogłabym stwierdzić: „rewelacyjna” czyli 8 gwiazdek, druga część „słaba” czyli 3 gwiazdki. Średnia 5,5 czyli między przeciętną, a dobrą. Opowiadanie polecam każdemu, natomiast druga część może chyba zachwycić tylko wielkich miłośników muzyki klasycznej i mocno osadzonych w temacie melomanów. Nadal z niecierpliwością czekam na kolejny tom cyklu „Podróż przez czas” – zdecydowanie wolę Schmitta w „wielkim formacie”.

niedziela, 16 kwietnia 2023

„Małżeństwo we troje” – Éric-Emmanuel Schmitt

Wydawnictwo: Znak Literanova
Tytuł oryginału: Les deux messieurs de Bruxelles
Data wydania: 2013-10-01
Liczba stron: 320
ISBN:  9788324024575

Ależ ja tęskniłam za tak wyśmienitą literaturą i przejmującymi opowieściami o niespotykanej fabule! W oczekiwaniu na drugi tom serii pt.: „Podróż przez czas”, której mam nadzieję w końcu się doczekać (gdyż we Francji wydano już trzecią część!) postanowiłam sięgnąć po starsze utwory Schmitta i tak trafiłam na zbiór pięciu opowiadań zatytułowanych „Małżeństwo we troje”. Co takiego będzie wspólnym mianownikiem dla tych tak różnych utworów? Oczywiście, ci którzy znają twórczość autora pomyślą w pierwszej kolejności – „miłość”. Zgadza się – sam Schmitt zresztą powtarza, że nie napisał nic, co nie jest o miłości, jednak te historyjki łączy coś jeszcze…

„Dwóch panów z Brukseli” to opowieść o dwóch mężczyznach, którzy postanowili połączyć się wiecznym węzłem małżeństwa podczas ślubu innej pary, stojąc za filarem i wypowiadając słowa przysięgi razem z „aktorami” pierwszego planu. Z tą małą różnicą, że tylko przed sobą nawzajem i przed Bogiem. Ten symboliczny gest na zawsze połączył ich los z losem pary młodej.

„Pies” to historia emerytowanego lekarza, któremu całe życie towarzyszył pies – jednej konkretnej rasy i zawsze o tym samym imieniu. Śmierć zwierzęcia przyniosła również kres życia jego pana, co z jednej strony było dość absurdalne, z drugiej w tym przypadku całkiem zrozumiałe. Córka i zaprzyjaźniony pisarz postanawiają odkryć tajemnicę życia mężczyzny i powód jego uwielbienia do tego czworonoga.

„Małżeństwo we troje” to opowiadanie z bardzo zaskakującą pointą! Młoda wdowa, dla dobra dzieci i też swojego, postanawia wyjść ponownie za mąż. Jednak jej nowy mąż jest coraz bardziej zafascynowany jej pierwszym małżonkiem. Wydaje się, że dużo bardziej niż nią samą.

„Serce w popiele” to opowieść o kobiecie, którą dużo silniejsza więź łączy z chrześniakiem niż z rodzonym synem. W momencie śmierci tego drugiego, zaczyna jednak obwiniać wszystkich dookoła, a apogeum złości przypada właśnie na ulubionego dotąd chrześniaka.

„Dziecko upiór” – przewrotna historia z morałem o małżeństwie, które postanowiło przerwać ciążę, przez wzgląd na chorobę płodu. W końcu okaże się czy podjęli dobrą decyzję.

Ponownie, po przeczytaniu zbioru opowiadań, żałuję, iż autor nie rozbudował ich fabuły tworząc pięć kolejnych powieści. Zdecydowanie byłoby to możliwe, gdyż historie posiadają ogromny potencjał. Niestety, decyzji autora się nie zmieni.

Dużym, pozytywnym zaskoczeniem był dołączony do książki dziennik autora, który – jak się okazało – dołączany jest przez niego do drugiego wydania. O ile mnie pamięć nie myli, nie trafił wcześniej w moje ręce przy okazji innych zbiorów. To ogromny bonus, szczególnie dla miłośników Schmitta. Można się z niego dowiedzieć o kulisach powstawania opowiadań, które często inspirowane są przez realne wydarzenia z otoczenia autora. W dzienniku Schmitt przyznaje co łączy wszystkie wspomniane wyżej utwory, mianowicie: „Życia wirtualne, które tworzą podstawę życia realnego.” Zaintrygowani?? Polecam gorąco! Schmitt w swoim wyjątkowym i doskonałym gatunku.

sobota, 4 lutego 2023

„Zbrodnia lorda Artura Savile i inne nowele” – Oscar Wilde

Wydawnictwo: Wydawnictwo MG
Tytuł oryginału: Lord Arthur Savile's Crime and Other Stories
Data wydania: 2021-07-28
Liczba stron: 160
ISBN: 9788377797266

Ponownie przyszedł czas, by sięgnąć po klasykę – tym razem po angielską w wykonaniu jednego z moich ulubionych klasyków – Oscara Wilda. Ten niewielki zbiór nowel udało mi się upolować podczas ostatniej wizyty w księgarni. Nie będę ukrywać, że tytuł był mi obcy, jednak opis okładkowy zachęcił do kupna.

Tytułowa nowela opowiada dość zabawną historyjkę grozy, w której główny bohater, dla spokoju sumienia, postanawia jak najszybciej wypełnić swoje przeznaczenie, czyli dokonać – tak jak wyczytał z jego ręki chiromanta – morderstwa! Nie jest to jednak takie proste.

Kolejny utwór przedstawia losy „Ducha z Kenterwilu”, do którego sprowadziła się amerykańska rodzina – zdecydowanie nienawykła do obcowania z takimi „osobistościami” – w miejsce do szpiku kości przesiąknięte dość burzliwą i niezmiernie bogatą historią. Nowi sąsiedzi przysparzają duchowi wiele zaskakujących sytuacji, doprowadzając go do skrajności.

„Modelowy milioner” to dość krótkie opowiadanie o tym, jak pewien młodzieniec, dzięki swojemu dobremu uczynkowi, otrzymał wymarzoną nagrodę. Lekkie, a z morałem.

„Sfinks bez sekretu” to z kolei dość tragiczna i bardzo zaskakująca historia miłosna – chociaż przez długość określiłabym ją raczej historyjką. Nie warto dbać o pozory – nic dobrego z tego nie wynika.

„Portret pana W.H.” to utwórz, który trafić może chyba jedynie do miłośników Szekspira. Bohaterowie spierają się, kim jest ten tajemniczy pan W.H. – niezwykle piękny młodzieniec, który trzyma pewną książkę…

Zdecydowana większość utworów trafiła w mój gust i rozbawiła mnie. Autor bardzo zręcznie posługuje się wysmakowanym sarkazmem, chociaż nowele te krążą wokół dość dramatycznych zdarzeń i można by je określić mianem opowieści z dreszczykiem. Wilde czerpie z różnych gatunków, a jednak powstały bardzo spójne utwory, zachwycające zarówno językiem jak i stylem. Wyjątkowo przyjemna lektura dla miłośników literatury klasycznej. Jedynie ostatnia nowela wydaje się dość nużąca – może jednak, jak już wspominałam, znaleźć swoich amatorów. Jako całość szczerze polecam.

sobota, 28 stycznia 2023

„Cuda wianki. Nowe przygody rodziny Koźlaków” – Aneta Jadowska

Wydawnictwo: Sine Qua Non
Cykl: Klan Koźlaków (tom 2)
Data wydania: 2022-10-31
Liczba stron: 464
ISBN: 9788382109108

Gdy tylko dowiedziałam się, że zbiór opowiadań „Cud Miód Malina” doczekał się kontynuacji, dopisałam „Cuda wianki” do mojej świątecznej listy prezentowej. Gdyby usunąć z treści liczne, chociaż znajdujące się jak najbardziej na swoim miejscu i idealnie współgrające z kontekstem sytuacyjnym, przekleństwa – można by było traktować tę książkę jak serię filmów o Shreku. Niby bajka dla młodszych odbiorców, ale i dorośli świetnie się przy niej bawią. A może każdy potrzebuje czasem „przenieść się” w czasy dzieciństwa?

Drugi tom cyklu o Klanie Koźlaków – chociaż w sumie raczej Koźlaczek – gdyż niezmiennie w tej rodzinie dominuje żeński pierwiastek, przybliża czytelnikom sylwetki kolejnych wiedźm z rodziny Maliny. Wprawdzie wszystko nadal kręci się wokół uroczej rysowniczki komiksów – córki Aroni i prawnuczki Narcyzy i to jej powiązania z innymi członkiniami klanu wysuwają się na pierwszy plan książki. Jest ona w pewnym sensie przewodniczką po uroczej i nietypowej rodzinie, która już dawno temu została integralną częścią społeczności Zielonego Jaru – najbardziej magicznego miejsca w całej Polsce.

Dodatkowo, poza magicznymi ciotkami Maliny, autorka przybliża również postać spoza klanu czyli Grzesia – kuzyna Klona, który to (już jako chłopak Maliny) należy jedną nogą do Koźlaków. Grzegorz, który jakiś czas temu stracił swoją magiczną zieloną moc odnalazł nowe powołanie w pracy policjanta. Dzięki swojemu zaangażowaniu w pracę, tym razem pomoże aresztowanej Aronii oraz jeszcze kilku obywatelom Zielonego Jaru, którzy nagle po prostu zniknęli.

Kolejna opowieść dotyczy bliźniaczek z najmłodszego pokolenia Koźlaków – Luby i Żywej, które są siostrzenicami Maliny. Jedna z dziewczynek znalazła puchatego stworka, którego nazwała Zenuś – bo tak było łatwiej. Problem zaczął się, kiedy Zenuś przestawał powoli mieścić się w szafie, a każdej nocy znikało jedzenie z lodówki. Ciocia Malina ma jednak plan!

Bohaterką kolejnej opowieści jest ciotka Ruta – najbardziej stroniąca od magii Koźlaczka, która zamieszkała ze swoją ukochaną Amelią w bezpiecznej odległości od klanu. Artystyczna dusza parająca się garncarstwem, której nowy i podejrzany sąsiad stwarzający jej niezdrową konkurencję, dość mocno zaczął uprzykrzać życie. Niechęć wprawdzie nie była wymierzona bezpośrednio w Rutę, gdyż przyświecał mu bardziej intratny cel, niż likwidacja małego sklepu z rękodziełem. To bez wątpienia największa afera kryminalna w historii Zielonego Jaru.

Tom bez Narcyzy i jej Harpii to tom niepełny! Tym razem banda seniorek wyrusza swoimi nowymi lśniącymi kamperami – każda w swoim własnym („w trumnie będą się cisnęły, póki co one decydują gdzie leżą, a leżeć chcą wygodnie”) w daleką podróż, by pomóc kumpeli z przeszłości, która znalazła się w potrzebie. Będzie się działo!

Zbiór kończy zabawne i lekkie opowiadanie o Lilianie i pomyłce, która ważyła 50 kg i kosztowała 5000 zł. A wszystko przez to, że ciotka Maliny uważała, iż pogarszający się wzrok to część pakietu „S” jak Starość. Cóż…, jednak Malince główka pracuje i „nie ma takiej cytryny, z której nie można wycisnąć lemoniady!”.

Kolejny tom bardzo magicznej serii, pełnej miłości, ciepła i tego typowokoźlaczkowego szaleństwa, które wzrusza i bawi, ale i też uzależniająco przyciąga do siebie i nie chce puścić! Uwielbiam i czekam na kolejny tom, gdyż wierzę, że nie można tak po prostu zakończyć tej serii, której – mam wrażenie – tworzenie jest świetną zabawą także dla autorki.
 

poniedziałek, 16 stycznia 2023

„Miłość z widokiem na Śnieżkę” – Agnieszka Olejnik, Magdalena Witkiewicz, Karolina Wilczyńska, Magdalena Majcher, Tomasz Kieres, Anna H. Niemczynow, Ilona Ciepał-Jaranowska, Dorota Milli.

Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 2019-10-30
Liczba stron: 420
ISBN: 9788380759176

Do zakupu tego zbioru opowiadań skusiła mnie Śnieżka, która oczarowała mnie jakiś czas temu. A, że bardzo lubię czytać o miejscach, które znam i lubię, nie zastanawiałam się długo. Poza tym, chętnie sięgam po takie antologie, gdyż mogę poznać nowych autorów. Z powyższych ośmiu autorów, znałam do tej pory tylko Magdalenę Witkiewicz i przyznam, że zdecydowanie większość pisarzy pozytywnie mnie zaskoczyła swoim piórem. No..., z małym, dość banalnym i infantylnym wyjątkiem, który przemilczę.

Tym, co łączy wszystkie opowiadania w tym zbiorze jest motyw „Wielkiego Balu Ducha Gór”, który odbywa się w noc sylwestrową w Hotelu „Pod Skałą” w Karpaczu. Jest to bardzo elitarna impreza, na którą zaproszona jest prawdziwa śmietanka towarzyska – celebryci, sportowcy, politycy, gwiazdy. Organizatorzy przewidzieli jednak pewną niespodziankę dla „zwykłych” obywateli. Wylosowali osiem instytucji w kraju, które zobligowali do zorganizowania konkursów, w których wygraną jest podwójne zaproszenie na „Bal Ducha Gór”. Bohaterami tych ośmiu opowiadań są właśnie zwycięzcy, którzy w wyjątkowy sposób spędzą ten ostatni dzień roku.

Cechą wspólną – poza balem – jest też oczywiście tytułowa miłość i jej różne odcienie. Z tego względu poleciłabym tę książkę raczej czytelniczkom, które gustują w takich opowieściach. Ja, mimo iż raczej wybieram inną literaturę, lubię od czasu do czasu sięgnąć po takie historyjki dla odmiany czy odskoczni. Tym bardziej, że fabuła w większości przypadków była naprawdę intrygująca.

Jednym z bohaterów jest nauczyciel po rozwodzie, który po latach odnajduje swoją szkolną miłość. Jest też leciwy staruszek, któremu młoda sąsiadka w wieku jego wnuków, pomaga zrealizować marzenie życia – marzenie, które dzielił ze swoją młodzieńczą miłością. Inną bohaterką jest „kura domowa”, która po kryjomu przed całym światem zaczęła pisać bardzo pikantne i poczytne powieści odnosząc ogromny sukces. Jest też małżeństwo przechodzące kryzys, dla którego bal ma być impulsem do zmiany priorytetów (to, to najmniej udane opowiadanie…).

Jedyne napisane przez mężczyznę opowiadanie, opisuje nietypowe spotkanie w pociągu zmierzającym do Karpacza. Młoda samotna dziewczyna po przejściach poznaje cichego mężczyznę po dość świeżym rozstaniu. Kolejną bohaterką jest młoda samotna mama, która odkrywa zjawisko wizualizacji. Chory mężczyzna wygrywa kolejne zaproszenie i waha się, czy na ten ostatni bal zabrać dziewczynę, której chciał się oświadczyć. Jest też opowieść o młodej projektantce mody, która chce wygrać zaproszenie dla swojego przyjaciela – w prezencie – w dowód wdzięczności. Mimo, iż na pierwszy rzut oka wydawać się może, że to dość prozaiczne opowiastki, miło było kibicować uczestnikom biorącym udział w konkursach. Przekonajcie się sami.

Plusem tego zbioru jest bez wątpienia podsumowanie wszystkich historii, które stanowi ciekawą klamrę i wyjaśnia ideę całego przedsięwzięcia. Jest to raczej nietypowy zabieg w przypadku podobnych kompilacji opowiadań. Zdecydowanie poprawiło to ogólny – i tak dobry – odbiór całości. Mimo, iż przedstawione w tym zbiorze historie zaciekawiły mnie, a finał opowieści intrygował, czuję pewien niedosyt. Nastawiałam się na większą odczuwalność miejsca, w którym odbywa się bal, czyli Karpacza i tytułowej Śnieżki. Tymczasem, większość bohaterów nawet nie dociera w te miejsca. W zasadzie tylko jeden z nich ma okazję doświadczyć fascynacji, jaką sama przeżyłam kilka miesięcy temu. Pomijając ten fakt – bardzo przyjemna, odprężająca i lekka lektura. W sam raz na podróż pociągiem w góry.

P.S.
Jadąc do Karpacza dojdziemy koleją jedynie do Jeleniej Góry. Zielona Góra jest jednak w nieco dalszej „okolicy”. Dla korektora nie miało to jednak znaczenia, jak i kilka innych błędów, w pozostałych przypadkach już tylko literówek.

niedziela, 15 stycznia 2023

 „Opowieści: Białe noce, Cudza żona, Sen wujaszka, Krokodyl” – Fiodor Dostojewski

Wydawnictwo: Wydawnictwo MG
Tytuł oryginału: Белые ночи; Чужая жена и муж под кроватью (Происшествие необыкновенное); Дядюшкин сон (Из мордасовских летописей); Крокодил (Необыкновенное событие, или Пассаж в Пассаже)
Data wydania: 2020-09-16
Liczba stron: 304
ISBN: 9788377796474

Literatura piękna jaką uwielbiam się delektować. Klasyka rosyjska, która należy do moich ulubionych gatunków literackich. Autor, którego twórczość chcę poznać kompleksowo i sukcesywnie dążę w tym kierunku. Cztery opowieści Dostojewskiego z poniższego zbioru, to lekka, chociaż bardzo wartościowa rozrywka. Styl pisarza zachwyca mnie niezmiennie.

Każdy z utworów ma nieco odmienny charakter, chociaż łączy je inteligentny dowcip i bardzo spostrzegawcze oko autora, które sprawia, że portrety bohaterów są niczym perełki.

„Białe noce” – romantyczno-sentymentalna opowieść o samotności i potrzebie miłości. Główny bohater regularnie samotnie przemierza ulice Petersburga, znając już niemal każdy budynek niczym dobrego znajomego, którego mu brak. Pewnego razu spotyka wieczorem młodą kobietę.

„Cudza żona” – pełna humoru i dowcipnych dialogów komedia pomyłek. Zazdrosny mąż wszędzie szuka dowodów niewierności żony. Prowadzi go to do zaskakujących sytuacji i miejsc.

„Sen wujaszka” – ironiczna satyra o małomiasteczkowym życiu, gdzie największą rozrywką są plotki, ploteczki i intrygi, a jedna z nich dotyczy aranżowanego małżeństwa między młodą pięknością – córką największej z plotkarek – z podstarzałym i zdziwaczałym księciem.

„Krokodyl” – zdecydowanie najbardziej fantastyczne i dość dowcipne opowiadanie, którego bohater podczas pokazu został połknięty przez krokodyla. Nie robi z tego jednak wielkiej tragedii, przeciwnie – widzi liczne korzyści wynikające z nowego położenia.

Zbiór opowiadań zachwyci zarówno miłośników literatury rosyjskiej i Dostojewskiego, jak i czytelników poszukujących nieco innej – nietypowej – i niezbyt popularnej literatury. Krótkie formy mają tę zaletę, że można zapoznać się z taką twórczością, by zdecydować, czy to coś, w co chcemy się bardziej zagłębić. Przemyślane wątki, interesujące portrety psychologiczne, subtelny język i wysublimowany styl to bezsprzeczne zalety tych utworów.

środa, 30 listopada 2022

 „Cud Miód Malina” – Aneta Jadowska

Wydawnictwo: Sine Qua Non
Cykl: Klan Koźlaków (tom 1)
Data wydania: 2020-10-31
Liczba stron: 416
ISBN: 9788381298124

Aneta Jadowska to jedno z moich większych literackich zaskoczeń. Kupiła mnie swoją „detektywistyczno-turystyczną” trylogią ustecką i obudziła apetyt na więcej. Ponieważ to autorka, która pisze głównie fantastykę, postanowiłam nagiąć lekko moje gusta i przeczytać coś innego niż cykl „Garstka z Ustki”. Jej opowiadania z pogranicza fantastyki i powrotu do dzieciństwa urzekły mnie i rozbawiły. Świetna rozrywka dla dorosłych „dziewczynek”.

„Cud Miód Malina” to opowiadania, których bohaterami jest rodzina Koźlaków oraz ich bliscy. Ich narratorką jest tytułowa Malina, córka Aronii, wnuczka Delfiny i prawnuczka Narcyzy. A kim są owe panie? To współczesne wiedźmy, które zamieszkują Zielony Jar. Są piekielnie inteligentne, sarkastyczne i nieprzewidywalne, a swoją matriarchalną rodzinę zawsze stawiają na pierwszym miejscu. Gdy bliskim dzieje się krzywda, nie wahają się użyć trochę magii – lub trochę więcej… – i bez wahania wyciągają pomocne dłonie uzbrojone w miotły. Co najważniejsze, zawsze są bardzo skuteczne.

Czasem ma się ochotę sięgnąć po książkę inną niż zwykle. Dla odmiany, coś lekkiego, zabawnego, nietypowego. Opowiadania Anety Jadowskiej będą w takim przypadku idealne. Chociaż odnoszę wrażenie, że skierowane są do zupełnie innego odbiorcy – raczej nastoletniego – nie przeszkadza to, by również pełnoletnie czytelniczki dobrze się przy nich bawiły. A bawią i to na maksa. Autorka stworzyła niesamowite, oryginalne i rozbrajające postacie. Obok nestorki rodu – Narcyzy – nie można przejść nie wybuchając śmiechem lub chociaż nie ocierając łez rozbawienia z kącików oczu. Jej pozostałe krewne nie pozostają w tyle.

Opowiadania o przyjaźni, miłości, lojalności, oddaniu, dobru i złu, napisane żywym, współczesnym językiem w lekkim stylu, co sprawia, że łyka się je jednym tchem. Z pewnością autorka bawiła się przy tworzeniu ich tak dobrze, jak czytelnicy podczas czytania, daje to szansę na liczne kontynuacje. Póki co, przede mną druga część, po którą sięgnę z ogromną przyjemnością. Zaczarowała mnie i chyba przepadłam. Nie zdziwiłabym się, gdyby między akapitami pojawiło się jakieś zaklęcie na czytelników. Polecam. Rozkoszny powrót do bajkowego dzieciństwa.

sobota, 12 listopada 2022

„Rozdzieliła nas wojna” – Max Czornyj, Joanna Jax, Agnieszka Lis, Maria Paszyńska, Sylwia Winnik, Barbara Wysoczańska, Bogna Ziembicka

Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 2022-08-24
Liczba stron: 408
ISBN: 9788382801705

Na zbiór tych siedmiu wojennych opowiadań trafiłam przy okazji odkrycia Barbary Wysoczańskiej, której obie napisane dotychczas powieści trafiły w mój gust czytelniczy. Wprawdzie najpierw uznałam, że jedno „sprawdzone” nazwisko to za mało, by sięgnąć po tę antologię, ale po jakimś czasie doszłam do wniosku, że będzie to dobra okazja, by „przetestować” kilku innych autorów, których znałam tylko ze słyszenia.

Właściwie tylko jedna, i to pierwsza, z tych siedmiu historii nie przypadła mi do gustu, a była nią „Terra Felice”, którą napisał Max Czornyj. Opowieść miłosna, w której uczucie połączyło córkę ambasadora i syna księcia, a ich miłość przetrwała do końca życia mimo wcześniejszych przeciwności, wydała mi się zbyt fantazyjna i za mało realna. Motyw drugiej wojny światowej był w niej za mało wyczuwalny. Stylistycznie było ok, fabularnie już raczej niekoniecznie, przez co w pewnym sensie zraziłam się do tego autora i raczej nieprędko sięgnę po jego książki. A może to kwestia płci... Pozostałe opowiadania napisane zostały przez kobiety…

Drugi utwór pt.: „Muzyka serc” autorstwa Joanny Jax, o której powieściach słyszałam sporo dobrego, to historia (ponownie) miłosna o młodej żydowskiej pianistce i jej polskim nauczycielu gry. Już samo pochodzenie bohaterów predestynuje do raczej dramatycznej i tragicznej historii – na szczęście jednak z happy endem! Żałuję, że autorka nie rozwinęła fabuły, tworząc pełnowymiarową powieść.

Opowiadanie „Symetria” Agnieszki Lis różni się od pozostałych koncepcją, gdyż dzieje się w czasach współczesnych, natomiast do wydarzeń wojennych przenosi czytelników dziennik nestorki rodu, która obok wnuka jest główną bohaterką utworu. Młody chłopak, wbrew poleceniu babci, nie czeka do jej śmierci, by poznać treść pamiętnika. Dzięki temu pomoże babuni zakończyć pewną nierozwiązaną sprawę z przeszłości.

Konie nierozerwalnie wiążą się tradycją i historią Polski, dlatego też fabuła kolejnego opowiadania bazującego na faktach związana jest losami Państwowej Stadniny Koni Janów Podlaski, majątku ordynata Jana Zamoyskiego w Zawadzie, a także stadniny koni hrabiego Aleksandra Ledóchowskiego ze Smordwy. Opowiadanie „Koniarz” Marii Paszyńskiej jest tak samo wzruszające i bolesne jak fragment historii polskiej, na jakiej bazuje.

Sylwia Winnik w utworze „Nim zakwitną grusze” chyba najbardziej okrutnie opisuje wojenną rzeczywistość, gdyż umieszcza fabułę głównie w obozie koncentracyjnym w Sztutowie. Bohaterowie doświadczają tragicznych sytuacji, które dobrze są znane czytelnikom literatury obozowej. Okoliczności wymuszają kolejne ofiary, chociaż przyszłość przyniesie jako taką ulgę.

W końcu przyszedł czas na opowiadanie autorki, z powodu której sięgnęłam po całą antologię. „Ostatni portret” Barbary Wysoczańskiej to ponownie historia o miłości pełnej przeciwności i to jeszcze zanim zaczęła się wojna. Ona – córka bogatego fabrykanta, on jest synem robotnika pracującego dla jej ojca i posiada ogromny talent plastyczny. Mimo, że zadurzyli się w sobie z wzajemnością, to chłopak próbuje wyprzeć to uczucie. W chwili słabości Michał ulega jednak Krysi i maluje jej portret. Nie przypuszczali wtedy, że będzie on już ostatnim, gdyż nazajutrz wybuchnie wojna. Historia smutna, jak czasy, o których opowiada. Niestety, tym razem autorka okazała się mało oryginalna, chociaż bardzo dobrze czytało się jej historyjkę.

Kompilację zamyka Bogna Ziembicka opowiadaniem pt.: „Sukienka z Floriańskiej”. Jest to urokliwa i fascynująca historia miłosna z Tatrami w tle. Ilona postanawia postawić wszystko na jedną kartę i wbrew rodzicom wrócić do Zakopanego, by poślubić chłopaka, którego poznała przy okazji wyprawy w góry. W swoich planach nie przewidziała tylko jednego – że wybuch wojny wykreuje zupełnie inną, nieprzewidywalną rzeczywistość. Opowiadanie pełne zaskakujących zwrotów i z bardzo irytującą pointą.

Jak widzimy, miłość w czasie wojny jest dość popularnym i wdzięcznym tematem utworów literackich, dającym autorom sporo swobody i duże pole do popisu. Opowiadania, chociaż bardzo różne fabularnie, mają sporo wspólnego. Opowiadają o stracie – straconych szansach, straconym czasie, straconych możliwościach czy wspólnej przyszłości. Niestety, takie są realia wojny, która zadrwi z każdych planów i wywróci rzeczywistość do góry nogami. Tym, którym będzie dane, pozostaną wspomnienia… Nostalgiczne, wzruszające, refleksyjne. Polecam.
 

środa, 24 sierpnia 2022

„Fototapeta” - Michał Witkowski

Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2015-04-22
Data 1. wyd. pol.: 2006-01-01
Liczba stron: 324
ISBN:  9788328020108

Pierwszą przeczytaną przeze mnie powieścią Witkowskiego był „Drwal” – przepadłam! Pewnie również w pewnym sensie przez sentyment do Międzyzdrojów. Chociaż faktem jest, że podczas lektury zaśmiewałam się na głos. Gdy z jakimś autorem zaiskrzy, sięgam po jego kolejne książki z wielką chęcią. „Wymazane” i „Barbara Radziwiłłówna…” podobnie trafiły w mój gust, chociaż nie da się ukryć, że nie było takich zachwytów jak przy pierwszej czytanej powieści. Jak widać, nie czytałam jeszcze tych najbardziej znanych i popularnych – czyli skandalizujących utworów pisarza. Może przyjdzie na nie czas, chociaż po lekturze „Fototapety” zdecydowanie muszę zrobić przerwę z Witkowskim. Zbiór opowiadań dość mocno mnie rozczarował.

Książka zawiera teksty z początków twórczości autora. Może ten fakt miał duży wpływ na efekt końcowy zbioru? Utwory już wcześniej zostały opublikowane w pismach literackich np. w „Twórczości”. Mamy więc w ręce poniekąd odgrzewane kotlety. Poza tym w „Fototapecie” przeczytamy również fragment niedokończonej powieści „Psie pole” i wcale się nie dziwię, że nie została ona napisana do końca. Chociaż dziwi koncepcja (lub raczej jej brak) na ten utwór.

Ciekawi mnie w jaki sposób została wybrana kolejność opowiadań do zbioru. Czy to przypadek? Czy najlepsze tym razem zostało pokazane na początku? Początek ten był dość obiecujący. Opowiadanie „Grosz”, którego główny bohater do złudzenia przypomina autora, to monolog przesadnie skoncentrowanego na swoim zdrowiu chimeryka, który relacjonuje swoje wyjście do lekarza. Spotkanie z polską służbą zdrowia bawi do łez, chociaż to poniekąd śmiech przez łzy. Już w tym utworze pojawiał się ten charakterystyczny dla „późniejszego” Witkowskiego humor.

Nieźle było również w opowiadaniu „Kolaboracja”, którego główny bohater Michał (?) wybrał się z ojcem, w ramach nagrody w konkursie Teleranka, na wycieczkę do Związku Radzieckiego. Bywało śmiesznie, bywało też jednak dziwnie. Chwilami chyba zbyt mocno. Niestety, w tym momencie zaczął się wkradać chaos, który rozgości się już do samego końca zbioru.

Kolejne opowiadanie „Mosina” to wspomnienia z wakacji u dziadków w miejscowości pod Poznaniem. Autor, jako spostrzegawczy obserwator, bardzo trafnie i też dowcipnie odtworzył obraz zwykłej codzienności tamtych lat – zwykłej, jednak budzącej sentyment, szczególnie w czytelniku, który sam z autopsji pamięta podobne „obrazki”.

Utwór „Pierroty”, jakoby w kontrze do „radzieckiej wycieczki”, przedstawia cudownie-upiorne życie w NRD. Niby jest w porządku, chociaż odczuwalny jest tu ponownie ten cały rozgardiasz – jakby brak było koncepcji na tę opowieść. To powoduje, że ciężko coś więcej powiedzieć na temat tego opowiadania.

Drugą część zbioru – szczerze, nie wiem z jakiego powodu podzielonego na te dwie części – rozpoczynają dwa dość krótkie tekściki: „Na gapę do raju” i „Kamera”, napisane jakby przy okazji pod wpływem impulsu. Pierwsze opisuje wypad grupki młodych chłopaków na weekend do dużego miasta. Traf chciał, że wspomniane wyrostki podróżowały tym samym pociągiem, co autor. Kolejne, pisane z perspektywy tytułowej kamery, która w latach 80-tych była istnym szałem w środowisku rodzinnym. Kręcono wszystko co się dało! Podobnie jest w tej relacji z rodzinnego grillowania w ogrodzie.

Przedostatnie opowiadanie – „Po sezonie” – opisujące dość mroczne przygody miejscowych cwaniaczków z „dziczkami” – miejscowymi dziewczynami, które podrywali już wiele razy i które oczywiście wiele razy im ulegały. Miejscami było groźnie, miejscami nostalgicznie. Plus za dowcip.

Na koniec autor zostawił fragmenty niedokończonej powieści „Psie pole” i jak ja się cieszę, ze ta powieść nie została dokończona i nie trafiła w moje ręce i ręce innych zachęconych nazwiskiem autora. Psie Pole – dziś peryferyjna część Wrocławia. „Psie pole” opisuje Psie Pole. Czytając, odnosiłam wrażenie, że każdy akapit stanowi odrębną myśl nie związaną z poprzednią. To taki miks spostrzeżeń z obserwacji Psiego Pola. Dość zaniedbanej, przytłaczającej dzielnicy „na końcu świata”. Tu już było ciężko.

Czytając powyższą część mojej opinii stwierdzam, że może ona nawet kogoś zachęcić do sięgnięcia po „Fototapetę” – nieskromnie powiem, że brzmi lepiej, niż moje odczucia podczas czytania. A czytało się niestety dość mozolnie i topornie. Fakt – nie zawsze trzeba pisać o rzeczach ekstra ważnych. Można przedstawić coś ciekawego i wyjątkowego tylko dla autora, ale w taki sposób, by oczarować innych. Tu niestety tego zabrakło. Zbyt chaotycznie, zbyt nijako – za mało Witkowskiego w Witkowskim. Potraktuję ten zbiór jak wypadek przy pracy albo wprawki do późniejszej twórczości literackiej, którą tak lubię.

Pocieszające jest – sądząc po innych opiniach na portalu – że nie jestem odosobniona w takiej ocenie. Bo już myślałam, że ze mną jest „coś nie tak”. Niestety, nie polecam – nie warto tracić przede wszystkim czasu, bo ceny 5 zł jaką zapłaciłam za tę książkę nie ma co brać pod uwagę. Chociaż, patrząc z perspektywy czasu, cena dużo mówi o tej książce.

czwartek, 7 lipca 2022

„Niebezpieczni mężczyźni” –Nana Bekher, Camille Gale, Karolina Jurga, K. C. Hiddenstorm, E. Raj, Sandra Robins, Monika Skabara, Ludka Skrzydlewska, Agata Sobczak, Paulina Zalecka

Wydawnictwo: Niegrzeczne książki
Data wydania:  2021-09-29
Liczba stron: 377
ISBN:978-83-66967-49-6

Książkę tę zakupiłam pod wpływem impulsu, w ramach promocji podczas zakupów spożywczych. Opis sugerował, że mogę mieć do czynienia z tego typu „literaturą kobiecą”, na którą zawsze było mi szkoda czasu (całkiem słusznie zresztą jak się okazało). W związku z tym, że dawno nie kupiłam żadnej książki, a to były opowiadania – zaryzykowałam. Zaryzykowałam – dowiedziałam się – rozbawiłam – i straciłam 25 zł – trudno się mówi.

„Niebezpieczni mężczyźni” to zbiór 10 opowiadań (o jakże swojskich i jednoznacznych jak się okazało tytułach: „Sponsor”, „Obrońca”, „Drań”, „Drapieżnik”, „Egzekutor”, „Motocyklista”, „Prześladowca”, „Snajper”, „Skazaniec” oraz „Ochroniarz”) znanych rzekomo polskich autorek, jednak nie natknęłam się na żadne z powyższych nazwisk i nic mi one nie mówią. Może poza tym, że są one pseudonimami – przynajmniej częściowo sądząc po egzotyce brzmienia. Mam rację? Wracając jeszcze do tych tytułów, to wspomnę, że gdyby książka ta posiadała spis treści, raczej chyba bym jej nie zakupiła… Zbiorek opowiadań wydało wydawnictwo „Niegrzeczne książki”, które (jak zdążyłam wygooglować) zajmuje się promowaniem takich gatunków jak: romanse oraz dark romance, erotyki, New Adult, powieści paranormalne itp. Mix powyższych właśnie trafił w moje ręce.

Nie będę skupiać się na treści poszczególnych opowiadań, gdyż nie ma to większego sensu. Bazują na dość prostym schemacie: ona – nie grzesząca inteligencją, za to urodą i naiwnością już tak; on – macho, samiec alfa, niegrzeczny ale właściwie ze szlachetnym sercem i wielkim libido. Do tego jakieś dramatyczne opresje, z których ją ratuje, w trakcie lub na koniec z wdzięczności lądują w łóżku, w końcu jest taki pociągający. No… przeważnie.

Przez pierwsze dwa, trzy opowiadania byłam dość rozbawiona. Zaśmiewając się zadawałam sobie pytanie: kto i po co pisze takie dyrdymały. Później doszła irytacja, że tej grafomanii jest coraz więcej i staje się coraz bardziej absurdalna i niedorzeczna. Bajki – te dla dorosłych owszem – czasem – ale niech to ma jakiś poziom! Jestem w szoku, że na rynku literackim tego typu książek jest tak wiele! To sugeruje, że jednak jest zapotrzebowanie i target – tylko KTO nim jest?? Pytam szczerze!

Infantylne, banalne, przewidywalne, z motywami „od czapy”, urozmaicone wątkami erotycznymi. Takimi z niby damskich fantazji. Współczuję tym, które muszą o takich wątkach i bohaterach fantazjować. Ten zbiorek to totalna strata czasu. Jedyny plus jest taki, że na własnej skórze doświadczyłam tego typu literatury i potwierdziły się moje przypuszczenia. Gdyby nie te niedorzeczności, które pojawiały się lawinowo, można by ją potraktować jako zabawny odmóżdżacz, ale po przeczytaniu ostatniego utworu stwierdzam, że tak bezwartościowej i nic nie wnoszącej książki jeszcze nigdy w swoich rękach nie miałam. I pozostaje tylko pytanie: „po co to”?

sobota, 20 listopada 2021

„Chiński wirus” – Krzysztof Koziołek

Wydawnictwo: Manufaktura Tekstów, powieść online
Data wydania:  2020
ISBN: 9788395631504
Liczba stron: 359

Pandemia covidowa była inspiracją do powstania wielu utworów literackich. Autorzy zareagowali bardzo szybko na aktualną sytuację i postanowili stworzyć projekty na czasie. Niektórzy jednak zaczęli wcześniej, przepowiadając niejako przyszłość. Do takich autorów należy Krzysztof Koziołek, który swoich czytelników przyzwyczaił już do śmiałych wizji, które po latach odnajdywały odzwierciedlenie w rzeczywistych zdarzeniach, chociaż – jak często podkreśla na końcu swoich powieści – „wydarzenia opisane są fikcyjne, ale mogą się kiedyś zdarzyć”.

„Chiński wirus” był początkowo publikowaną w odcinkach powieścią online – jakie autor ma już na swoim koncie. I tak też kilka miesięcy temu czytałam tę powieść, o której opinia znajduje się poniżej. Po jakimś czasie udało się jednak znaleźć wydawcę i powstała prawdziwa „papierowa” książka – uzupełniona o kilka opowiadań, które częściowo zostały opublikowane już wcześniej. Są pośród nich również „nowości”. Skupię się teraz na tej drugiej części książki.

„Bonus” do „Chińskiego wirusa” to 8 opowiadań. Część z nich wydana przez lubuskie miasteczka powiatowe i pewnie „zamówiona” przez nie jako oryginalna reklama regionu, zachęcająca do jego odwiedzin. Przyznam, że pod tym względem spełniają swoją funkcję. Zaciekawiają – szczególnie zaskakującą historią, która odżywa na nowo na kartach opowieści. Nie są jednak tak porywające fabularnie jak te bardziej współczesne opowiadania, których bohaterami są postacie dobrze znane czytelnikom Koziołka. Mam tu na myśli przenikliwego dziennikarza Andrzeja Sokoła oraz jego znajomych policjantów z Zielonej Góry, czyli Kleemanna i Grodzkiego, którzy niejednokrotnie wspólnymi siłami rozwiązywali zagadki kryminalne. W kilku słowach przybliżę czego można się spodziewać po poszczególnych historiach.

„Tam, gdzie czai się wiatr” – opowiadanie opublikowane w 2016 r. przez Gminne Centrum Kultury i Bibliotekę w Przemęcie oraz Gminę Przemęt. Bohaterem opowiadania jest Grodzki, który podczas urlopu nad jeziorem znajduje topielicę. Jego prawdziwa natura nie pozwala mu na odpoczynek. Wspierając nową koleżankę po fachu, jakby przy okazji rozwiązuje zagadkę morderstwa, odkrywając również kolejne tajemnicze fakty z historii miasteczka.

„Recepta” – opowiadanie opublikowane w antologii kryminału „Zatrute pióra” w 2012 r. nakładem Wydawnictwa Replika. Bieżące zmiany w NFZ powodują zamach na dwóch polityków od spraw szeroko pojętego zdrowia, którzy wzięli udział w konferencji prasowej. Prawda okazuje się być zupełnie inna, niż na pierwszy rzut oka. Andrzej Sokół wesprze jednak kolegów z policji i uda się odkryć drugie dno afery…

„Agencja” – opowiadanie wcześniej niepublikowane, chociaż fabularnie można by je połączyć z pewnymi powieściami Koziołka. Nieszablonowa działalność naszego ulubionego dziennikarza zwraca uwagę ABW. Proponują mu więc przejście do ich agencji. Sokół, kierując się intuicją, odkryje zamach terrorystyczny planowany przez czterech studentów z Gdańska. Takiego Sokoła lubię najbardziej.

„Godzina” – opowiadanie opublikowane w internecie w 2011 r. Zupełnie inne niż większość utworów Koziołka, chociażby z tego względu, że bohaterami są zupełnie inne postaci. Konduktor, w nocy kiedy zmieniany jest czas, postanawia wykorzystać dodatkową godzinę i zemścić się na bandzie grasującej od dawna w jego składzie. Zadziwiające jaki miał pomysł...

„Zamach na błoniach” – opowiadanie opublikowane w „Pegazie Lubuskim” nr 2 (45) 2011. Kleemann, przy okazji sprzątania swojego „biurka”, wspomina pewną akcję sprzed lat. Nie miał prawa trzymać pewnych dokumentów, gdyż oficjalnie nie można było się przyznać przed opinią publiczną do faktów, które miały miejsce podczas wizyty Ojca Świętego w Gorzowie w 1997 r.

„Miasto królewskie Wschowa” – opowiadanie opublikowane w 2013 r. przez Urząd Miasta i Gminy Wschowa. Utwór przedstawiający wizytę tureckiego oficera we Wschowie. Wiele faktów historycznych, chociaż całość raczej nużąca dla przeciętnego czytelnika, który nie specjalizuje się w historii.

„Sława, miejsce magiczne” – opowiadanie opublikowane w 2013 r. przez Urząd Miejski w Sławie. Sokół podczas pobytu w Sławie widzi zdarzenia z przeszłości, które miały tam miejsce wiele lat temu. Magia? W sumie dobrze, że to opowiadanie było tak krótkie.

„Historia ratusza solą pisana” – opowiadanie opublikowane w 2018 r, przez Powiat Nowosolski. Opowiada o remoncie ratusza w 1934 r. podczas którego dokonano pewnego odkrycia. Chciwość jednak sprawiła, że niewielu dowiedziało się o tajemniczej skrzynce. Podobny motyw wykorzystano już w innej powieści.

Wielką zaletą utworów Krzysztofa Koziołka jest bardzo wnikliwe przygotowanie merytoryczne przed stworzeniem fabuły. Autor, wertując liczne dokumenty i źródła historyczne, uwspółcześnia nudne fakty, sprawiając, że czytelnik w napięciu i z wypiekami na twarzy poznaje historię swojego regionu. Tę mniej znaną powszechnie, co nie znaczy, że nudną – przeciwnie – często zaskakująco oryginalną. Opowiadania sensacyjne dotyczące współczesnych wydarzeń, to zalążki na świetne powieści kryminalno-sensacyjne! Żałuję, że autor w tym przypadku nie pokusił się o dłuższą fabułę. Znając jednak jego kreatywność i wyobraźnię, możemy być pewni kolejnej – porządnej – bomby. Tym bardziej, że pracuje nad kilkoma utworami.
 

Opinia z 06.04.2020 na temat „Chińskiego wirusa” (powieść online):

Obecna sytuacja wywołana epidemią koronawirusa, spowodowała wiele ograniczeń w sferze społeczno-ekonomiczno-politycznej. Jedni odczuwają je bardziej niż inni, jednak dotyczą praktycznie każdego i wszystkim zaczynają ciążyć... M.in. na dalszy plan zeszło życie artystyczne, co dość mocno dotknęło przede wszystkim twórców, w mniejszym stopniu odbiorców – ale ich również. Są jednak artyści – jak np. Krzysztof Koziołek, którzy mimo wszystko starają się kontynuować swoją działalność literacką. I właśnie dlatego powstała odcinkowa powieść online, publikowana przez 2 tygodnie (każdego dnia) na profilu fb autora pt.: ”Chiński wirus”.

Z wielkim zaciekawieniem przeczytałam pierwszy odcinek tej mini-powieści (zdecydowanie miałam ochotę na więcej!). Tym bardziej, że jej publikacja zbiegła się w czasie z pojawieniem się coraz większej ilości pytań dotyczących tej nowej, absurdalnej rzeczywistości. Nagle, powieść ta stała się w pewnym sensie kotwicą – można się było czegoś zaczepić… Chociaż oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest to naukowy dokument, a autor powtarza, że „wszystkie wydarzenia opisane w tej powieści są co prawda fikcyjne, ale w każdej chwili mogą się wydarzyć.”.

Mimo to „Chiński wirus” jest bardzo realistyczną opowieścią. Nie zdziwiłabym się, gdyby większość hipotez autora okazała się prawdą. Poza tym – jak to u Krzysztofa Koziołka – jest bardzo dynamiczna akcja pełna intrygujących zwrotów, postacie o oryginalnych portretach psychologicznych oraz przede wszystkim niepowtarzalna fabuła zainspirowana aktualną rzeczywistością, w której dostrzec można w końcu jakiś głos rozsądku – dziś szczególnie potrzebny. Oby się przebił.

Szczerze polecam zapoznanie się z powieścią odcinkową pt.: „CHIŃSKI WIRUS”, którą znaleźć można na: https://www.facebook.com/krzysztof.koziolek.licencja.na.zaczytanie/ i zachęcam czytelników do podzielenia się z autorem swoją opinią w ten czy inny sposób oraz, by w jakiś sposób docenić jego wkład w tworzenie literatury. Dla fanów Krzysztofa Koziołka i tych czytelników, którym przypadnie do gustu powieść, wspomnę, że jest szansa na kontynuację „Chińskiego wirusa” w tradycyjnej formie papierowej, jeśli wszystko w miarę szybko wróci do normalności. Czego wszystkim życzę!

sobota, 13 listopada 2021

„Eksplozje” - Janusz Leon Wiśniewski i inni...

Wydawnictwo: Wielka Litera
Data wydania: luty 2017
ISBN: 9788380321403
Liczba stron: 352

Wiśniewski miał bardzo oryginalny i interesujący pomysł na tę książkę. Trafił w mój gust jak w dziesiątkę. Autor napisał 8 opowiadań – w sumie jak zawsze u niego – o kobietach, o uczuciach, miłości, relacjach i w związku z tym, przy okazji też o mężczyznach i na te 8 opowiadań „odpowiedziało” mu 8 polskich piszących mężczyzn – pisarzy, prozaików, dziennikarzy, scenarzystów, blogerów i eseistów. Wyszedł świetny literacki dialog. Chociaż Wiśniewski ustawił poprzeczkę dość wysoko, jego „respondenci” dali radę! Przyznam, że nie czytałam wcześniej tekstów współtwórców tego zbioru, ale jeśli będę mieć okazję, w przyszłości sięgnę po nie z przyjemnością. Do tej wartkiej zabawy literackiej Wiśniewski zaprosił Ahsana Ridha Hassana, Jacka Melchiora, Daniela Odiję, Igora Brejdyganta, Tomasza Jastruna, Alka Rogozińskiego, Pawła Palińskiego oraz A.J. Gabryela.

Nie będę oczywiście streszczać poszczególnych opowiadań, by nie pozbawiać przyjemności odkrywania ich tym, którzy zdecydują się sięgnąć po „Eksplozje”. Podkreślę jednak, że Wiśniewski pisze bardzo emocjonująco o różnych relacjach damsko-męskich, poruszając najczulsze struny. Będzie więc o zakochanych, kochających, ale i tych tęskniących za prawdziwą miłością. Nie jest to chyba zresztą zaskoczeniem, biorąc pod uwagę twórczość tego artysty. Dodam, że jedno z opowiadań wyróżnia się dość znacząco, gdyż bohaterką jest realna postać – Magda Goebels. Traktuję tę historyjkę (a właściwie dwie) jako historyczny bonus.

Żałuję, że te opowiadania były tak krótkie. Spokojnie można by ich fabułę rozbudować tworząc kilka powieści. Napisane są w taki sposób, że czytelnik może albo utożsamiać się z ich bohaterami, albo przynajmniej bardzo dobrze wczuć się w ich położenie. Autorzy piszą właściwie o tym, co każdy z nas kiedyś przeżywał, przeżywa obecnie, o czymś do czego tęskni lub czego pragnie. Może trochę na zasadzie „spostrzegawczej wróżki”, która przepowiadając klientce przyszłość z kart, zawsze w coś trafi. Mimo to lektura sprawiła mi wielką przyjemność.

„Eksplozje” to oczywiście świetny wybór dla miłośników twórczości Wiśniewskiego, ale i dobra okazja, by „przetestować” kilku bardziej lub mniej znanych współczesnych pisarzy polskich. Kilku zaciekawiło mnie szczególnie i chętnie przeczytam coś ich autorstwa. Ciekawe czy solo również dadzą radę.

wtorek, 5 października 2021

„Notatki na mankietach” - Michaił Bułhakow

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Tytuł oryginału: Izbrannaja proza Michaiła Bułgakowa
Data wydania: 1984
ISBN: 830800816X
Liczba stron: 469

„Notatki na mankietach” to dość stary zbiór opowiadań Mistrza Bułhakowa wygrzebany w pewnym antykwariacie. Wielu czytelników z pewnością (siłą rzeczy) porówna go z kultowym dziełem czyli „Mistrzem i Małgorzatą”. Wg mnie jest to bardzo mylne podejście. Tych książek nie da się porównać. To zupełnie inne pozycje, które łączy tylko nazwisko autora. Z tych porównań wynikają dość słabe oceny „Notatek…”, a przecież nie można powiedzieć, że to zła czy słaba pozycja. Jest po prostu inna, chociażby ze względu na gatunek jakim jest opowiadanie.

Jako absolutnej fance „Mistrza i Małgorzaty” dość ciężko było mi przywyknąć do tych opowiadań. Dość krótka forma sprawia, że czytelnik odnosi wrażenie jakby to były właśnie notatki, a nie skończone dzieła. Może sam autor tak je postrzegał, nadając zbiorowi dość „błahy” i lekki tytuł… Nie ukrywam, że fabuła nie porwała mnie jak przy powieści. Nie powiem, że czytało się opornie, ale zdecydowanie niespiesznie, dawkując jedno, dwa opowiadania, a raczej wolę książki, od których nie można się oderwać. Dlatego też polecam opowiadania jako lekturę dodatkową.

Przejdźmy jednak do „plusów dodatnich”. Wielką zaletą tych opowiastek są na pewno wątki autobiograficzne. Można się z nich dowiedzieć o wielu faktach z życia autora. Mnie osobiście najbardziej przypadły do gustu „Notatki” opisujące początek kariery młodego lekarza, który trafił na prowincję. Przypatrywanie się zarówno jego pracy jak i zmaganiom z dniem codziennym było poruszające i intrygujące. Trafiły do mnie również relacje z typowej moskiewskiej codzienności – pełne absurdalnych sytuacji i wywołujące u kogoś z zewnątrz zarówno uśmiech politowania jak i niedowierzanie. Traktować je można jak „dokument czasu”, podobnie jak i opowiadania, w których sporo uwagi poświęcono wojnie domowej. Dla mnie jednak te zapiski „z frontu” nie były już tak ciekawe, jednak mogą w nich odnaleźć pewną wartość czytelnicy płci męskiej oraz historycy.

Reasumując. Cieszę się, że sięgnęłam po „Notatki na mankietach” i cieszę się, że mam je już za sobą. Fajna odmiana między powieściami i literaturą nierosyjską. Miłośnicy Bułhakowa docenią jego styl i kunszt literacki oraz z pewnością znajdą w tym zbiorze coś dla siebie.

sobota, 14 sierpnia 2021

„Żarcik i inne (bardzo różne) opowiadania” – Anton Czechow

Wydawnictwo: Wydawnictwo MG    
Tytuł oryginału: шутка
Data wydania: 30 czerwca 2018
ISBN: 9788377794838
Liczba stron: 176

Bardzo lubię literaturę rosyjską, więc nie mogłam się oprzeć, kiedy zobaczyłam poniższy zbiór opowiadań Antoniego Czechowa i to w promocyjnej cenie (mimo, iż ciągle czeka cała kolejka książek do przeczytania). Tym bardziej, że nie czytałam jeszcze nic autorstwa Czechowa. Okazja stworzyła się sama, trzeba było ją wykorzystać i muszę przyznać, że była to bardzo dobra decyzja. Autor nosi miano mistrza małych form literackich i rzeczywiście są genialne. Może nie określiłabym tych utworów opowiadaniami, jak w podtytule, bo na takie są za krótkie, ale czyta się je doskonale.

Zbiór pt.: „Żarcik” składa się z 28 miniatur, tzw. obrazków obyczajowych przedstawiających cały przekrój społeczeństwa. Bohaterami Czechowa są urzędnicy, kupcy, ziemianie, chłopi… Mamy więc aptekarzową, fryzjera, aktorkę, dyrektora, sekretarza, policjanta, wojskowych i wiele, wiele innych zapadających w pamięć postaci. Zaskakujące dla mnie było właśnie to, że mimo iż utwory są bardzo krótkie, bo liczą średnio około 5 stron, to bardzo dobrze pamięta się ich treść. Nawet po czasie. I wystarczy, że spojrzy się zaledwie na tytuł, a już przed oczami pojawia się dany bohater i jego perypetie.

W swoich utworach Czechow – bardzo spostrzegawczy i wnikliwy obserwator – w niezwykle celny sposób obnaża ludzkie słabostki i przywary. Robi to w bardzo zwięzły i konkretny sposób, bez zbędnych ozdobników i opisów. Jednak bardzo w punkt. Tu wszystko jest na swoim miejscu, nie czuje się niedosytu – przeciwnie: jest kompletne i całkowite. Historyjki, mimo iż krótkie, niepozbawione są zaskakującej, celnej i dowcipnej lub ironicznej pointy. Niejednokrotnie wywołują uśmiech, czasem zadumę. Nie pozostawiają czytelnika obojętnym.

Ponadczasowe, uniwersalne „satyrki” (bo takie krótkie) na społeczeństwo współczesne Czechowowi, ukazujące całą gamę jego słabostek i śmiesznostek. Prosty i przystępny, ale jednocześnie piękny język, sprawia, że obcowanie z tą literaturą to czysta przyjemność. Bez wątpienia z wielką chęcią sięgnę ponownie po utwory tego wielkiego pisarza.

sobota, 22 maja 2021

„Miasto z mgły” - Carlos Ruiz Zafón

Wydawnictwo: Muza
Tytuł oryginału -  La Ciudad de Vapor
Data wydania: 5 maja 2021
ISBN: 9788328716797
Liczba stron: 224

Ostatnia książka to niespodzianka dla miłośników twórczości Zafona, gdyż została wydana po śmierci autora. Ciekawe, czy zaplanowana przez niego, czy stworzona jako pożegnanie, kiedy przeczuwał, że wiele już nie napisze... „Miasto z mgły” to zbiór 11 opowiadań, w których wyczuwalny jest niepowtarzalny charakter najsłynniejszej tetralogii pisarza. Otula on nowe strony niczym subtelna mgła – jeden z ulubionych motywów pisarza… Czytelnik raz jeszcze wybierze się w towarzystwie mistrza na klimatyczny spacer po ulicach Barcelony.

Bohaterowie opowiadań mają sporo wspólnego z protagonistami Cmentarza Zapomnianych Książek. Czytając, odnosi się wrażenie, że skądś się już ich zna. Gdzieś się już ich spotkało, gdzieś w Hiszpanii, pośród książek… Niektóre opowiadania można traktować jako uzupełnienie powieści, inne jako nawiązanie do nich, ukazujące zupełnie nowe postacie, które jednak idealnie pasowałyby do cmentarza zapomnianych książek. Nowością jest poświęcenie utworu twórcy, który był wzorem dla Zafona – mianowicie Miguelowi de Cervantesowi. Niezwykle realistycznie, chociaż jak na Zafona przystało wyjątkowo fantazyjnie i mistycznie, opowiada jego historię. Aż chce się w nią wierzyć! Na zasadzie, że im bardziej niemożliwa, tym bardziej prawdziwa.

Celowo nie odnoszę się stricte do treści poszczególnych historyjek, gdyż czytelnik sam będzie się nimi delektować. Niby są one odrębnymi opowieściami, jednak zbiór jest bardzo spójny. Realizm magiczny, nostalgia, melancholia, mrok, subtelność i Barcelona. Nie mogłoby zabraknąć tych cech w utworach Zafona. Do tego wszechobecne książki, miłość, dreszczyk emocji, tajemnica… Jedyne co mi przeszkadza, to fakt, że tak szybko skończyły się te opowiadania. Pisarz narobił trochę smaku swoim fanom i pokazał figę. Powszechnie wiadomo, że Zafon to mistrz epickiej powieści, współczesnej monumentalnej klasyki z wielowarstwowej narracji. Aż by się chciało, by historyjki stanowiły zaledwie szkic do powieści, które powstaną i ponownie oczarują jak „Cień wiatru” „gry anioła” i „więźnia nieba” w „labiryncie duchów”…

Biorąc pod uwagę, że to Zafon, wcale nie zdziwiłabym się, gdyby za jakiś czas w jakiś magiczny sposób autor jeszcze dał znać o sobie. Niewykluczone że Corelli nie był tylko postacią fikcyjną… Może ktoś trafi na ukryty gdzieś rękopis i niczym Sempere da mu nowe życie – ku uciesze wszystkich miłośników hiszpańskiego mistrza. Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej ta myśl wydaje mi się prawdopodobna…

wtorek, 16 marca 2021

„Dwa dni w Paryżu” - Jojo Moyes

Wydawnictwo: Znak Literanova
Data wydania: 26 października 2020
ISBN: 9788324070336
Liczba stron: 352

Nazwisko Jojo Moyes kojarzy chyba każdy czytelnik (chociażby z regałów w księgarniach). Nie można nie przyznać, że nie rzuca się w oczy. Jednak jakoś do teraz nie był to dla mnie na tyle przekonujący argument, by sprawdzić jakie książki pisze ta autorka. Tym bardziej, że w sumie „literatura kobieca” to nie jest to, co lubię najbardziej. No… pomijając pewne wyjątki. Jednak po otwarciu prezentu ucieszył mnie widok książki „Dwa dni w Paryżu”. Pomyślałam: „czemu nie”?! W końcu jak mawiała Audrey Hepburn: „Paryż to zawsze dobry pomysł”. Z wielką nadzieją zaczęłam czytać.

I jakoś było tak całkiem zwyczajnie, bez klimatu, jakby autorka po prostu „spisała” opowieść, zamiast ją stworzyć. Z każdą kolejną stroną moje zdziwienie popularnością autorki było coraz większe. Jak można porwać aż tak wielkie rzesze czytelniczek, serwując im tak bardzo przeciętne, oczywiste i dość naiwne opowiastki?

„Dwa dni w Paryżu” to zbiór 11 opowiadań. Przy czym tylko dwa z nich (te dłuższe) dzieją się w stolicy Francji. Nieobiektywnie stwierdzę, że właśnie te dwa bardziej do mnie trafiły, chociaż zdecydowanie brakuje im paryskiej magii i atmosfery, jaką na kartkach wyczarowuje zawsze chociażby Musso czy Schmitt. Były to po prostu dość romantyczne i przewidywalne historyjki miłosne. Pomysł na fabułę był – trzeba przyznać – jednak jakby na realizację zabrakło energii. Zdecydowanie jestem przyzwyczajona do innej literatury.

Zbiór bardzo przypadkowych opowiadań, pozbawionych motywu przewodniego, który by je jakoś spajał w całość. Ot, po prostu teksty i przemyślenia autorki. Dla sugerujących się tytułem i opisem okładkowym, który dotyczy tylko właśnie tytułowego opowiadania, będzie to raczej rozczarowanie. Dla mnie nowe doświadczenie, które raczej nie przekonało mnie do twórczości Jojo Moyes. Nawet, jeśli osoby które znają ją dokładniej, twierdzą, że książka ta nie należy do najlepszych, to póki co nie mam ochoty sprawdzać jakie jest jej najlepsze „dzieło”. Może kiedyś… Tylko dlatego, że się nie zarzekam. Ale okładka ujmująca i urocza.

środa, 25 listopada 2020

„Mikrotyki” - Paweł Sołtys

Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 11 października 2017
ISBN: 9788380495869
Liczba stron: 144

Książka, po którą sama bym nie sięgnęła, jednak ze względu na fakt, iż pożyczono mi ją, postanowiłam szybko przeczytać. Trochę, by mieć z głowy – z czystym sumieniem. Czytałam z małą nadzieją na pozytywne zaskoczenie i… zaskoczenia nie było. Tylko gdzieniegdzie niewielki uśmiech – no prawie…

„Mikrotyki” to zbiór tekstów, bo opowiadaniami większości raczej określić nie można. To raczej takie wprawki mające na celu ćwiczenie pisania na jakiś dowolny temat – hasło, wokół którego się krąży. I o ile styl autora jest bardzo przyjemny w odbiorze – czasem wręcz poetycko ujmujący, porównania celne, błyskotliwe i dowcipne, to koncepcja jego utworów nie zawsze była dla mnie jasna. To trochę tak jakby chciał uchwycić na papierze migawki rzeczywistości. Pojawiają się również retrospekcje – często wspomina przeszłość, być może i swoją (nie znam w ogóle biografii autora, by móc mieć tu jakieś odniesienie), chociaż raczej fikcyjną. To czego zdecydowanie mi brakowało, to jakiejś pointy. Tak jakby jego pisanie pozbawione było totalnie zakończenia, jakiejś złotej myśli, która powinna pozostać po. Bardzo męczące albo może raczej irytujące doświadczenie.

Odnoszę wrażenie, że obecnie wszyscy piszą… Piszą piosenkarki, aktorzy, celebryci, ba – nawet leśnicy! Paweł Sołtys jest muzykiem, może powinien pozostać jednak przy pisaniu tekstów, których tworzenie kieruje się zupełnie innymi prawami niż proza. Bo wg mnie (parafrazując „klasyka”) o ile każdy pisać może, to nie każdy musi to czytać…  Ogólnie, „Mikrotyki” nie są złe – chwilami nawet bardzo obiecujące. Jednak jeśli mam tę książkę ocenić jako całość, to marnie wypada chociażby w zestawieniu z innymi autorem publikującym swoje teksty (póki co tylko i mam nadzieję, że to się szybko zmieni) na fejsbukowym fanpejdżu „Użyj wyobraźni”. Ten autor jeszcze nigdy mnie nie zawiódł, a jego obserwacja rzeczywistości powala na kolana – nie wspominając już o żywym współczesnym języku ulicy, kąśliwych i błyskotliwych spostrzeżeniach oraz oryginalnych pointach, po których nie można się nie śmiać. Szczerze polecam http://uzyjwyobrazni.com/ ! Bartek nie raz „zrobił mi dzień”, czego nie można niestety powiedzieć o „Mikrotykach”…

niedziela, 27 września 2020

„Nadzieja” – Hanna Krall, Paweł Piotr Reszka, Katarzyna Boni, Magdalena Parys, Ignacy Karpowicz, Ilona Wiśniewska, Sylwia Chutnik, Paweł Sajewicz...

Pozostali autorzy: Andrzej Stasiuk, Olga Tokarczuk, Juliusz Strachota, Łukasz Orbitowski, Wiesław Myśliwski, Grażyna Plebanek, Jerzy Sosnowski, Ewa Lipska, Jarosław Mikołajewski, Jacek Dehnel, Krzysztof Varga, Urszula Kozioł, Aleksandra Zielińska, Joanna Bator, Mariusz Szczygieł, Małgorzata Rejmer, Julia Fiedorczuk, Ziemowit Szczerek, Adam Wajrak, Waldemar Bawołek, Filip Springer, Magdalena Grzebałkowska, Przemysław Truściński, Mikołaj Grynberg, Agata Romaniuk, Wojciech Chmielarz, Andrzej Muszyński, Napiórkowski, Dominika Słowik, Małgorzata Lebda, Grzegorz Uzdański, Natalia Fiedorczuk-Cieślak, Grzegorz Bogdał, Joanna Gierak-Onoszko.

Wydawnictwo: Agora
Data wydania: 8 lipca 2020
ISBN: 9788326836084
Liczba stron: 482

Kiedy usłyszałam o zbiorze pt.: „Nadzieja” oraz o powodzie i okolicznościach jego powstania, uznałam, iż bardzo chcę kupić tę książkę – mimo, iż cena jak na ten rodzaj literatury była stosunkowo wysoka, bo 50 zł. Jest to jedna książka „cegiełka”, z której całkowity dochód ma zostać przekazany na pomoc osobom starszym w tym trudnym czasie pandemii. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że ośrodki pomocy społecznej rzeczywiście na tym skorzystają. Utwory, które znajdują się w tym tomie są darem od ich twórców i zostały przekazane bezinteresownie – w takim sensie, iż ich autorzy nie zyskali żadnych korzyści materialnych. Dobrze, jeśli przemawiają za nimi szlachetne pobudki, a nie jakieś ukryte cele, co niestety często się zdarza…

Zbiór „Nadzieja” zawiera nie tylko opowiadania. Pojawia się trochę poezji – dla mnie akurat całkowicie zbędnej i niezrozumiałej, ponieważ zupełnie nie gustuję w tym gatunku literackim (szczególnie tak modnie ostatnimi czasy udziwnianym) . Jest również jeden mini-komiks. To co powinno być częścią spójną wszystkich utworów, to oczywiście tytułowa nadzieja – otucha, której tak bardzo wszyscy potrzebują, szczególnie w tych specyficznych czasach. Jednak nie we wszystkich utworach dostrzegalne jest owe przesłanie. Podobnie jak sama koncepcja niektórych opowiadań jest dla mnie zupełnie niezrozumiała. Nie raz odnosiłam wrażenie, iż znalazły się w tym zestawieniu zupełnie przypadkowo. Cóż – prawo artysty.

Zdecydowanie pozytywnym aspektem sięgnięcia po tę książkę, jest możliwość poznania bardzo szerokiej gamy współczesnych polskich autorów. Muszę przyznać, iż z powodu braku czasu nie sięgnęłam jeszcze po wiele książek tych pisarzy, chociaż już swego czasu zwróciłam uwagę na ich nazwiska. Cóż, przyznam, że po wiele nadal sięgać nie będę i z czystym sumieniem sukcesywnie i wytrwale będę czytać „zapasy z mojej półki”, które są moimi wyborami. Jednak na kilku pisarzy i ich utwory zwróciłam szczególną uwagę. Dokładniej mówiąc, wrażenie zrobiło na mnie osiem opowiadań – przy tej ilości jaka się znajduje w książce, uważam, że TYLKO osiem.

  • Pierwszą perełką jest wyjątkowo oryginalna bajka autorstwa Hanny Krall pt.: „Po bajce”. Zaskakująca koncepcja, która sprawiła, że spotkali się ze sobą bohaterowie, których wszyscy dobrze znają, wyjątkowo mi się spodobała.
  • Kolejne opowiadanie Pawła Piotra Reszki pt.: „Walcz, dojedź do końca” ma zupełnie inny charakter. Dosłownie porusza temat chorych na covid-19 i obrazuje ich doświadczenia z tą chorobą.
  • Największą niespodzianką, która mnie poruszyła była jednak opowieść Katarzyny Boni o „Tsunamice” – laleczce stworzonej w Indiach w 2004 roku, która stała się żywym symbolem. Wyjątkowo poruszająca i nieprawdopodobna – jak tak niewielki w sumie gest, może zmienić tak wiele i uczynić tyle dobra. Zdecydowanie polecam zagłębić ten temat, bo warto!
  • Na Magdalenę Parys zwróciłam uwagę dość niedawno. Planuję przeczytać kilka jej powieści. Opowiadanie „Henry patrzy na Zofię” potwierdza tylko, że moje wybory to dobre wybory. Poruszanie tematyki polsko-niemieckiej, na którą wpływ miała historia obu państw, to znak rozpoznawczy. Historia Polki i Niemca, którzy przebywają w jednym domu starców nie pozostawia obojętnym.
  • Mimo dość trudnej tematyki dotyczącej hospicjum, bardzo podobało mi się opowiadanie Ignacego Karpowicza pt.: „Nina, Filip i śmierć”. Jaka kobieta nie lubi czytać o miłości, nawet w takim niecodziennym i nieprzewidywalnym ujęciu. Nie zdradzę zbyt wiele – nie chodzi o miłość do osoby, która kończy tę drogę we wspomnianym miejscu.
  • Kolejny tekst pt.: „Powrotny”, który zapadł mi w pamięci, napisała Ilona Wiśniewska. Utrzymany w charakterze reportażu, oparty na faktach, przedstawia historię irańskiego uchodźcy, który podczas swojej długiej drogi w poszukiwaniu azylu trafił na Arktykę. Nietrudno się domyśleć, jak bardzo to miejsce go zmieniło. Inspirujące.
  • Dość lekkie opowiadanie – szczególnie w porównaniu z wcześniejszymi i wspomnianymi – napisała Sylwia Chutnik. Bohater opowiadania „Pomóc pani?” obrazuje w dość oczywisty sposób szlachetną ideę, którą warto wcielać w życie nie tylko, ale szczególnie w tych czasach. Czasem taki sposób zasugerowania czegoś jest najlepszy.
  • Zestawienie moich typów zamyka opowiadanie „Koguciki” napisane przez Pawła Sajewicza, którego wprawdzie nie umieściłabym w zbiorze „Nadzieja”, ale przez swój mocny wydźwięk, było dość poruszające.

Myślę, że warto sięgnąć po „Nadzieję” – tym bardziej, że ostatnio „Biedronka”, będąca partnerem projektu, zrobiła promocję i kosztuje już zdecydowanie mniej (mała ironia...). Z pewnością każdy czytelnik znajdzie w niej coś dla siebie, co go ujmie i pozostanie z nim na długo. Chyba nie jest możliwe, by jakiemuś czytelnikowi spodobał się każdy utwór, ale ideałów nie ma. W moim przypadku tak się zdarzyło, że trafiło na moją ulubioną liczbę i mi to pasuje. Polecam.