Pokazywanie postów oznaczonych etykietą *7. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą *7. Pokaż wszystkie posty

piątek, 23 sierpnia 2024

„W świetle latarni” – Zofia Mąkosa

Wydawnictwo: Książnica
Cykl: Pomiędzy (tom 1)
Data wydania: 2024-07-03
Liczba stron: 352
ISBN: 9788327167194


Kolejna książka lubuskiej autorki, traktująca o moim regionie, za mną. Ponownie jest to część trylogii, tym bardziej cieszy fakt, że wkrótce powrócimy do bohaterów opowieści i będziemy mogli znowu podglądać ich perypetie. Dla niektórych czytelników będą to z pewnością losy zbliżone do historii rodzinnych, opowiadanych z pokolenia na pokolenie. W najnowszym cyklu pt. „Pomiędzy” Zofia Mąkosa poszła kawałek dalej i postanowiła odkryć nowe dla siebie tereny, czyli Trzciel i jego okolice oraz Poznań. Historia dotyczy również okresu, który jeszcze nie jest tak chętnie opisywany w literaturze współczesnej jak druga Wojna Światowa, a mianowicie – przemiany po Wielkiej Wojnie, dotyczące głównie wytyczania nowych granic i tego co się z tym wiązało bezpośrednio dla mieszkańców terenów przygranicznych.

Czytając „W świetle latarni” odniosłam wrażenie, że autorka zmieniła trochę koncepcję swoich książek. Dużo bardziej rozwinięte jest tło powieści, opisujące wnikliwie wydarzenia historyczne, przemiany społeczne i realia panujące w dawnych czasach. Jest to w pewnym sensie zrozumiałe, szczególnie biorąc pod uwagę jaki zawód wykonywała Zofia Mąkosa. Ubolewam jednak, że warstwa fabularna zeszła na dalszy plan. Oczywiście, książka opisuje perypetie bohaterów związanych z Trzcielem, jednak dość ogólnie i jakby z doskoku.

Głównymi bohaterkami książki są kobiety. Jedną z nich jest Joanna – młoda wdowa, która w dzieciństwie została sierotą i wakacje spędzała przy obcej rodzinie w Trzcielu, gdzie za wakacyjny wikt i opierunek pomagała w gospodarstwie. Po latach spędzonych w Poznaniu przy mężu, nadarza się okazja, by ponownie spotkać się ze swoją przyszywaną rodziną – jedyną rodziną jaką zna. Tam okazuje się, że ciocia zmarła kilka lat temu przy porodzie najmłodszej córki, a domem zajmuje się starsza – Weronika. Między kobietą a nastolatką dość szybko nawiązuje się nić sympatii i porozumienia. Ciekawe jak rozwiną się ich losy w drugim tomie.

Z pewnością, gdyby w czasie szkolnym istniały podobne książki lub nauczyciele w szkole opowiadaliby tak zajmująco jak autorka, to w niejednym młodym człowieku rozbudzono by zamiłowanie do historii, tak często jednak nużącej i wypełnionej suchymi faktami. Niestety, sama należę do osób, które niezbyt miło wspominają te lekcje w szkole. Zofia Mąkosa niezwykle interesująco i przystępnie opisuje dawne czasy. Jej proza wypełniona jest ciekawostkami i faktami historycznymi. Nie omija nie tylko przemian gospodarczo-historycznych ale i bardzo wiernie oddaje realia tamtych lat. Codzienność, jaka wyłania się z kart jej książki sprawia, że czytelnik ma wrażenie jakby sam uczestniczył w tych wydarzeniach lub był ich bezpośrednim świadkiem. To wszystko jednak sprawia, że książka bardzo mocno przypomina reportaż historyczny, a nie beletrystykę z historią w tle.

Mimo to nie zmienia to faktu, że „W świetle latarni” czyta się bardzo dobrze. Fabuła wciąga, ciekawość zostaje rozbudzona, zachęcając czytelnika do kolejnych części serii. Myślę, że warto byłoby rozpropagować powieści Zofii Mąkosy również wśród młodszego pokolenia, chociażby żeby pokazać, iż historia może być – kolokwialnie mówiąc – fajna. Na spotkaniach autorskich zdecydowanie dominuje pokolenie seniorów, chociaż wg mnie autorka kieruje swoje książki do wszystkich grup wiekowych. Polecam. Nieprzecenione źródło informacji na temat Trzciela i okolic przygranicznych z czasów po pierwszej wojnie światowej.

czwartek, 15 sierpnia 2024

„Szczęśliwy pech” – Iwona Banach

Wydawnictwo: Dragon
Data wydania: 2024-06-20
Liczba stron: 320
ISBN: 9788382744088

Oto i kolejna książka przeczytana przeze mnie w ramach akcji recenzenckiej organizowanej przez wydawnictwo „Dragon”, a zarazem trzecia autorstwa Iwony Banach. Nie ukrywam, że z każdą kolejną książką proza autorki coraz bardziej mi się podoba i coraz mocniej mnie bawi. Mogę stwierdzić z pełną odpowiedzialnością, że autorka świetnie odnalazła się w gatunku jakim jest komedia kryminalna. Wyraźnie zauważalny jest też progres w warsztacie literackim, co zawsze cieszy czytelników.

„Szczęśliwy pech” to zabawna opowieść z dreszczykiem (lub/i dreszczami powodowanymi przez śmiech), której główną bohaterką jest Reginalda Kozłowska – początkująca i bardzo pechowa pisarka z ogromną fantazją i rozmachem. Jej drugie imię, nadane jej przez otocznie, to kataklizm – lub ewentualnie totalny kataklizm. Jedno jest pewne – z nią nigdy nie jest nudno! Przekona się o tym bardzo szybko gospodarz, u którego w zacisznej okolicy wynajęła pokój, by móc w spokoju skończyć pisać swoją drugą powieść. Miedzy Regi i Rafałem iskrzy od pierwszej sekundy. Powiedzenie, że kto się czubi, ten się lubi ma tu stuprocentowe potwierdzenie. A mężczyźnie nie będzie przeszkadzać nawet fakt, że nie tylko wywróciła jego życie i dom do góry nogami, ale prawie go zburzyła – oczywiście w słusznej sprawie! – gdyż w końcu zaczął czuć, że żyje.

Komedia kryminalna, więc oczywiście nie obędzie się bez specyficznej afery kryminalnej, której początek niespodziewanie zbiegł się z pojawieniem Regi we wsi, która zawsze pojawiała się w miejscu, gdzie zdarzyła się jakaś tragedia lub wypadek – względnie „niezamierzone nieporozumienie”. Jest w tym wszystkim tak urocza, że nie sposób złościć się na nią dłużej niż 5 minut.

Komedia kryminalna – komedia pomyłek – komedia romantyczna – wspólny mianownik: bardzo dużo humoru, zabawnych sytuacji i dowcipnych dialogów. Świetna rozrywka – książka przy której można odreagować. Lekka, przyjemna i zabawna. Miło spędzony czas. Jestem ciekawa czy duet Regi i Rafał pojawi się jeszcze kiedyś w innej powieści Iwony Banach.

niedziela, 9 czerwca 2024

„Ostatnia tajemnica” – Anna Ziobro

Wydawnictwo: Dragon
Data wydania: 2024-02-28
Liczba stron: 320
ISBN: 9788382743883

Regularnie biorę udział w akcjach recenzenckich wydawnictwa „Dragon”. Jest to dla mnie okazja do poznania książek i pisarzy, po których raczej bym nie sięgnęła, szczególnie zważając na zapasy książkowe, które się piętrzą na moim regale. Tym razem ponownie trafiła w moje ręce prawdziwa niespodzianka. Książka autorstwa Anny Ziobro pt.: „Ostatnia tajemnica”. I chociaż dość pospolita okładka nie zachęca, to już po kilku stronach okazało się, że mam w ręku naprawdę dobrą książkę i niesamowicie ciekawi mnie finał całej historii.

Główną bohaterką powieści jest starsza pani – Sabina, która ze względu na swój stan zdrowia oraz sytuację rodzinną postanowiła przenieść się do hospicjum, gdzie będzie mieć zapewnioną stałą pomoc. Zrobiła to w raczej nietypowy sposób, gdyż zamówiła taksówkę i zanim dotarła na miejsce, poprosiła o przejażdżkę po mieście, by jeszcze raz odwiedzić ważne dla niej zakątki. To, ale i sposób zachowania pasażerki, mocno zwróciły uwagę taksówkarza. Sabina zapadła mu w pamięć. Jak wielkie było zdziwienie, gdy po kilku dniach okazało się, że również jego żona, pełniąca we wspomnianym hospicjum wolontariat, również poczuła większą niż zazwyczaj sympatię do nietypowej podopiecznej. W ten sposób rodzina Artura i Elizy stała się dla Sabiny kimś bardzo bliskim, kimś do kogo kobieta tęskniła całe życie, a że tego nie pozostało jej już zbyt wiele, poprosiła ich o ostatnią przysługę, która wiązała się z jej ostatnią tajemnicą.

Fabuła książki opowiada naprzemiennie wydarzenia, które dzieją się na dwóch płaszczyznach czasowych – podczas młodości Sabiny oraz współcześnie, gdy jej życie ze względu na zły stan zdrowia dobiega już końca. Dość długo, bo ponad 30 lat, pewna sprawa nie dawała jej spokoju. To zdarzenie miało ogromny wpływ na stan obecny jej samotnej egzystencji. Ale czasu nie da się cofnąć. Można jednak, jeśli się zdąży, spróbować dojść do prawdy, by odejść w spokoju. W tym celu Sabina musi skontaktować się ze swoją wnuczką, której nigdy nie spotkała i nakłonić ją do spotkania. Zegar tyka.

Nieczęsto sięgam po typowe powieści obyczajowe. Zazwyczaj jest to powieść historyczna albo kryminał czy sensacja. Tym większe okazało się moje zaskoczenie, że taka fabuła również potrafi trzymać w napięciu i intrygować do tego stopnia, że nie chce się odłożyć książki na później. Gdy dodamy do tego bardzo dobry styl autorki, mamy w ręku naprawdę dobry kawałek literatury, z którym przyjemnie można spędzić czas. Z pewnością, z wielką chęcią przeczytam kolejną książkę Anny Ziobro (abstrahując od tego jaką będzie mieć okładkę).

„Ostatnia tajemnica” to opowieść o plątaninie relacji rodzinnych na przestrzeni lat. Także o tym jak bardzo ważna jest rodzina i najbliżsi – nie tylko w trudnych momentach. To powieść, która porusza też bardzo ważny temat, a mianowicie przemijanie oraz kres życia i pozwala się z tym trudnym zagadnieniem chociaż trochę oswoić. To książka o przyjaźni, na którą nigdy nie jest za późno jeśli trafi się na bratnią duszę lub po prostu na dobrego człowieka. Bardzo refleksyjna, ale mimo wszystko optymistyczna opowieść. Polecam tym, którzy jeszcze nie zapoznali się z twórczością Anny Ziobro.

niedziela, 28 kwietnia 2024

„Czerwony pamiętnik” – Ewelina Klimko

Wydawnictwo: Dragon
Data wydania: 2024-02-28
Liczba stron: 320
ISBN: 9788381727549

„Czerwony pamiętnik” to debiutancka powieść autorstwa Eweliny Klimko, którą miałam przyjemność przeczytać w ramach akcji recenzenckiej wydawnictwa „Dragon”. I chociaż początek lektury budził mieszane uczucia, to w pewnym momencie (niestety dość późnym) akcja tak mocno przyspieszyła, że pochłonęła mnie bez reszty. Patrząc na całość mogę stwierdzić, że autorka ma potencjał. Jak w każdej dziedzinie, tak i tu potrzeba jednak jeszcze trochę praktyki, więc nie pozostaje nic innego jak pisać, pisać i pisać.

Emilia otrzymała „czerwony pamiętnik” w testamencie od swojej babci. Dzięki tym zapiskom miała poznać prawdę i swoją ukochaną babcię, która ją wychowała i zadbała o nią najlepiej jak było można – rozwijając w niej m.in. zamiłowanie do sztuki i antyków, wokół których będzie się kręcić jej przyszłe życie zawodowe. Z wypiekami na twarzy i coraz większym zdziwieniem czytała więc opowieść o młodej Michalinie, która zaangażowała się w dość nietypowy sposób w walkę z wrogiem w czasie drugiej wojny światowej. Kolejne rozdziały opowieści budziły w młodej kobiecie coraz większe zdziwienie i zaciekawienie. Ani się obejrzała, a historia jej babci zaczęła przenikać sprawy teraźniejsze, które absorbowały młodą właścicielkę galerii sztuki. A to, że kobieta wplątała się przy okazji w sam środek afery kryminalnej dopełniło całości zaskoczeń, które spadły na dziewczynę w ostatnim czasie.

Fabuła powieści toczy się na dwóch płaszczyznach czasowych. Czytelnik naprzemiennie poznaje przeszłość babci Michaliny oraz teraźniejszość jej wnuczki Emilii. Od samego początku bardziej zajmująca była opowieść sięgająca czasów wojennych. Postać babci jest też nieporównywalnie bardziej intrygująca i budzi więcej emocji. Niestety, czytając o życiu prywatnym i zawodowym Emilii, odnosiłam wrażenie, że zabrakło tu jakiejś koncepcji, by wzbudzić ciekawość. To, że obie historie zaczną się w końcu przeplatać i przenikać, było dość oczywiste, jednak moment ten był dość mocno odsunięty w czasie. Jednak punkt kulminacyjny mocno przyćmił to nieprzyjemne uczucie, zacierając niefortunny początek i powieść zaczęła mnie pochłaniać, a ja ją. Zastanawia mnie ta zmiana stylu autorki i ciekawa jestem, co wpłynęło na narrację. Gdyby opowieść toczyła się tak wartko od początku, byłaby niemal idealna. Jak już wspomniałam „ćwiczenie czyni mistrza”.
 
Bardzo obiecujący debiut, który sprawił, że mam ochotę sięgnąć po kolejną powieść Eweliny Klimko. Historia drugiej wojny światowej jest bardzo wdzięcznym, chociaż popularnym motywem przewodnim w literaturze ostatnich lat, jednak autorka wykorzystała go w bardzo oryginalny sposób, przez co sprawiła, że opowieść o Michalinie zapadła mocno w pamięć, a całość zyskała na wartości. Zresztą, kilka pomysłów na wątki opowieści robią ogromne wrażenie. Dość lekki styl autorki sprzyjał szybkiemu czytaniu i sprawił, że przy lekturze czas spędziłam bardzo przyjemnie. Pomysł na zakończenie książki trafił w mój gust idealnie. Polecam i czekam na kolejną powieść! Ciekawe, czym autorka zaskoczy i czy skupi się na dawnych czy obecnych czasach.



wtorek, 6 lutego 2024

„Słodycz zapomnienia” – Kristin Harmel

Wydawnictwo: Świat Książki
Tytuł oryginału: The Sweetness of Forgetting
Data wydania: 2021-07-14
Data 1. wyd. pol.: 2016-01-20
Liczba stron: 384
ISBN: 9788381397667

„Słodycz zapomnienia” to jedna z wcześniejszych książek Kristin Harmel i chociaż fabularnie autorka miała bardzo dobry i oryginalny pomysł, to warsztatowo można zauważyć rękę nowicjuszki. Brakuje mi też trochę bardziej rozbudowanego tła całej historii oraz dokładniejszych portretów głównych bohaterów. Czytając, odnosiłam wrażenie, że autorka starała się pisać jak najbardziej zwięźle, by zmieścić się na określonej liczbie stron. Cóż, może taka „uroda” początków… Mimo to, poznawanie historii Rose, Hope oraz Annie sprawiło mi wielką przyjemność. Było bardzo emocjonująco i wzruszająco.

Hope prowadzi w małym miasteczku rodzinną cukiernię, która od kilku pokoleń przekazywana jest z matki na córkę. Jej córka Annie, mimo iż jest typową zbuntowaną nastolatką, codziennie jej w tym pomaga i uważa to za całkiem naturalne. Mimo to, kobiety średnio się dogadują – atmosfera miedzy nimi jest dość ciężka. Jednak jest ktoś, kto sprawi, że zaczną wspólnie działać i to z całkiem dobrym skutkiem. Tym kimś jest nestorka rodu – Rosa – babcia Hope, która cierpi na Alzheimera. W jednej z coraz rzadszych chwil jasności umysłu prosi wnuczkę, by sprawdziła co w czasie drugiej wojny świtowej się stało z kilkoma osobami. Może się tego dowiedzieć tylko w Paryżu. Szaleństwo chorej, która żyje w różnych światach? Nie. Najprawdziwsza, chociaż nieprawdopodobna, przeszłość – przeszłość Rosy ale i przeszłość Hope.

Ogólnopojęta tematyka drugiej wojny światowej ciągle jest bardzo popularna w literaturze obyczajowej. Są autorki, które się wręcz w niej specjalizują. Jedną z nich jest chyba Kristin Harmel. Wprawdzie nie czytałam wszystkich jej powieści, ale te które wpadły w moje ręce opowiadają właśnie o tym tragicznym okresie. Tym razem autorka kładzie nacisk na Holocaust. I przyznam, że porusza kilka zupełnie nieznanych faktów, co jest wielkim plusem fabuły.

Dodatkowo na oryginalność powieści – oczywiście poza zaskakującą historią protagonistek – wpływa pewien akcent kulinarny. Główne bohaterki od lat, od pokoleń związane są z cukiernią. W książce znajdziemy więc kilka przepisów Rose na specjały z różnych stron świata. Ciekawe, czy jest czytelnik, który je wypróbował pomiędzy kolejnymi rozdziałami książki.

Nie ukrywam, że książki Kristin Harmel bardzo mocno przypominają mi styl Kristin Hannah i chyba przez to podobieństwo do jednej z moich ulubionych autorek sięgnęłam po raz pierwszy po powieść Harmel. Myślę, że nie skradną one mojego serca tak bardzo jak opowieści Hannah, jednak dostrzegam ich potencjał. Poza tym nie widzę przeciwwskazań, by w oczekiwaniu na premierę pierwszej Kristin, nie zapoznać się z twórczością Kristin nr 2. Tu także są emocje, wzruszenia i wiele odcieni miłości.

czwartek, 18 stycznia 2024

„Ostra” – Marek Krajewski

Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2023-11-10
Liczba stron: 368
ISBN: 9788324067770

Gdy jakiś czas temu Marek Krajewski zapowiedział koniec swojej przygody z kryminałem retro, Mockiem i Popielskim, pomyślałam od razu, że „coś się kończy, COŚ zaczyna” – ciekawe tylko co. Nie trzeba było czekać aż tak długo, żeby się przekonać, iż pisarz przeniósł się we współczesne czasy pełne okrutnych bandytów i walczących z nimi armii prawych. Nadal mamy do czynienia z kryminałem z elementami thrillera, jednak brak tu tej typowej dla Krajewskiego mroczno-historycznej otoczki, którą skradł serca wielu czytelników – miłośników powieści retro. Dla mnie zawsze ciekawym doświadczeniem jest poznanie nowej twarzy autora, a z takim zabiegiem mamy tutaj do czynienia. Biorę poprawkę, że dla Marka Krajewskiego literatura współczesna jest również pewnego rodzaju novum i stawia w niej pierwsze kroki. Jak na „kolejny” debiut wyszło bardzo dobrze.

Główną bohaterką „Ostrej” jest Ewa Skoczek – właścicielka biura detektywistycznego, która często współpracuje ze swoją przyjaciółką – adwokatką Gośką Drewnowską. Panie, na pierwszy rzut oka, różnią się pod każdym względem, jednak przyjaźnią się od czasu studiów i zawsze mogą na siebie liczyć. Tym razem Ewa musi odnaleźć prostytutkę o pseudonimie Rakieta, która zniknęła nagle, a jest kluczowym świadkiem w sprawie prowadzonej przez Gośkę. Bardzo szybko okazuje się, że nie będzie to typowa praca śledcza do jakiej pani detektyw jest przyzwyczajona. Bardzo groźnym i wpływowym ludziom zależy, by Rakieta pozostała tam gdzie jest. Zrobią dużo, by uprzykrzyć pracę przyjaciółkom i by prawda nie wyszła na jaw.

Oczywiście, wątek główny przeplata się z całą masą wątków i epizodów pobocznych, które się wzajemnie przenikają lub uzupełniają. Dotyczą one zarówno życia prywatnego głównych bohaterek (obecnego i przeszłości) jak i pracy zawodowej, która wiąże się integralnie z szemranym półświatkiem. A to motyw, w którym Marek Krajewski czuje się bardzo dobrze – chociaż mimo wszystko różni się on od mrocznego Breslau czy Lwowa.

To co mi się szczególnie spodobało w tej powieści, to fakt, iż tym razem główną bohaterką jest kobieta (a raczej kobiety) – co zdecydowanie jest nowością w przypadku twórczości Krajewskiego. Uważam, że autor poradził sobie dobrze z przedstawieniem kobiecej psychiki i mechanizmów działania. Szczerze, dziwię się tak licznym negatywnym opiniom na temat tej książki. Głównym, ciągle powtarzanym zarzutem, jest stwierdzenie, że „kryminał retro” to to nie jest. No i nie da się tego ukryć. Myślę, że tych gatunków nie należy porównywać. Raczej powinno się skupić na dostrzeżeniu wad i zalet tej nowej powieści. Fabuła intrygująca, akcja trzyma w napięciu, ciekawe postacie. Może trochę za dużo wątków na tak małej liczbie stron, przez co czasem poruszane są zbyt pobieżnie. I dość kłopotliwe bywało zapamiętywanie nazwisk tak wielu różnych bohaterów – niestety, czasem trzeba było trochę pomyśleć, o którym bandziorze jest mowa.

Reasumując: uważam, iż powieść „Ostra” to dobry podwójny debiut – Marka Krajewskiego jako autora powieści współczesnej oraz mój czytelniczy w tym nowym roku. Podczas lektury sugeruję wyzbyć się nawyku porównywania z dotychczasową twórczością pisarza i potraktować książkę jak coś nowego i innego. Styl Krajewskiego – jego elokwencja i imponująca wiedza merytoryczna – jest w niej bardzo dobrze wyczuwalny i zauważalny, więc miłośnicy – zarówno autora jak i kryminałów – powinni być zadowoleni. Polecam i czekam na kolejną powieść. Ciekawe czy duet Ewy i Gośki powróci na kartach innej książki.

środa, 25 października 2023

„Czas opowiedziany” – Ałbena Grabowska

Wydawnictwo: Marginesy
Cykl: Alicja w krainie czasów (tom 2)
Data wydania: 2022-02-24
Liczba stron: 336
ISBN: 9788381323208

Przyszedł czas na drugą część trylogii Ałbeny Grabowskiej o Alicji w krainie czasów. Z doświadczenia wiem, że lepiej sobie dawkować przyjemność obcowania z prozą autorki i nie czytać całej serii ciurkiem. Nigdy nie wiadomo ile czasu będzie musiało minąć, aż w ręce czytelników trafi kolejna nowa książka. Poza tym, seria mnie totalnie pozytywnie zaskoczyła. Tytuł i opis sugerował typową kobiecą obyczajówkę. Tymczasem mamy do czynienia z powieścią historyczną z elementami nieco metafizycznymi czy też baśniowymi, które odnoszą się stricte do tytułowej postaci.

Po nieudanej próbie samobójczej, Alicja – decyzją swojego ojca – trafia do kliniki w Wiedniu. Ten całkowicie odwrócił się od córki, chociaż opłacił jej pobyt w Austrii, więc w swoich oczach poniekąd zadbał o swoje dziecko. W klinice Alicja miała leczyć nerwy, gdyż wg medyków to było główną przyczyną wszystkich kłopotów. Diagnoza wielce nietrafiona. Wyjątkowa dziewczynka sama postawiła właściwą i zażądała od lekarzy prawidłowego leczenia, które miało zacząć się od pewnego zabiegu chirurgicznego. Bardzo szybko okazuje się, że Alicja połknęła bakcyla. Tak zaczęła się jej przygoda z medycyną.

W drugim tomie cyklu, Alicja z dziewczynki staje się kobietą. Kończy studia, zaczyna pracę, ma swój pokój i przyjaciółki. Wydaje się, że w Wiedniu odnalazła swoje miejsce i zaczyna prawdziwe dorosłe życie, chociaż coraz więcej osób zauważa, że fizycznie nie zmienia się ani odrobinę – czas się jej nie ima. Czasem myśli o rodzinnym Kodorowie, chociaż nie planuje powrotu na stałe. Dopiero pewne dramatyczne zdarzenie, które zbiega się w czasie z początkiem wybuchu wojny, powoduje, że Alicja chce wrócić w rodzinne strony. Niestety, trafi w zupełnie inne miejsce…

Porównując tom drugi z pierwszym, można stwierdzić, że akcja staje się bardziej wartka i dynamiczna. Dzieje się sporo – do tego autorka stosuje dość modny ostatnio w literaturze zabieg wprowadzania do fabuły rzeczywistych historycznych postaci. I tak mentorem i medycznym protektorem Alicji staje się np. Zygmunt Freud, dzięki któremu trafia na studia medyczne. W późniejszym czasie tych postaci będzie jeszcze więcej, jednak nie chcę zdradzać zbyt wiele czytelnikom, którzy sięgną po tę serię.

Wprawdzie nie wszystkie „przygody” Alicji trafiły w mój gust i etap, gdy wyjechała z przyjaciółką zamiast wrócić do Polski dość mocno mnie umęczył – życzyłabym sobie, by autorka skróciła go do absolutnego minimum. Jednak na szczęście, to co nastąpiło po nim mocno zbalansowało całość. Powiedzmy, że fabuła trafiła na właściwe tory. Natomiast zakończenie sugeruje, że trzecia część będzie mieć znowu odmienny charakter, z czego bardzo się cieszę.

Bardzo różnorodna seria, w której wiele się dzieje. Ałbena Grabowska czerpie z wielu gatunków literackich, tworząc intrygującą mieszankę. Świetny styl, który sprawia, że książkę czyta się lekko i szybko. Napięcie stopniowane niczym w najlepszej sensacji. Tło historyczne dopracowane w każdym szczególe. Ciekawe, ile wytrzymam zanim sięgnę po ostatni tom. Pokusa jest wielka. Polecam.

sobota, 7 października 2023

„Ataraksja” – Tomasz Żak

Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania: 2023-07-12
Liczba stron: 352
ISBN: 9788382109849

Powieść Tomasza Żaka trafiła w moje ręce dość niespodziewanie, bo w ramach bonusu od wydawnictwa SQN, po zakończonej akcji recenzenckiej innej serii książek. Muszę przyznać, że zupełnie nie znałam wcześniej ani autora, ani tym bardziej jego – bądź co bądź raczkującej, lecz obiecującej – twórczości. Śląskie „odwiedziny” – mimo, że tylko na papierze – okazały się bardzo dobrą i pouczającą rozrywką. Lubię to uczucie satysfakcji po lekturze, której raczej sama bym nie wybrała, a która jednak trafiła w mój gust.

Z pewnością pojęcie „ataraksja” – podobnie jak mnie – jest obce większości czytelników. Według filozofii hellenistycznej jest to jedna z cech mędrca – postawa równowagi i spokoju ducha. Ideał spokoju wewnętrznego człowieka. Cóż… czy tytuł stanowi integralną część książki i wynika z fabuły? Raczej uważam, że ma na siłę przyciągnąć i intrygować. Ujmę to tak – nie przeszkadzał mi w delektowaniu się tą wartką i oryginalną opowieścią, której głównym bohaterem jest Wacław Wolf (Wacław, nie Wacek, bo zdrobnienie kojarzy się jednoznacznie i wywołuje uśmiech na twarzy oraz cichy chichot).

Pewnego dnia, ten zmęczony 40-latek po przejściach, wyrusza do Jastrzębia Zdroju jako jedyny spadkobierca, na odczytanie testamentu swojej zmarłej ciotki. Spadek i testament to zazwyczaj dość zaskakujące zjawiska, jednak w tym przypadku największy szok wywołany był samym faktem istnienia takowej ciotki. Okazuje się, że życie Wacława od tego momentu zaczyna przypominać film akcji stworzony przez bardzo przebiegłego reżysera, charakteryzującego się perfidną fantazją. Do samego końca mężczyzna będzie się zastanawiać, kim tak naprawdę jest i dlaczego to wszystko? Czy jego ciekawość zostanie zaspokojona i czy Wacław wyniesie z całej historii jakąś lekcję?

Śląsk „państwo w państwie” – rejon od zawsze kojarzący się z wielką autonomią. „Nie jestem Polakiem, tylko ŚLĄZAKIEM” – przemawiają głośno z wielką dumą bohaterowie Żaka, na każdym kroku podkreślający swoją wyższość wobec innych. Dość faszystowskie podejście. Czy tacy są Ślązacy? Niektórzy być może. Jednak autor potrafił dla kontrastu przedstawić i inny typ mieszkańca tego regionu. Otwarta, serdeczna, charyzmatyczna i pełna energii Klementyna Jaworek, która niczym najlepszy przewodnik oprowadza Wacka po swojej małej ojczyźnie, skradła moje serce. Zresztą i główny bohater bardzo szybko obdarzył ją wyjątkowo dużą sympatią. Czy była to dobra decyzja?

Bardzo przyjemny kryminał, którego fabuła umiejscowiona jest w aktualnych czasach i w tle bieżących zdarzeń. Pełna elementów popkultury, dowcipnych dialogów i czarnego humoru. Powieść o wartkiej akcji, która intryguje i wciąga czytelnika bardzo szybko. Przyznam, że podczas czytania nieraz zaśmiałam się na głos, co świadczy o bardzo dobrym warsztacie i stylu autora. Widzę, tu naprawdę spory potencjał. Dodatkową zaletą jest bardzo wnikliwe przedstawienie miejsca akcji – nietypowego i chyba dość rzadko spotykanego na kartach literatury. Pomijając kultowego i etatowego Ślązaka czyli Twardocha, raczej nie czytałam innej powieści, której motywem przewodnim jest właśnie tożsamość Śląska.

Pouczające i ożywcze – niespotykane, więc zaskakujące i dostarczające dużej dawki rozrywki. Czas spędzony na lekturze oceniam zdecydowanie pozytywnie – jak i całą książkę, mimo kilku elementów, na które bardziej wymagający czytelnik powinien po prostu przymknąć oko i przemilczeć. Cóż, każdy początek jest trudny.

niedziela, 10 września 2023

„Gdzie jest Angelique?” – Guillaume Musso

Wydawnictwo: Albatros
Tytuł oryginału: ANGELIQUE
Data wydania: 2023-07-26
Liczba stron: 336
ISBN:  9788367513883

W zeszłym roku Guillaume Musso zapowiedział rok przerwy w swojej pracy zawodowej, by poświęcić więcej czasu (zaniedbywanej w swoich oczach) rodzinie – głównie dzieciom. Nie ukrywam, że to oświadczenie mocno mnie rozczarowało, gdyż autor przyzwyczaił swoich czytelników, do tego, że co roku w ich ręce trafi przynajmniej jedna nowa książka. A ten kto przeczytał chociaż jedną powieść Musso wie, że jest to niepowtarzalne doświadczenie pełne nieprzewidywalnego. Mimo to – zaskakująco –pojawiła się w 2023 roku „Angelique”. Chwyt marketingowy, czy zmiana decyzji z jakiegoś (np. ekonomicznego) powodu? Pewnie się nie dowiemy, lecz nie ma to chyba większego znaczenia – ważne, że Musso nie zawiódł i nawet ponownie zaskoczył. Najbardziej chyba gatunkiem, gdyż „Gdzie jest Angelique” to klasyczny kryminał, bez grama – typowej dla autora – metafizyczno-magicznej otoczki.

W Paryżu, w nietypowych okolicznościach ginie była primabalerina. Wszystko wskazuje na nieszczęśliwy wypadek, chociaż rekonstrukcja zdarzeń ma wiele nieprawdopodobnych elementów. Bo kto o północy podlewa kwiaty i wypada przez barierkę balkonu? Córka tancerki postanawia więc rozwiązać zagadkę nagłej śmierci matki. O pomoc prosi emerytowanego policjanta, którego spotyka przypadkowo na oddziale szpitalnym, gdzie w ramach terapii gra pacjentom na wiolonczeli. Tylko czy to rzeczywiście było przypadkowe spotkanie? Osobliwa para zaczyna jednak wspólne „śledztwo” – w myśl zasady „coś za coś”…

Ogólny zarys fabuły brzmi z pewnością banalnie i bardzo popularnie – by nie powiedzieć typowo czy przeciętnie, jednak realizacja tego pomysłu jest już wyjątkowa – tak jak i każda powieść Guillaume Musso. Fakt, początek książki może lekko rozczarowywać, gdyż jest tak zwyczajnie i typowo – akcja rozwija się chyba trochę za długo, co może zniechęcić. Jednak mniej więcej w drugiej połowie książki – wątki mnożą się na potęgę, wprowadzając czytelnika w coraz większe osłupienie i wywołując przy tym uśmiech zadowolenia, że oto i Musso jakiego uwielbiamy. Pojawiają się drugie i trzecie dna poszczególnych wątków, które niczym brakujące kawałki układanki wskakują na swoje miejsce. Finał opowieści jest bardziej niż zadowalający, jednak ogólny odbiór powieści oceniłabym mimo wszystko zaledwie jako „bardzo dobry”, a nie „rewelacyjny” czy też „wybitny” jak zazwyczaj.

Czytając tę książkę nie mogłam pozbyć się wrażenia, że została napisana „na kolanie”, bez należytej i tak podziwianej dotychczas u autora staranności o szczegóły. Jakby miała być zaledwie zarysem do pełnowymiarowej powieści. I nie chodzi o to, że jest to chyba najbardziej realistyczna fabuła Musso jaką do tej pory czytałam (a przeczytałam wszystkie jego książki) – brak w niej całkowicie elementów metafizycznych, które nadawały powieściom baśniowego i magicznego sznytu. Autentyzm w wydaniu Musso też jest w porządku i trzyma w napięciu. Jednak historia opisana jest jakby zbyt pobieżnie i pośpiesznie. Gdy dodamy do tego nadzwyczaj szeroką interlinię, jednoznacznie nasuwa się wniosek że książka powstała na siłę – by nie zawieźć fanów? By zarobić mimo wszystko w tych trudnych popandemicznych czasach, które również znajdują odzwierciedlenie w fabule.

Mimo powyższego cieszę się, iż mogłam przeczytać kolejną powieść Guillaume Musso, chociaż lektura minęła mi jak w mgnieniu oka. Fani autora z pewnością będą zadowoleni. Zaletą jest z pewnością fakt, iż autor pokazał się nam z innej literackiej strony. Polecam.

niedziela, 27 sierpnia 2023

„Kości proroka” – Ałbena Grabowska

Wydawnictwo: Marginesy
Data wydania: 2018-04-18
Liczba stron: 560
ISBN: 9788365973115

Z urlopowych wyjazdów przywożę na pamiątkę „śnieżne kule” oraz... książki. Czasem są to pozycje dotyczące atrakcji, legend czy historii danego regionu, a innym razem wyszukuję po prostu perełki autorstwa pisarzy z mojej listy „naj”, które wcześniej nie wpadły w moje ręce. Tak też było w tym roku, gdy podczas buszowania w nadmorskim namiocie książkowym wyszperałam mniej znaną powieść Ałbeny Grabowkiej pt. „Kości proroka”. Muszę przyznać, że mocno się zdziwiłam, gdy już dopatrzyłam się na okładce nazwiska autorki.

„Kości proroka” to thriller bułgarsko-religiny, który klimatem przypomina zarówno „Imię Róży” jak i serię Dana Browna pt. „Robert Langdon”. Jest więc zagadka, której rozwiązanie możliwe będzie, gdy poznamy początek całej historii, a ta sięga aż do początków naszej ery. By uporządkować trochę tło (głównej wg mnie, czyli współczesnej warstwy historii) autorka przedstawiła fabułę powieści w trzech płaszczyznach czasowych: w I wieku na Ziemi Świętej, w XII wieku w Cesarstwie Bizantyjskim oraz w wieku XXI głównie na terenie Bułgarii. Mamy więc opowieść o Janie Chrzcicielu, jego uczniach oraz Mesjaszu, o mnichach z klasztoru Bogomiłów i świętej księdze, a także o ludziach zafascynowanych historią swoich rodzinnych stron, którzy zrobią bardzo dużo, by wykorzystać pewne znalezisko archeologiczne i mieć z tego jak największy zysk. I właśnie zagadkę śmierci polskiego polityka stylizowaną na mord rytualny muszą rozwiązać główni bohaterowie książki, czyli młoda Polka o bułgarskich korzeniach oraz jej przyjaciel z dzieciństwa – obecnie policjant – z którym wychowywała się w Płowdiwie i z którym ciągle wiele ją łączy.

Nie ukrywam, że najbardziej przypadła mi do gustu współczesna warstwa „Kości proroka” opisująca śledztwo, w którym aktywnie uczestniczyła polska konsultantka. Dla mnie – kobiety – ciekawa nie tylko ze względu na jej stricte kryminalny charakter, ale opisująca także relację między Margaritą i Dimityrem – tą przeszłą i obecną, ewoluującą z każdym dniem. Akcja powieści i intryga są jednak tak zmyślnie zaplanowane, że mimo początkowej niechęci do biblijnych historyjek, także wątek uczniów Chrystusa oraz misja Bogomiłów z każdą kolejną odsłoną intrygują i wciągają coraz bardziej. Tworząc w końcu jedną pełną historię, której poszczególne części przenikają się i uzupełniają, dając odpowiedź, której szukają bohaterowie.

Poza tym, ogromną zaletą powieści jest umieszczenie fabuły w zupełnie innych niż zazwyczaj, nietypowych realiach bułgarskich miast i miasteczek, które dla polskiego czytelnika mogą wydawać się dość egzotyczne. Autorka po raz kolejny potwierdziła, że dobrze czuje się w temacie, gdy może czerpać z własnych doświadczeń – w tym przypadku z faktu, iż tak jak Gitka ma bułgarskie korzenie. Opisy jej wspomnień tworzą niezwykle uroczy anturaż i sprawiają, że ma się ochotę na wyprawę na Półwysep Bałkański.

Wyjątkowo oryginalny thriller, który intryguje od samego początku i zaskakuje z każdą kolejną przeczytaną stroną. Wielowątkowa i wielowymiarowa opowieść łącząca tematykę religijną, kryminalną, kulturoznawczą, psychologiczną oraz społeczną. To wszystko razem daje bardzo pouczającą i pobudzającą mieszankę, dostarczającą czytelnikowi wielu doznań. Biorąc pod uwagę nowsze i bardziej popularne powieści Grabowskiej, zarzut mogę mieć jedynie do zbyt pobieżnego przedstawienia portretów głównych bohaterów. W swoich późniejszych książkach autorka poświęca im zdecydowanie więcej uwagi i właśnie tego brakowało mi, by móc się z nimi mocniej „zaprzyjaźnić”. Mimo to, polecam miłośnikom zagadek kryminalnych z drugim dnem i nieprzeciętnych powieści trzymających w napięciu.
 

wtorek, 11 kwietnia 2023

„Rodziny himalaistów” – Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin, Joanna Sokolińska

Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2020-10-14
Liczba stron: 224
ISBN: 978-83-280-8337-0

Ponieważ od jakiegoś czasu fascynuje mnie tematyka górska, postanowiłam sięgnąć po tę książkę dotyczącą w znaczącym stopniu gór, która jednak skupia się przede wszystkim na innym – istotnym i raczej pomijanym problemie. Mianowicie, opowiada o rodzinach himalaistów i wpływie jaki pasja ich najbliższych ma na otoczenie. Autorki, pisząc swoją książkę, sięgnęły do wielu źródeł traktujących o wyprawach Polaków w najwyższe góry świata oraz przeprowadziły wiele bardzo osobistych rozmów z rodzinami himalaistów, które po wielu latach od tragedii musiały ponownie sięgnąć do tych bolesnych wspomnień.

W latach 80-tych polski himalaizm rozwijał się wyjątkowo prężnie mimo obiektywnych trudności gospodarczych i skomplikowanej sytuacji politycznej jaka panowała w kraju. Może właśnie dlatego – na przekór szarej (lub może chwilami nawet czarnej) rzeczywistości jednostki uciekały w inny świat – w wysokie góry, gdzie czuły smak wolności i wszechobejmujący bezkres. Skupione na celu jakim było zdobycie szczytu nie myślały o niczym innym i często wbrew zdrowemu rozsądkowi gnały na przód po laur zwycięstwa. Bywały momenty, gdy przychodziło opamiętanie i pojawiało się na chwilę trzeźwe myślenie, jednak góry wzywały dość głośno, więc powracały na szlak i często z niego już nie wracały.

I właśnie rodziny tych, którzy nie wrócili opowiadają o himalaistach ze swojego otoczenia, ich egoistycznej pasji, której wszystko było podporządkowane i której skutki odczuwali właśnie oni przez wiele lat. Także wtedy, gdy przestawali już czekać na powrót (w większości) ukochanych mężów i ojców, gdyż zostali na zawsze w tym swoim wyjątkowym świecie. Dziś – współcześnie – po wielu latach od tragedii – dorosłe dzieci himalaistów potrafią już mówić z dystansem o tych trudnych sprawach. Mimo wszystko ich słowa i opowieści wzbudzają niesamowite emocje. Niejednokrotnie szokują, często budzą współczucie. Zaskakujące jest również to, że wbrew ogólnej opinii, posiadają wiele zrozumienia dla pasji najbliższych i nie mają do nich żalu.

Ciekawa pozycja dla ludzi, których ogarnęła lub powoli ogarnia fascynacja górami. Temat ujęty z zupełnie z innej perspektywy, dostarcza nowych informacji. Dynamika rozmów między autorkami książki i ich respondentami wpływa na tempo czytania i dość mylne wrażenie o pobieżnym potraktowaniu tematu. Oczywiście, zainspirowani tekstem mogą sięgnąć po literaturę traktującą szerzej o poszczególnych przypadkach, która zresztą wymieniona jest w obszernej bibliografii na końcu książki. Mnie szczególnie interesują te współcześniejsze historie i niewykluczone, że wkrótce o nich przeczytam. Polecam.


sobota, 4 marca 2023

„A my zostajemy w Zielonej Górze” – Mieczysław J. Bonisławski

Wydawnictwo: Polskie Towarzystwo Krajoznawcze
Data wydania: 2022-01-01
Liczba stron: 68
ISBN: 9788390696607

Z wielką chęcią sięgnęłam po tę objętościowo niewielką, lecz bardzo treściwą książkę traktującą o moim rodzinnym mieście, szczególnie, iż znam osobiście jej autora. Sympatia do jego osoby nie będzie miała jednak wpływu na moją obiektywną opinię na temat tego fabularyzowanego przewodnika po Zielonej Górze, który powstał przy okazji obchodów 700/800-lecia miasta. Zaintrygowanych podwójnym jubileuszem odsyłam do czeluści internetu, gdyż nie jest to temat ani wspominanej książki, ani mojej opinii.

„A my zostajemy w Zielonej Górze” składa się z 11 rozdziałów zwanych przez autora gawędami, które opowiadają o różnych zabytkach miasta, związanych głównie z koleją. To specyficzne ujęcie tematu nie zdziwi tych, którzy wiedzą co jest „bzikiem” Mieczysława Bonisławskiego. Fabuła książki krąży wokół winobrania czyli obchodów Dni Zielonej Góry, które są przyczynkiem do spotkań trojga głównych bohaterów książki. Ze względu na sytuację społeczną i wszechobecne ograniczenia pandemiczne, panowie postanowili wrócić do dawnych tradycji i spędzają ten czas we własnym gronie. Nie z gośćmi (z odległych zakątków Polski i nie tylko) odwiedzającymi Zieloną Górę, lecz z członkami najbliższej, lokalnej społeczności – wzmacniając więzi, które już ich łączą. Każdego dnia planują wyjście do miasta, by przy kieliszku miejscowego wina poznać historie i historyjki związane z wieloma zabytkami oraz postaciami – zarówno tymi współczesnymi jak i historycznymi, które dziwnym trafem zawsze znajdują miejsce przy ich stoliku…

Niejednokrotnie powtarzałam, że jestem miłośniczką literatury traktującej o moim rodzinnym mieście i przeczytałam sporo pozycji na ten temat. Książka Mieczysława Bonisławskiego mimo wszystko jednak mnie zaskoczyła, co jest jej wielką zaletą. Zaskakująca była przede wszystkim jej forma, gdyż na pierwszy plan wysuwa się intrygująca opowieść literacka, która wciąga czytelnika do samego końca. Do tego, jej współczesną warstwę przenikają regularnie goście z przeszłości, nadając całości nieco baśniowego charakteru. Między wierszami czytelnik otrzymuje całą masę konkretów dotyczących historii miasta, poszczególnych miejsc, zdarzeń i osobistości z nimi związanych. I mimo, iż posiadałam już jakąś wiedzę na ten temat, to i tak z treści wyciągnęłam dla siebie kilka perełek i mam ochotę je zgłębić.

Bardzo oryginalny pomysł na łączenie gatunków. Opowieść literacka przepełniona elementami fantastyki i sporą dawką interesujących faktów historycznych dotyczących zarówno historii Zielonej Góry jak i kolei. Wartka akcja i styl autora sprawiają, że książkę czyta się jednym tchem. Liczne zdjęcia opisywanych zabytków doskonale uzupełniają treść. „Przewodnik” będzie z pewnością inspiracją do spacerów po naszym pięknym mieście, tym razem śladami kolejarzy oraz bohaterów książki, i odkrycia jeszcze kilku zielonogórskich tajemnic. Jedynym czego mi brakowało, to dołączenie mapki, na której zaznaczono lokalizację zabytków i trasy, którymi krążą po mieście bohaterowie. No i szkoda, że tak szybko się skończyło.

Polecam zapalonym turystom, lokalnym patriotom, miłośnikom kolei i kolejki wszelakiej oraz historii regionu.

poniedziałek, 27 lutego 2023

„Bez tchu” – Amy McCulloch

Wydawnictwo: Wydawnictwo Luna
Tytuł oryginału: Breathless
Data wydania: 2023-01-25
Liczba stron: 416
ISBN: 9788367510295

Czasami, chociaż bardzo rzadko, jakaś zapowiedź lub reklama książki powoduje, że koniecznie chcę ją przeczytać (mimo kolejki do przeczytania na półce). Tak właśnie było z powieścią Amy McCulloch. Przyciągnęła mnie okładka ukazująca zaśnieżone szczyty – hasła utwierdziły, że chyba warto zwrócić na nią uwagę, a opis fabuły sprawił, że musiałam ją mieć i to raczej szybciej, niż później. „Bez tchu” to debiutancki thriller dla dorosłych, gdyż autorka miała na swoim koncie tylko kilka książek dla dzieci i młodzieży. Nowy kierunek literacki wydaje się jednak strzałem w dziesiątkę. Tym bardziej, że sporo czerpie z własnych doświadczeń, co bez wątpienia wpływa na jakość powieści.

Główną bohaterką książki jest młoda dziennikarka, która powoli zaczyna odkrywać uroki górskich wspinaczek. Chociaż jej doświadczenie – zarówno w dziennikarstwie jak i wspinaczce – jest niewielkie, otrzymuje bardzo atrakcyjną ofertę od sławnego alpinisty, który postanowił pobić swój kolejny rekord. Do spektakularnego projektu zaprosił niewielką, chociaż starannie wybraną, elitarną grupę. Jak się okaże, każdy z uczestników ekspedycji miał swoje zdania. Mimo, że Himalajach wszystko jest nowe dla Cecily, co z jednej strony onieśmiela, a z drugiej fascynuje, dziewczyna nie przestaje być ani na chwilę dziennikarką. Tym bardziej, że słyszy o kolejnych dziwnych śmiertelnych wypadkach związanych zarówno z miejscem, w którym się znajduje, jak i z ekipą, do której sama należy. Czy team, któremu przewodzi charyzmatyczny Charles, zdobędzie szczyt Manaslu? Czy tym razem wszyscy wrócą z góry?

Odkąd Krzysztof Koziołek (swoim thrillerem „Biały pył. Piekło na K2”) zaraził mnie tematyką górską, literacka poprzeczka została zawieszona dość wysoko. Siłą rzeczy podczas czytania pojawiły się porównania do wspomnianej książki. Przez zdecydowaną większość fabuły w żadnym wypadku nie nazwałabym tej powieści thrillerem. Jest to raczej obyczajówka turystyczna, która ukazuje z jednej strony piękno ósmego pod względem wysokości ośmiotysięcznika Ziemi, z drugiej przedstawia całą garść praktycznych wskazówek i informacji na temat tego typu wypraw. Wprawdzie w miarę upływu czasu zaczynają pojawiać się pewne wypadki, jednak autorka daleka jest od budowania napięcia i strachu, który powinien towarzyszyć gatunkowi za jaki się zabrała. Nastrój książki zmienia się jednak diametralnie w momencie kulminacyjnym i wtedy pędzi na łeb na szyję niczym lawina śnieżna. Jest groźnie, jest przerażająco i zaskakująco. Autorka odkrywa karty dość późno – jakby na raz. Zastanawiam się ciągle czy to przemyślany plan – jeśli tak to ryzykowny, czy jednak brak umiejętności i praktyki w literaturze dla dorosłych.

Oceniając „Bez tchu” jako całość, stwierdzam, że warto dać Amy McCulloch szansę. Trzeba się jednak wykazać dość sporą cierpliwością. Polecam zatem lekturę miłośnikom gór, którzy z pewnością wyciągną z niej coś dla siebie. Myślę, że fabuła zyskałaby znacząco, gdyby stopniowanie napięcia było rozłożone bardziej równomiernie. Pierwsze ¾ książki dość mocno się ślimaczy i ostatnim co można powiedzieć jest to, że akcja jest wartka… Mimo to, powieść zrobiła na mnie wrażenie i doceniam pomysł autorki oraz fakt, że bazowała na własnych doświadczeniach. To zawsze przybliża czytelnika do autora, gdyż wytwarza się pewna więź. Do tego pojawiają się spekulacje, które wątki były realne, a które pochodzą ze świata fikcji. Czasem można się mocno zaskoczyć.

poniedziałek, 20 lutego 2023

„Quentin Tarantino. Rozmowy” – Gerald Peary

Wydawnictwo: Axis Mundi
Data wydania: 2014-10-22
Liczba stron: 296
ISBN: 9788361432951

Chyba nie ma osoby, która nie kojarzyłaby postaci Quentina Tarantino. Oczywiście, poza wielką rzeszą miłośników jego twórczości, istnieją (zapewne… prawdopodobnie…) również i jego przeciwnicy. Jedno jest jednak pewne: jego twórczość nie pozostawia obojętnym – jest wyrazista, charakterystyczna i wywołuje całą gamę emocji. W mój gust Quentin trafił jak w dziesiątkę. Jestem totalnie zafascynowana jego twórczością od wielu lat. Dlatego z wielką przyjemnością czytam kolejne pozycje tratujące zarówno o tym artyście jak i o jego sztuce.

Zbiór Geralda Peary obejmuje 25 wywiadów przeprowadzonych z Tarantino między 1992 a 2012 rokiem. Rozmowy dotyczą głównie konkretnych filmów, ale reżyser opowiada też sporo o sobie i swojej przygodzie z filmem. Oczywiście, często zdarza się, że w kilku wywiadach opowiada o tych samych sprawach, co jest głównie wynikiem zadawanych mu i powielanych pytań. Jednak zawsze można wyłapać jakieś dodatkowe informacje, co jest niewątpliwym plusem tego kompendium.

Treść książki jest błyskotliwa jak sam Quntin Tarantino. Bije z niej ogromna charyzma, inteligencja, dowcip, pasja i zamiłowanie do kina. Polecam „Rozmowy” z reżyserem zarówno jego miłośnikom jak i pozostałym, którzy mieliby ochotę dowiedzieć się czegoś nowego i ciekawego o filmach i jego twórcy. Ja dowiedziałam się np., że Quentin zaplanował „Bękarty wojny” i „Django” jako trylogię. Opowiedział też o zamyśle na trzeci film. W planach ma również trzecią część Kill Billa. Biorąc pod uwagę fakt, że planował stworzyć tylko 10 filmów, a na koncie ma już 9… Pozostał tylko jeden. Bardzo ciekawi mnie, na co się w końcu zdecyduje. Polecam w oczekiwaniu na zamykający jego filmografię nr 10.

sobota, 4 lutego 2023

„Zbrodnia lorda Artura Savile i inne nowele” – Oscar Wilde

Wydawnictwo: Wydawnictwo MG
Tytuł oryginału: Lord Arthur Savile's Crime and Other Stories
Data wydania: 2021-07-28
Liczba stron: 160
ISBN: 9788377797266

Ponownie przyszedł czas, by sięgnąć po klasykę – tym razem po angielską w wykonaniu jednego z moich ulubionych klasyków – Oscara Wilda. Ten niewielki zbiór nowel udało mi się upolować podczas ostatniej wizyty w księgarni. Nie będę ukrywać, że tytuł był mi obcy, jednak opis okładkowy zachęcił do kupna.

Tytułowa nowela opowiada dość zabawną historyjkę grozy, w której główny bohater, dla spokoju sumienia, postanawia jak najszybciej wypełnić swoje przeznaczenie, czyli dokonać – tak jak wyczytał z jego ręki chiromanta – morderstwa! Nie jest to jednak takie proste.

Kolejny utwór przedstawia losy „Ducha z Kenterwilu”, do którego sprowadziła się amerykańska rodzina – zdecydowanie nienawykła do obcowania z takimi „osobistościami” – w miejsce do szpiku kości przesiąknięte dość burzliwą i niezmiernie bogatą historią. Nowi sąsiedzi przysparzają duchowi wiele zaskakujących sytuacji, doprowadzając go do skrajności.

„Modelowy milioner” to dość krótkie opowiadanie o tym, jak pewien młodzieniec, dzięki swojemu dobremu uczynkowi, otrzymał wymarzoną nagrodę. Lekkie, a z morałem.

„Sfinks bez sekretu” to z kolei dość tragiczna i bardzo zaskakująca historia miłosna – chociaż przez długość określiłabym ją raczej historyjką. Nie warto dbać o pozory – nic dobrego z tego nie wynika.

„Portret pana W.H.” to utwórz, który trafić może chyba jedynie do miłośników Szekspira. Bohaterowie spierają się, kim jest ten tajemniczy pan W.H. – niezwykle piękny młodzieniec, który trzyma pewną książkę…

Zdecydowana większość utworów trafiła w mój gust i rozbawiła mnie. Autor bardzo zręcznie posługuje się wysmakowanym sarkazmem, chociaż nowele te krążą wokół dość dramatycznych zdarzeń i można by je określić mianem opowieści z dreszczykiem. Wilde czerpie z różnych gatunków, a jednak powstały bardzo spójne utwory, zachwycające zarówno językiem jak i stylem. Wyjątkowo przyjemna lektura dla miłośników literatury klasycznej. Jedynie ostatnia nowela wydaje się dość nużąca – może jednak, jak już wspominałam, znaleźć swoich amatorów. Jako całość szczerze polecam.

poniedziałek, 16 stycznia 2023

„Miłość z widokiem na Śnieżkę” – Agnieszka Olejnik, Magdalena Witkiewicz, Karolina Wilczyńska, Magdalena Majcher, Tomasz Kieres, Anna H. Niemczynow, Ilona Ciepał-Jaranowska, Dorota Milli.

Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 2019-10-30
Liczba stron: 420
ISBN: 9788380759176

Do zakupu tego zbioru opowiadań skusiła mnie Śnieżka, która oczarowała mnie jakiś czas temu. A, że bardzo lubię czytać o miejscach, które znam i lubię, nie zastanawiałam się długo. Poza tym, chętnie sięgam po takie antologie, gdyż mogę poznać nowych autorów. Z powyższych ośmiu autorów, znałam do tej pory tylko Magdalenę Witkiewicz i przyznam, że zdecydowanie większość pisarzy pozytywnie mnie zaskoczyła swoim piórem. No..., z małym, dość banalnym i infantylnym wyjątkiem, który przemilczę.

Tym, co łączy wszystkie opowiadania w tym zbiorze jest motyw „Wielkiego Balu Ducha Gór”, który odbywa się w noc sylwestrową w Hotelu „Pod Skałą” w Karpaczu. Jest to bardzo elitarna impreza, na którą zaproszona jest prawdziwa śmietanka towarzyska – celebryci, sportowcy, politycy, gwiazdy. Organizatorzy przewidzieli jednak pewną niespodziankę dla „zwykłych” obywateli. Wylosowali osiem instytucji w kraju, które zobligowali do zorganizowania konkursów, w których wygraną jest podwójne zaproszenie na „Bal Ducha Gór”. Bohaterami tych ośmiu opowiadań są właśnie zwycięzcy, którzy w wyjątkowy sposób spędzą ten ostatni dzień roku.

Cechą wspólną – poza balem – jest też oczywiście tytułowa miłość i jej różne odcienie. Z tego względu poleciłabym tę książkę raczej czytelniczkom, które gustują w takich opowieściach. Ja, mimo iż raczej wybieram inną literaturę, lubię od czasu do czasu sięgnąć po takie historyjki dla odmiany czy odskoczni. Tym bardziej, że fabuła w większości przypadków była naprawdę intrygująca.

Jednym z bohaterów jest nauczyciel po rozwodzie, który po latach odnajduje swoją szkolną miłość. Jest też leciwy staruszek, któremu młoda sąsiadka w wieku jego wnuków, pomaga zrealizować marzenie życia – marzenie, które dzielił ze swoją młodzieńczą miłością. Inną bohaterką jest „kura domowa”, która po kryjomu przed całym światem zaczęła pisać bardzo pikantne i poczytne powieści odnosząc ogromny sukces. Jest też małżeństwo przechodzące kryzys, dla którego bal ma być impulsem do zmiany priorytetów (to, to najmniej udane opowiadanie…).

Jedyne napisane przez mężczyznę opowiadanie, opisuje nietypowe spotkanie w pociągu zmierzającym do Karpacza. Młoda samotna dziewczyna po przejściach poznaje cichego mężczyznę po dość świeżym rozstaniu. Kolejną bohaterką jest młoda samotna mama, która odkrywa zjawisko wizualizacji. Chory mężczyzna wygrywa kolejne zaproszenie i waha się, czy na ten ostatni bal zabrać dziewczynę, której chciał się oświadczyć. Jest też opowieść o młodej projektantce mody, która chce wygrać zaproszenie dla swojego przyjaciela – w prezencie – w dowód wdzięczności. Mimo, iż na pierwszy rzut oka wydawać się może, że to dość prozaiczne opowiastki, miło było kibicować uczestnikom biorącym udział w konkursach. Przekonajcie się sami.

Plusem tego zbioru jest bez wątpienia podsumowanie wszystkich historii, które stanowi ciekawą klamrę i wyjaśnia ideę całego przedsięwzięcia. Jest to raczej nietypowy zabieg w przypadku podobnych kompilacji opowiadań. Zdecydowanie poprawiło to ogólny – i tak dobry – odbiór całości. Mimo, iż przedstawione w tym zbiorze historie zaciekawiły mnie, a finał opowieści intrygował, czuję pewien niedosyt. Nastawiałam się na większą odczuwalność miejsca, w którym odbywa się bal, czyli Karpacza i tytułowej Śnieżki. Tymczasem, większość bohaterów nawet nie dociera w te miejsca. W zasadzie tylko jeden z nich ma okazję doświadczyć fascynacji, jaką sama przeżyłam kilka miesięcy temu. Pomijając ten fakt – bardzo przyjemna, odprężająca i lekka lektura. W sam raz na podróż pociągiem w góry.

P.S.
Jadąc do Karpacza dojdziemy koleją jedynie do Jeleniej Góry. Zielona Góra jest jednak w nieco dalszej „okolicy”. Dla korektora nie miało to jednak znaczenia, jak i kilka innych błędów, w pozostałych przypadkach już tylko literówek.

sobota, 12 listopada 2022

„Rozdzieliła nas wojna” – Max Czornyj, Joanna Jax, Agnieszka Lis, Maria Paszyńska, Sylwia Winnik, Barbara Wysoczańska, Bogna Ziembicka

Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 2022-08-24
Liczba stron: 408
ISBN: 9788382801705

Na zbiór tych siedmiu wojennych opowiadań trafiłam przy okazji odkrycia Barbary Wysoczańskiej, której obie napisane dotychczas powieści trafiły w mój gust czytelniczy. Wprawdzie najpierw uznałam, że jedno „sprawdzone” nazwisko to za mało, by sięgnąć po tę antologię, ale po jakimś czasie doszłam do wniosku, że będzie to dobra okazja, by „przetestować” kilku innych autorów, których znałam tylko ze słyszenia.

Właściwie tylko jedna, i to pierwsza, z tych siedmiu historii nie przypadła mi do gustu, a była nią „Terra Felice”, którą napisał Max Czornyj. Opowieść miłosna, w której uczucie połączyło córkę ambasadora i syna księcia, a ich miłość przetrwała do końca życia mimo wcześniejszych przeciwności, wydała mi się zbyt fantazyjna i za mało realna. Motyw drugiej wojny światowej był w niej za mało wyczuwalny. Stylistycznie było ok, fabularnie już raczej niekoniecznie, przez co w pewnym sensie zraziłam się do tego autora i raczej nieprędko sięgnę po jego książki. A może to kwestia płci... Pozostałe opowiadania napisane zostały przez kobiety…

Drugi utwór pt.: „Muzyka serc” autorstwa Joanny Jax, o której powieściach słyszałam sporo dobrego, to historia (ponownie) miłosna o młodej żydowskiej pianistce i jej polskim nauczycielu gry. Już samo pochodzenie bohaterów predestynuje do raczej dramatycznej i tragicznej historii – na szczęście jednak z happy endem! Żałuję, że autorka nie rozwinęła fabuły, tworząc pełnowymiarową powieść.

Opowiadanie „Symetria” Agnieszki Lis różni się od pozostałych koncepcją, gdyż dzieje się w czasach współczesnych, natomiast do wydarzeń wojennych przenosi czytelników dziennik nestorki rodu, która obok wnuka jest główną bohaterką utworu. Młody chłopak, wbrew poleceniu babci, nie czeka do jej śmierci, by poznać treść pamiętnika. Dzięki temu pomoże babuni zakończyć pewną nierozwiązaną sprawę z przeszłości.

Konie nierozerwalnie wiążą się tradycją i historią Polski, dlatego też fabuła kolejnego opowiadania bazującego na faktach związana jest losami Państwowej Stadniny Koni Janów Podlaski, majątku ordynata Jana Zamoyskiego w Zawadzie, a także stadniny koni hrabiego Aleksandra Ledóchowskiego ze Smordwy. Opowiadanie „Koniarz” Marii Paszyńskiej jest tak samo wzruszające i bolesne jak fragment historii polskiej, na jakiej bazuje.

Sylwia Winnik w utworze „Nim zakwitną grusze” chyba najbardziej okrutnie opisuje wojenną rzeczywistość, gdyż umieszcza fabułę głównie w obozie koncentracyjnym w Sztutowie. Bohaterowie doświadczają tragicznych sytuacji, które dobrze są znane czytelnikom literatury obozowej. Okoliczności wymuszają kolejne ofiary, chociaż przyszłość przyniesie jako taką ulgę.

W końcu przyszedł czas na opowiadanie autorki, z powodu której sięgnęłam po całą antologię. „Ostatni portret” Barbary Wysoczańskiej to ponownie historia o miłości pełnej przeciwności i to jeszcze zanim zaczęła się wojna. Ona – córka bogatego fabrykanta, on jest synem robotnika pracującego dla jej ojca i posiada ogromny talent plastyczny. Mimo, że zadurzyli się w sobie z wzajemnością, to chłopak próbuje wyprzeć to uczucie. W chwili słabości Michał ulega jednak Krysi i maluje jej portret. Nie przypuszczali wtedy, że będzie on już ostatnim, gdyż nazajutrz wybuchnie wojna. Historia smutna, jak czasy, o których opowiada. Niestety, tym razem autorka okazała się mało oryginalna, chociaż bardzo dobrze czytało się jej historyjkę.

Kompilację zamyka Bogna Ziembicka opowiadaniem pt.: „Sukienka z Floriańskiej”. Jest to urokliwa i fascynująca historia miłosna z Tatrami w tle. Ilona postanawia postawić wszystko na jedną kartę i wbrew rodzicom wrócić do Zakopanego, by poślubić chłopaka, którego poznała przy okazji wyprawy w góry. W swoich planach nie przewidziała tylko jednego – że wybuch wojny wykreuje zupełnie inną, nieprzewidywalną rzeczywistość. Opowiadanie pełne zaskakujących zwrotów i z bardzo irytującą pointą.

Jak widzimy, miłość w czasie wojny jest dość popularnym i wdzięcznym tematem utworów literackich, dającym autorom sporo swobody i duże pole do popisu. Opowiadania, chociaż bardzo różne fabularnie, mają sporo wspólnego. Opowiadają o stracie – straconych szansach, straconym czasie, straconych możliwościach czy wspólnej przyszłości. Niestety, takie są realia wojny, która zadrwi z każdych planów i wywróci rzeczywistość do góry nogami. Tym, którym będzie dane, pozostaną wspomnienia… Nostalgiczne, wzruszające, refleksyjne. Polecam.
 

sobota, 8 października 2022

„Rodzinne strony” – Iwona Mejza

Wydawnictwo: Dragon
Cykl: Miasteczko Anielin (tom 2)
Data wydania: 2022-09-07
Liczba stron: 320
ISBN: 9788382741926

Lubię od czasu do czasu czytać ksiażki-niespodzianki, które dostaję w prezencie i są dla mnie zaskoczeniem. Tym razem był to jednak prezent nietypowy, gdyż nie otrzymałam go od osoby znającej mój gust, a od wydawnictwa „Dragon”. Niemniej jednak propozycja zrecenzowania powieści Iwony Mejzy bardzo mnie ucieszyła i z pozytywnym nastawieniem zabrałam się za lekturę.

„Rodzinne strony” to druga część cyklu pt.: „Miasteczko Anielin” i kontynuacja powieści „Przyjaciółka”, której niestety jeszcze nie miałam okazji przeczytać. Nieznajomość pierwszego tomu nie wyklucza jednak sięgnięcia po drugi, chociaż wielu faktów z przeszłości bohaterów trzeba się domyślać lub szukać ich między wierszami.

„Rodzinne strony” to powieść obyczajowa, ukazująca losy mieszkańców uroczej miejscowości o nazwie Anielin. Społeczność opisana przez autorkę jawi się bardzo barwnie, różnorodnie ale i swojsko. Znajdziemy tam między innymi: wścibską i troskliwą kioskarkę Felicję; braci bliźniaków – Teofila i Ksawerego, zajmujących się książkami – prawdziwych dżentelmenów jak z dawnych lat; sklepikarkę Agatę – słomianą wdowę, która przeżywa trudny czas; Włocha Romano prowadzącego pizzerię i pomagającą mu samodzielną i zapatrzoną w niego Jowitę; pracującego w księgarni tajemniczego Marcinka oraz rodzinę pań Wójcickich składającą się z babci Czesi, jej wnuczki Marty zwanej Tusią oraz 6-letniej Poli. Każda z postaci poszczycić się może własną, indywidualną i bogatą historią, a jednocześnie (ze względu na fakt, iż wszyscy tworzą jedną społeczność) ich perypetie przenikają się i uzupełniają. Mieszkańcy Anielina pomagają sobie, oferując wsparcie, zrozumienie lub konkretne działanie. Razem przeżywają dobre i złe chwile. Cieszą się mniejszymi i większymi sukcesami. I mimo licznych trosk wypełniających codzienność, Iwona Mejza stworzyła bardzo pozytywny i ciepły obraz wspólnoty, który wywołuje całą gamę pozytywnych emocji.

Jednak „Rodzinne strony” to nie tylko sielsko-aniel(iń)ska opowieść o małym miasteczku. Autorka porusza w niej wiele ważnych współcześnie problemów społecznych, takich jak alkoholizm, przemoc domowa, emigracja zarobkowa, samotność osób starszych, śmierć bliskich i w konsekwencji żałoba. Tragedie te nie dominują jednak fabuły, chociaż skłaniają do refleksji, więc można uznać, że autorka osiągnęła swój cel.

Powieść Iwony Mejzy to typowa literatura kobieca – napisana przez kobietę, dla kobiet i przede wszystkim o kobietach, ukazując ich problemy na różnych etapach życia. To powieść o rodzinie, miłości, przyjaźni i poszukiwaniu własnej drogi. To również opowieść o tym jak przeszłość determinuje naszą teraźniejszość i przyszłość. Lekka powieść napisana współczesnym i żywym językiem, którą czyta się błyskawicznie i miło wspomina po zamknięciu ostatniej strony. Jedynym moim zastrzeżeniem jest realizacja wielowątkowości fabuły, która sprawiła, że poszczególnych bohaterów poznajemy dość pobieżnie. Autorka starała się chyba dość sprawiedliwie obdzielić poszczególne postacie ilością poświęconych im stron i w zasadzie niewielka różnica jest tu między bohaterami głównymi i drugoplanowymi. Z drugiej strony, jest to być może sposób, by cykl nie kończył się jedynie na drugim czy trzecim tomie...

Bardzo dziękuję wydawnictwu „Dragon” za możliwość poznania chociażby fragmentu twórczości nowej dla mnie autorki i bardzo przyjemną lekturę. Z wielką chęcią ponownie „odwiedzę” Anielin i sprawdzę, jak dalej potoczyły się losy jej ciepłych i pełnych życzliwości mieszkańców. Lekturę polecam głównie miłośniczkom powieści obyczajowych.


poniedziałek, 12 września 2022

„Bajki” – Oscar Wilde

Wydawnictwo: Wydawnictwo Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek
Data wydania: 1988-01-01
Liczba stron: 135
ISBN: 8385000461

Ten niewielki zbiór bajek schował się na mojej półce z książkami i dość długo czekał na swoją kolej. Podobno bajki te należą do najchętniej czytanych utworów Wilda. Była to dość zaskakująca informacja, gdyż osobiście na najpopularniejszą książkę autora wytypowałabym „Portret Doriana Greya”. Może poczytność bajek wynika z faktu, że są to bardzo proste i przez to przystępne w odbiorze utwory o niewątpliwym uroku.

Poniższa kompilacja zawiera następujące utwory: Szczęśliwy książę, Słowik i róża, Prawdziwy przyjaciel, Nadzwyczajna rakieta, Urodziny infantki, Rybak i jego dusza, Młody król, Gwiazduś oraz Olbrzym-Samolub. Już same tytuły sporo mówią o treści bajek. Dość typowej dla tego gatunku. Bohaterami – jak na bajki przystało – bardzo często są zwierzęta, obok tak stereotypowych postaci jak książęta, księżniczki, ale i prości ludzie pokroju rybaka, ogrodnika czy drwala. Pokazują one ponadczasowe wartości i dają jednoznaczne drogowskazy.

Bajki Wilda to jednak utwory skierowane do młodszych czytelników lub nawet słuchaczy. Fabuły raczej nieskomplikowane zawierają zrozumiały morał, który bez problemu trafi także do dzieci. Starszy czytelnik z pewnością doceni jednak warsztat literacki pisarza, który przede wszystkim pięknie i emocjonalnie przedstawił te dość trywialne i oczywiste historyjki.

Lekturę tego zbioru polecić mogę jako miłą odmianę od bardziej wymagających utworów i wspomnienie dawnych czasów dzieciństwa. „Bajki” Wilda warto postawić na półce obok tych bardziej popularnych autorstwa Andersena albo braci Grimm, gdyż z pewnością zasługują na większą atencję i rozpropagowanie.

wtorek, 6 września 2022

Ilustrowana kronika Zielonej Góry (The Ilustrated Chronicle of Zielona Góra) - Igor Myszkiewicz

 

Wydawnictwo: Stowarzyszenie FORUM ART.
Tytuł oryginału: Ilustrowana kronika Zielonej Góry
Data wydania: 2021-10-20
Liczba stron: 324
ISBN: 9788395308055

Kolejna książka traktująca o moim rodzinnym mieście, którą otrzymałam w prezencie. Sama bym raczej jej nie kupiła, gdyż czytałam podobną publikację tego samego autora. „Krew Bachusa. Opowieści zielonogórskie” – był to jednak zbiór 100 anegdot na temat Zielonej Góry. Tym razem czytelnik otrzymuje bardziej szczegółową kronikę miasta – począwszy od 4500 roku p.n.e., kiedy to na terenach wzdłuż rzeki, która kiedyś będzie Odrą, pojawili się pierwsi myśliwi. Następnie opisana jest Zielona Góra (czy też raczej Grünberg) pod panowaniem Piatów Śląskich, kolejno w granicach Królestwa Czech i Węgier, Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, Królestw Prus, Cesarstwa Niemieckiego, Republiki Weimarskiej, III Rzeszy, w końcu Rzeczypospolitej Polskiej, Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i III Rzeczypospolitej Polskiej. Już powyższy fakt dobrze obrazuje jak różnorodną treść mamy przed sobą.

Skoro kronika, to poszczególne wydarzenia opatrzone są datą – przeważnie jest to sam rok, chociaż zdarzają się uszczególnienia z konkretnym dniem i miesiącem. Zazwyczaj jednak autor opisuje ważniejsze zdarzenie lub zdarzenia, które miały miejsce w danym roku. Co zaskakujące, przeważnie wpisy są bardzo regularne, np. od około 1600 roku dotyczą wszystkich kolejnych lat, aż do roku 2020. Urozmaiceniem wpisów są zabawne ilustracje w charakterystycznym stylu autora, który jest też rysownikiem. (Tu warto wspomnieć jego komiks „Paprochy historii. Zielonogórskie podróże w czasie”).

Książka może nie jest jakimś dziełem naukowym, jednak zawiera całą masę faktów historycznych w pigułce. Może być więc przyczynkiem do sięgnięcia po bardziej specjalistyczną literaturę. Z pewnością daje bardzo dobry obraz przemian, jakie przechodziła Zielona Góra na przestrzeni wieków. A bywało zaskakująco i dramatycznie oraz... gorąco – nie wiem czy jakiekolwiek inne miasto ma na swoim koncie aż tyle pożarów…

Dla mnie osobiście najciekawsze wpisy zaczynają się od przełomu XIX i XX wieku czyli powiedzmy od tej historii nowszej, która jest mi lepiej znana z literatury wszelakiej. Tą część czytałam już z wielką przyjemnością. Wcześniejsze wpisy – często dotyczące kolejnych najazdów i władców – były dość monotonne, a fakty trudne do zapamiętania. Zresztą autor bardziej obszernie opisuje te najświeższe wydarzenia, co jest tylko plusem dla całej publikacji.

„Ilustrowana kronika Zielonej Góry” sprawdzi się również jako promocja naszego miasta poza granicami kraju, gdyż druga połowa książki przetłumaczona jest na język angielski. Z pewnością jednak jest to także dobry prezent dla każdego zielonogórzanina, gdyż warto wiedzieć „co w trawie piszczy”. Z pewnością kolejny spacer po mieście nabierze teraz trochę innego charakteru. Polecam.