Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lit. czeska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lit. czeska. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 13 lutego 2022

„Ostatnia podróż Winterberga” – Jaroslav Rudiš

Wydawnictwo: Książkowe Klimaty
Data wydania: 2021-09-11
Liczba stron: 584
ISBN:  9788366505315

„Ostatnia podróż Winterberga” to najnowsza powieść Rudisa, który jakiś czas temu trafił w mój czytelniczy gust. Przeczytałam kilka jego książek – wszystkie spodobały mi się praktycznie od pierwszej strony. Czeski humor bawił, czasem nawet do łez. Dlatego z wielką nadzieją i radością sięgnęłam po ten prezent, tym bardziej że jest to książka z dedykacją autora i dodatkowym autografem tłumaczki. Jednak „Ostatnia podróż Winterberga” to powieść specyficzna i zupełnie inna od poprzednich. Nie mogę powiedzieć, że bawiła tak jak jej poprzedniczki, jednak zaciekawiła.

Dwoje głównych bohaterów wyrusza razem w podróż – podróż przez wspomnienia i historię, ale i konkretne miejsca na terenie dawnych „Austro-Węgier”, które ich łączą. Koniecznie musi to być podróż koleją – im wolniejsza i bardziej przypominająca początek XX wieku tym lepsza. Wintenberg pracował jako motorniczy, ma więc słabość do pociągów, a ponieważ ma już 99 lat towarzyszy mu Jan Kraus – Czech, który mógłby być jego prawnukiem. Wprawdzie córka Winterberga wynajęła go, by pomógł ojcu w tej dosłownie ostatniej podróży, jednak splot wydarzeń sprawił, że panowie ruszyli rzeczywiście w świat.

Był to pomysł szalony, jak i sam Winerberg, który nie rozstaje się z wydanym 1913 roku przewodnikiem i non stop czyta go na głos, wywołując w ten sposób w otoczeniu konsternację, irytację albo złość. Gdy tych „napadów historii” (jak mawia) nie można przerwać, można je jedynie przeczekać. Tych dwojga różni praktycznie wszystko, jednak okazuje się, że świetnie odnajdują się w swoim towarzystwie, gdyż jest też coś co ich łączy… Co to jest i jakie tajemnice mają obaj panowie?

Główny wątek książki jest jej najmocniejszą stroną. Ciekawił mnie zarówno powód podróży, jak i jej finał. Jednak z przykrością muszę stwierdzić, że gorzej było z realizacją tych założeń. Na pewno nie można odmówić autorowi oryginalnego pomysłu na powieść, jednak ciężko mi wyobrazić sobie, że rzeczywiście spodobał się jakiemuś czytelnikowi w 100%. Zdecydowana większość z tych 584 stron to cytowane fragmenty kultowego turystycznego przewodnika – i jest tylko jeden problem – przewodnika z 1913 roku, więc mocno zdewaluowanego. Gdyby Winterberg podczas opowiadania swojej historii, zaledwie wspominał co ciekawsze (zabawniejsze, kontrowersyjne, tragiczne, charakterystyczne) fakty, byłoby całkiem ok. Jednak on po prostu czyta całe strony tego przewodnika, a my razem z nim. Przyznam, że czasem musiałam je „przeskoczyć”, bo było to nie do zniesienia.

Na szczęście oddech przynosi narracja w wykonaniu Krausa, która dotyczy zarówno teraźniejszości, jak i jego osobistej historii. Szkoda, że ten wątek przedstawiono w tak okrojonej wersji. Myślę, że rozbudowanie biografii Jana wpłynęłoby pozytywnie na całość. No ale autor miał inną wizję…

Cieszę się, że udało mi się dobrnąć do końca podróży Winterberga. Podróży melancholijnej, chwilami onirycznej, chociaż bardziej pasowałoby powiedzieć sennej, powolnej i mozolnej niczym kolej z początku XX wieku. Niestety, bedeker przytłoczył zarówno Winterberga jak i Krausa oraz podróż. Zabrakło tu równowagi. Jednak największym rozczarowaniem było zakończenie, na które czekałam z wielką nadzieją. Liczyłam, że będzie pointą, która wynagrodzi wcześniejsze potknięcia i da mi to czytelnicze spełnienie, które tak bardzo lubię. Niestety… Jaroslav Rudis chyba lepiej radzi sobie w krótszej i bardziej „skondensowanej” prozie.


niedziela, 11 października 2020

"Czeski Raj” - Jaroslav Rudiš

Wydawnictwo: Książkowe Klimaty
Tytuł oryginału: Český ráj
Data wydania: 18 marca 2020
ISBN: 9788366505063
Liczba stron: 202

To trzecia książka czeskiego prozaika, którą miałam przyjemność przeczytać. Tym samym potwierdził on swoją pozycję na moich „półkach” i awansował na listę moich ulubionych autorów, których kolejne propozycje „biorę w ciemno”. Podobnie rozbawił mnie ostatnio tylko Witkowski swoim „Drwalem”! Ponownie zaśmiewałam się na głos podczas lektury. Świetna odmiana – szczególnie po bardziej wymagającej tematyce „obozowej”.

Książkę „Czeski Raj” porównałabym do dwóch filmów – komedii politycznej Michała Bajona pt.: „Sauna” oraz do filmu Marka Koterskiego „Baby są jakieś inne”. Poprzez kompilacje obu powyższych, czytelnik otrzymał „gorące Czechów rozmowy o wszystkim”. Gorące, gdyż cała akcja rozgrywa się w jednym miejscu – miejscowej saunie znanej od lat tylko pewnej grupce zaprzyjaźnionych mężczyzn, którzy traktują ją jak drugi dom. Chociaż w sumie nie wiem, czy określenie „pierwszy dom” nie byłoby w ich przypadku bardziej trafnym. A kto się w niej spotyka? Ten, który jest na emeryturze; ten który jeździ taksówką; ten, który sprzedaje ubezpieczenia; ten, który rozwozi psią karmę; ten, który był mistrzem tenisa; ten, który jest lekarzem kobiecym; ten, który jest najmłodszy; ten, który rzyga danymi z biura; ten, który jest strażakiem; ten, który nie widzi oraz kilku odwiedzających stałą ekipę i zaglądających do sauny sporadycznie, jak np. ten, który buduje magazyny w Holandii.

Mieszanka wybuchowa – w sam raz, by co chwilę wybuchać śmiechem. Panowie (niezłe plotkary!) rozmawiają o wszystkim. O tym co przeżywali w młodości – są więc wspominki, o tym co dręczy ich obecnie, o tym czego się obawiają w przyszłości. Nietrudno się domyślić, że niejednokrotnie ich konwersacje prędzej czy później schodzą na tematy kobiece. „Bo jak żyć bez bab” – co jak co, ale wartość swoich „komendantek” znają. Rozmowy, mimo iż czasem na bardzo poważne tematy, nie pozbawione są humoru – wszystko jednak w bardzo wyważonych proporcjach.

Polecam tę książkę nie tylko miłośnikom czeskiej literatury, którzy uwielbiają ten typowy i niepowtarzalny klimat. To dobry wybór, dla odmiany wśród bardziej ambitnych i wyczerpujących książek. Rudis zapewnia czytelnikowi odskocznię, serwując lekką, przyjemną i dowcipną, ale i niezwykle prawdziwą i realistyczną opowieść z serii „prawdziwe Czechów rozmowy przy pilznerze”. Ta książka to w pewnym sensie lustro, w którym niejeden może się przejrzeć. Genialne, gdyż w prostocie tkwi siła.

wtorek, 10 kwietnia 2018

„Grandhotel. Powieść nad chmurami” – Jaroslav Rudiš

Seria: Czeskie Klimaty
Wydawnictwo: Książkowe Klimaty
Tytuł oryginału: Grandhotel
Data wydania: czerwiec 2013
ISBN: 9788364168017
Liczba stron: 233

„Grandhotel. Powieść nad chmurami” to druga – po „Niebie pod Berlinem” – książka Jaroslava Rudiša, którą przeczytałam i ponownie był to bardzo dobry wybór. Chyba coraz bardziej zaczynam ulegać czarowi czeskiej literatury i wcale mnie ten fakt nie martwi. „A tak na marginesie”, intrygujące jest to upodobanie autora do przestworzy… ;-)

Tytułowy „Grandhotel” – futurystyczna budowla o kształcie odwróconego leja – położony jest malowniczo na szycie góry Ještěd, u podnóży której leży piąte pod względem wielkości miasto w Czechach czyli Liberec. Przewodnikiem po hotelu oraz narratorem opowieści jest główny bohater Fleischman. A opowiadać on będzie po prostu o swoim życiu. Niby nic nadzwyczajnego, tak samo jak on, jednak w tej opowieści jest coś magnetyzującego co przyciąga, wciąga i budzi wiele pozytywnych emocji, powodując, że czytelnik nie może odłożyć książki na później.

Fleischman obecnie pracuje w Grandhotelu u swojego kuzyna Jegra, który zaopiekował się nim po tym, jak odeszli jego rodzice. Nie był to może los wygrany na loterii, ale przynajmniej nie trafił do przytułku. Traktowany jest przez swojego zwierzchnika jak popychadło, przez co może budzić współczucie, jednak sam nie robi z tego faktu jakiejś tragedii. Raczej przyjmuje to ze stoickim spokojem, bo taki już jest. Pogodzony z losem, nie ma pragnień, nigdzie nie był – jak (stereo)typowy Czech, do niczego nie dąży, nic nie chce zmienić. I to jest też jego problem – niemożność osiągnięcia czegokolwiek.

Z resztą każda z pojawiających się w Grandhotelu osób ma podobny problem, tak jakby to miejsce przyciągało specyficzne podobne osobowości – życiowych nieudaczników, którzy nie osiągnęli zbyt wiele… W przeciwieństwie do nich Fleischman regularnie chodzi na spotkania do pani psycholog, podczas których próbuje zrozumieć siebie i przeanalizować swoje życie, tylko, że z tych wizyt też ciągle nic nie wynika…
 
Mimo swoich 30 lat na pierwszy rzut oka może wydawać się dość infantylny, nieporadny, trochę pokrzywdzony, jednak zdecydowanie nie można powiedzieć, że jest głupkiem, co dość często zarzucają mu inni wyśmiewając go. Po prostu jest dość nieprzeciętny, ma swój własny wykreowany przez siebie świat – świat który kręci się wokół… pogody, bo „od pogody – jak twierdzi – wszystko zależy” – z tego powodu zwany jest też Chmuromirem. A ponieważ położenie Grandhotelu daje mu fantastyczne możliwości do obserwacji warunków atmosferycznych oddaje się swojej pasji na całego stając się w tej dziedzinie prawdziwym ekspertem. Fachowo wypowiada się na temat różnych zjawisk pogodowych, potrafi je analizować tworząc wykresy, wyciąga trafne wnioski ze swoich obserwacji – „a tak na marginesie” ogólnie jest spostrzegawczym obserwatorem, którego przemyślenia są pełne życiowych mądrości – „tak na marginesie”. ;-)

Jego pasja – czyli pogoda, obserwowanie nieba i chmur dają mu szczęście. I w gruncie rzeczy, mimo, że ciężko mu osiągnąć cokolwiek, nie można powiedzieć, że całkowicie nie ma pragnień – „bo przecież każdy człowiek ma jakieś marzenia – jak twierdzi pani doktor.” Fleischman marzy by „wydostać się z tego miasta i zobaczyć wszystkie chmury świata. I może kiedyś tu wrócić. Ale żeby wrócić musiałbym najpierw odejść”. Czy takie stwierdzenie nie jest urocze tak samo jak i sam Fleischman?

Ja przyznam, że przepadłam za tą historią, za tą postacią, za tą książką. Może i napisaną trochę naiwnie lecz z humorem, dość prostym językiem, ale w przecież „książki są przeciwieństwem armat – im krótsze i lżejsze, tym dalej niosą.” „Grandhotel” jest bardzo nostalgiczną i pełną refleksji powieścią, która uświadamia nam, że by zrobić krok w na przód czyli w przyszłość należy najpierw uporać się ze swoją przeszłością. Trzeba pogodzić się z tym co było, stawić temu czoła – czasem wystarczy to po prostu głośno się do tego przyznać – jak Fleischman – i wtedy stajemy się wolni i wszystko może się udać i nawet „chmury będą na wyciągnięcie ręki”!

Czas spędzony „w” „Grandhotelu” był bardzo przyjemny i na długo pozostanie w mojej pamięci. Na pewno jeszcze kiedyś wrócę do tej niesamowicie pozytywnej książki, która na każdą myśl o niej wywołuje uśmiech na mojej twarzy. I ponieważ bardzo lubię czytać o miejscach, które znam, lub odwiedzać miejsca, o których czytałam, mam nadzieję, że uda mi się kiedyś dotrzeć na szczyt góry Ještěd do tego wyjątkowego hotelu. Ciekawe czy spotkam tam jakiegoś Fleischmana.

wtorek, 6 lutego 2018

„Niebo pod Berlinem” - Jaroslav Rudiš

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Tytuł oryginału: Nebe pod Berlínem
ISBN: 8374694780
Liczba stron: 140

„Niebo pod Berlinem” to specyficzna powieść, która składa się z kilku odrębnych opowieści, zawartych w kolejnych rozdziałach. Wszystkie te opowieści łączy jedno – U-Bahn, czyli berlińskie metro zwane przez autora po prostu „ubanem”. Narratorem i zarazem głównym bohaterem, który „zbiera” te wszystkie historie jest trzydziestolatek z Czech, który pewnego dnia postanawia rzucić monotonną i spokojna pracę w szkole i wyjechać do Berlina, by tam znowu grać muzykę. Bem wyjeżdża jakby ze strachu przed dorosłością, chociaż w zasadzie od „jakiegoś” czasu jest już dorosły! Wyjeżdża do Berlina, bo Berlin to wolność.

Niemiecka przygoda Bema rozpoczyna się od poznania „Pancho Dirka”, z którym zakłada zespół o nazwie U-Bahn – „wyraża wszystko co ważne dla punkowej kapeli – mrok, huk i prędkość”.  Można by rzecz, że trafił swój na swego. Razem, grają, razem próbują, mieszkają, imprezują i czasem pracują. Podoba im się nawet jedna dziewczyna, która ostatecznie jednak wybiera Bema. Ten mimo, iż często wraca myślami do swojej czeskiej miłości, przez którą został opuszczony, pozwala sobie rozpocząć „związek” z Katrin. Czy łączy ich coś więcej niż seks? Może jeszcze metro, gdyż rodzina dziewczyny jest z nim mocno związana. Przez ojca Katrin poznaje wiele ciekawych historii związanych przede wszystkim z koleją podziemną, motorniczowie zwierzają mu się przy piwnie w „ubanowym” barze z traum wywołanych śmiercią pasażerów pod kołami metra. Szczególnie prześladują ich te puste przeszywające oczy, które wgapiały się w nich tuż przed śmiercią. Poza tym, chyba bez większej trudności, można by na podstawie „książkowych” opowieści stworzyć mapę berlińskiego metra, albo chociaż przewodnik po nim.

Do tego czytelnikowi cały czas w tle towarzyszy muzyka, ponieważ „człowiek zapamiętuje wydarzenia według dźwięków. Według nich je układa, gubi i znów odnajduje. Świat to technika dźwiękowa, uszy to kierunkowskazy” – jak twierdzi Bem. I zaryzykowałabym stwierdzenie, że właśnie głównie przez tę muzykę autor „funduje” czytelnikowi bardzo miły powrót do przeszłości – do szalonej młodości, imprez w klubach i koncertów. Podczas czytania wiele razy uśmiechałam się do swoich wspomnień. Uśmiech wywoływały również liczne fragmenty humorystyczne, które autor opisuje w bardzo lekkim stylu. Język jakiego używa sprawia, że przez kolejne strony pędzi się niczym „uban”.

A dlaczego „Niebo POD Berlinem”? Bo tam – pod spodem – w metrze toczy się cały świat – nie tylko Bema.

Polecam, gdyż jest to bardzo nieprzeciętna i oryginalna książka. Chociaż trudno ją „zdobyć” warto się trochę wysilić, by móc poznać twórczość czeskiego pisarza Jaroslava Rudiša. Z przyjemnością sięgnę po kolejne tytuły tego autora.