niedziela, 28 lutego 2021

„Wyrosnąć z DDA. Wsparcie dla dorosłych córek alkoholików” - Robert J. Ackerman

Wydawnictwo: Feeria
Tytuł oryginału: Perfect Daughters: Adult Daughters of Alcoholics
Data wydania: 28 października 2020
ISBN: 9788366380950
Liczba stron: 336

Zawsze z dystansem podchodziłam do wszelkiego rodzaju poradników i książek motywacyjnych. Nie czułam w sobie żadnej woli, by zdawać się na czyjeś rady w jakiejkolwiek kwestii. Cóż może mam problem z uznawaniem pseudo-autorytetów, które się „wymądrzają” na jakiś temat? Ostatnio jednak poczułam jakąś wewnętrzną potrzebę, by pogłębić swoją wiedzę na temat DDA i przeszukując internet trafiłam na książkę Roberta Ackermana. Mimo, iż kolejka książek oczekujących na przeczytanie robi się coraz większa, kupiłam ten „poradnik” poza kolejnością. Poradnik, który wprawdzie ma ukierunkować pozytywnie i skłonić do zmian i pracy nad sobą, jednak jest to poradnik poparty wiedzą merytoryczna, bogatymi doświadczeniami autora oraz przeprowadzonymi badaniami na temat dorosłych dzieci alkoholików. Daleko mu więc do licznych celebryckich wynaturzeń, które zalewają książkowy rynek.

Problem alkoholizmu i co się z nim wiążę dorosłych dzieci alkoholików jest powszechny globalnie od wielu lat – nie jest to żadną nowością ani tajemnicą. Znaleźć jednak nieprzeciętną książkę na ten temat lub trafić na kogoś, kto ma zdrowe podejście do tego zagadnienia nie jest już tak łatwo. Wspomniana pozycja łączy w sobie obie powyższe kwestie. Przede wszystkim autor skupia się w niej na konkretnej grupie i kieruje ją głównie do dorosłych córek, które stanowią zdecydowaną większość jeśli chodzi o DDA. Treść oparta jest głównie na dwóch badaniach przeprowadzonych przez Ackermana: pierwsze bazuje na pisemnych odpowiedziach 125 dorosłych córek (alkoholików) na otwarte pytania dotyczące doświadczeń bycia DDA; drugie to analiza ankiet skierowanych do dwóch grup kobiet – 624 córek alkoholików oraz 585 kobiet, które wychowały się w domach bez problemu alkoholowego.

Oba badania dostarczyły autorowi wszechstronnego obrazu doświadczeń dorosłych córek alkoholików, które wg niego wykorzystał je niczym malarz przenoszący obraz na płótno. Warto wspomnieć, że pewnie gdyby nie jego osobiste doświadczenia w byciu DDA ta książka nie miała by ostatecznej formy. Zdecydowanie da się zauważyć własne zaangażowanie autora w tematykę, co zawsze jest bardzo cenne, patrząc z punktu widzenia czytelnika.

Książka jest podzielona na 5 części i 15 rozdziałów, co pozwala bardzo konkretnie usystematyzować zebraną wiedzę. Porządek i pewna schematyczność wpływają na korzystne przyswojenie wiedzy. Ponadto treść urozmaicona jest cytatami z wypowiedzi dorosłych córek, z którymi nie jedna osoba może się utożsamiać. Rozdziały zakończono inspirującymi cytatami wielu sławnych osobistości.

Istotą tej książki jest jednak przede wszystkim treść. Obecnie jestem w momencie, kiedy zaczęłam zastanawiać się nad sobą i własnymi doświadczeniami. Pojawiły się pytania dlaczego postępuję w ten a nie inny sposób, skąd nie zawsze dobre wybory i co się z tym łączy nieprzyjemne konsekwencje, które trzeba ponieść. Nigdy nie szukałam wymówek w przeszłości, jednak nie da się ukryć, że ma ona decydujący wpływ na przyszłość. Podczas czytania wiele spraw sobie uświadomiłam. Cenne były też oczywiście wskazówki na dalszą drogę do przepracowania. Nie wiem czy już teraz jestem w stanie to zrobić, jednak autor zachęca, że wszystko w swoim czasie. Powoli, ważne by chcieć, odważyć się i postawić pierwszy krok. Takim krokiem będzie na pewno sięgnięcie po tę książkę oraz spojrzenie prawdzie prosto w oczy.

Powodzenia! Polecam!

wtorek, 23 lutego 2021

„Zdarzyło się nad jeziorem Mystic” – Kristin Hannah

Wydawnictwo: Świat Książki
Tytuł oryginału: On Mystic Lake
Data wydania: 14 października 2020
ISBN: 9788381394130
Liczba stron: 416

Z wielką chęcią sięgnęłam po jedną z ostatnich książek Kristin Hannah, która już jakiś czas czekała na regale na swoją kolej. Szczerze – postanowiłam dozować sobie przyjemność jaką jest obcowanie z twórczością tej autorki, więc postanowiłam trochę to odsunąć w czasie. Jednak po ostatnich lekturach – szczególnie po pewnym rozczarowaniu Tołstojem – uznałam, iż nadszedł najwyższy czas na powieść, która obudzi pewne emocje i zostanie ze mną jeszcze na długo po zamknięciu książki. A ponieważ Kristin Hannah mistrzynią emocji jest, nie zawiodłam się. Chociaż może nie była to tak porywająca opowieść jak jej najbardziej popularne, to czytałam ją z ogromną przyjemnością i jestem w pełni usatysfakcjonowana.

„Zdarzyło się nad jeziorem Mystic” to opowieść o kobiecie jakich wiele. Mieszka w malowniczym miejscu nad brzegiem oceanu, ma piękny dom, córkę, która zaczyna studia, zapracowanego męża na stanowisku, dzięki, któremu mogą żyć na bardzo wysokim poziomie i plan dnia dopracowany w najmniejszym szczególe. Idealna pani domu na pełen etat, dzięki której wszystko w rodzinie funkcjonuje jak w zegarku. Kiedy pewnego dnia mąż oznajmia jej, że chce rozwodu, gdyż kocha inną, w pierwszej chwili nie wierzy w to co słyszy, a następnie (próbując wyprzeć tę wiadomość) upiera się, iż nie jest to problem i nadal mogą być szczęśliwą rodziną. Tylko czy w tej rodzinie tak naprawdę ktokolwiek był szczęśliwy?

Zdezorientowana Annie w pierwszej chwili nie wie co ma począć, jednak dochodzi do wniosku, że jedynym miejscem, do którego może się udać, jest jej rodzinny dom w okolicy jeziora Mystic. Tam spróbuje uporządkować swoje życie. Jednak, by ruszyć do przodu, trzeba najpierw uporać się z przeszłością. Z przeszłością, od której wszystko się zaczęło. Widząc ponownie, po wielu latach swoją miłość nie przypuszczała, że jej życie ponownie odwróci się o 180 stopni…

Opowieść dość przewidywalna, jednak nie do końca banalna. Dość typowa historia romantyczna niczym z bajki, ale nawet dorosłe kobiety potrzebują czasem stać się małymi dziewczynkami, które wierzą w bajki. Tym bardziej, iż to bardzo pozytywna i motywująca bajka, która pewnie niejednej czytelniczce doda wiatru w skrzydła, bo skoro udało się Annie, to dlaczego nie innym? Jest to w pewnym sensie powieść lustro, w której można się przeglądać, gdyż sytuacje jakie spotykają główną bohaterkę są dość uniwersalne i chyba dość powszechne, szczególnie w dzisiejszych czasach. Do tego Kristin Hannah niesamowicie potrafi przenieść te wszystkie emocje na karty swojej książki powodując, że historia pochłania czytelnika bez reszty i wchodzi w nią na całego.

Romantyczna, dramatyczna, wzruszająca historia o wielkiej i pięknej miłości, która staje się sensem nowego, lepszego i szczęśliwego życia. „Kobieta z przeszłością, mężczyzna po przejściach”. Kto nie ma na to ochoty? Kto by nie chciał tak samo? Wystarczy uwierzyć… Polecam! Głównie wrażliwym czytelniczkom.

sobota, 20 lutego 2021

„Na marginesie życia” – Stanisław Grzesiuk

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 6 września 2018
ISBN: 9788381233231
Liczba stron: 384

Koniec i początek roku zachęcają do finalizacji różnych czytelniczych przedsięwzięć. Z tego też względu postanowiłam zabrać się za ostatnią część trylogii Stanisława Grzesiuka pt.: „Na marginesie życia”. Wydanie, które czytałam jest pierwszym bez skreśleń i cenzury, dlatego jeśli ktoś ma ochotę poznać twórczość tego warszawskiego kultowego barda, zachęcam do sięgnięcia właśnie po ten „kolorowy trójpak”, gdzie ocenzurowane wcześniej fragmenty zaznaczono wytłuszczoną czcionką.

Część „Na marginesie życia” całkowicie jest poświęcona życiu i walce Grzesiuka z gruźlicą, której nabawił się będąc przez wiele lat w obozach koncentracyjnych. Banał, że warunki panujące tam nie sprzyjały dbaniu o zdrowie, jest tak samo smutny jak i prawdziwy. Skutki pobytu w obozie odczuł on wiele lat później. Była to jakby kolejna, odroczona w czasie „kara”. Walcząc z chorobą przez kilkanaście lat odwiedził 10 polskich sanatoriów – z czego najwięcej czasu spędził w Otwocku. Zebrał w tym czasie bardzo bogaty materiał, dzięki któremu powstała tak różnorodna książka opisująca wiele ciekawych przypadków.

Grzesiuk pisze bowiem nie tylko o sobie i o tym jak czasem lekkomyślnie (szczególnie na początku) podchodził do swojej choroby. Opisuje również wielu członków swojej nowej „rodziny” – gdyż tak określał swoich towarzyszy niedoli, z którymi mocno zżył się podczas leczenia. Niestety, przeważnie okazywało się, iż chorzy są dla siebie nawzajem jedynym wsparciem, ponieważ zdrowi znajomi i członkowie rodzin, ze strachu, całkowicie izolowali się od chorych, a wręcz zapominali o ich istnieniu. Dosłownie, pod wieloma względami, zostawali zepchnięci na margines życia, co tylko potęgowało tragizm ich sytuacji – indywidualnych, a jednak tak bardzo podobnych. Tracili bliskich, tracili pracę, tracili zdrowie i w końcu życie – nierzadko przyspieszając ten koniec, z powodu ogromnej presji i słabej psychiki.

W „zielonej” części trylogii Grzesiuk opisuje zarówno medyczną stronę przypadków choroby, wielokrotnie opowiadając o swoich terapiach i leczeniu (nie pomijając fragmentów przyprawiających o dreszcze i gęsią skórkę), a także to, w jaki sposób chorzy radzili sobie przez wiele miesięcy ciągłego zamknięcia w sanatoriach, będących niejako inną formą więzienia. Jednak swoje „przygody” opowiada w taki sposób, że aż miałoby się chęć spędzić chociaż trochę czasu w towarzystwie Grzesiuka i jego nowej ferajny. Wspólne muzykowanie, występy, strojenie żartów z bliższych i dalszych znajomych było na porządku dziennym. Jak się okazało, miało to zbawienny wpływ na wielu chorych, gdyż jak wiadomo, nastawienie i psychika odgrywają zasadniczą rolę w walce z chorobą.

„Na marginesie życia” została wydana rok po śmierci autora – przedwczesnej śmierci, gdyż odszedł on w wieku zaledwie 40 lat. Pracując nad tekstem nie miał on czasu na kolejne poprawki, więc dla świętego spokoju liczne i długie sporne fragmenty wykreśli. Cieszę się, że w wydaniu, które posiadam, miałam okazję przeczytać praktycznie całość rękopisu. Wielu czytelników określa tę część jako najsłabszą z całej trylogii. Nie wartościowałabym raczej w ten sposób, gdyż wszystkie trzy części traktuję jako całość – jako jedną opowieść o życiu Grzesiuka, podzieloną po prostu na różne etapy. Nie jest ona może aż tak pogodna jak poprzednie części, niemniej jednak humoru i w niej nie brakuje. W końcu napisał ją niezły warszawski zawadiaka i cwaniak. Z racji stanu psychicznego autora, który bez wątpienia mocno odczuwał powagę swojej sytuacji, mimo, iż pewnie nieraz robił dobrą minę do złej gry, jest to cześć najbardziej dojrzała, poważna i w pewnym sensie melancholijna, która miała na celu nie tylko zwrócić uwagę na pewien problem, ale i skłonić czytelnika do refleksji i zadumy. Ciągle po zakończeniu czytania pozostają i odbijają się echem jego pytania: „Kto jest winien” i „Czy tak być musi”? Polecam gorąco jak i poprzednie wspomnienia Stanisława Grzesiuka.


niedziela, 14 lutego 2021

„Anna Karenina” – Lew Tołstoj

Wydawnictwo: Znak    
Tytuł oryginału: Aнна Kapeнина
Data wydania: 15 października 2012
ISBN: 9788324022151
Liczba stron: 908

Literatura rosyjska to jeden z moich ulubionych gatunków w literaturze – charakterystyczna, niepowtarzalna, porywająca, dzika. Póki co, sięgałam głównie po utwory Bułhakowa i Dostojewskiego – głównie z braku czasu i ogromu książek zaplanowanych do przeczytania. Jednak gdy ostatnimi czasy obejrzałam w telewizji kilkuodcinkowy serial produkcji rosyjskiej pt.: „Anna Karenina”, postanowiłam w końcu zabrać się za dzieło Tołstoja pod tym samym tytułem.

Ekranizacja telewizyjna zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Uważam zresztą, że żadna ekipa o innej narodowości niż rosyjska, nie byłaby w stanie oddać ducha tej książki lub też przybliżyć idei autora. Rosjanie zrobili to świetnie. Nie było więc wątpliwości czy czytać, tylko kiedy. I tak początek nowego roku skłonił mnie do realizacji tego postanowienia.

Postaci Anny Kareniny oraz Wrońskiego, które połączyło wielkie uczucie, znane są – chociażby ze słyszenia – większości ludzi,. Ich relacja, zwana „romansem wszechczasów”, nabrała niemalże symbolicznego wymiaru i koreluje z namiętną lecz nieszczęśliwą miłością. Sięgając po powieść spodziewałam się przeczytać właśnie o tym wyjątkowym romansie i dowiedzieć się o nim jeszcze więcej niż z filmu. I w tym momencie muszę stwierdzić, iż niestety się rozczarowałam, gdyż książka nie traktuje tylko o relacji Wrońskiego i Kareniny…

To, że autor na kartach swej powieści tchnął życie także w inne postacie jest oczywiście jak najbardziej zrozumiałe, jednak nie spodziewałam się, iż tak dużo miejsca poświęci on postaciom drugoplanowym. W zasadzie tyle samo, jak nie więcej, uwagi poświęcił on uczuciu jakie narodziło się między Kitty a Lewinem – postaciom, które wprawdzie miały pewien wpływ na losy głównej pary, jednak nie na tyle znaczący, by czytać o nich w tak wielu rozdziałach. Co więcej, przytłaczająca liczba rozdziałów dotyczyła tylko i wyłącznie opisów różnych zjawisk lub przemyśleń drugoplanowych bohaterów. I tak np. przez 6 rozdziałów przeczytamy o tym jak podczas męskiego wypadu na polowanie Lewin czaił się na ptaki. Następnie poczytamy o jego przemyśleniach na temat wiary, wyborów w Moskwie, sytuacji społecznej, twórczości, jego uczuć do innych i nastrojów. To, że te rozdziały były nużące to mało powiedziane, one mnie przytłaczały, psując całą przyjemność z lektury. Po prostu proporcje między poszczególnymi wątkami i „składowymi” fabuły były totalnie niewyważone!

Gdybym miała oceniać tylko główny wątek książki, powiedziałabym, że ta będzie odtąd należeć do moich ulubionych powieści, jednak niestety tak się nie da. Muszę zaznaczyć, że wspomniany przeze mnie serial rosyjski bardzo wiernie oddał charakter miłości między Anną a Wrońskim. Nawet w niektórych scenach miłosnych dość mocno wybiegł naprzód, gdyż Tołstoj zaledwie wspomina (bez szczegółów) o takowych. I trochę żałuję, że nie znalazłam ich opisów na kartkach książki. Wielką jej zaletą jest bardzo współczesny styl, jakim posługuje się autor, który sprawia, że książkę czyta się bardzo lekko mimo dość wyczerpującej tematyki. Sporo francuskich i kilku niemieckich oraz angielskich cytatów nie pozbawiono tłumaczeń, co też jest zaletą. Nie jest to niestety zabieg obligatoryjny w literaturze i zdarzało mi się już czytać powieści bez tłumaczeń całych zdań w języku francuskim, który nie jest jednak tak popularny jak np. angielski.

Wyjątkowa powieść psychologiczna ukazująca tragizm wielkiej i trudnej miłości, która spadła na kochanków w najmniej spodziewanym momencie, której jednak żadne z nich nigdy by się nie wyparło, nawet gdyby mogli cofnąć czas. Wyraziste postaci, dramatyczne okoliczności, emocjonujące opisy. Gdyby nie wspomniane wcześniej minusy… ideał. Czy polecam? Mimo wszystko – tak. Jednak należy przygotować się na pewne zaskoczenia, nie do końca pozytywne. Póki co, odczekam trochę, zanim sięgnę po kolejne dzieło Tołstoja, jednak oczywiście w dalszym ciągu mam ogromną chęć poznać twórczość tego rosyjskiego pisarza, który należy do grona bardziej znaczących i docenianych autorów.