Wydawnictwo: Świetlik
Data wydania: 2022-10-26
Liczba stron: 176
ISBN: 9788383210698
Prezent świąteczny, który czekał na swój czas cały rok. Miało to swój urok i śmiem twierdzić, że właśnie powstała nowa świąteczna tradycja – świąteczne książki „trochę inaczej”. Mimo to, idealnie wpisują się w ten czarujący klimat. Teoretycznie, to historia dla dzieci, jednak Zrzędus (którego nazywam Zrzędusiem, a nie Zrzędusem, bo tak mi bardziej pasuje) całkowicie skradł moje serce. Chyba Shreck zyskał mocnego konkurenta. Ciekawe, kiedy zobaczymy tę postać na ekranach kin lub telewizorów.
Bohaterem historii Alexa Smitha jest wielki, włochaty stwór o krótkich nogach i długich rękach, który ma także spiczaste uszy, rogi i wielkie stopy. Mieszka z dala od ludzi, których nie lubi. Nie lubi wielu rzeczy – w sumie prościej powiedzieć co lubi. Lubi brukselkę, swój przymały sweter (w brukselki) oraz swojego przyjaciela kija, który zawsze chętnie go „wysłucha”, gdy ma potrzebę wygadać się i powiedzieć co go irytuje, a irytuje go wszystko poza wspomnianymi wyżej trzema rzeczami.
Właśnie zbliżają się święta – czas, który Zrzędusia denerwuje wyjątkowo – jest za głośno, za kolorowo i za wesoło. Na dodatek ktoś wykupił w sklepie warzywnym ostatnią brukselkę! To przelało czarę zrzędusiowej wściekłości! W kilka sekund dał on upust swoim emocjom i zniszczył w miasteczku wszystkie świąteczne dekoracje. Wpadł również na pomysł, by zatrzymać święta! W tym celu Zrzęduś rusza w wyprawę na biegun północny do Świętego Mikołaja. Nie wie jeszcze, jak, ale zrobi wszystko, by ten nie rozwiózł w tym roku żadnych prezentów…
Jak możemy się spodziewać, coś lub ktoś, albo kilku ktosiów, pokrzyżują plany naszemu uroczemu marudnikowi i historia zakończy się zupełnie inaczej niż ten planował. Nie będę zdradzać szczegółów, ale ta barwna i czarująca opowieść ma ogromny potencjał, by na stałe wpasować się w okołoświąteczny czas i stać się jego integralną częścią. Mam nadzieję, że autor nie poprzestanie na tej jednej części i pomyśli o kontynuacji.
Książka napisana bardzo prostym lecz dynamicznym językiem. Nadaje się do samodzielnego czytania dla młodszych lub nawet początkujących czytelników, ale bez problemu ujmie również starszych moli książkowych. Każdy lubi sobie czasem zafundować powrót do czasów dzieciństwa. Lektura uzupełniona oryginalnymi i bajkowo kolorowymi ilustracjami stworzonymi przez autora. Egzemplarz jest pięknie wydany – idealnie nadaje się na prezent. Według mnie – strzał w dziesiątkę w swojej kategorii.
sobota, 6 stycznia 2024
„Jak Zrzędus chciał zepsuć Święta” – Alex T. Smith
niedziela, 17 grudnia 2023
„Białe święta, zimny trup” – Iwona Banach
Wydawnictwo: Dragon
Cykl: Seria z trupem (tom 5)
Data wydania: 2023-10-11
Liczba stron: 320
ISBN: 9788382743036
„Białe święta, zimny trup” to wczesny prezent gwiazdkowy, który otrzymałam od Wydawnictwa Dragon w ramach akcji recenzenckiej. Wprawdzie otrzymanie przesyłki z egzemplarzem recenzenckim zbiegło się z moim dość intensywnym prywatnym czasem, jednak udało mi się zdążyć z opinią jeszcze przed świętami.
Wyżej wspomniana powieść to już piąta część cyklu pt.: Seria z trupem. Niestety, wcześniej w moje ręce nie trafiła żadna książka autorstwa Iwony Banach. Również z tego względu chętnie sięgnęłam po tę – dla mnie – nowość. Radość i zapał były tym większe, iż tematyka nawiązuje do tych najszczęśliwszych, najbardziej spektakularnych i klimatycznych świąt w roku. Uznałam, że lektura będzie niezłym wprowadzeniem do świątecznych przygotowań. Czy tak było?
„Białe święta, zimny trup” to komedia kryminalna, opowiadająca o dość nietypowych świętach rodziny, znanej bliżej z poprzednich części cyklu. Tym razem święta organizuje Emilia – szalona ciotka Magdy, która obsesyjnie szykuje się na apokalipsę, gromadząc wszelkie możliwe zapasy i udogodnienia „w razie końca świata”. Choinka więc będzie z metali i gwoździ, a smakołyki niczym nie przypominają 12 tradycyjnych potraw, ale można je przechowywać miesiącami i nic się z nimi nie dzieje – smak nie jest ani odrobinę gorszy, niż był na początku – jest dokładnie tak samo okropny. Nietypowe okoliczności przyciągają kolejne nietypowe wydarzenia. I tak, okazuje się, że w okolicy znaleziono trupa. Cała „impreza” świąteczna staje pod wielkim znakiem zapytania…
Zamysł autorki był wg mnie jak najbardziej trafiony. „Święta inaczej” mogły chwycić i nawet zachwycić. Kryminały ciągle cieszą się dużą rzeszą fanów. Do tego spora dawka humoru, który bardzo często doprowadzał do głośnych wybuchów śmiechu. Przepis na sukces. Jednak, jeśli chodzi o mój gust, to raczej zamiast świątecznych pyszności wyszedł mały zakalec. Najbardziej w całej powieści zabrakło mi dynamiki, co powodowało, że cała akcja wlokła się dość opornie. Nieraz odnosiłam wrażenie, że brakuje ciągłości między poszczególnymi wątkami. To wszystko sprawiło, że zaledwie 300-stronnicową książkę czytałam niemalże 3 tygodnie. Po prostu nie dało się szybciej. Niestety, finał nie zrekompensował poprzedzających go perypetii. Trudno. Może jestem zbyt wymagającym czytelnikiem, bo marudnym raczej nie… Niemniej jednak, miłośnikom autorki – przyzwyczajonym do jej stylu – może się podobać. Szczególnie w tym zimowo-świątecznym czasie. Dla mnie największym plusem była możliwość poznania przynajmniej niewielkiego wycinka twórczości nowej polskiej pisarki.
środa, 28 grudnia 2022
„Telefon od Mikołaja” - Magdalena Witkiewicz
Wydawnictwo: Wydawnictwo FLOW
Data wydania: 2022-11-09
Liczba stron: 342
ISBN: 9788367402040
Okres okołoświąteczny to wyjątkowy czas, który sprawia, że mam ochotę sięgać po nietypowych (jak na moje gusta) autorów i powieści, byleby było właśnie w temacie świat. Tak też było w przypadku czerwonego „Telefonu od Mikołaja”, który w pierwszej chwili przyciągnął mnie miłą dla oka okładką. Opis okładkowy potwierdził, że czeka na mnie dobra zabawa…
Wincentyna – seniorka, która ma dziesiąt pięć lat, od dawna czeka na telefon od Mikołaja. Ukochany, jeszcze w czasie wojny (drugiej światowej gdyby ktoś miał wątpliwość…), obiecał, że się odezwie. Niezmiennie wierzy mu i czeka do dziś. Chociaż jej leciwy czerwony telefon z bakelitu płata czasem figle i myli wykręcane cyferki, nie zmienia go mając nadzieję. Postanawia zabrać go również ze sobą, gdy wybiera się na „krótkie” świąteczno-noworoczne ferie do domu seniora o nazwie „Happy End”. Może to być dobra okazja, by w końcu spędzić trochę czasu bez dzieci.
A w „Happy Endzie” okazuje się, że to miejsce wyjątkowe, przyciągające całą masę oryginałów i to właśnie tam pewnego wieczoru dzwoni czerwony telefon Wici. Jednak po drugiej stronie nie ma wiadomości od ukochanego Mikołaja, lecz od nastolatki, która w trudnym dla siebie momencie zdobyła się na odwagę i wykręciła numer zaufania dla młodzieży. Wincentyna z ekipą postanawiają działać.
Świąteczna powieść Magdaleny Witkiewicz jest wprost przeurocza, zabawna i taka nietypowa jak jej główna bohaterka Wincentyna. Trochę nostalgiczna, wzruszająca i melancholijna, ale też bardzo ciepła, pogodna i pokrzepiająca. Poza tym udowadnia, że w tym wyjątkowym czasie wszystko jest możliwe jeśli się wierzy i pragnie ze wszystkich sił. Magiczny wieczór wigilijny w „Happy Endzie” to czas niezapomniany i niepowtarzalny. Dajcie mu się porwać i przeżyjcie świąteczną przygodę na maksa i to bez trzymanki.
niedziela, 12 grudnia 2021
„Opowieść wigilijna” - Charles Dickens
Wydawnictwo: Firma Księgarska Olesiejuk
Tytuł oryginału: A Christmas Carol
Data wydania: 19.11.2019
Liczba stron: 142
ISBN: 9788327494528
Klasyka literatury pięknej, idealna na ten grudniowy czas przed wigilią. Lubię w okresie przed- i poświątecznym sięgać po różne świąteczne pozycje. Może to być powieść romantyczna albo ksiĄżka popularno-naukowa o zwyczajach świątecznych. Nie ma to większego znaczenia. Natomiast aktualność tematu przemawia do mnie i często pozwala lepiej wczuć się w klimat. Teraz zdecydowałam się na zakupioną rok temu „Opowieść wigilijną” Charlesa Dickensa, który jest jednym z moich ulubionych pisarzy.
„Opowieść…” o skąpym i zgorzkniałym Ebenezerze Scroog’u, który w okresie Bożego Narodzenia otrzymuje szansę na zmianę swojego postępowania i co się z tym łączy swojej przyszłości, znana jest raczej każdemu bez względu na wiek. Ale kto tak naprawdę przeczytał oryginał? Uważam, że jest to historia zarówno dla młodszych jak i dorosłych czytelników. Idealnie nadaje się również na wspólne rodzinne czytanie na głos.
Urocza, pouczająca i klimatyczna opowieść z przesłaniem. Moje wydanie uzupełnione jest urokliwymi ilustracjami wykonanymi przez Anę Garcia’ę. Bajkowa, lśniąca i lekko „dmuchana okładka” sprawia, że byłby to idealny prezent gwiazdkowy dla każdego miłośnika książek. Myślę, że nikogo nie trzeba namawiać do sięgnięcia po ten klasyk Dickensa.
sobota, 2 stycznia 2021
„Polskie święta. Tradycje, wydarzenia historyczne i skandale” - Sławomir Koper
Wydawnictwo: Fronda
Data wydania: 22 listopada 2019
ISBN: 9788380794894
Liczba stron: 336
Na twórczość Sławomira Kopra zwróciłam uwagę niedawno, przy okazji wydania jego najnowszej książki dotyczącej nieznanych i skandalicznych losów polskich pisarzy. Przeglądając jego bibliografię znalazłam kilka innych tytułów, które wydały mi się ciekawe. Ponieważ jedna z książek dotyczyła polskich świąt i tradycji, uznałam, że będzie bardzo dobrym wyborem na ten czas. Opis zrobił na mnie tak wielkie wrażenie, że kupiłam dwa dodatkowe egzemplarze na prezenty gwiazdkowe. Mam nadzieję, że bardziej trafiły w gust obdarowanych niż w mój…
Sama idea tego zbioru jest bardzo dobra, jednak przy realizacji zniknęła gdzieś świąteczna „magia”, na którą liczyłam. Książka podzielona jest na 3 główne części. Najbardziej obszernie autor opisuje „najpiękniejsze ze świąt” czyli Boże Narodzenie. Drugą część poświęca Wielkanocy, a ostatnia dotyczy różnych świąt „od wiosny do jesieni” – np. Boże Ciało, sobótka i wszystkich świętych. W początkowych rozdziałach poszczególnych części opisane zostają etymologia oraz zwyczaje związane ze świętami, a następnie wydarzenia historyczne, których daty zbiegły się właśnie ze świętami.
Niestety, rozdziały historyczne mocno zdominowały treść, powodując, że myśl przewodnia gdzieś ulatywała. Czytając te fragmenty miałam wrażenie, że trzymam w rękach podręcznik do historii. Niektóre opisane epizody – szczególnie ze współczesnej historii Polski – były ciekawe, jednak ich związek czasowy z danymi świętami wydawał się dość luźny i raczej przypadkowy. Chociaż oczywiście były i takie, których termin celowo wybrany był właśnie na ten wyjątkowy świąteczny czas, kiedy społeczeństwo skupia się głównie na gronie najbliższej rodziny.
Przeczytałam tę książkę, gdyż z zasady doczytuję do końca, jednak przyjemności nie miałam tyle, ile sobie wyobrażałam po przeczytaniu opisu okładkowego zachęcającego do zakupu. Dobry marketing i tyle. Jeśli ktoś namiętnie czyta książki stricte historyczne powinien być zadowolony, szczególnie, że ta pozycja może być inspiracją do sięgnięcia po bardziej obszerne tytuły w celu pogłębienia tematu. Mam nadzieję, że książki Kopra opisujące ciekawe smaczki z życia polskich pisarzy będą dużo lepszym wyborem.
niedziela, 13 grudnia 2020
„Jeden dzień w grudniu” – Josie Silver
Wydawnictwo: Świat Książki
Tytuł oryginału: One Day in December
Data wydania: 14 listopada 2018
ISBN: 9788380313620
Liczba stron: 432
Ta książka do mój zeszłoroczny gwiazdkowy prezent i to spoza mojej listy. Nie ukrywałam zresztą, że sama bym jej nie kupiła, gdyż nie należy do mojego ulubionego gatunku. Jednak chcąc wprowadzić się w świąteczny nastrój, w tym roku postanowiłam po nią sięgnąć. Muszę ze wstydem przyznać, że jest genialna w swym rodzaju i zaspokoiła dawkę romantyzmu, historii miłosnych i lukru, jakiej w tym okresie potrzebowałam. Dodam (chociaż mało się znam na takich babskich romantycznych historiach miłosnych), że jest praktycznie idealna w swojej formie i proporcjach. Niemonotonna, zabawna, lekka ale i przepełniona całą gamą uczuć.
Jak to z romantycznymi historiami świątecznymi często bywa i tak jest też w tym przypadku – święta są tylko pretekstem i tłem do całej opowieści. Bo wszystko zaczyna się tuż przed gwiazdką, kiedy to wracająca do domu Laurie, widzi przez okno autobusu chłopaka czekającego na przystanku. Przeżywa swoją pierwszą miłość od pierwszego spojrzenia, jednak nie wysiada, on zostaje, autobus odjeżdża i wszystko się zaczyna… Dziewczyna z każdą kolejną minutą żałuje, że nic nie zrobiła, chociaż w jedną sekundę uznała, że to ten jedyny. Tajemniczy chłopak z przystanku stał się jej obsesją. Szukała go wszędzie i to z pomocą swojej najlepszej przyjaciółki i współlokatorki, której opisała go tak dokładnie, iż obie niemalże były pewne, że wiedzą kogo mają znaleźć. Minął prawie rok, a Laurie nadal nie trafiła na nieznajomego. Traciła wiarę, że jej się uda. Natomiast, w międzyczasie, strzała amora trafiła jej przyjaciółkę… Kiedy Sarah – jako najbliższej osobie – chciała przedstawić Lu swoją miłość, okazało się, że jej nowy idealny ukochany, za którym szaleje i chłopak z przystanku to jedna i ta sama osoba…
Oczywiście, nie będę zdradzać jak dalej potoczyła się historia Lu, Sarah, Jacka oraz jeszcze kilku innych osób – jednak podkreślam jeszcze raz – w żadnym wypadku nie będzie monotonnie, chociaż może chwilami troszkę typowo, mimo to nierozczarowująco! Będzie miłość, śmiech, łzy, dramatyzm, romantyzm i happy end – co jest oczywiście jasne! Dużą zaletą powieści, poza wyjątkowo ciekawą fabułą i postaciami, jest lekki styl oraz przezabawne dialogi niczym z dobrej komedii, przy których nieraz zaśmiałam się w głos. Ubolewam jedynie, że Josie Silver to autorka jedynie jednej książki, a szkoda, bo mogłaby stworzyć coś równie dobrego, co bym chętnie przeczytała. Polecam sceptykom „miłosnych romansideł”, bo czasem można się pozytywnie zaskoczyć! Dla odmiany, przed świętami, dla zbudowania nastroju – w sam raz! Oceniam wysoko, chociaż nie jest to wybitne dzieło na miarę klasyki, ale genialne w swoim rodzaju.
wtorek, 1 grudnia 2020
„Wyśnione szczęście” – Kristin Hannah
Wydawnictwo: Świat Książki
Tytuł oryginału: Comfort & joy
Data wydania: 2007
ISBN: 9788324703029
Liczba stron: 224
Po kilku powieściach, którymi Kristin Hannah skradła moje czytelnicze serce, stwierdziłam, że chcę przeczytać wszystko co wyszło spod pióra tej autorki. Cieszą mnie szczególnie mniej popularne, starsze książki, których nie kupi się już w tradycyjny sposób. I tak prawie rok temu udało mi się znaleźć w antykwariacie dwie mniej znane powieści Hannah. Jedną przeczytałam dość szybko, jednak drugą zostawiłam sobie na najbliższy czas przedświąteczny, gdyż wg opisu okładkowego miała to być opowieść nawiązująca do Świąt Bożego Narodzenia. Świąteczne szykowanie atmosfery zaczęłam wczoraj…
Zastanawiam się ile napisać, by potencjalnym czytelnikom „Wyśnionego szczęścia” nie popsuć przyjemności czytania, gdyż powieść szykuje niespodziankę. Przyznam, że z początku byłam dość zaskoczona, by nie powiedzieć rozczarowana i zawiedziona opowieścią o Joy, która przeżyła katastrofę lotniczą, gdyż na skutek pewnych osobistych zdarzeń postanowiła w końcu zrobić coś szalonego, a pierwszą myślą był lot w nieznane – przygoda, która długo pozostawała jedynie w sferze marzeń. Przygoda była, że ho ho i „fajerwerki” towarzyszące wybuchowi. A później rzeczywiście trafiła w nieznane i piękne miejsce, gdyż samolot osiągnął ziemię w okolicy potężnych i mistycznych lasów deszczowych. I tam, w starym pensjonacie nieopodal jeziora, postanowiła spędzić swój urlop z dala od codzienności. Pokój wynajął jej mały, smutny, opuszczony chłopiec…
Zdziwienie, które podczas czytania kolejnych stron często pojawiało się na mojej twarzy, było spore. Fabuła wydawała mi się nie tyle nierzeczywista, co infantylna i jakoś mało spójna. Chwilami zastanawiałam się, czy autorką jest rzeczywiście Kristin Hannah. Jednak z drugiej strony – pomyślałam – skoro nastawiałam się na opowieść świąteczną, to czemu nie ma być trochę jak w historii niczym z harlequina (tak myślę, bo nie czytałam żadnego…). Poza tym, która z nas – czytelniczek – nie wyobraża sobie czasem podobnych historii chociażby przed zaśnięciem. Chyba każdej z nas zdarzyło się czasem pomarzyć, więc czemu romantyczna i przesłodzona opowieść o Joy miałaby nagle razić. W końcu czasem można i tak?
Dodam tylko, że książka ma dwie części i w drugiej już ani przez chwilę nie miałam wątpliwości, że napisała ją Kristin Hannah. Mój wcześniejszy niesmak próbowałam wytłumaczyć być może kiepskim tłumaczeniem – rola tłumacza przy przekładach na polski jest przecież bardzo duża. Do teraz zresztą nie mogę pozbyć się dziwnego uczucia, że Joy usiadła na „kanapce” w holu, albo wzięła z szafy stare „ciuszki”, czy też śpiewała „do wtóru” piosenkę. No niestety, nie znajduję uzasadnienia takich określeń i raczej już nie sięgnę po przekłady Zdzisławy Lewikowej, która UWAGA: na swoim koncie ma kilka tłumaczeń… harlequinów. Z perspektywy całej książki, to były największe jej minusy.
„Wyśnione szczęście” to zdecydowanie powieść dla miłośników Kristin Hannah. Mimo, iż nie jest tak rozbudowana i głęboka jak jej późniejsze książki, to uważam, że jest to pozycja w sam raz na grudniowy wieczór, lub dwa. Nieprawdopodobna historia o pięknej miłości w bajkowej i mistycznej atmosferze. Bajka (nie pozbawiona wzruszeń) dla dorosłych czytelniczek, które lubią czasem przenieść się w krainę marzeń. Zaskoczenie na plus i to duży!
sobota, 28 grudnia 2019
„Dynia i jemioła. Nietypowe historie świąteczne” - Aneta Jadowska
ISBN: 9788381292870
Liczba stron: 416
Twórczość Anety Jadowskiej poznałam poprzez jej „ustecki” kryminał opowiadający o moim ulubionym wakacyjnym miejscu. (Obecnie na półce czeka jego kontynuacja pt. „Martwy sezon” i przyznam, że kusi by sięgnąć po niego już dziś…) Jednak ponieważ autorka jakiś czas temu napisała „Nietypowe historie świąteczne” postanowiłam umieścić tę pozycję w „liście do Mikołaja” i tak właśnie – mimo iż nie jestem fanką fantastyki – przeczytałam „Dynię i jemiołę” czyli cykl opowiadań, których bohaterami są sztandarowe postacie z powieści Anety Jadowskiej, z typowego dla tej pisarki gatunku.
Przyznam, że forma opowiadań w tym gatunku – jak na początek mojej „przygody z fantastyką” – była optymalna. Historyjki niezbyt długie i napisane dość dynamicznie, przez co całość przeczytałam w ciągu 2 dni. Nie ukrywam, że dobrze się bawiłam podczas lektury – było zabawnie, lekko, nietypowo (szczególnie jak na mój gust literacki), ale mało świątecznie. Decydując się na tę książkę sądziłam, że opowieści będą bardziej osadzone w tej aktualnej atmosferze, a tymczasem okres świąt był jedynie tłem i to bardzo odległym, które w większości przypadków nie miało żadnego znaczenia dla treści. Historyjki równie dobrze mogły wydarzyć się w każdym innym czasie. No trudno – nie ma tragedii, ale jakiś dysonans pozostał.
Co do samych opowiadań, to odbieram je trochę na zasadzie baśni albo legend, ale dziejących się jak najbardziej w świecie współczesnym. Może wielką fanką fantastyki nie zostanę, ale dobrze bawiłam się czytając o wilkołakach, duchach, wiedźmach, cieniach i innych „zbirach” z alternatywnego świata „za bramą”. Bo tym, którym jak mi obce są powieści Jadowskiej, trzeba wspomnieć, że fabuła umieszczona jest głównie w świecie łudząco kojarzącym się z tym prawdziwym chociażby poprzez nazwy miejsc takich jak Thorn, Trójprzymierze, Sawa oraz Wars, gdzie na ulicy spotkać można jednak nie tylko żywego człowieka ale i np. zmiennokształtnych, potrafiących przybierać postać zarówno zwierząt jak i ludzi.
Poza tym podobało mi się umieszczenie w treści kultowych elementów z popkultury pod zmienionymi dowcipnie nazwami. I tak np. jedna z wiedźm – Malina – pracowała w kawiarence o nazwie „Starbunny” – czyż to nie urocze? A czytając zakończenie jednego z opowiadań, w którym płatna zabójczyni potworów Nikita miała spłacić dług wdzięczności swojemu partnerowi od mokrej roboty, pomagając przeobrazić jego mieszkanie w „dom” podczas zakupów w Ikei, sprawiło, że śmiałam się na głos. Nie wiem do końca czy taki był zamysł autorki, ale mnie te opowiadania naprawdę bawiły, chociaż chwilami miało być chyba dość „straszno”…
Fanom sztandarowej twórczości Anety Jadowskiej nie trzeba chyba polecać tych opowiastek. Sceptykom, którzy ostrożnie podchodzą do fantastyki polecam, by mogli się przekonać, że ten gatunek również może dostarczyć niezłej dawki rozrywki. Miło spędzony czas.
sobota, 21 grudnia 2019
„Śnieżna siostra” – Maja Lunde
Data wydania: 16 października 2019
ISBN: 9788308069455
Liczba stron: 192
Maja Lunde trafiła w mój gust czytelniczy już pierwszą książką po jaką sięgnęłam czyli „Historią pszczół”. Z wielką ochotą przeczytałam również następną część „kwartetu ekologicznego”, a obecnie czekam z niecierpliwością na kolejne (chyba już niedługo, gdyż pojawiło się ostatnio niemieckie tłumaczenie jej trzeciej książki…). I pomimo faktu, iż teoretycznie „Śnieżna siostra” jest książką dla dzieci, uznałam, że w tym szczególnym okresie przedświątecznym miło będzie przeczytać współczesną „opowieść wigilijną” – tak, by trochę wprowadzić się w odpowiedni nastrój.
„Śnieżna siostra” to historia rodzinna, której głównym bohaterem jest 10-letni Julian – chłopiec, który chyba w tym roku nie będzie mieć Bożego Narodzenia. Jego rodzina przeżywa ciągle trudne chwile, ze względu na śmierć starszej siostry Juliana. Czas zatrzymał się w miejscu, próbują zapomnieć, by zniknął też ból, ale czy to jest na pewno dobre rozwiązanie? I wtedy na drodze Juliana staje Hedvig – zawsze radosna, pełna energii i piegów na nosie dziewczynka, która miewa setki pomysłów na sekundę…
Książka Mai Lunde to niezwykle ciepła, emocjonująca i wzruszająca opowieść o rodzinie, przyjaźni i świętach – wg mnie nie tylko dla dzieci. Zresztą w każdym drzemie gdzieś jego wewnętrzne dziecko i warto dać mu dojść jednak do głosu – dla samego siebie… To opowieść, która wskazuje drogę, daje nadzieję i wsparcie.
Dodatkową zaletą, której nie można przemilczeć jest szata graficzna „Śnieżnej siostry”. Jest to klasycznie piękne wydana książka z wyjątkowymi ilustracjami, które kojarzą mi się z książkami z dzieciństwa. Trudno oderwać od nich wzrok! To książka, która będzie idealnym prezentem świątecznym dla czytelnika w każdym wieku, by podkreślić tę szczególną okazję i obudzić wspomnienia.