sobota, 23 października 2021

„Na fejsie z moim synem” - Janusz Leon Wiśniewski

Wydawnictwo: Wielka Litera
Data wydania: 8 lutego 2012
ISBN: 9788363387013
Liczba stron: 448

Bardzo ucieszyłam się, gdy w antykwariacie trafiłam na tę książkę. Tym bardziej, że mimo iż nie jest nowością, w ogóle jej nie kojarzyłam. Tytuł chwytliwy, opis również. Surrealistyczna rozmowa między nieżyjącą matką i synem – na dodatek przez internet. Intrygujące. Poza tym, wszystkie poprzednie powieści J. L. Wiśniewskiego były tak magnetyczne, że nawet się nie obejrzałam, a już był koniec. Nastawiłam się więc na porywającą fabułę w doskonałym stylu, ale…

… ale niestety – nie jest to typowa powieść Wiśniewskiego, do jakich przyzwyczaił mnie pisarz. Być może chciał zaskoczyć czytelników, a może ma dość powracania do jego najsłynniejszej (chociaż wg mnie nie najlepszej, a na pewno nie mojej ulubionej) powieści pt. „Samotność w sieci”. Tym razem jest zupełnie inaczej. Tego nie można mu odmówić. Tylko czy to się spodoba? Przejdźmy jednak do konkretów.

Tym co mnie najbardziej rozczarowało i wpłynęło na dynamikę fabuły był fakt, iż nie jest to wcale rozmowa między matką a synem, a monolog Ireny Wiśniewskiej, która podkreśla, iż pisze do swojego syna na fejsie. Ale szczerze, to nic właściwie nie wskazuje na ten rodzaj korespondencji. Równie dobrze mogłaby to wszystko mu powiedzieć… Tyle, że nie żyje, nie zdążyła mu tego wszystkiego powiedzieć przed śmiercią. Korzystając więc z okazji, że ma tę możliwość, gdyż znajduje się w… piekle, postanawia do niego napisać.

Irena przeskakuje od tematu do tematu, dodając dłuższe lub krótsze (ale jednak najczęściej te pierwsze) dygresje. Opowiada synowi nie tylko o swoich uczuciach do niego i tęsknocie, ale i o sytuacji obecnej w miejscu gdzie przebywa. I powiem szczerze – to były najlepsze, najciekawsze i najbardziej dowcipne fragmenty. Swoją opowieść zaczyna np. od relacji urodzin Hitlera, która była transmitowana w piekielnej telewizji. Wśród gości najwięksi i najbardziej znani grzesznicy, którzy dbają o wizerunek swojego nowego domu. Wiśniewski wykazał się dużą kreatywnością przedstawiając np. rozmowę między Marilyn Monroe a doktorem Kinseyem – chyba można się domyślić na jaki temat. Jednak kto by wymyślił, że ta pani MM będzie gościem talk show prowadzonego przez moderatora od bzykających muszek? Kilka tego typu scen rozbawiło mnie jeszcze podczas czytania. Niestety, zdominowane były rozmyślaniami Irenki na tematy filozoficzno-egzystencjalne. Sporo miejsca poświęcała rozważaniom na temat grzechu i spowiedzi, którą w ramach rozrywki mogła sobie podsłuchiwać…

Niestety, książkę czytało mi się dość opornie. Była nużąca i po kilku stronach wywoływała senność, co mi się nigdy wcześniej w takiej skali nie zdarzyło. Brakowało mi typowego stylu Leona Janusza Wiśniewskiego, nad czym ubolewam najbardziej. Plusem są mini wątki biograficzne, które matka przemyca w swoich opowieściach. Zaletą była również pomysłowa pointa powieści. Jednak kilka zdań na koniec nie podźwignie całości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz i zapraszam ponownie.