środa, 24 sierpnia 2022

„Fototapeta” - Michał Witkowski

Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2015-04-22
Data 1. wyd. pol.: 2006-01-01
Liczba stron: 324
ISBN:  9788328020108

Pierwszą przeczytaną przeze mnie powieścią Witkowskiego był „Drwal” – przepadłam! Pewnie również w pewnym sensie przez sentyment do Międzyzdrojów. Chociaż faktem jest, że podczas lektury zaśmiewałam się na głos. Gdy z jakimś autorem zaiskrzy, sięgam po jego kolejne książki z wielką chęcią. „Wymazane” i „Barbara Radziwiłłówna…” podobnie trafiły w mój gust, chociaż nie da się ukryć, że nie było takich zachwytów jak przy pierwszej czytanej powieści. Jak widać, nie czytałam jeszcze tych najbardziej znanych i popularnych – czyli skandalizujących utworów pisarza. Może przyjdzie na nie czas, chociaż po lekturze „Fototapety” zdecydowanie muszę zrobić przerwę z Witkowskim. Zbiór opowiadań dość mocno mnie rozczarował.

Książka zawiera teksty z początków twórczości autora. Może ten fakt miał duży wpływ na efekt końcowy zbioru? Utwory już wcześniej zostały opublikowane w pismach literackich np. w „Twórczości”. Mamy więc w ręce poniekąd odgrzewane kotlety. Poza tym w „Fototapecie” przeczytamy również fragment niedokończonej powieści „Psie pole” i wcale się nie dziwię, że nie została ona napisana do końca. Chociaż dziwi koncepcja (lub raczej jej brak) na ten utwór.

Ciekawi mnie w jaki sposób została wybrana kolejność opowiadań do zbioru. Czy to przypadek? Czy najlepsze tym razem zostało pokazane na początku? Początek ten był dość obiecujący. Opowiadanie „Grosz”, którego główny bohater do złudzenia przypomina autora, to monolog przesadnie skoncentrowanego na swoim zdrowiu chimeryka, który relacjonuje swoje wyjście do lekarza. Spotkanie z polską służbą zdrowia bawi do łez, chociaż to poniekąd śmiech przez łzy. Już w tym utworze pojawiał się ten charakterystyczny dla „późniejszego” Witkowskiego humor.

Nieźle było również w opowiadaniu „Kolaboracja”, którego główny bohater Michał (?) wybrał się z ojcem, w ramach nagrody w konkursie Teleranka, na wycieczkę do Związku Radzieckiego. Bywało śmiesznie, bywało też jednak dziwnie. Chwilami chyba zbyt mocno. Niestety, w tym momencie zaczął się wkradać chaos, który rozgości się już do samego końca zbioru.

Kolejne opowiadanie „Mosina” to wspomnienia z wakacji u dziadków w miejscowości pod Poznaniem. Autor, jako spostrzegawczy obserwator, bardzo trafnie i też dowcipnie odtworzył obraz zwykłej codzienności tamtych lat – zwykłej, jednak budzącej sentyment, szczególnie w czytelniku, który sam z autopsji pamięta podobne „obrazki”.

Utwór „Pierroty”, jakoby w kontrze do „radzieckiej wycieczki”, przedstawia cudownie-upiorne życie w NRD. Niby jest w porządku, chociaż odczuwalny jest tu ponownie ten cały rozgardiasz – jakby brak było koncepcji na tę opowieść. To powoduje, że ciężko coś więcej powiedzieć na temat tego opowiadania.

Drugą część zbioru – szczerze, nie wiem z jakiego powodu podzielonego na te dwie części – rozpoczynają dwa dość krótkie tekściki: „Na gapę do raju” i „Kamera”, napisane jakby przy okazji pod wpływem impulsu. Pierwsze opisuje wypad grupki młodych chłopaków na weekend do dużego miasta. Traf chciał, że wspomniane wyrostki podróżowały tym samym pociągiem, co autor. Kolejne, pisane z perspektywy tytułowej kamery, która w latach 80-tych była istnym szałem w środowisku rodzinnym. Kręcono wszystko co się dało! Podobnie jest w tej relacji z rodzinnego grillowania w ogrodzie.

Przedostatnie opowiadanie – „Po sezonie” – opisujące dość mroczne przygody miejscowych cwaniaczków z „dziczkami” – miejscowymi dziewczynami, które podrywali już wiele razy i które oczywiście wiele razy im ulegały. Miejscami było groźnie, miejscami nostalgicznie. Plus za dowcip.

Na koniec autor zostawił fragmenty niedokończonej powieści „Psie pole” i jak ja się cieszę, ze ta powieść nie została dokończona i nie trafiła w moje ręce i ręce innych zachęconych nazwiskiem autora. Psie Pole – dziś peryferyjna część Wrocławia. „Psie pole” opisuje Psie Pole. Czytając, odnosiłam wrażenie, że każdy akapit stanowi odrębną myśl nie związaną z poprzednią. To taki miks spostrzeżeń z obserwacji Psiego Pola. Dość zaniedbanej, przytłaczającej dzielnicy „na końcu świata”. Tu już było ciężko.

Czytając powyższą część mojej opinii stwierdzam, że może ona nawet kogoś zachęcić do sięgnięcia po „Fototapetę” – nieskromnie powiem, że brzmi lepiej, niż moje odczucia podczas czytania. A czytało się niestety dość mozolnie i topornie. Fakt – nie zawsze trzeba pisać o rzeczach ekstra ważnych. Można przedstawić coś ciekawego i wyjątkowego tylko dla autora, ale w taki sposób, by oczarować innych. Tu niestety tego zabrakło. Zbyt chaotycznie, zbyt nijako – za mało Witkowskiego w Witkowskim. Potraktuję ten zbiór jak wypadek przy pracy albo wprawki do późniejszej twórczości literackiej, którą tak lubię.

Pocieszające jest – sądząc po innych opiniach na portalu – że nie jestem odosobniona w takiej ocenie. Bo już myślałam, że ze mną jest „coś nie tak”. Niestety, nie polecam – nie warto tracić przede wszystkim czasu, bo ceny 5 zł jaką zapłaciłam za tę książkę nie ma co brać pod uwagę. Chociaż, patrząc z perspektywy czasu, cena dużo mówi o tej książce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz i zapraszam ponownie.