Wydawnictwo: Znak Literanova
Tytuł oryginału: Journal d'un amour perdu
Data 1. wydania: 2019-01-01
Liczba stron: 240
ISBN: 9788324071814
Jest to najbardziej osobista książka autora, w której głównym bohaterem jest on sam. Przyczyną napisania tego dziennika była śmierć jego ukochanej matki, z którą był niesamowicie związany. To tragiczne zdarzenie nabiera jeszcze bardziej symbolicznego i metafizycznego wymiaru, gdyż Jeannine Schmitt-Trolliet odeszła w dniu urodzin swojego syna. By chociaż trochę poradzić sobie ze smutkiem i żalem, Schmitt postanowił przelać swoje uczucia i wspomnienia na papier. Praca zawsze dobrze na niego wpływała. Książka napisana została w formie dziennika o nieregularnych wpisach – czasem są to zaledwie zdania przypominające złote myśli, czasem całe akapity.
Schmitt w dzienniku wspomina nie tylko swoją matkę, której oczywiście poświęca najwięcej uwagi. Można w nim przeczytać również o pozostałych członkach jego rodziny – siostrze i jej mężu oraz dzieciach, a także o ojcu i trzech psach, które mieszkają z autorem i stanowią dla niego jego własną rodzinę. Poza tym, z tych bardzo osobistych i wręcz intymnych wpisów wyłania się całkiem interesujący i szczegółowy wycinek biografii autora. Jeśli ktoś sięgnie po tę książkę właśnie w celu poznania życiorysu (chociaż częściowego) autora, będzie zadowolony. Ponieważ matka Schmitta była wielką miłośniczką teatru i zaszczepiła w swoim synu miłość do tego rodzaju sztuki, wspomina on w dzienniku dość obszernie o tej dziedzinie swojej twórczości. Nie tylko jest dramaturgiem ale i aktorem, a na scenie wystawia zaadaptowane na tę potrzebę swoje powieści. Były to dla mnie szczególnie interesujące fragmenty, gdyż dowiedziałam się sporo nowego o twórczej działalności Schmitta.
Na tle pozostałych – bardziej obszernych i wręcz epickich powieści autora – ten dziennik wypada dość blado. Z pewnością nie jest tak monumentalny jak np. „Papugi z placu d’Arezzo” czy „Przypadek Adolfa H.” lub „Kobieta w lustrze” czy też inne zbiory opowiadań. Siłą rzeczy „fabuła” – jeśli można tak to określić – jest dość ograniczona. Podobnie liczba wątków. To sprawia, że czytelnik nie wejdzie w sam środek akcji, tylko co najwyżej będzie się przyglądać „bohaterom” i to z boku lub może raczej przez dziurkę od klucza. To najbardziej przeszkadzało mi w odbiorze tej lektury. W miarę upływu stron, było wprawdzie coraz lepiej – szczególnie kiedy Schmitt zaczął więcej pisać o sobie.
Specyficzna książka napisana w bardzo dobrym stylu, chociaż poruszająca tragiczny i dołujący temat, przez co jej odbiór nie należy do najprzyjemniejszych. Miłośnicy autora powinni być zadowoleni, gdyż otwiera się w niej dość mocno i dopuszcza czytelników do bardzo osobistej sfery życia najbliższej rodziny. Bardzo cenna pod względem biograficznym. Mam jednak nadzieję, że wkrótce przeczytam typową powieść Ericha Emanuela Schmitta, do jakich jestem przyzwyczajona.
wtorek, 5 lipca 2022
„Dziennik utraconej miłości” – Éric-Emmanuel Schmitt
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz i zapraszam ponownie.