niedziela, 1 listopada 2020

„Imię twoje…” – Maria Nurowska

Cykl: Imię twoje (tom 1)
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 6 lipca 2010
ISBN: 978-83-7414-858-0
Liczba stron: 260

Miałam dłuższą przerwę w obcowaniu z prozą Marii Nurowskiej, ponieważ ostatnie dwa egzemplarze z zapasów na mojej półce były częścią trylogii. Na szczęście, kilka dni temu udało mi się kupić ostatnią część cyklu i ze spokojem mogłam w końcu delektować się historią opowiedzianą przez Marię Nurowską. Dla mnie jest to zawsze prawdziwa przyjemność. Treść jej książek jakby sama mimochodem wchodzi do głowy. Nie wiem jak to się dzieje, nie umiem tego wyjaśnić, ale całkowicie znika relacja czytelnik-książka. Po prostu opowieści pochłaniają mnie całkowicie, jakbym była ich częścią.

„Imię twoje…” to część ukraińskiej trylogii, której główną bohaterką jest Amerykanka Elizabeth. Poznajemy ją w momencie kiedy udaje się do Lwowa w celu odnalezienia męża. Podczas zawodowego pobytu na Ukrainie związanego z badaniami naukowymi, tuż przed powrotem do Stanów Zjednoczonych nagle zniknął praktycznie bez śladu. Okazuje się, że jedyna kobieta, która wie cokolwiek na ten temat, została zaaresztowana. Elizabeth postanawia sprawdzić każdy, nawet najbardziej absurdalny trop, by poznać prawdę. Wiadomo – najgorsza prawda jest lepsza od niepewności.

Powieść bardzo przewyższyła moje oczekiwania. Nie spodziewałam się – a może już trochę „zapomniałam” – jakie emocje towarzyszą prozie tej autorki. Historia trzyma w napięciu praktycznie od pierwszej do ostatniej strony, a czytelnik całkowicie zaangażowany jest w osobistą i nierówną walkę głównej bohaterki. Oczywiście, kibicując jej i mając nadzieję, że jej się uda. Fabuła osadzona została około 2000 roku na Ukrainie – jak to często u Nurowskiej bywa, historia odgrywa tutaj zasadniczą rolę. Tę poznaje zarówno czytelnik jak i Elizabeth, która z racji swojego pochodzenia, miała do tej pory dość mętne pojęcie o Europie wschodniej, wrzucając do jednego worka Polskę, Ukrainę, Rosję i inne republiki… – poznaje na własnej skórze i staje się jej częścią. Autorka opisuje nie tyle wiele faktów dotyczących aktualnej sytuacji na Ukrainie, konfliktów ukraińsko-rosyjskich oraz ich związku z Czeczenią, ale i realiów w jakich żyje społeczeństwo, architektury i sztuki (ponieważ ta związana jest bezpośrednio z głównymi bohaterami). To wszystko tworzy bardzo barwne tło dla dość tragicznej historii zaginionego męża.

„Imię twoje…” to przejmująca historia o kobiecej walce, poświęceniu i niezwykłej odwadze – temat niezwykle aktualny w dzisiejszych czasach. Walczy nie tylko Elizabeth. Na kartach książki spotkamy jeszcze kilka innych bardzo silnych indywidualności, których działanie godne jest podziwu. Oczywiście, dla równowagi Nurowska przedstawia też drugą stronę medalu – Elizabeth to w końcu postać kobieca i przechodzi niezwykłą przemianę. Budzą się w niej uczucia, którym niemalże nigdy nie pozwalała dojść do głosu. Jak się można domyślać, za sprawą mężczyzn, którzy stanęli na jej drodze – tych starszych i całkiem jeszcze młodych…

Świetna proza, którą się czyta niemal jednym tchem. Dla miłośników Nurowskiej pozycja obowiązkowa. Z wielką chęcią sięgnę po kolejne części trylogii, tym bardziej, że zakończenie pierwszej części jest otwarte i pozostawia wiele niewiadomych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz i zapraszam ponownie.