Wydawnictwo: Towarzystwo Miłośników Zielonej Góry – WINNICA
Data wydania: 2021-01-01
Liczba stron: 280
Język: polski
ISBN: 9788395551741
Jako zielonogórzanka i lokalna patriotka, bardzo lubię sięgać zarówno po beletrystykę jak i dokumenty traktujące o moim rodzinnym mieście. Trochę takich książek mam na swoim koncie i w zasadzie większość zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Uwielbiam czytać o miejscach, które znam z codziennego życia – w których byłam lub bywam. Ma to niewątpliwie swój urok. Z tego względu otrzymałam w prezencie „Szwindel w Grünbergu”. Czy sama kupiłabym tę książkę – raczej wątpię, ale skoro już ją mam, uznałam, że ją „przetestuję”.
„Szwindel w Grünbergu” to kryminał retro umieszczony w realiach niemieckiej jeszcze Zielonej Góry 1922 roku. Miasto szykuje się właśnie do świętowania swojego 700-lecia, z czym związanych jest trochę kontrowersji. W ramach imprez związanych z obchodami rocznicy, mieszkańcy Grünbergu będą mieli okazję obejrzeć mistrzostwa Europy w zapasach. Miejsce zawodów co roku jest inne, a ponieważ jeden z czołowych uczestników urodził się właśnie w Grünbergu, lokalizacja wydaje się oczywista. Zanim rozpoczną się jednak „spektakle gladiatorów” ginie jedna z pokojówek w hotelu zamieszkałym przez zawodników. Wszystko wskazuje na to, że zabójca charakteryzował się wyjątkową siłą…
Nie zagłębiając się w treść można by uznać, że wszystko się zgadza. Wiernie odwzorowane realia, przez co książka może być dokumentem tamtych czasów (mimo iż główne zdarzenie to fikcja literacka). Tajemnicze morderstwo i zagadka do rozwiązania. Jednak jeśli przejdziemy do realizacji założeń jest dość opornie. Siłą rzeczy porównuję ten kryminał retro z sensacjami autorstwa Marka Krajewskiego, który jest bezsprzecznym liderem tego gatunku. Niestety, Alfred Siatecki wychodzi bardzo blado – tak jakoś nijako. Akcja nie trzyma w napięciu. Wręcz irytuje „ślamazarnością” i jakimś „poszarpaniem” fabuły. Sceny urwane „ni z gruszki ni z pietruszki” – niejednokrotnie zastanawiałam się, co powodowało autorem, że książkę wydano właśnie w takiej formie.
Zaletą książki z pewnością jest przedstawienie geografii i architektury Grünbergu z początku XX wieku. W tym zakresie autor wykonał bardzo dużo żmudnej pracy. Jednak rozkoszowanie się treścią w tym zakresie utrudniało odsyłanie do spisu odpowiedników obecnych nazw miejsc, który znajdował się na końcu książki. Przyznam, że w końcu zaprzestałam już sprawdzać gdzie współcześnie znajdują się bohaterowie. Z prostego względu. Książka jest kiepsko klejona i było to po prostu bardzo niewygodne. Już dawno nie spotkałam się z tak słabo wydaną pozycją. Pewnie ktoś zaraz powie, że czepiam się na siłę. Nie – po prostu stwierdzam fakty i piszę o moich odczuciach towarzyszących czytaniu.
Reasumując, cieszę się, że ta pozycja już za mną. Chciałam ją jak najszybciej skończyć, jednak nie było to takie proste. I pomyśleć, że gdy akcja kryminału retro (które bardzo lubię) wciągnie mnie, to potrafię go przeczytać w dwa dni. Największy minus za fabułę, co jest wg mnie jednak podstawą książki. Drugi za niezbyt przyjazny czytelnikowi styl. Plus jedynie za opis miasta, jak już wspomniałam. Autor może się pochwalić dość licznymi i różnorodnymi publikacjami. Może powinien unikać kryminałów... Nie każdy jest dobry w każdym gatunku. Szczerze, nie mam jednak ochoty sprawdzać jak radzi sobie w innych rodzajach literatury. „Szwindel w Grünbergu” ma sporo wspólnego z tytułem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz i zapraszam ponownie.