sobota, 10 października 2020

„Pięć lat kacetu” - Stanisław Grzesiuk

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 18 stycznia 2018
ISBN: 9788381231060
Liczba stron: 616

Mało kto nie słyszał o książce „Pięć lat kacetu” i jej autorze. Można by powiedzieć, że jest to postać i lektura kultowa. Z niewyjaśnionych jednak względów odkładałam sięgnięcie po nią dość długo. Może z obawy przed wymagającą i przytłaczającą tematyką. Ta bez wątpienia do przyjemnych nie należy, jednak Grzesiuk w zaskakująco lekki sposób opisuje obozową rzeczywistość i w pewien sposób ją „odczarowuje”. Powoduje to, że lekturze nie jeden raz towarzyszył cichy śmiech.

„Pięć lat lacetu” to wspomnienia Grzesiuka z jego pobytów w obozach koncentracyjnych w Dachau, Mauthausen oraz Gusen, gdzie przebywał nieprzerwanie od 4 kwietnia 1940 do 5 maja 1945 roku. Pisane są w pierwsze osobie, w taki sposób jakby opowiadał je dobrym kumplom. Daleko im więc stylistycznie do literatury pięknej, jednak ma to w pewnym sensie swój urok, trzeba się tylko do tego typu narracji przyzwyczaić. Grzesiuk stara się przedstawić konkretne fakty z obozowego życia, ubarwiając je czasem na potrzeby swoich „słuchaczy”, jednak ocenę pozostawia odbiorcom, w pewien sposób dystansując się do swoich przeżyć.

Jeśli chodzi o tematykę, skupia się głównie na tym, co było najistotniejsze dla więźniów obozów koncentracyjnych czyli na zdobywaniu pożywienia, bo to pozwalało przeżyć. Na karach nakładanych na więźniów i unikaniu bicia, bo te niejednokrotnie powodowały przedwczesną i niespodziewaną śmierć. Oraz na pracy, bo ta była podstawowym obowiązkiem więźnia jednak bardzo często powodowała zgony. Ważne było zatem, by w umiejętny sposób jej unikać. Poza tymi trzema głównymi aspektami Grzesiuk opisuje również osoby, z którymi miał styczność podczas swojej odsiadki – zarówno te pozytywne jak i mniej chwalebne przypadki. A to dotyczyło zarówno obozowych zwierzchników jak i „towarzyszy” niedoli.

Nie ma wątpliwości, że to lektura godna polecenia, którą należy przeczytać, gdyż posiada nieocenioną wartość historyczną, bo jest to relacja naocznego świadka. Do tego tak kontrowersyjna, że jeden z więźniów wytoczył Grzesiukowi proces o zniesławienie. I chociaż uważam, iż stylistycznie dobrze byłoby opracować trochę te pamiętniki, bo niejednokrotnie czytamy dosłownie identyczne fragmenty, co może trochę irytować (szczególnie czytelników na co dzień obcujących z literaturą). Jednak absolutnie nie żałuję, iż w końcu zdecydowałam się przeczytać „Pięć lat kacetu”, gdyż to książka niepowtarzalna i na długo zapadająca w pamięć. W końcu to opowieści charakternego cwaniaczka z warszawskiego Czerniakowa, który nawet w tak potwornym miejscu jak obóz koncentracyjny, zawsze kierował się osobistym kodeksem honorowym, a wrodzony spryt pozwolił nie tylko jemu, ale i wielu innym ludziom dotrwać do momentu oswobodzenia przez armię amerykańską. Jego obozowe „przygody” – bo tak należy chyba określić te zdarzenia – bywały czasami wręcz nieprawdopodobne i za każdym razem powodowały coraz większe zdziwienie. Trzeba było mieć tupet!

Wydanie które czytałam (z 2018 roku) posiada zaznaczone pogrubionym drukiem fragmenty wcześniej ocenzurowane przed publikacją. Niewątpliwie wzbogaca to lekturę. Tekst na kilku stronach jest również przez środek przekreślony, bo ugoda po wspomnianym wyżej procesie wymagała m.in. usunięcia ich z wydawanych później książek. Zdradzę „tajemnicę”, że można to prawie bez problemów przeczytać mimo tego przekreślenia. No to do lektury. Przede mną jeszcze dwie części grzesiukowych opowieści czyli „Boso ale w ostrogach” oraz „Na marginesie życia” – sięgnę po nie z wielką przyjemnością.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz i zapraszam ponownie.