Wydawnictwo: Marginesy
Data wydania: 9 września 2020
ISBN: 9788366500143
Liczba stron: 368
Książka prezent, której sama bym nie kupiła. Przeczytana, gdyż została wybrana drogą losowania, sama raczej odkładałabym ją „na później”… Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta: ani nie jestem miłośniczką Marii Dąbrowskiej, ani Anny Kowalskiej. Dodam, iż o tej drugiej dowiedziałam się dopiero podczas czytania niniejszych wspomnień. Sięgnęłam po tę książkę z niewielkiej ciekawości (a nuż mnie zaskoczy!) oraz dlatego, że nie mogę ścierpieć na moim regale „nieprzeczytanych” książek. Co najwyżej „oczekujące”. I tym samym stałam się czytelniczką biografii Anny Kowalskiej.
Jednak nie określiłabym się mianem spełnionej czytelniczki. Spodziewałam się, że będę pod większym wrażeniem tej biografii. Przede wszystkim biorąc pod uwagę nietypowe i zaskakujące relacje obu umieszczonych w tytule pisarek. Jak się okazało, były w sobie zakochane.. Uczucie to przetrwało wiele lat, a ich związek trwał wtedy, kiedy obie panie były jeszcze w związkach małżeńskich ze swoimi mężami. Tworzyli więc nietypowy (nawet na dzisiejsze czasy) czworokąt, w którym wszystkie strony o sobie wiedziały, jednak nie za bardzo się lubiły.
Dąbrowska i Kowalska prowadziły ze sobą bardzo regularną i burzliwą korespondencję, gdyż przez długi czas mieszkały z dala od siebie. Stała się ona, obok dzienników pisarek, bazą do stworzenia tejże książki. Po cytowanych fragmentach, muszę stwierdzić, że była ona o wiele bardziej porywająca niż opracowanie Chwedorczuk.
Dość obszerna i dokładna biografia polskiej pisarki i nowelistki – Anny Kowalskiej. Jednak – może zabrzmi to brutalnie – dość typowa i przeciętna tak jak jej imię i nazwisko. Zdecydowanie, tylko i wyłącznie dla miłośników chociażby jednej z dwóch wymienionych pisarek. Dla mnie najciekawszym było tło historyczne, które przemykało pomiędzy dramami rozgrywającymi się stale między partnerkami. Pokazuje ono nie tylko życie we Lwowie ale i w powojennym Wrocławiu, do którego wyjechało sporo Polaków, by tworzyć nowe polskie życie społeczne, kulturalne i naukowe. Nie przypuszczałabym, że była to swego czasu taka orka na ugorze. Sądząc po efektach, ziarno trafiło jednak na podatny grunt, czego na pewno nie spodziewali się „pionierzy” towarzyszący Kowalskim we Wrocławiu.
Ta książka nie jest źle napisana, ale tematyka jest tak specyficzna, że śmiem twierdzić, iż zaciekawi bardzo wąskie grono czytelników. Jeśli kogoś zachęciłam do sięgnięcia po nią, to życzę powodzenia i miłej lektury.
piątek, 13 sierpnia 2021
„Kowalska. Ta od Dąbrowskiej” - Sylwia Chwedorczuk
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz i zapraszam ponownie.