piątek, 24 lipca 2020

„Przeciwżycie” – Philip Roth

Wydawnictwo: Wydawnictwo Iskry 
Tytuł oryginału: The Counterlife
Data wydania: 1994
ISBN: 8320713935
Liczba stron: 300

Philip Roth należy do grona tych autorów, których twórczość chciałabym poznać kompleksowo. Dlatego, jeśli tylko trafi się okazja, by kupić jakąś jego książkę, robię to. Raczej nie „opis okładkowy” jest w tym przypadku decydujący, a samo nazwisko na okładce. Tak też – „przypadkowo” – trafiło w moje ręce „Przeciwżycie” – z zielonogórskiego antykwariatu przy bibliotece Norwida. Wspomniana wyżej nota, mająca zachęcić przyszłych czytelników do sięgnięcia po tytuł, zachwalała, iż jest to powieść niepodobna do innych i jednocześnie najbardziej skomplikowana. Istotnie, trochę mnie to zaintrygowało. Jedyne czego żałuję w tym wypadku, to fakt, że chronologicznie przeczytałam słowo wstępne autorstwa Lecha Burdeckiego, które znajdowało się na początku książki – jak sama nazwa wskazuje – a które wg mnie zbyt wiele zdradza czytelnikowi i sugeruje oraz narzuca interpretację. Spokojnie mogłoby przeobrazić się w posłowie i stworzyć okazję do polemiki z autorem.

„Przeciwżycie” należy do cyklu książek, których głównym bohaterem jest Nathan Zuckerman, uznawany za alter ego autora. Istotnie, bohater jest pisarzem żydowskiego pochodzenia, który dość mocno podkreśla swoje pochodzenie. Chociaż zaryzykowałabym stwierdzenie, iż w tej powieści autor bardziej niż w przeczytanych przeze mnie do tej pory książkach, porusza problem żydowski. Powiem więcej – „Przeciwżycie” jest nim niemalże przesiąknięte! Żydzi, stosunek do nich innych kultur i nacji, ich rola we współczesnym świecie, ich przeszłość, kondycja, przyszłość, rola i tak w kółko. Szczerze – trochę czuję przesyt. Ale taka była wizja autora. Te wyżej wspomniane zagadnienia, Roth przedstawia przy okazji historii Nathana i jego brata Henry’ego oraz oczywiście kilku kobiet. Gdyż w zasadzie życie duchowe (oczywiście „hebrajsko-izralesko-judaistyczno-syjonistyczne” – taki żart) naprzemiennie opisywane jest z życiem erotycznym bohaterów. W tym aspekcie, przy okazji tej lektury, Roth wyjątkowo mocno kojarzył mi się z Kosińskim.

Wracając jednak do tematu całej historii, której punktem wyjścia – patrząc z perspektywy – jest dość zabawne, ironiczne ale i surrealistyczne zdarzenie. Mianowicie, stan zdrowia Harrego Zuckermana, który zaczął być uciążliwy dla bohatera do tego stopnia, iż ten zaryzykował swoje życie tylko po to, by nadal móc doznawać uciech doczesnych w towarzystwie kobiet. Próżne? Lekkomyślne, by nie powiedzieć głupie? Męskie?  Decyzja o poddaniu się operacji ratującej jego życie erotyczne, miała dla bohaterów bardzo różne skutki. Nie chciałabym zdradzać przyszłym czytelnikom zbyt wiele – tak jak to zrobił pan Burdecki we wstępie… Dodam jednak, iż autor przygotował wiele zwrotów akcji i opisał historię z kilku perspektyw, w których bohaterowie „pożyczają” sobie niejako swoje role, dokonując jednak innych wyborów. Bądź też los decyduje za nich.

Ukazanie jednej głównej historii z różnych perspektyw i przeżywanie jej w odmienny sposób, jakby się miało wpływ na zmianę przeszłości i przez to przyszłości, podobało mi się chyba najbardziej w tej powieści. Wprawdzie w późniejszych (bo powstałych po tej książce) utworach, np. filmowych motyw ten się pojawiał, jednak i tak był dla mnie w pewnym stopniu zaskakujący i nowatorski. W tej książce, chyba jak w żadnej innej, fikcja literacka stale przeplata się z faktami i to podwójnie czy nawet potrójnie. Nie tylko chodzi o wątki autobiograficzne Rotha, ale i życie książkowego autora oraz jego postaci literackich, które tworzy – na wzór osób mu bliskich. Może dla niektórych czytelników wydać się to zbyt zagmatwane, skomplikowane lub kolokwialnie mówiąc po prostu zakręcone, jednak mi przypadło to do gustu.

Nie wiem czy poleciłabym tę książkę na początek przygody z twórczością Philipa Rotha, jednak tym, którzy gustują w jego literaturze z pewnością i raczej jestem pewna, że się spodoba (jeśli nie wszystkim to większości). Chociażby ze względu na tę „inność” i wielopłaszczyznowość. Poza tym, mam wrażenie, że tak jak w żadnej innej książce, postanowił dać upust swoim „żydowskim” poglądom – tak, jakby problem go wyjątkowo „dręczył” i w końcu dał temu upust. Pouczające.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz i zapraszam ponownie.