niedziela, 16 kwietnia 2023

„Małżeństwo we troje” – Éric-Emmanuel Schmitt

Wydawnictwo: Znak Literanova
Tytuł oryginału: Les deux messieurs de Bruxelles
Data wydania: 2013-10-01
Liczba stron: 320
ISBN:  9788324024575

Ależ ja tęskniłam za tak wyśmienitą literaturą i przejmującymi opowieściami o niespotykanej fabule! W oczekiwaniu na drugi tom serii pt.: „Podróż przez czas”, której mam nadzieję w końcu się doczekać (gdyż we Francji wydano już trzecią część!) postanowiłam sięgnąć po starsze utwory Schmitta i tak trafiłam na zbiór pięciu opowiadań zatytułowanych „Małżeństwo we troje”. Co takiego będzie wspólnym mianownikiem dla tych tak różnych utworów? Oczywiście, ci którzy znają twórczość autora pomyślą w pierwszej kolejności – „miłość”. Zgadza się – sam Schmitt zresztą powtarza, że nie napisał nic, co nie jest o miłości, jednak te historyjki łączy coś jeszcze…

„Dwóch panów z Brukseli” to opowieść o dwóch mężczyznach, którzy postanowili połączyć się wiecznym węzłem małżeństwa podczas ślubu innej pary, stojąc za filarem i wypowiadając słowa przysięgi razem z „aktorami” pierwszego planu. Z tą małą różnicą, że tylko przed sobą nawzajem i przed Bogiem. Ten symboliczny gest na zawsze połączył ich los z losem pary młodej.

„Pies” to historia emerytowanego lekarza, któremu całe życie towarzyszył pies – jednej konkretnej rasy i zawsze o tym samym imieniu. Śmierć zwierzęcia przyniosła również kres życia jego pana, co z jednej strony było dość absurdalne, z drugiej w tym przypadku całkiem zrozumiałe. Córka i zaprzyjaźniony pisarz postanawiają odkryć tajemnicę życia mężczyzny i powód jego uwielbienia do tego czworonoga.

„Małżeństwo we troje” to opowiadanie z bardzo zaskakującą pointą! Młoda wdowa, dla dobra dzieci i też swojego, postanawia wyjść ponownie za mąż. Jednak jej nowy mąż jest coraz bardziej zafascynowany jej pierwszym małżonkiem. Wydaje się, że dużo bardziej niż nią samą.

„Serce w popiele” to opowieść o kobiecie, którą dużo silniejsza więź łączy z chrześniakiem niż z rodzonym synem. W momencie śmierci tego drugiego, zaczyna jednak obwiniać wszystkich dookoła, a apogeum złości przypada właśnie na ulubionego dotąd chrześniaka.

„Dziecko upiór” – przewrotna historia z morałem o małżeństwie, które postanowiło przerwać ciążę, przez wzgląd na chorobę płodu. W końcu okaże się czy podjęli dobrą decyzję.

Ponownie, po przeczytaniu zbioru opowiadań, żałuję, iż autor nie rozbudował ich fabuły tworząc pięć kolejnych powieści. Zdecydowanie byłoby to możliwe, gdyż historie posiadają ogromny potencjał. Niestety, decyzji autora się nie zmieni.

Dużym, pozytywnym zaskoczeniem był dołączony do książki dziennik autora, który – jak się okazało – dołączany jest przez niego do drugiego wydania. O ile mnie pamięć nie myli, nie trafił wcześniej w moje ręce przy okazji innych zbiorów. To ogromny bonus, szczególnie dla miłośników Schmitta. Można się z niego dowiedzieć o kulisach powstawania opowiadań, które często inspirowane są przez realne wydarzenia z otoczenia autora. W dzienniku Schmitt przyznaje co łączy wszystkie wspomniane wyżej utwory, mianowicie: „Życia wirtualne, które tworzą podstawę życia realnego.” Zaintrygowani?? Polecam gorąco! Schmitt w swoim wyjątkowym i doskonałym gatunku.

wtorek, 11 kwietnia 2023

„Rodziny himalaistów” – Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin, Joanna Sokolińska

Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2020-10-14
Liczba stron: 224
ISBN: 978-83-280-8337-0

Ponieważ od jakiegoś czasu fascynuje mnie tematyka górska, postanowiłam sięgnąć po tę książkę dotyczącą w znaczącym stopniu gór, która jednak skupia się przede wszystkim na innym – istotnym i raczej pomijanym problemie. Mianowicie, opowiada o rodzinach himalaistów i wpływie jaki pasja ich najbliższych ma na otoczenie. Autorki, pisząc swoją książkę, sięgnęły do wielu źródeł traktujących o wyprawach Polaków w najwyższe góry świata oraz przeprowadziły wiele bardzo osobistych rozmów z rodzinami himalaistów, które po wielu latach od tragedii musiały ponownie sięgnąć do tych bolesnych wspomnień.

W latach 80-tych polski himalaizm rozwijał się wyjątkowo prężnie mimo obiektywnych trudności gospodarczych i skomplikowanej sytuacji politycznej jaka panowała w kraju. Może właśnie dlatego – na przekór szarej (lub może chwilami nawet czarnej) rzeczywistości jednostki uciekały w inny świat – w wysokie góry, gdzie czuły smak wolności i wszechobejmujący bezkres. Skupione na celu jakim było zdobycie szczytu nie myślały o niczym innym i często wbrew zdrowemu rozsądkowi gnały na przód po laur zwycięstwa. Bywały momenty, gdy przychodziło opamiętanie i pojawiało się na chwilę trzeźwe myślenie, jednak góry wzywały dość głośno, więc powracały na szlak i często z niego już nie wracały.

I właśnie rodziny tych, którzy nie wrócili opowiadają o himalaistach ze swojego otoczenia, ich egoistycznej pasji, której wszystko było podporządkowane i której skutki odczuwali właśnie oni przez wiele lat. Także wtedy, gdy przestawali już czekać na powrót (w większości) ukochanych mężów i ojców, gdyż zostali na zawsze w tym swoim wyjątkowym świecie. Dziś – współcześnie – po wielu latach od tragedii – dorosłe dzieci himalaistów potrafią już mówić z dystansem o tych trudnych sprawach. Mimo wszystko ich słowa i opowieści wzbudzają niesamowite emocje. Niejednokrotnie szokują, często budzą współczucie. Zaskakujące jest również to, że wbrew ogólnej opinii, posiadają wiele zrozumienia dla pasji najbliższych i nie mają do nich żalu.

Ciekawa pozycja dla ludzi, których ogarnęła lub powoli ogarnia fascynacja górami. Temat ujęty z zupełnie z innej perspektywy, dostarcza nowych informacji. Dynamika rozmów między autorkami książki i ich respondentami wpływa na tempo czytania i dość mylne wrażenie o pobieżnym potraktowaniu tematu. Oczywiście, zainspirowani tekstem mogą sięgnąć po literaturę traktującą szerzej o poszczególnych przypadkach, która zresztą wymieniona jest w obszernej bibliografii na końcu książki. Mnie szczególnie interesują te współcześniejsze historie i niewykluczone, że wkrótce o nich przeczytam. Polecam.


wtorek, 28 marca 2023

„Sztuka podglądania” – Marta Motyl

Wydawnictwo: Lira
Data wydania: 2020-11-16
Liczba stron: 416
ISBN: 9788366503717

Kolejna książka-prezent tym razem od mojej przyjaciółki malarki, więc wybór wydaje się w pewnym sensie uzasadniony. Czy zdecydowałabym się na ten wybór samodzielnie? Raczej nie, bo 2 z 11opisywanych malarzy to trochę za mało – nawet jeśli to Klimt i Łempicka. Mimo to przeczytałam – w dużej mierze również ze względu na kurczące się zapasy książkowe.

„Sztuka podglądania” w 11 rozdziałach opisuje 11 najbardziej skandalizujących – wg autorki – pod kątem erotycznym obrazów, różnych malarzy światowej sławy. Marta Motyl przedstawia kolejno: „Pochodzenie świata” G. Couberta, „Zasuwkę” J-H. Fragonarda, „Łoże francuskie” Rembrandta, „Uścisk” E. Schielego, „Undula, odwieczny ideał” B. Schulza, „Manao tupapau” P. Gaugina, „Masturbacja i podglądanie” K. Hokusaia, „Sympegma mężczyzny i kobiety z pomocną służącą” J. H. Füssliego, „W łóżku – pocałunek” H. de Toulouse-Lautreca, „Dwie przyjaciółki” T. Łempickiej oraz „Danae” G. Klimta. Kolorowe reprodukcje powyższych obrazów są uzupełnieniem tekstu, co w tego typu książce wydaje się wręcz oczywistością.

Poza dość dokładnym opisem wyglądu poszczególnych dzieł, kontekstem ich powstania i interpretacją, Marta Motyl przytacza również ważniejsze fakty z biografii wyżej wymienionych malarzy. Siłą rzeczy nie są to pełne życiorysy artystów, chociaż dają dość dobry obraz ich sylwetek. Na pewno mogą być inspiracją do sięgnięcia po bardziej wyczerpujące pozycje na ten temat.

Lubię od czasu do czasu przeczytać ciekawą biografię, szczególnie jeśli postać o jakiej czytam zaintrygowała mnie z jakiegoś powodu. Obrazy jednak wolę oglądać, najlepiej w galerii – „na żywo”, a nie w pomniejszonej książkowej wersji czy na ekranie monitora. Z tego względu czuję dość spory niedosyt po przeczytaniu „Sztuki podglądania”. Myślę, że głównym powodem powstania tego zbioru była chęć szokowania i wywołania kontrowersji. Niektóre obrazy mogą uchodzić za mocno odważne – nawet z pogranicza pornografii. Mimo to książkę czytało mi się dość opornie i ociężale. Autorka nie potrafiła – przynajmniej u mnie – wywołać dreszczyku emocji, który towarzyszy zazwyczaj przy pytaniu „co będzie dalej”. Przeczytane, kilka ciekawostek pozostało w głowie, znane fakty utrwalone, nowe obrazy poznane i to by było na tyle. Na zasadzie kolejna pozycja odhaczona.

Czy polecam? Książka może się spodobać wielkim miłośnikom malarstwa i tym polecam, głównie przez motyw przewodni „Sztuki podglądania”. A co do mnie… Zdecydowanie bardziej ucieszyłaby mnie książka opisująca stricte twórczość i życie Gustawa Klimta, bo o Łempickiej już dwie dostałam…

sobota, 18 marca 2023

„Kółko się pani urwało” – Jacek Galiński

Wydawnictwo:W.A.B.
Cykl: Zofia Wilkońska (tom 1)
Data wydania: 2019-04-03
Liczba stron: 304
ISBN: 9788328063624

Na tę książkę zwróciłam uwagę już dość dawno temu. Okładka i intrygujący tytuł przyciągały, ale zdecydowałam się ją przeczytać dopiero ostatnio. Wtedy też dowiedziałam się, że to debiut autora oraz pierwsza część 6-tomowego cyklu! Muszę przyznać, że po kilku stronach książka mocno zyskała, ale jeśli miałabym oceniać ją jako całość… Po kolei jednak!

Zofia Wilkońska – główna bohaterka cyklu – to leciwa, jednak bardzo energiczna i zaradna oraz wyjątkowo sarkastyczna czyli szczera emerytka. Po powrocie z polowania na najlepsze promocje w stołecznych marketach, na które wybiera się jak zawsze ze swoim atrybutem czyli wózkiem na zakupy, czeka ją w mieszkaniu bardzo niemiła niespodzianka. Ktoś włamał się do jej mieszkania, zrobił okropny bałagan i ukradł też trochę dokumentów. Ponieważ policja podchodzi do całej sprawy dość lekceważąco, pani Zofia postanawia wziąć sprawy we własne ręce i samodzielnie dopaść bandytę.

Schemat fabuły jest dość popularny – od czasu do czasu można przeczytać lub obejrzeć perypetie domorosłych detektywów, którzy rozwiązują kryminalne zagadki i to z wielkim powodzeniem. To co odróżnia książkę Galińskiego to dość charakterystyczna główna bohaterka, która wywołuje całą gamę emocji. Do tego styl autora mocno ją ubarwia wywołując niejednokrotnie śmiech podczas czytania – i to śmiech na głos! Książka to jednak nie tylko zabawne przygody zawziętej staruszki. Okazuje się, że fabuła ma drugie dno i dotyczy dość dużej i swego czasu mocno nagłaśnianej w mediach afery dzikich reprywatyzacji. Poza tym, między wierszami można dostrzec też dość tragiczny los statystycznego polskiego emeryta, który ledwo wiąże koniec z końcem, a czasem i to mu się nie udaje. I muszę przyznać, że to dość wzruszające fragmenty, które mocno kontrastują z dowcipnym opisem staruszki.

„Kółko się pani urwało” to pomysłowy debiut Jacka Glińskiego, który przez większość książki mocno się starał i z dość dużą energią parł naprzód, jednak przy końcu jakby zabrakło umiejętność literackich i po punkcie kulminacyjnym poziom opowieści mocno „siadł”. Pojawiło się nawet z tego względu dość spore rozczarowanie.

Lekka komedyjka kryminalna z potencjałem i otwartym zakończeniem. Myślę, że skuszę się chociaż na jeszcze jedną część, w celu porównania i oceny progresu autora. Lektura rozrywkowa na wolny weekend lub urlop, gdy pogoda zawiedzie. Warto się przyjrzeć.

poniedziałek, 13 marca 2023

„Filip” – Leopold Tyrmand

Wydawnictwo:Wydawnictwo MG
Data wydania: 2023-02-22
Data 1. wyd. pol.: 1993-01-01
Liczba stron: 416
ISBN: 9788377798898

Na twórczość Leopolda Tyrmanda zwróciłam uwagę już jakiś czas temu, ale do teraz nie było okazji, by sięgnąć po jakąś jego powieść, chociaż „Złego” dodałam do listy książek do przeczytania już jakiś czas temu. Póki co – na fali popularności filmowej ekranizacji – przeczytałam „Filipa”. Chociaż odnoszę wrażenie, że reżyser i scenarzyści dość mocno odbiegli od literackiego pierwowzoru i sporo dodali. Właściwie wcale im się nie dziwię.

Tytułowy „Filip” to polski Żyd, który na skutek sprzyjających okoliczności dobrowolnie trafia do Frankfurtu nad Menem, gdzie pod fałszywą tożsamością – jako Francuz – zostaje kelnerem w luksusowej restauracji. Razem z nim pracuje tam grupa młodzieży z innych okupowanych przez Niemcy krajów. Razem tworzą zgraną paczkę, wspierają się, pojawiają się nawet prawdziwe przyjaźnie. Trzeba przyznać, że chłopcy nieźle się urządzili w tym kraju wroga. Mimo ogólnych trudności, żyją naprawdę wygodnie. Jedzą dostatnio, a i czasu na rozrywki nie brakuje. By jeden miał więcej, trzeba zabrać drugiemu – to taka ich prywatna, specyficzna walka z wrogiem.

„Filip” to nietypowa powieść wojenna. Wprawdzie w tle czuć wojenną atmosferę i tę wiszącą w powietrzu grozę, jednak na pierwszy plan wysuwa się coś zupełnie innego – młodość, energia, chęć zabawy i jakiegoś wygodnego urządzenia się w tym dorosłym świecie, czasem cwaniactwo, brawura i lekkomyślność czyli wszystko to, co można utożsamiać z głównym bohaterem, przejawiającym zdecydowanie hedonistyczny stosunek do życia. W sumie nie ma się co dziwić – każdy wiek rządzi się swoimi prawami. To wszystko powoduje dość interesujący kontrast, nadając powieści buntowniczego charakteru. I mianem buntownika, niegodzącego się z otaczającymi go realiami, toczącego z rzeczywistością własną, oryginalną walkę można określić właśnie Filipa.

Autor określa tę powieść jako jego ukochaną i najlepszą książkę oraz spowiedź pisarką, gdyż zawiera sporo elementów autobiograficznych. Tych, niestety, sama nie jestem w stanie wyłapać, gdyż nie poznałam szczegółowego życiorysu pisarza. Nie mam na razie również porównania z innymi utworami Tyrmanda, ale zdecydowanie może ona przekonać nowego czytelnika do sięgnięcia po kolejne. Ja mam ochotę. Mimo, iż „Filip” jest powieścią dość nieśpieszną, momentami przegadaną i przeintelektualizowaną, co ma wpływ na tempo czytania. Do tego sposób pisania dialogów, które często wtapiają się w narrację, nie ułatwia czytelnikowi. Wprawdzie w pewnym momencie, który można określić mimo wszystko punktem kulminacyjnym, akcja przyspiesza i mocniej wciąga. Wtedy rzeczywiście trzyma w napięciu i mknie się przez kolejne strony.

„Filip” to przykład wojennej literatury pięknej. Powieść nieprzeciętna i wyróżniająca się na tle innych pozycji – tak samo jak jej główny bohater, który mocno wyróżnia się na tle otoczenia i społeczeństwa. Wprawdzie fabuła jest dość mocno ograniczona i patrząc obiektywnie nie dzieje się tam wiele – dlatego tym bardziej rozumiem Michała Kwiecińskiego, który dość mocno ubarwił swój film, co stwierdzam już po obejrzeniu samych zwiastunów. Mimo to książka przewyższa inne ze swojego gatunku – olśniewa i na długo zapada w pamięć. Budzi również całą gamę pozytywnych skojarzeń – tak jak i Filip, którego podziwiamy, któremu kibicujemy z całych sił i chcemy, by mu się wszystko udało.

Powieść wojenna pozbawiona typowych dla polskiej literatury elementów martyrologicznych, za to ukazująca wojnę z perspektywy cudzoziemcy w kraju wroga. Historia wzbogacona wątkiem miłosnym, który mnie jako kobietę wciągnął najbardziej. Bo jakże można mówić o młodości bez miłości. Myślę, że ponowne wydanie powieści w wersji filmowej (czyli z licznymi fotosami z filmu) oraz ekranizacja „Filipa”, przysporzą Tyrmandowi nowych fanów oraz popularności, jakiej nigdy by się nie spodziewał. Popularności na skalę możliwości książkowej postaci oraz odtwórcy głównej roli w filmie – bardzo utalentowanego Eryka Kulma jr, który – mam nadzieję – uniesie ciężar swojej postaci i będzie umiał się od niej odciąć w kolejnych produkcjach.

sobota, 4 marca 2023

„A my zostajemy w Zielonej Górze” – Mieczysław J. Bonisławski

Wydawnictwo: Polskie Towarzystwo Krajoznawcze
Data wydania: 2022-01-01
Liczba stron: 68
ISBN: 9788390696607

Z wielką chęcią sięgnęłam po tę objętościowo niewielką, lecz bardzo treściwą książkę traktującą o moim rodzinnym mieście, szczególnie, iż znam osobiście jej autora. Sympatia do jego osoby nie będzie miała jednak wpływu na moją obiektywną opinię na temat tego fabularyzowanego przewodnika po Zielonej Górze, który powstał przy okazji obchodów 700/800-lecia miasta. Zaintrygowanych podwójnym jubileuszem odsyłam do czeluści internetu, gdyż nie jest to temat ani wspominanej książki, ani mojej opinii.

„A my zostajemy w Zielonej Górze” składa się z 11 rozdziałów zwanych przez autora gawędami, które opowiadają o różnych zabytkach miasta, związanych głównie z koleją. To specyficzne ujęcie tematu nie zdziwi tych, którzy wiedzą co jest „bzikiem” Mieczysława Bonisławskiego. Fabuła książki krąży wokół winobrania czyli obchodów Dni Zielonej Góry, które są przyczynkiem do spotkań trojga głównych bohaterów książki. Ze względu na sytuację społeczną i wszechobecne ograniczenia pandemiczne, panowie postanowili wrócić do dawnych tradycji i spędzają ten czas we własnym gronie. Nie z gośćmi (z odległych zakątków Polski i nie tylko) odwiedzającymi Zieloną Górę, lecz z członkami najbliższej, lokalnej społeczności – wzmacniając więzi, które już ich łączą. Każdego dnia planują wyjście do miasta, by przy kieliszku miejscowego wina poznać historie i historyjki związane z wieloma zabytkami oraz postaciami – zarówno tymi współczesnymi jak i historycznymi, które dziwnym trafem zawsze znajdują miejsce przy ich stoliku…

Niejednokrotnie powtarzałam, że jestem miłośniczką literatury traktującej o moim rodzinnym mieście i przeczytałam sporo pozycji na ten temat. Książka Mieczysława Bonisławskiego mimo wszystko jednak mnie zaskoczyła, co jest jej wielką zaletą. Zaskakująca była przede wszystkim jej forma, gdyż na pierwszy plan wysuwa się intrygująca opowieść literacka, która wciąga czytelnika do samego końca. Do tego, jej współczesną warstwę przenikają regularnie goście z przeszłości, nadając całości nieco baśniowego charakteru. Między wierszami czytelnik otrzymuje całą masę konkretów dotyczących historii miasta, poszczególnych miejsc, zdarzeń i osobistości z nimi związanych. I mimo, iż posiadałam już jakąś wiedzę na ten temat, to i tak z treści wyciągnęłam dla siebie kilka perełek i mam ochotę je zgłębić.

Bardzo oryginalny pomysł na łączenie gatunków. Opowieść literacka przepełniona elementami fantastyki i sporą dawką interesujących faktów historycznych dotyczących zarówno historii Zielonej Góry jak i kolei. Wartka akcja i styl autora sprawiają, że książkę czyta się jednym tchem. Liczne zdjęcia opisywanych zabytków doskonale uzupełniają treść. „Przewodnik” będzie z pewnością inspiracją do spacerów po naszym pięknym mieście, tym razem śladami kolejarzy oraz bohaterów książki, i odkrycia jeszcze kilku zielonogórskich tajemnic. Jedynym czego mi brakowało, to dołączenie mapki, na której zaznaczono lokalizację zabytków i trasy, którymi krążą po mieście bohaterowie. No i szkoda, że tak szybko się skończyło.

Polecam zapalonym turystom, lokalnym patriotom, miłośnikom kolei i kolejki wszelakiej oraz historii regionu.

czwartek, 2 marca 2023

„Kaprys gangstera” – Katarzyna Mak

Wydawnictwo: Lipstick Books
Cykl: Namiętność Żądza Przyciąganie (tom 1)
Data wydania: 2021-03-10
Liczba stron: 352
ISBN: 9788328087613

Książka została mi pożyczona i polecona, więc w ramach poszerzania czytelniczych horyzontów postanowiłam ją przeczytać. Sama raczej bym jej nie wybrała, gdyż szkoda byłoby mi na nią czasu. To typowa literatura erotyczna dla kobiet, którą określiłabym jako bajkę dla dorosłych dziewczynek. Jest to pierwsza część trzytomowej serii, ale nie znajdę raczej tyle samozaparcia, by poznać całość.

Schemat fabuły jest dość prosty: on superprzystojny, męski i egzotyczny, zakochuje się w niej – skromnej, ale pięknej dziewczynie i ratuje ją z jakiejś opresji. W sekundę wszystko zmienia się o 180 stopni i zaczyna być jak w bajce. Mały problem: on jest niebezpiecznym gangsterem. Oczywiście, życie rzuca im kłody pod nogi, ale on zapewnia, że zawsze ją obroni… I tak wygląda cała historia Marcello i Eleny. Tzn. odnoszę wrażenie, że 50% ich historii. Druga połowa (no może większa połowa) to ogniste sceny łóżkowe, które autorka traktuje jak przecinek między rozdziałami.

Może i traktowałabym tę książkę jak miły i zabawny przerywnik między innymi lekturami, gdyby mnie tak nie wymęczyła. Autorka postawiła bowiem na przesyt. Za dużo tych opresji, za dużo tego łóżka. A zakończenie – mocno dramatyczne – zmusza poniekąd do sięgnięcia po kolejną część, a najlepiej po dwie. Epilog sugeruje, że wielka miłość naszych bohaterów będzie cały czas tak samo dramatyczna – ogniste spotkania i burzliwe odejścia. Ileż można? Zapewne na koniec czeka ich happy end. I byłoby wszystko w porządku, gdyby autorka ograniczyła się do jednej części. Ale naprawdę CO ZA DUŻO, to niezdrowo.

Na plus przemawia styl autorki. Rzeczywiście, czyta się błyskawicznie (więc na lekturę marnujemy mało czasu). Poza tym, miło czasem poczytać bajki. Bajki, a nie brazylijskie (lub włoskie) tasiemce, które ciągną się w nieskończoność. Analizując dość obszerną i monotonną bibliografię Katarzyny Mak stwierdzam zdziwiona, że widocznie jest zapotrzebowanie na tego typu książeczki. Ciekawi mnie, czy jakaś czytelniczka poznała jej wszystkie (u)twory – chciałabym poznać tę osobę. Mi z pewnością by się to nie udało…