wtorek, 13 marca 2018

„Dobre wychowanie” – Amor Towles

Wydawnictwo: Znak Literanova
Tytuł oryginału: Rules of Civility
Data wydania: kwieciń 2013
ISBN: 9788324023288
Liczba stron: 368

Jest to druga powieść Amora Towlesa, którą przeczytałam, mimo, że to właśnie od niej zaczął swoja karierę jako pisarz. Chociaż książka ta trafiła w 2011 roku na listy bestsellerów New York Timesa, Boston Globe i Los Angeles Times,  The Wall Street Journal uznał ją za jedną z dziesięciu najważniejszych książek beletrystycznych wydanych w 2011 r., a francuski przekład otrzymał w 2012 r. Nagrodę Fitzgeralda, to opis znajdujący się na okładce zachęcił mnie do sięgnięcia po nią tylko w umiarkowany sposób. Stwierdziłam, że kiedyś pewnie przy okazji tę książkę również przeczytam. Ach… jakże mylne mogą być te „pierwsze wrażenia” i „okładki”!

„Dobre wychowanie” to powieść retro, której akcja rozgrywa się głównie w Nowym Jorku lat 30-tych ubiegłego stulecia. Główną bohaterką i zarazem narratorką jest młoda dziewczyna (na marginesie autor świetnie poradził sobie z tą kobieca narracją!), która ucieka z emigranckiej biedy Brooklynu, zmieniając przy okazji imię z Katiya na Katey. Jest oczytana, wyważona, akuratna, potrafiąca zawsze zachować się odpowiednio do sytuacji i otoczenia, nie przeszkadza jej to jednak być równie rozrywkową jak jej przyjaciółka i współlokatorka – Eve – i czerpać z życia przyjemności.

Eve ma sporo wspólnego z Katey, również wyrwała się z nudnego życia na Południu, marzy o tym by wybić się ze swojej warstwy społecznej i osiągnąć sukces. Obie mają co prawda inne wizje tego sukcesu i różnymi sposobami do niego dążą, na co w duży, wpływ maja odmienne charaktery obu pań, nie komplikuje to jednak ich przyjaźni, która chwilowe zawirowanie przechodzi jedynie, gdy na horyzoncie pojawia się młody, przystojny i bogaty mężczyzna – Tinker – „dżentelmen do zakochania”… Mylą się jednak ci, którzy stereotypowo wyobrażą sobie dalszy ciąg tej historii – skąd inąd romantycznej, subtelnej, intrygującej, pozytywnej i bardzo zaskakującej! Nie zawsze będzie jednak tak cukierkowo – pojawią się również momenty tragiczne i nostalgicznie. Nie będę jednak zdradzać więcej szczegółów, by czytelnik sam mógł delektować się lekturą tej książki, bo czytanie jej było naprawdę wielką przyjemnością.

Książka ma świetny lekki styl, czyta się błyskawicznie. Dzięki bardzo plastycznym opisom Amor Towles wykreował w niej bardzo ciekawy obraz Nowego Jorku mimo, że tak naprawdę tylko dwa miejsca wspominane w książce przetrwały do dzisiaj – Hotel Plaza oraz Klub 21 – a i pojawiają się takie, które istniały tylko wyłącznie w jego wyobraźni – jak np. undergroundowy klub jazzowy prowadzony przez Rosjan. Czytając ma się wrażenie, że wszystko o czym pisze Towles jest takie prawdziwe i wręcz namacalne. Do tego cały czas czuje się atmosferę tamtych czasów – książka jest pełna „smaczków z przeszłości”– informacji o minionej epoce, przekazanych w bardzo subtelny i nienachalny sposób, a wynajdywanie ich sprawia naprawdę wielka frajdę.

W opiniach o „Dobrym wychowaniu” bardzo często znajdziemy porównanie do „Śniadania u Tiffaniego” i „Wielkiego Gatsbyego”. Owszem te książki mają sporo wspólnego. Poza tym, że w każdej pojawia się Nowy Jork i atmosfera epoki jest bardzo sugestywnie opisania. Do tego bohaterowie prowadzą dość rozrywkowy styl życia charakterystyczny dla młodej elity lat 20tych i 30tych, mają wielkie aspiracje, marzą o awansie społecznym, niektórym nawet udaje się osiągnąć sukces, jednak „Dobre wychowanie” jest dla mnie książką pod każdym względem wyjątkową i na pewno nie umniejszałabym jej wartości w porównaniu z wymienionymi wyżej dziełami.

O wielkiej sile tej powieści świadczą przede wszystkim niebanalne postacie – nie tylko dwie wyżej wymienione dziewczyny i Tinker, ale cały rząd znaczących i ciekawych charakterologicznie postaci drugoplanowych (Wallace i Dicky, Anne Grandyn czy Mason Tate) które miały bardzo duży wpływ na to jak ewoluowała główna bohaterka i jej historia. A historia ta może być bardzo inspirująca. Owszem los jest nieprzewidywalny stwarza nam ogromne możliwości (czasem płata figle), ale mamy też wpływ na nasze życie dokonując świadomych wyborów. Ważne by to były nasze wybory i żebyśmy zawsze żyli przede wszystkim w zgodzie ze sobą. Może to brzmi banalnie, ale jednak skłania do refleksji, tak jak „Dobre wychowanie” Amora Towlesa. Zarówno książka, jak i jej autor trafiają na półkę moich „naj”. 

piątek, 9 marca 2018

„Wielki Gatsby” - Francis Scott Fitzgerald

Wydawnictwo: Bellona     
Tytuł oryginału: The Great Gatsby
Data wydania: 2013
ISBN: 9788311128835
Liczba stron: 190

„Wielki Gatsby” to powieść obyczajowa, której akcja rozgrywa się na początku lat 20tych XX wieku w okolicach Nowego Yorku czyli z jednej strony w czasie dynamicznego rozwoju amerykańskiej gospodarki, wielkich możliwości, przemian obyczajowych, ale też wtedy, gdy wprowadzono prohibicję, co łączy się nierozerwalnie z działalnością licznych grup przestępczych i ich szemranymi interesami. Nigdy wcześniej slogan „od pucybuta do milionera” nie zyskał tak bardzo na znaczeniu i nie wyznaczał początku kariery tak licznych osobistości nowej elity finansowej.

Idealnym przykładem, który łączy w sobie te wszystkie wyżej wymienione zjawiska jest tytułowy Jay Gatsby, którego czytelnik poznaje poprzez wspomnienia narratora i, jak się później okaże, jedynego prawdziwego przyjaciela Gatsby’ego – Nicka Carraway’a, - młodego absolwenta Yale, stojącego zarówno u progu kariery w branży finansowej, jak i dorosłego życia, które chce rozpocząć z dala od rodzinnej Minnesoty z czystą kartką.

Nick sprowadza się na Long Island i jako sąsiad Gatsby’ego ma możliwość obserwowania stylu życia młodej nowojorskiej śmietanki, a także wstąpienia powoli do tych nowych wyższych sfer. Tylko czy rzeczywistość okaże się tak atrakcyjna jak wyobrażenie o niej? Z czasem, gdy Gatsby zaczyna mu ufać, otwiera się przed nim i daje mu się naprawdę poznać, okazuje się, że to jego cudowne życie jest tylko grą pozorów, mirażem mającym mu zapewnić status, uznanie, szacunek i… miłość kobiety, która była motorem jego działania. Fascynacja dziewczyną z przeszłości determinowała jego postępowanie, uczucie do niej stało się motywacją, by wyrwać się ze swojej warstwy społecznej, zbić fortunę, zaimponować jej i zapewnić to wszystko, na co zasługuje panna z dobrego i bogatego domu.

By nie zdradzić zbyt wiele z tej dość prostej, ale bardzo ciekawej historii, wspomnę tylko, iż po raz kolejny sprawdzą się  powiedzenia, że „pieniądze szczęścia nie dają” i „nie kupi się za nie ani miłości, ani przyjaźni”. Smutne, ale prawdziwe. Siłą tej książki są bez wątpienia bardzo zróżnicowani i ciekawie skonstruowani bohaterowie budzący wiele emocji oraz bardzo sugestywnie oddany klimat Ameryki lat 20tcyh ubiegłego stulecia.

Fitzgerald przedstawił w swojej powieści wierny obraz tzw. „straconego pokolenia”, którego młodzieńcze lata pokrywały się z pierwszą wojna światową. Jednak jest to powieść ponadczasowa, aktualna także dzisiaj, kiedy „American dream” jest wciąż synonimem idealnego bajkowego życia i celem wielu młodych ludzi.

Jedyne, do czego mogę się przyczepić to długość książki (chociaż w sumie słowo „krótkość” byłoby bardziej odpowiednie). Żałuję, że czas spędzony z bohaterami „Wielkiego Gatsby’ego” trwał tak krótko i wręcz minął w mgnieniu oka. Czyżby była to kolejna książka zaliczana do kanonu klasyki amerykańskiej literatury, na miarę – może zabrzmi to złośliwie, a na pewno ironicznie – amerykańskich możliwości czytelniczych? A może Francis Scott Fitzgerald antycypował, że będzie to świetny materiał na scenariusz do filmu? W końcu „Wielki Gatsby” doczekał się póki co już 5 ekranizacji.

Jako miłośniczka klasyki literatury polecam jednak bezwzględnie!

czwartek, 1 marca 2018

„Rosja” – Edward Rutherfurd

Seria: Szmaragdowa seria
Wydawnictwo: Czarna Owca
Tytuł oryginału: Russka
Data wydania: 10 listopada 2017
ISBN: 9788380156395
Liczba stron: 888

Jest to trzecia epicka powieść historyczna Edwarda Rutherfurda, którą przeczytałam i po raz kolejny autor całkowicie spełnił moje oczekiwania. Na polskie tłumaczenie trzeba było czekać aż 26 lat, ale było warto! Na prawie 900 stronach, w 12 tematycznych rozdziałach, autor przedstawił kompleksowo dzieje potężnego państwa rosyjskiego, począwszy od 180, a skończywszy na 1990 roku. Nie jest to jednak nużący podręcznik do nauki historii – Ruhtehrfurd nie przytłacza czytelnika ogromem faktów historycznych, szczegółów, konkretnych dat, lecz jedynie kreśli, w bardzo przystępny sposób, tło historyczne, w którym umieszcza - obok prawdziwych - fikcyjne zdarzenia i postacie. Bardzo płynnie przechodzi od historii Rosji, do historii opisywanych rodzin.

Być może by lepiej trafić do polskich czytelników oryginalny tytuł powieści „Russka” przetłumaczono jako „Rosja”. Tak naprawdę akcja powieści toczy się głównie właśnie w dwóch fikcyjnych miejscowościach o nazwie Ruska (jednej w okolicy Moskwy, drugiej w pobliżu Kijowa) – tam się wszystko zaczyna i tam się kończy… Te dwie wymyślone wioski mają jednak cechy okolicy, w której się znajdują. Część zdarzeń przedstawiona jest również w Moskwie i Petersburgu, a o innych miejscach dość często wspominają bohaterowie w swoich opowieściach. Uważam jednak, że Rutherfurd nie odszedł za bardzo od swojego charakterystycznego schematu umiejscawiania wydarzeń w jednym konkretnym mieście. 

Głównymi bohaterami powieści są tradycyjnie fikcyjne rodziny – Bobrowów, Suworinów, Romanowów, Iwanowów, Karpienków i Popowów, które bardzo często spotykają na swojej drodze autentyczne postacie i biorą udział w rzeczywistych zdarzeniach historycznych. Losy konkretnych przedstawicieli poszczególnych rodów, na przestrzeni wieków, splatają się ze sobą, często w bardzo zaskakujący sposób. By ułatwić czytelnikowi zrozumienie i zapamiętanie tych wszystkich relacji autor umieścił na początku książki dość proste, ale wystarczająco dokładne drzewo genealogiczne. Przyznam, że zerkałam do niego przy każdym rozdziale.

Czytając „Rosję” mamy możliwość poznać ten kraj kompleksowo – nie tylko jego historię, ale i geografię, zwyczaje, obyczaje, obrzędy i kulturę. I przyznam, że ten aspekt społeczny potrafił mnie nie jeden raz zaskoczyć, zniesmaczyć lub nawet przygnębić. Może autor oszczędza nam bardzo szczegółowych opisów związanych z okrucieństwem, jednak jedno zdanie opisujące brutalność Tatarów, Iwana Groźnego czy też zwykłego chłopa wystarczy by wzbudzić wielkie współczucie wobec wyjątkowo ciężkiego i niesprawiedliwego losu przeciętnego obywatela rosyjskiego (w tym bardzo często głównie kobiet) – i co jeszcze bardziej smutne – bez względu na to jakiego przedziału czasowego dotyczą te wydarzenia.

Chociaż siłą rzeczy, w pewnym sensie, porównuję te książkę do poprzednich i może jej ogólny wydźwięk jest dość przytłaczający – szczególnie przy subtelnym przepełnionym miłością „Paryżu” albo pełnym wielkich możliwości, sukcesu i kariery „Nowym Jorku - to absolutnie nie żałuję, że po nią sięgnęłam. „Rosja” to kolejne monumentalne dzieło, w którego tworzenie Rutherfurd włożył ogrom pracy, biorąc przede wszystkim pod uwagę rozległy reaserch poprzedzający pisanie. Myślę, że autorowi świetnie udało się wniknąć w to pełne tajemnic i sprzeczności społeczeństwo i pokazać typową rosyjską (słowiańską?) duszę, która tak intryguje.

czwartek, 8 lutego 2018

„Trup na plaży” – Aneta Jadowska

Cykl: Garstka z Ustki (tom 1) 
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania: 31 stycznia 2018
ISBN: 9788381290890
Liczba stron: 304

Jest to moje pierwsze spotkanie z Anetą Jadowską oraz z ‘Magdą Garstką’ i już obie skradły moje serce. Nie wiem tylko która bardziej… Po chwili zastanowienia stwierdzam, że chyba jednak autorka, bo to ona zdecydowała się odejść od dobrze znanej jej konwencji fantastycznej i napisać swój pierwszy kryminał. I to kryminał, którego akcja toczy się w moim ukochanym mieście czyli Ustce. No i w końcu to ona stworzyła przecież ‘Garstkę’. Mimo mojego uwielbienia dla tego wyjątkowego kurortu, w którym staram się odpocząć zawsze gdy tylko czas na to pozwoli, postaram się być jednak obiektywna.

Główną bohaterką książki jest Magda Garstka, która po zrobieniu licencjatu i po 9 latach spędzonych u cioci w Łodzi, postanawia wrócić do rodzinnej Ustki i zamieszkać na tyłach pensjonatu, który prowadzi jej babcia. Propozycja przyjazdu nad morze chociaż na wakacje wyszła właśnie od niej, a ponieważ Magda nie miała planów na dalsze życie, przystała na nią. Do Ustki ciągnie ją jeszcze coś – tajemnice rodzinne z przeszłości, pytania bez odpowiedzi, które nie dają jej spokoju. Po pierwszym poranny spacerze po plaży ma wrażenie, że spokoju nie uda jej się zaznać jeszcze bardzo długo, gdyż po tym jak usiadła na piasku by chwilę odpocząć i ukoić wzrok widokiem fal, zauważyła pływającego twarzą w dół tytułowego trupa! Jak przystało na córkę i bratanicę policjanta postanowiła dowiedzieć się kim był topielec. Czy uda jej się rozwiązać zagadkę, która wg policji jest sprawą oczywistą – „zwykłym” utonięciem turysty?

„Trup na plaży” nie jest jednak tylko i wyłącznie książką o młodej detektywce-amatorce, która prowadzi swoje pierwsze „dochodzenie”. Istotnym elementem fabuły i – zdradzę – całej układanki jest też rodzina i jej niekiedy bardzo skomplikowane relacje. Co prawda na początku wydawać by się mogło, że życie rodzinne „Garstek” to wyidealizowana sielanka – ciepła babunia, przesympatyczny wuj i kochane ciocie, kuzynka, która jest bratnią duszą – jednak jak każda rodzina – tak i ta skrywa jakąś tajemnicę – niekoniecznie przyjemną.

Przyznam, że książka intrygowała mnie bardzo – praktycznie od pierwszej do ostatniej strony. Co chwilę pojawiała się jakaś nowa „rewelacja”, co chwilę poznawałam kolejny element dość zawiłej układanki. Do tego napisana jest w bardzo lekkim i dowcipnym stylu, który niby nie powinien pasować do trzymającego w napięciu kryminału – a jednak! Bywało zabawnie, czasem wzruszająco, niekiedy groźnie, ale zawsze ciekawie.

Dodam iż dla mnie dużym plusem książki jest też sposób przedstawienia miasta. Autorka bardzo dokładnie opisuje wiele miejsc w Ustce tworząc jakby swoisty „przewodnik” po niej. Było to dla mnie bardzo przyjemne uczucie „widzieć” podczas lektury tę moją Ustkę, a nie tylko wyobrażać sobie jakieś miejsca. Obowiązkowa lektura dla każdego miłośnika tego miasta!

wtorek, 6 lutego 2018

„Niebo pod Berlinem” - Jaroslav Rudiš

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Tytuł oryginału: Nebe pod Berlínem
ISBN: 8374694780
Liczba stron: 140

„Niebo pod Berlinem” to specyficzna powieść, która składa się z kilku odrębnych opowieści, zawartych w kolejnych rozdziałach. Wszystkie te opowieści łączy jedno – U-Bahn, czyli berlińskie metro zwane przez autora po prostu „ubanem”. Narratorem i zarazem głównym bohaterem, który „zbiera” te wszystkie historie jest trzydziestolatek z Czech, który pewnego dnia postanawia rzucić monotonną i spokojna pracę w szkole i wyjechać do Berlina, by tam znowu grać muzykę. Bem wyjeżdża jakby ze strachu przed dorosłością, chociaż w zasadzie od „jakiegoś” czasu jest już dorosły! Wyjeżdża do Berlina, bo Berlin to wolność.

Niemiecka przygoda Bema rozpoczyna się od poznania „Pancho Dirka”, z którym zakłada zespół o nazwie U-Bahn – „wyraża wszystko co ważne dla punkowej kapeli – mrok, huk i prędkość”.  Można by rzecz, że trafił swój na swego. Razem, grają, razem próbują, mieszkają, imprezują i czasem pracują. Podoba im się nawet jedna dziewczyna, która ostatecznie jednak wybiera Bema. Ten mimo, iż często wraca myślami do swojej czeskiej miłości, przez którą został opuszczony, pozwala sobie rozpocząć „związek” z Katrin. Czy łączy ich coś więcej niż seks? Może jeszcze metro, gdyż rodzina dziewczyny jest z nim mocno związana. Przez ojca Katrin poznaje wiele ciekawych historii związanych przede wszystkim z koleją podziemną, motorniczowie zwierzają mu się przy piwnie w „ubanowym” barze z traum wywołanych śmiercią pasażerów pod kołami metra. Szczególnie prześladują ich te puste przeszywające oczy, które wgapiały się w nich tuż przed śmiercią. Poza tym, chyba bez większej trudności, można by na podstawie „książkowych” opowieści stworzyć mapę berlińskiego metra, albo chociaż przewodnik po nim.

Do tego czytelnikowi cały czas w tle towarzyszy muzyka, ponieważ „człowiek zapamiętuje wydarzenia według dźwięków. Według nich je układa, gubi i znów odnajduje. Świat to technika dźwiękowa, uszy to kierunkowskazy” – jak twierdzi Bem. I zaryzykowałabym stwierdzenie, że właśnie głównie przez tę muzykę autor „funduje” czytelnikowi bardzo miły powrót do przeszłości – do szalonej młodości, imprez w klubach i koncertów. Podczas czytania wiele razy uśmiechałam się do swoich wspomnień. Uśmiech wywoływały również liczne fragmenty humorystyczne, które autor opisuje w bardzo lekkim stylu. Język jakiego używa sprawia, że przez kolejne strony pędzi się niczym „uban”.

A dlaczego „Niebo POD Berlinem”? Bo tam – pod spodem – w metrze toczy się cały świat – nie tylko Bema.

Polecam, gdyż jest to bardzo nieprzeciętna i oryginalna książka. Chociaż trudno ją „zdobyć” warto się trochę wysilić, by móc poznać twórczość czeskiego pisarza Jaroslava Rudiša. Z przyjemnością sięgnę po kolejne tytuły tego autora.

czwartek, 25 stycznia 2018

„Słowik” – Kristin Hannah

Wydawnictwo: Świat Książki
Tytuł oryginału: The Nightingale
Data wydania: 12 października 2016
ISBN: 9788380313712
Liczba stron: 560

Jest to bez wątpienia najbardziej emocjonująca i wzruszająca powieść traktująca o drugiej wojnie światowej jaką do tej pory przeczytałam. Nie mogę sobie także przypomnieć, by jakakolwiek inna książka wywołała we mnie tyle silnych emocji.

Autorka ukazało okrucieństwo wojny, z zupełnie innej niż zazwyczaj spotykamy w powieściach historycznych, perspektywy kobiet. Francuskich kobiet, które mimo wielu niechlubnych przypadków kolaboracji, w dużej mierze także dzielnie walczyły w drugiej wojnie światowej. Jedne, czekające na powrót swoich mężów z frontu, walczyły samotnie każdego dnia o przetrwanie stawiając czoła nowej okrutnej codzienności, o to by ich dzieci bezpiecznie dotrwały do końca wojny i miały co jeść, o coraz częściej grabiony przez okupanta lichy dobytek; inne – te z pozoru bardziej odważne – schodziły do „podziemia”, by przystąpić do ruchu oporu i bardziej aktywnie stawić czoła wrogom.

Tak też podzieliły się dwie siostry – główne bohaterki „Słowika” – Vianne i Isabelle. Jedna uratowała przed zsyłką do obozu koncentracyjnego kilkanaścioro żydowskich dzieci, druga wiele razy szczęśliwie przeprowadziła przez Pireneje do Hiszpanii dziesiątki alianckich pilotów. Obie nie raz musiały wykazać się ogromna siłą, determinacja i odwagą, ukrywając przed bliskimi swoją prawdziwą działalność. Polecam przeczytać tę książkę, by dowiedzieć się jak skończyła się historia dwóch sióstr. Naprawdę warto!

Tematy poruszane przez Kristin Hannah z pewnością nie należą do najłatwiejszych, ale autorka używając pięknego języka, rezygnując ze szczegółowych opisów drastycznych zdarzeń typowych dla każdej wojny (i prawie każdej książki o wojnie) – na rzecz krótkich i rzeczowych stwierdzeń – tworzy wyjątkowy klimat, powodujący, że nie ma się ochoty odkładać tej książki chociaż na chwilę.  Dodatkowo dla równowagi, by móc odetchnąć od przytłaczających czytelnika wydarzeń, dość często opowiada również o miłości – trudnej miłości siostrzanej, pierwszej szalonej młodzieńczej miłości, rodzicielskiej... Jednak absolutnie nie można stwierdzić, że temat ten zdominował powieść i sprowadził ja do rangi taniego romansidła! Tu wszystko jest ze smakiem, umiarem i w odpowiedniej proporcji.

„Słowik” jest powieścią fikcyjną inspirowaną prawdziwymi wydarzeniami. Autorka bez wątpienia swoją książka oddała wielki hołd walczącym w drugiej wojnie światowej kobietom, za co należy jej się największe uznanie. Daję „tylko” dziesięć gwiazdek, bo więcej nie można.

czwartek, 11 stycznia 2018

"Bikini" - Janusz Leon Wiśniewski

Wydawnictwo: Świat Książki 
Data wydania: 2009
ISBN: 9788324703913
Liczba stron: 431

„Bikini – atol w archipelagu Wysp Marshalla w łańcuchu Ralik Chain na Oceanie Spokojnym. Ma on powierzchnię około 6 km² i składa się z 36 wysepek, które otaczają lagunę o powierzchni 594 km².
W latach 1946–1958 atol był miejscem prowadzenia przez Stany Zjednoczone ponad dwudziestu prób z bronią jądrową, w tym detonacji największej amerykańskiej bomby wodorowej (pod kryptonimem Castle Bravo).
Na czas prób jądrowych mieszkańcy Bikini zostali przeniesieni na atol Rongerik, skąd powrócili na swój rodzimy atol na przełomie lat 60. i 70. XX wieku. Potem jednak ponownie ich przesiedlono (w 1978) na wyspę Kili z uwagi na utrzymujące się skażenie gleby promieniotwórczym cezem, który wchłaniany przez palmy kokosowe stał się przyczyną chorób nowotworowych wśród mieszkańców wyspy, dla których orzech kokosowy stanowił podstawę diety. Skażenie pożywienia było także przyczyną większej umieralności wśród niemowląt. Za uszczerbek na zdrowiu Bikińczyków zapłacił rząd USA, któremu sąd wyznaczył karę 100 mln dolarów.
W wodach laguny spoczywa wiele wraków okrętów z okresu II wojny światowej zatopionych w wyniku prób atomowych w ramach Operacji Crossroads, co stanowi wielką atrakcję dla amatorów nurkowania.
W 2010 roku atol Bikini został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.”
Źródło: Wikipedia

„Bikini” opowiada m.in. historię młodej Niemki Anny oraz Amerykanina Stanleya, których łączy wspólna pasja – fotografia. Przypadek albo przeznaczenie sprawia, że spotykają się oni w Kolonii, dokąd udało się uciec Annie ze zniszczonego Drezna, i gdzie Stanley fotografował okrucieństwo wojny jako korespondent nowojorskiego TIMES’a. Na prośbę dziewczyny wywołuje dla niej jej zdjęcia ze zbombardowanego Drezna, które robią na nim tak wielkie wrażenie, że porusza dosłownie niebo i ziemię, by pomóc Annie przedostać się do Stanów, gdzie będzie mogła żyć od nowa i tworzyć – tworzyć takie zdjęcia jakich nigdy wcześniej nie widział...

Uwielbiam tego typu literaturę – powieść obyczajowa z historią w tle! Nie „posądzałam” J. L. Wiśniewskiego o napisanie TAKIEJ książki, której akcja dzieje się podczas Drugiej Wojny Światowej – dokładniej mówiąc podczas jej zakończenia i tuż po niej – m.in. w Dreźnie, Kolonii, Nowym Jorku i na Bikini… Dodatkowym plusem książki są liczne bardzo ciekawe fakty z historii, o których raczej nie przeczytamy w fabularyzowanych powieściach historycznych opowiadających o tym okresie. 

Do tej pory utożsamiałam Wiśniewskiego po prostu z opowieściami o miłości. Tym razem poruszył w swoim dziele (tak, tak – określenie jak najbardziej na miejscu) wiele ważnych tematów nierozerwalnie związanych z drugą wojną światową – m.in. niemiecki antyfaszyzm, zbiorowa odpowiedzialność za masowe zbrodnie wojenne, prawo do decydowania o ludzkich losach poprzez tworzenie broni masowej zagłady. Tematy te jednak, dla równowagi, przeplatane są bardziej „przyziemnymi” i „codziennymi” zdarzeniami z życia głównych bohaterów i retrospekcyjnymi wspomnieniami dotyczącymi ważnych momentów w ich życiu – głównie osób, które odcisnęły ślady w ich sercach.

Zdecydowanie jest to moja ulubiona książka tego autora! Piękna, ważna, emocjonująca, wyjątkowa! Napisana lekkim piórem i typowym dla Wiśniewskiego językiem sprawia, że czyta się bardzo szybko i nie można się wręcz od niej oderwać, gdyż przez cały czas trzyma w napięciu. Treść wzbogacona kilkoma fotografiami obrazującymi – jak przystało na książkę „o fotografach” – istotniejsze momenty z historii.

Książka, która na długo pozostanie w mojej pamięci! Polecam!