niedziela, 29 maja 2022

„Doktor Anna” – Ałbena Grabowska

Wydawnictwo: Marginesy
Cykl: Uczniowie Hippokratesa (tom 2)
Data 1. wyd. pol.: 2021-08-11
Liczba stron: 496
ISBN: 9788366863323

„Doktor Anna” to druga część cyklu Ałbeny Grabwskiej pt. Uczniowie Hipokratesa i w pewnym sensie kontynuacja wątków z poprzedniej powieści „Doktor Bogumił”. Myślę, że jest jeszcze lepsza niż pierwszy tom, a na pewno bardziej trzyma w napięciu. A może jest mi po prostu bliższa, gdyż główną bohaterką jest kobieta, a dokładniej mówiąc pierwsza polska lekarka.

Powieść jest tym bardziej ciekawa, iż została oparta na faktach. I tak jak w pierwszym tomie rozdziały opisujące główny wątek czyli perypetie kobiety w męskim hermetycznym świecie medycyny, zostały urozmaicone krótkimi beletryzowanymi historiami na temat przełomowych odkryć bądź zdarzeń z tejże dziedziny. Ałbena Grabowska przytacza więc postać Elizabeth Blackwell, Charlesa Darwina, Florence Nightingale, Loiusa Pateura, Josepha Listera, Flixa Hoffmanna oraz Wilhelma Röntgena. Wszystkie te osoby w pewnym stopniu łączą się z główną bohaterką – z Anną Tomaszewicz-Dobrską.

A tą poznajemy gdy po studiach ukończonych w Zurychu, wraca do Warszawy, gdzie chciałaby nostryfikować dyplom. Warszawskie Towarzystwo Lekarskie odrzuca jednak jej prośbę, przekreślając tym samym marzenia o otwarciu własnej praktyki i pomaganiu najbiedniejszym i najbardziej potrzebującym. Anna jest jednak mocno zdeterminowana. Wyrusza więc do Petersburga, gdzie na skutek korzystnych i nie mniej ciekawych oraz niespotykanych dla niej okoliczności udaje jej się osiągnąć swój cel. Wraca więc z tarczą i zostaje tym samym pierwszą kobietą lekarką na ziemiach polskich.

Nie będę zdradzała szczegółów, gdyż historia tej niestrudzonej lekarki-społecznicy jest wyjątkowo wciągająca i można ją poznać sięgając po tom „Doktor Anna”. Dodam jedynie, że Grabowska na kartach powieści stworzyła więcej ciekawych postaci, które towarzyszyły Annie i ją wspierały. W większości były to bardzo silne i zdeterminowane kobiety, które miały wspólny cel. Bardzo ciekawym jest również połączenie drugiego tomu cyklu z pierwszym – głównie poprzez postać tytułowego Doktora Bogumiła, który pojawia się i w części drugiej mocno wspierając działania Anny – najlepszej przyjaciółki jego córki Grażyny.

Powtórzę, że Ałbena Grabowska, z racji swojego zawodu, doskonale i bardzo przystępnie opisała lekarską społeczność i niuanse z nią związane. Bardzo klarownie przedstawiła również trudności, z którymi przyszło się zmagać głównej bohaterce – zarówno podczas dążeń do uzyskania wymarzonego pozwolenia na pracę, jak i tych w swojej przyszłej pracy, kiedy to w większości przypadków musiała się spierać z dość konserwatywnymi, by nie powiedzieć ograniczonymi i zamkniętymi na nowatorskie rozwiązania, osobnikami.

Doskonała powieść niemalże biograficzna, którą polecam nie tylko czytelniczkom ale i czytelnikom. Doskonały styl Grabowskiej sprawił, że pochłonęłam te blisko 500 stron w jakieś 4 dni. Cóż zrobić? Wprost nie można się było oderwać od tej książki! A to jeden z dowodów na to, że mamy do czynienia z naprawdę dobrą literaturą. Polecam i życzyłabym sobie przeczytać trzeci tom… Ciekawe czy jest na to szansa...

środa, 25 maja 2022

„Kalendarz i klepsydra” – Tadeusz Konwicki

Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2020-01-01
Data 1. wyd. pol.: 1989-01-01
Liczba stron: 480
ISBN: 9788324060450

Książkę tę dostałam w prezencie od koleżanki, która jest polonistką. Z racji zawodu czyta dużo – mogę powiedzieć zawodowo i prywatnie. Chyba jednak średnio zna mój gust czytelniczy. Właściwie nie mam pojęcia dlaczego dała mi właśnie tę książkę. Od czasów szkoły, kiedy to przeczytałam „Małą apokalipsę”, nie miałam do czynienia z Tadeuszem Konwickim. Jakoś jego twórczość nie trafiała do mnie – ani filmy, ani książki.

Wydanie które otrzymałam jest wzbogacone reportażem „Ameryka, Ameryka”, który opowiada o doświadczeniach pisarza z podróży za ocean. Jest to reportaż w formie luźnych zapisków na przeróżne tematy związane z chwilą obecną. Podobną formę ma zresztą dalszy ciąg książki czyli ten „właściwy” – „Kalendarz i klepsydra”. To z kolei są wspomnienia z lat 1973-1974 roku. Zapiski dotyczą jednak o wiele szerszego okresu czasu. Wspomina również dzieciństwo i młodość. Pisze także o swoich wojennych doświadczeniach. Pisze o współczesnej pracy zawodowej, o znajomych, rodzinie, „kolegach po fachu”. Pisze o tym co mu w danej chwili przyjdzie do głowy. Czyli pisze w zasadzie o wszystkim i – aż chciałoby się powiedzieć – o niczym…

I to właśnie przeszkadzało mi w tej książce najbardziej i mocno umęczyło podczas czytania. Chaos myślowy. Jakby brakowało mu koncepcji. Taki słowotok – pisanie co mu ślina przyniesie na język, pisanie tego co mu właśnie przyjdzie do głowy. Pisanie dla samego pisania. Pisanie dla „ćwiczenia” warsztatu, a ten – nie da się ukryć – naprawdę zasługuje na uznanie. Stylistycznie książka jest bardzo dobra. Czyta się ją szybko i przyjemnie. Jednak w moim przypadku – niestety – nie jest istotne tylko „jak” ale i – a może przede wszystkim – „co”. Z tego względu, mojej oceny całości nie uratował nawet bardzo dobry styl pisarza.

I chociaż lubię książki z historią w tle, z których mogę dowiedzieć się sporo o społeczeństwie i realiach dawnych lat, to niestety ta książka mi tego praktycznie nie dała. Zbiór anegdot, które przytaczał pisarz dotyczył raczej jego bardzo osobistego świata i otoczenia. Za mało było w nich jakiegoś uniwersalizmu, który mógłby zaciekawić – i to po tak wielu latach. Może ta książka po prosu nie nadaje się dla współczesnego czytelnika? Niestety – mnie nie porwała, a przeciwnie już po kilku stronach działała usypiająco. Szkoda, bo wiele sobie obiecywałam po opisie tej książki i opiniach innych czytelników. Polecam jedynie wielkim miłośnikom wszelakiej twórczości Tadeusza Konwickiego.

sobota, 21 maja 2022

„Siła kobiet” – Barbara Wysoczańska

Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 2022-02-23
Liczba stron: 528
ISBN: 9788381958318

Po pierwszej przeczytanej książce Barbary Wysoczańskiej wiedziałam, że z wielką przyjemnością sięgnę po kolejną. Jej powieści kojarzą mi się z twórczością Marii Nurowskiej czy Ałbeny Grabowskiej, które idealnie trafiły w mój gust. Wysoczańska, tak jak i one, pisze kobiece powieści historyczne, które jako gatunek cieszą się ostatnio dość dużą popularnością.

„Siła kobiet” to powieść o kobietach i dla kobiet. Akcja rozgrywa się w dwudziestoleciu międzywojennym i nie brak w niej francuskich elementów, które nadają historii bardziej światowego charakteru. Także poprzez dodanie wątku z Tamarą Łempicką. Główną bohaterką jest Rozalia – pół Polka pół Francuska, która zostaje wydana za polskiego polityka. Przeniesienie ze świata zapachów, gdyż tworzenie perfum było jej wielką pasją, do polskiego dworku w całkiem obcym państwie, wywraca jej życie do góry nogami. Pokładając wielkie nadzieje w miłości i namiętności, której pragnie jak każda młoda kobieta, przeżywa jednak ogromne rozczarowanie. Nie przypuszczała, że życie kobiet w tym męskim świecie będzie naznaczone tak wieloma tragediami.

Autorka na bardzo zróżnicowanych przykładach swoich bohaterek, pokazuje jaką rolę w społeczeństwie tamtych lat odgrywały kobiety. I owszem – z jednej strony były sprowadzone jedynie do roli matki i żony, zdominowane przez władczego męża, który o wszystkim decydował – nierzadko stosując przy tym przemoc. Jednak w kontraście do tej większości, opisuje także inspirujące jednostki, które postanowiły mimo wszystko zawalczyć o siebie i swoje marzenia. Wyzwolona i korzystająca z życia ciotka Rozalii – Klara pokazuje, że kobiety niejednokrotnie potrafią okazać się dużo cwańsze niż przeciętny mężczyzna. Realizuje się zawodowo, prowadzi bardzo bogate życie towarzyskie i w nosie ma to, co o niej myślą inni.

„Siła kobiet” to oczywiście nie tylko powieść o emancypacji kobiet, ale i o wielkiej damskiej przyjaźni, która rodzi się w zaskakujących okolicznościach i zaskakuje swoją siłą. „Siła kobiet” to oczywiście również powieść o miłości, która daje kobietom wielką siłę i sprawia, że zdolne są do nieprzewidywalnych czynów. To wszystko z historią Polski lat 20-tych w tle. Doskonałe połączenie. Bardzo emocjonująca historia napisana w lekkim stylu, którą czyta się błyskawicznie. Barbara Wysoczańska to początkująca autorka z bardzo dużym potencjałem. Mam nadzieję, że nie będzie kazała długo czekać na swoją kolejną powieść. Polecam miłośniczkom literatury kobiecej oraz fankom Nurowskiej i Grabowskiej. Szczególnie tej drugiej szybko urosła konkurencja.

wtorek, 17 maja 2022

„Tamara Łempicka. Sztuka i skandal” – Laura Claridge

 
Wydawnictwo: Marginesy
Tytuł oryginału: Tamara de Lempicka: A Life of Deco and Decadence
Data wydania: 2019-05-22
Data 1. wyd. pol.:  2004-01-01
Liczba stron: 520
ISBN: 9788366140493

Moda na Tamarę Łempicką pojawiła się ponownie – tym razem jednak w branży książkowej. Do tego stopnia Łempicka jest znów trendy, że w krótkim czasie otrzymałam od dwóch przyjaciółek dwie – na szczęście różne – książki o tej malarce. Lubię czytać biografie, szczególnie ludzi, których darzę sympatią, albo po prostu z jakiegoś powodu mnie ciekawią. Czy mogę Łempicką zaliczyć do jednej albo drugiej grupy? Chyba nie, mimo to jej życie wydało mi się na tyle interesujące, że w końcu sięgnęłam po jej biografię.

Postać Łempickiej jest rzeczywiście kontrowersyjna i nietuzinkowa. O wiele bardziej doceniona przez publiczność po śmierci, niż za życia, co jest dość częstym zjawiskiem w świecie sztuki. Kobieta zaradna, która umiała cwanie wyjść z najtrudniejszej dla siebie sytuacji. Kobieta korzystająca z życia z dość hedonistycznym podejściem. Malarstwo było dla niej tak samo ważne jak pozycja towarzyska. A był czas, że w środowisku była bardziej znana z organizowania niezapomnianych przyjęć, niż z obrazów, które malowała. Ponieważ nie wszystkie fakty dotyczące swojego życia chciała upubliczniać, zaczęły krążyć różne ich wersje. To powoduje, ze nawet w powyższej biografii nie znajdziemy pewnych konkretów dotyczących Tamary.

Tylko, że bohater książki, to zupełnie co innego, niż sama książka o nim. W tym przypadku uważam, że Laurę Claridge przerosła Tamara Łempicka. Nie sprostała swemu zadaniu. Książka napisana jest dość topornie i pełna jest dłużyzn oraz wtrąceń, które chyba mają za zdanie odwrócić uwagę od meritum i dodać trochę więcej stron. Niejednokrotnie zastanawiałam się, czemu w ogóle porusza dany temat, zamiast wrócić stricte do Łempickiej. Nie pamiętam kiedy tak opornie szło mi czytanie. Chyba najbardziej wartką akcję uzyskała w ostatnim rozdziale, który opisywał wydarzenia po śmierci malarki.

Minus, za stosunkowo niewiele zdjęć prac Łempickiej, które z pewnością wzbogaciłyby treść – szczególnie jeśli tak obszernie jak Claridge – opisuje się twórczość i poszczególne dzieła. Dobrze, że podczas czytania można sobie wygooglować reprodukcje obrazów.

Pewnie za jakiś czas przeczytam drugą pozycję na temat Tamary, którą mam już na półce. Będę miała jakieś porównanie. Tej niestety nie polecam. Bardzo nużący sposób pisania, dobry gdy ktoś ma problemy z zaśnięciem! Istotę książki spokojnie można byłoby zmieścić na maksymalnie 300, a nie 520 stronach.

piątek, 15 kwietnia 2022

„Liczby ostatnie” - Jarosław Maślanek

Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania: 2021-02-25
Liczba stron: 320
ISBN: 9788381961806

Lubię nowe doświadczenia – również te literackie. Z tego względu cieszę się z książkowych prezentów, gdyż często otrzymuję książki, których sama bym „raczej na pewno” nie wybrała. Zazwyczaj są to ożywcze odmiany, które dają zadowolenie. Tym razem otrzymałam prezent od koleżanki, która jest polonistką. Coś czuję, że jej zawód miał znaczący wpływ na jego wybór. Szczerze, zastanawiam się, czy istnieją czytelnicy, którzy z powodu szczerych upodobań wybierają dystopię. Trudno mi to sobie wyobrazić. No może ci gustujący w fantastyce, o niezbyt optymistycznym (delikatnie mówiąc) podejściu do życia lubią tego typu literaturę.

„Liczby ostatnie” to historia przedstawiona w alternatywnej do naszej rzeczywistości, która ma sporo odniesień do naszego realnego świata. Jest to cywilizacja zmierzająca ku upadkowi, w której na skutek „Z” (Zniszczenia? Załamania? Zagłady???), zmian klimatycznych, kryzysów gospodarczych, ekonomicznych i politycznych – jednym słowem wszelakiej Z jak Zarazy, zaszły ogromne zmiany mające opłakane skutki dla społeczeństwa, nad którym zaczyna dominować natura i roślinność. W zasadzie nie ma ratunku, jest już za późno by odwrócić tragiczne zmiany. Trzeba to zaakceptować i jakoś odnaleźć się w tym nowym świecie, choćby było to chwilowe. Chwila ta dla jednych trwać będzie dłużej, niż dla drugich. W społeczeństwie istnieją bowiem jednostki zdrowe, które w ogóle nie chorują – tak jak główny bohater książki – Kurdebenek.

Powieść zaczyna się prawie normalnie. Autor przedstawia paczkę przyjaciół w wieku szkolnym składającą się z trójki chłopaków, którym przewodzi Nina. Chudson, Grubel i narrator Kurdebenek są pod wrażeniem dziewczyny. Na skutek bliżej nieokreślonych zajść, których czytelnik musi się domyślać, dochodzi między przyjaciółmi do konfliktu. Paczka się rozpada, każdy idzie w swoją stronę. W tej niby normalnej rzeczywistości powoli zaczyna się dziać coraz gorzej. Ludzie chorują, umierają. Inni tracą pracę. Niby nic nadzwyczajnego, jednak czuć w powietrzu jakiś ferment. I nagle natłok i skala zmian tak przybierają na sile, że bohater pojawia się w świecie pełnym absurdalnych niedorzeczności…

Ciężko jest tę książkę ocenić jednoznacznie. Uważam, że w swoim gatunku jest to bardzo dobra powieść, jednak zupełnie nie przypadła mi do gustu. Przeczytałam, gdyż po pierwsze otrzymałam ją w prezencie, a po drugie zaczęłam. Jak wiadomo, gdy zaczynam, to mam w nawyku kończyć – mimo wszystko. Przyjemności z lektury nie miałam jednak żadnej. Jest to książka zdecydowanie dołująca, przygnębiająca, przytłaczająca, męcząca, wywołująca wewnętrzny niepokój i napięcie. Nawet nie wiem czy można ją traktować w kategorii przestrogi. Raczej takie czarnowidzenie dla zwrócenia uwagi (na siebie i swój utwór) i by odróżnić się od innych autorów. Być może jest to literatura strawna dla czytelników lubujących się w SF, chociaż raczej więcej tu „czarnej” fiction niż science. Cieszę się, że dobrnęłam do końca i mam już za sobą! p.s. mały plus za dość liczne elementy humorystyczne, głównie w dialogach. Kilka razy zaśmiałam się na głos.

piątek, 8 kwietnia 2022

„Lalkarz z Krakowa” - R.M. Romero

Wydawnictwo: Galeria Książki
Tytuł oryginału: The Dollmaker of Krakow
Data 1. wydania: 2017-10-12
Liczba stron: 290
ISBN: 9788365534941

W pierwszym momencie przyciągnęła mnie do tej książki hipnotyzująca okładka. Tytuł zaintrygował, a opis sprawił, że z wielką chęcią ją kupiłam. Czy tak by się stało gdybym przed zakupem natknęła się na informację, iż ta powieść zaliczana jest do literatury dziecięcej? Tylko czy to na pewno jest odpowiedni wybór dla małych czytelników?

Jest to historia, która toczy się dwutorowo. Postacią, która łączy dwie płaszczyzny jest lalka Karolina. Po tym jak trafiła do domu krakowskiego Lalkarza, wspomina czasem swoje życie w Krainie Lalek. Podobno magiczne zabawki znajdują się u tego, kto ich z jakichś konkretnych względów potrzebuje. Cóż… Cyryl był osobą samotną – czy to jednak wystarczy? Początkowo Karolina rzeczywiście tylko dotrzymywała mu towarzystwa. W końcu był ktoś do kogo mógł się odezwać. Lecz gdy do Krakowa zaczęli przybywać naziści okazało się, że los miał dla Lalkarza i Lalki całkiem inne zadanie…

Z pewnością jest to bardzo oryginalna książka, traktująca o bolesnych i trudnych wydarzeniach. Autorka opisuje historię w bardzo prosty i oszczędny sposób, do tego na podstawie analogii do zdarzeń z Krainy Lalek, co sprawia, że może ona być łatwiej zrozumiana przez dzieci. Chociaż osobiście uważam, iż książka nadaje się raczej dla dzieci starszych/młodzieży – zaliczyłabym ją w najlepszym wypadku do literatury młodzieżowej. O ile opowieść dotycząca stricte Krainy Lalek mogłaby być przedstawiona także młodszym, to jednak rozdziały dotyczące świata realnego są z pewnością dla nich zbyt ciężkie i brutalne.

„Lalkarz z Krakowa” to opowieść pełna magii, która urzeka – zaryzykuję stwierdzenie – także dorosłych czytelników. Niby banalna, chwilami infantylna, ale przy tym bardzo urocza i prawdziwa. Idealna lektura by oderwać się od bardziej przyziemnych historii, mimo iż w gruncie rzeczy dotyczy holocaustu i drugiej wojny światowej. Brawa dla autorki należą się z pewnością za pomysł, by tak specyficzne wydarzenia opisać w tak niezwykły i nietypowy sposób. Myślę, że ta książka mogłaby spokojnie zostać włączona do kanonu lektur szkolnych dla szkoły podstawowej. Historia o przyjaźni, człowieczeństwie i o tym, że zawsze mamy wybór. Ku przestrodze. Godna uwagi – polecam.
 

poniedziałek, 4 kwietnia 2022

„Madame Piaf i pieśń o miłości” – Michelle Marly

Wydawnictwo: Znak
Seria: Wyjątkowe kobiety
Tytuł oryginału: Madame Piaf und das Lied der Liebe
Data wydania: 2021-09-06
Liczba stron: 395
ISBN: 9788324079940

„Madame Piaf i pieśń o miłości” to beletryzowana biografia, której główną bohaterką jest Edith Piaf. Nie można tej książki nazwać jednak pełną biografią, gdyż – mimo że oparta jest na faktach – to obejmuje tylko pewien okres życia słynnej francuskiej śpiewaczki. Autorka książki podkreśla, iż chciała uniknąć skupiania się na tym bardziej kontrowersyjnym i tragicznym końcu życia Piaf i przedstawić moment największego rozwoju wewnętrznego i zawodowego artystki. Tak, by pokazać ją z zupełnie innej strony i uważam, że świetnie sobie poradziła. Dodatkowo, kilka konkretów w posłowiu doskonale uzupełnia życiorys francuskiej gwiazdy.

Tytuł książki sugeruje, że będzie ona traktować głównie o miłości. O miłości do muzyki, która ukształtowała małą, wychowaną przez ulicę Edith i nadała sens i cel jej życiu. Ale również o miłości mężczyzn i do mężczyzn, która miała w pewnym stopniu zrekompensować jej brak miłości rodzicielskiej, której nie zaznała w dzieciństwie. W końcu, to książka może nie o największej miłości Piaf, ale na pewno o najgłośniejszym jej romansie z inną sławną (w dużej mierze właśnie dzięki niej samej) postacią muzycznego świata Francji – z Yves’em Montande, którego mocno ukształtowała. Była bowiem nie tylko jego kochanką czy może jak on to ujmował ukochaną, ale i mentorką oraz nauczycielką, z której doświadczenia czerpał garściami.

Poza wspomnianymi powyżej wątkami, Michelle Marly skupia się jeszcze na jednym – dość mocnym fakcie z biografii Edith Piaf. Mianowicie na oskarżeniach o kolaborację. Przyznam, że byłam zaskoczona, jak wielki (chociaż nie do końca świadomy) wkład miała Piaf w walkę z okupantem. Zaskakujące było również ukazanie procesu oskarżania i osądzania podejrzanych o kolaborację Francuzów. Cóż, nie każdy system jest doskonały – ale ten zawierał chyba zbyt wiele luk.

Przy okazji opinii o książce warto wspomnieć również o jej autorce. Michelle Marly to pseudonim dziennikarki Miceli Jary, której ojciec urodzony w Siemianowicach Śląskich nazywał się Michał Jarczyk i był znanym pianistą i kompozytorem. Marly wychowana w bardzo oryginalnym środowisku, gdyż jej matka była popularną w latach 50-tych niemiecką modelką. Z pewnością wychowanie w świecie pełnym muzyki, filmu i mody ukształtowało jej późniejsze życie zawodowe. Pisarka obrała dość ciekawy wg mnie kierunek w literaturze. Wcześniej opisała już życie Coco Chanel, po Piaf opisała jeszcze Marię Callas. Z wielką chęcią sięgnę któregoś dnia po te powieści, jak i książki innych autorek serii „Wyjątkowe kobiety”.

„Madame Piaf i pieśń o miłości” to niezwykle ciekawie i oryginalnie opisana historia najsłynniejszej francuskiej piosenkarki. Autorka doskonale uchwyciła charakter artystki ukazując go z pewnej określonej perspektywy. Książka trafnie oddaje atmosferę powojennego Paryża, przypominając mi trochę powieści Remarque'a. Idealny wybór dla miłośników Paryża, Francji ale i francuskiej muzyki, którą słychać niemal na każdej kartce tej książki.