niedziela, 27 grudnia 2020

„Cienie w raju“ - Erich Maria Remarque

Wydawnictwo: Czytelnik    
Tytuł oryginału: Schatten in Paradies
Data wydania: 1998
ISBN: 830702613X
Liczba stron: 377

„Cienie w raju” to ostatnia książka Ericha Marii Remarqu'a, która pozostała mi do przeczytania. Jest to jeden z moich ulubionych autorów, jeśli nie mój numer 1, więc chciałam poznać wszystkie jego powieści. Udało się to jeszcze przed zakończeniem roku, chociaż niełatwo było kupić niektóre, mniej popularne tytuły, gdyż od dawna są tylko w obiegu z drugiej ręki. Poza tym o niektórych książkach w polskim internecie znajdziemy tylko bardzo ogólne i lakoniczne informacje. Dlatego bardzo się zdziwiłam po przeczytaniu kilku stron powieści – zadziwiająco przypominała mi inną książkę Remarqu'a pt.: „Na ziemi obiecanej”.

Otóż, okazało się, że „Cienie w raju“ to wersja ostatniej (niedokończonej) powieści Remarqu'a noszącej roboczy tytuł „Na ziemi obiecanej”. Nieautoryzowana, wydana w 1971 roku (czyli po śmierci autora) i dość mocno opracowana przez wydawnictwo…, co niestety jest dość mocno wyczuwalne. Nieraz miałam wrażenie, że fabuła jakoś dziwnie się urywa i kolejny wątek zjawia się ni z tego ni z owego. Brakowało mi ciągłości i płynności tekstu, aż musiałam sprawdzać, czy aby nie skleiły mi się kartki podczas czytania.

Podobieństwa między książkami są. Główny bohater to ta sama osoba, chociaż inaczej się w obu powieściach nazywa. Roberta Rossa – dziennikarza poznajemy w obozie przejściowym dla imigrantów, którzy odnaleźli swoją „ziemię obiecaną” w Ameryce. Po dość krótkim czasie, ku swojemu wielkiemu zdziwieniu, otrzymuje on pozwolenie na pobyt tymczasowy i zaczyna swoje nowe życie w Nowym Jorku. Nocleg w hotelu dla emigrantów prowadzonym przez rosyjskiego Czecha lub czeskiego Rosjanina Melikowa – będącego duszą tego miejsca i zajmującego się bardzo troskliwie wszystkimi zbłąkanymi duszami, które trafią pod jego dach. Rossowi udaje się po raz kolejny gdy znajduje pracę – oczywiście na czarno, ale lepsze to niż nic, tym bardziej, że to pomoc w antykwariacie, a na zabytkach i sztuce trochę się zna… Brzmi znajomo? Dla tych, którzy czytali już „Na ziemi obiecanej” z pewnością!

Przez dość dużą cześć książki byłam bardzo zawiedziona tak wielkim podobieństwem obu powieści. Nie mam absolutnie żadnych uwag co do fabuły. Jeśli jednak okazuje się, że czytałam niepełne wydanie wersji ostatecznej, którą Remrque przez swoją śmierć poprawił tylko do rozdziału XXI oraz nieautoryzowaną i modyfikowaną przez wydawnictwo wersję roboczą, to czuję się trochę oszukana. Tym bardziej, że na okładce cwanie przemilczano ten fakt. Miłośnicy autora z pewnością przymkną oko, jednak oczywiste jest, iż ten zabieg był mało uczciwy.

Pomijając powyższe dodam jednak, że jak każdą książkę Remarqu'a warto przeczytać i tę. Nikt tak przejmująco i dobitnie nie przekazuje tragizmu ofiar wojny i reżimu II rzeszy. Ofiar wszelakich – nie tylko tych „typowych” należących do wrogich krajów czy narodów. Także własnych obywateli, którzy z jakiegoś powodu stali się postaciami na tyle niewygodnymi, iż zaistniała konieczność by ich w jakiś sposób uciszyć lub się ich pozbyć. Zresztą ofiarami – szeroko opisanymi w wielu książkach Remarqu'a – byli także młodzi żołnierze, kompletnie nieprzystosowani do nowych zadań, jakie przed nimi postawiono, gdyż w wielu przypadkach byli jeszcze dziećmi. I nawet wywiązanie się z obowiązku wobec ojczyzny nie zmieniło tego faktu, za to tragizm i okrucieństwa wojny na zawsze już zmieniły ich psychikę. Mimo iż widmo obozów koncentracyjnych, tak silnie kojarzonych z okrucieństwem drugiej wojny światowej, pojawia się tylko we wspomnieniach bohaterów „Cieni w raju”, to autor bardzo sugestywnie przedstawił zarówno tragizm jednostki (czy też jednostek, gdyż opisano nie tylko los głównego bohatera Rossa, ale i wielu innych ciekawych postaci) jak i całej grupy emigrantów wojennych szukających ratunku z dala od ojczyzny. Są tacy, którym udało się odnaleźć spokój na drugim końcu świata, jednak zaryzykuję stwierdzenie, że należą oni do zdecydowanej mniejszości. Typowemu bohaterowi Remarqu'a jest jednak przeważnie „pod górkę”.

Bardzo żałuję, że autor nie zdążył z korektą swojego tekstu – powstałoby wtedy arcydzieło wieńczące i podsumowujące jego wojenne powieści. Mimo wszystko polecam. Ciekawe doświadczenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz i zapraszam ponownie.