środa, 17 sierpnia 2022

„Serotonina” – Michel Houellebecq

Wydawnictwo: W.A.B.
Tytuł oryginału: Sérotonine
Data 1. wydania: 2019-01-04
Liczba stron: 336
ISBN: 9788328066397

Gdybym musiała jakoś sklasyfikować moje upodobania literackie, do czołówki moich ulubionych książek weszłaby literatura francuska – głównie współczesna, chociaż jest kilka klasyków, które bardzo cenię. Michela Houellebecq'a kojarzyłam do tej pory głównie z ekranizacji „Cząstek elementarnych”, jednak gdy podczas wakacyjnego zakupu książek trafiłam na „Serotoninę”, uznałam iż będzie to dobry wybór. I tym sposobem zaczęłam dość nietypowo przygodę z tym autorem, bo nie od pierwszej, a od najnowszej jego powieści.

Głównym bohaterem i narratorem powieści jest 46-letni Florent, który, by podwyższyć w swoim organizmie poziom hormonów szczęścia i w związku z tym w miarę normalnie funkcjonować, zażywa regularnie tabletki captoriaxu. Chyba jest nieźle, bo powrócił do podstawowych zabiegów higienicznych i realizuje swój nowy, regularny i dość uporządkowany – by nie powiedzieć ubogi i przewidywalny – plan dnia. Po tym jak zamieszkał w pokoju hotelowym dla palących, co rano wyrusza w rundkę po okolicy, rozpoczynającą się od śniadania w pobliskim bistro. Następnie włóczy się po mieście, wspomina, filozofuje i pije białe wino – dość sporo i chyba nawet coraz więcej…

… i właściwie fabułę ograniczyć można zaledwie do tych kilku powyższych zdań. Niewiele się dzieje w tej powieści. Bohater wspomina swoje życie, skupiając się głównie na relacjach z kobietami – tych bardziej znaczących nie było znowu tak wiele. Póki ma jeszcze jakąś energię do działania – chociaż energia to w jego przypadku trochę zbyt szumnie powiedziane… – póki udaje mu się zrealizować zamiar podróży, odwiedza kilka miejsc z przeszłości – udaje się do Almerii, Normandii, by w końcu jednak powrócić do Paryża. I cały czas wspomina, trochę jakby był u kresu swojego życia, a przypomnę, iż mamy do czynienia z 40-latkiem. Czy tak właśnie „działa” depresja?

Powieść ma dość melancholijny i pesymistyczny charakter, gdyż jest to właściwie długie pożegnanie bohatera z życiem. Mimo, iż obiektywnie rzecz biorąc, ciężko byłoby dopatrzeć się powodów takiego stanu rzeczy. Cóż, może jednak depresja nie wybiera. Przez to jednak – przynajmniej w moich oczach – Florent wydawał się być bardzo irytującą postacią. Taką, która właściwie na właśnie życzenie doprowadziła się do obecnego stanu. Apatyczny, zrezygnowany, bierny i narzekający… Mimo to, książka przyciąga czytelnika. Historia intryguje, budzi ciekawość, więc czytelnik przy niej trwa, by dowiedzieć się co będzie dalej. Bezsprzeczną zaletą jest cała masa zabawnych momentów, które w najgorszym wypadku wywoływały zaledwie uśmiech na twarzy, a czasem nawet głośny śmiech. Były to takie mini sytuacje, czasem jedno zdanie lub kilka humorystycznie wypowiedzianych słów – jednak w punkt. Styl autora – niby prosty, bez zbędnych ozdobników, jednak bardzo przystępny i trafia do czytelnika.

Mimo iż na pierwszy plan wysuwa się pesymizm egzystencjalny autora, spostrzegawczy (lub zdeterminowany) czytelnik wyciągnie jednak z tej powieść coś pozytywnego. Florent – owszem, zmarnował szanse na udane czyli szczęśliwe życie osobiste, jednak to nie musi być regułą. Oczywistym jest, iż czasu nie da się cofnąć. Ale… Warto sięgnąć, by przekonać się samemu. Ciekawa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz i zapraszam ponownie.