sobota, 20 lutego 2021

„Na marginesie życia” – Stanisław Grzesiuk

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 6 września 2018
ISBN: 9788381233231
Liczba stron: 384

Koniec i początek roku zachęcają do finalizacji różnych czytelniczych przedsięwzięć. Z tego też względu postanowiłam zabrać się za ostatnią część trylogii Stanisława Grzesiuka pt.: „Na marginesie życia”. Wydanie, które czytałam jest pierwszym bez skreśleń i cenzury, dlatego jeśli ktoś ma ochotę poznać twórczość tego warszawskiego kultowego barda, zachęcam do sięgnięcia właśnie po ten „kolorowy trójpak”, gdzie ocenzurowane wcześniej fragmenty zaznaczono wytłuszczoną czcionką.

Część „Na marginesie życia” całkowicie jest poświęcona życiu i walce Grzesiuka z gruźlicą, której nabawił się będąc przez wiele lat w obozach koncentracyjnych. Banał, że warunki panujące tam nie sprzyjały dbaniu o zdrowie, jest tak samo smutny jak i prawdziwy. Skutki pobytu w obozie odczuł on wiele lat później. Była to jakby kolejna, odroczona w czasie „kara”. Walcząc z chorobą przez kilkanaście lat odwiedził 10 polskich sanatoriów – z czego najwięcej czasu spędził w Otwocku. Zebrał w tym czasie bardzo bogaty materiał, dzięki któremu powstała tak różnorodna książka opisująca wiele ciekawych przypadków.

Grzesiuk pisze bowiem nie tylko o sobie i o tym jak czasem lekkomyślnie (szczególnie na początku) podchodził do swojej choroby. Opisuje również wielu członków swojej nowej „rodziny” – gdyż tak określał swoich towarzyszy niedoli, z którymi mocno zżył się podczas leczenia. Niestety, przeważnie okazywało się, iż chorzy są dla siebie nawzajem jedynym wsparciem, ponieważ zdrowi znajomi i członkowie rodzin, ze strachu, całkowicie izolowali się od chorych, a wręcz zapominali o ich istnieniu. Dosłownie, pod wieloma względami, zostawali zepchnięci na margines życia, co tylko potęgowało tragizm ich sytuacji – indywidualnych, a jednak tak bardzo podobnych. Tracili bliskich, tracili pracę, tracili zdrowie i w końcu życie – nierzadko przyspieszając ten koniec, z powodu ogromnej presji i słabej psychiki.

W „zielonej” części trylogii Grzesiuk opisuje zarówno medyczną stronę przypadków choroby, wielokrotnie opowiadając o swoich terapiach i leczeniu (nie pomijając fragmentów przyprawiających o dreszcze i gęsią skórkę), a także to, w jaki sposób chorzy radzili sobie przez wiele miesięcy ciągłego zamknięcia w sanatoriach, będących niejako inną formą więzienia. Jednak swoje „przygody” opowiada w taki sposób, że aż miałoby się chęć spędzić chociaż trochę czasu w towarzystwie Grzesiuka i jego nowej ferajny. Wspólne muzykowanie, występy, strojenie żartów z bliższych i dalszych znajomych było na porządku dziennym. Jak się okazało, miało to zbawienny wpływ na wielu chorych, gdyż jak wiadomo, nastawienie i psychika odgrywają zasadniczą rolę w walce z chorobą.

„Na marginesie życia” została wydana rok po śmierci autora – przedwczesnej śmierci, gdyż odszedł on w wieku zaledwie 40 lat. Pracując nad tekstem nie miał on czasu na kolejne poprawki, więc dla świętego spokoju liczne i długie sporne fragmenty wykreśli. Cieszę się, że w wydaniu, które posiadam, miałam okazję przeczytać praktycznie całość rękopisu. Wielu czytelników określa tę część jako najsłabszą z całej trylogii. Nie wartościowałabym raczej w ten sposób, gdyż wszystkie trzy części traktuję jako całość – jako jedną opowieść o życiu Grzesiuka, podzieloną po prostu na różne etapy. Nie jest ona może aż tak pogodna jak poprzednie części, niemniej jednak humoru i w niej nie brakuje. W końcu napisał ją niezły warszawski zawadiaka i cwaniak. Z racji stanu psychicznego autora, który bez wątpienia mocno odczuwał powagę swojej sytuacji, mimo, iż pewnie nieraz robił dobrą minę do złej gry, jest to cześć najbardziej dojrzała, poważna i w pewnym sensie melancholijna, która miała na celu nie tylko zwrócić uwagę na pewien problem, ale i skłonić czytelnika do refleksji i zadumy. Ciągle po zakończeniu czytania pozostają i odbijają się echem jego pytania: „Kto jest winien” i „Czy tak być musi”? Polecam gorąco jak i poprzednie wspomnienia Stanisława Grzesiuka.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz i zapraszam ponownie.