środa, 22 maja 2019

„Gra w klasy” – Julio Cortazar

Wydawnictwo: Muza Tytuł oryginału: Rayuela
Data wydania: 2008
ISBN: 9788374954273
Liczba stron: 688

„Gra w klasy” to książka, do której wróciłam po latach, gdyż ze wstydem muszę przyznać, że z „pierwszego czytania” niewiele pamiętałam. Być może sięgnęłam po nią wtedy zbyt wcześnie, może do takich lektur trzeba po prostu dorosnąć. A ponieważ „Grę w klasy” można czytać przynajmniej na dwa sposoby (chociaż „wymyśliłam” mój – trzeci – ale o tym później…), za drugim podejściem postanowiłam nie skupiać się tylko na chronologicznych rozdziałach od 1 do 56, a uzupełnić je o rozdziały nazywane przez samego autora jako „Z różnych stron (rozdziały, bez których można się obejść)” – muszę mu przyznać 100% racji! Ten drugi sposób opiera się na kluczu zamieszczonym na początku książki, wg którego rozdziały chronologiczne uzupełnione są o te dodatkowe zupełnie przypadkową numeracją (np. 73 – 1– 2 – 116 – 3 – 84 – 4 … itd.).

Z przykrością muszę stwierdzić, że bardzo szybko rozdziały dodatkowe okazały się „zbędne” i wyjątkowo mnie męczyły, co spowodowało, że sporo z nich czytałam bardzo pobieżnie lub je po prostu pomijałam. Dotyczyło to głównie tych, które całkowicie traktowały o filozofii – wg mnie zupełnie niezwiązanej z chronologicznymi rozdziałami, które mimo wszystko jakąś fabułę posiadały. Odpuściłam sobie też na przykład rozdziały po francusku – bez tłumaczenia – szczerze, nie wiem jaki był sens ich umieszczania oraz napisane w dziwny sposób czyli np. rozdział, w którym najpierw należy przeczytać wersy parzyste, a dopiero później nieparzyste. Z rozdziałów dodatkowych wybierałam tylko te, które dotyczyły bezpośrednio bohaterów książki.

A czym jest właściwie ta książka? Najogólniej rzecz ujmując można stwierdzić, że przedstawia nietypowych – bo z różnych stron świata – przedstawicieli paryskiej bohemy, spotkania ich klubu, niespieszne rozmowy o sztuce, filozofii, życiu przy łykach yerba mate i dźwiękach z płyt analogowych. Przyznam, że niektóre miały niepowtarzalny urok, chociaż zdecydowana większość była wg mnie na siłę udziwniona i przeintelektualizowana, co powodowało, że miało się wrażenie, iż są to właściwie rozmowy o niczym (nie mylić z Nitschem).

W zasadzie zaciekawił mnie jedynie wątek związany z główną parą z „Klubu Węża” (jak o sobie mówili) czyli relacja Horazio i Magi. Ich wzajemny stosunek bywał fascynujący i z pewnością książka zyskałaby więcej zwolenników gdyby został rozwinięty, a tak „elementy dodatkowe” zdominowały i stłamsiły tę parę. Cały czas, czytając „Grę w klasy” miałam wrażenie, że Cortazar na siłę chce być oryginalny, nieprzeciętny, a może i wręcz kultowy! Tylko, że w przypadku tego „dzieła” jego kultowość polega chyba jedynie na tym, iż ktoś powiedział, że takie właśnie jest…

Może tej książce należy poświęcić zdecydowanie więcej uwagi i czasu niż ja to zrobiłam… Może potrzebne jest sięganie po dodatkowe źródła traktujące dokładniej o wspomnianych w niej postaciach i nurtach… Może po prostu nie jestem odbiorcą, dla jakiego przeznaczył ją autor… Cóż, pozostaje mi tylko stwierdzić, że Cortazar (a przynajmniej jego „Gra w klasy”) jest nie dla mnie. Raczej nie polecam, bo trudno mi stwierdzić, komu mogłaby się spodobać ta książka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz i zapraszam ponownie.