Tytuł oryginału: When She Was Good
data wydania: 1995
ISBN: 8371201923
liczba stron: 332
„Kiedy była dobra” to pierwsza książka Philipa Rotha, która niestety nie wywarła na mnie pozytywnego wrażenia. Może dlatego, że należy do początkowej fazy jego twórczości? A może dlatego, że jest ona jedyną, której główną bohaterką jest młoda kobieta i – rzecz jasna – czytelnik nie może utożsamiać tej postaci z alter ego pisarza – tak często spotykanym w jego powieściach. Uważam, że akurat wątki autobiograficzne w twórczości P. Rotha są bardzo ciekawym elementem jego książek.
Powieść ta opowiada o młodej amerykance wychowanej na Środkowym Zachodzie, w pierwszej połowie XIX wieku. W zasadzie książka jest opowieścią o niej, na różnych etapach jej dość krótkiego życia, ale i przedstawiona z różnych perspektyw. Jeśli Roth chciał uchwycić w tej powieści obraz społeczeństwa z dawnych lat, to mu się bez wątpienia udało. Chociaż sądząc po opisie z okładki, spodziewałam się po tej pozycji jednak czegoś więcej.
Lucy jest bardzo zasadniczą osobą, dla której prawda i moralność to wartość największa i przedkładana ponad wszystko. Jej przesadna surowość w odniesieniu do zasad moralnych i obyczajów niemal zakrawa na obłęd. Oczywiście uważa, że to ona jest nieomylna i tylko to co myśli jest jedynym słusznym rozwiązaniem, które zresztą próbuje narzucić wszystkim w swoim otoczeniu. To wszystko sprawia, że nie sposób nie tylko utożsamiać się z tą postacią czy darzyć ją sympatią, ale też czytanie o niej jest niezmiernie męczące i wręcz toksyczne.
Do tego dochodzi bardzo długi, bo praktycznie na 1/3 treści „wstęp” do całej historii, podczas czytania którego zastanawiałam się nieraz, czemu ma on właściwie służyć. Dalej, minimalne zaciekawienie, jak doszło właściwie do tak tragicznego finału historii, ponieważ już na samym początku poznajemy również zasadniczego dziadka Lucy, który odwiedza jej grób i dopiero później przenosimy się w przeszłość - aż do jej dzieciństwa, poznając po kolei całą historię. Wreszcie – dosłownie na ostatniej stronie książki – finał – niestety rozczarowujący, bo taki nijaki…
Fakt – już jakiś czas temu chciałam poznać twórczość Philipa Rotha kompleksowo i pewnie prędzej czy później i tak sięgnęłabym po tę powieść, ale z czystym sumieniem stwierdzam, że cieszę się, iż mam to już za sobą i się nie powtórzy. Zdecydowanie bardziej trafia do mnie seria z Zuckermannem. Nie polecam, chyba że ktoś znalazł dla siebie cokolwiek interesującego w mojej opinii i mimo wszystko zaciekawiła go ta książka.
data wydania: 1995
ISBN: 8371201923
liczba stron: 332
„Kiedy była dobra” to pierwsza książka Philipa Rotha, która niestety nie wywarła na mnie pozytywnego wrażenia. Może dlatego, że należy do początkowej fazy jego twórczości? A może dlatego, że jest ona jedyną, której główną bohaterką jest młoda kobieta i – rzecz jasna – czytelnik nie może utożsamiać tej postaci z alter ego pisarza – tak często spotykanym w jego powieściach. Uważam, że akurat wątki autobiograficzne w twórczości P. Rotha są bardzo ciekawym elementem jego książek.
Powieść ta opowiada o młodej amerykance wychowanej na Środkowym Zachodzie, w pierwszej połowie XIX wieku. W zasadzie książka jest opowieścią o niej, na różnych etapach jej dość krótkiego życia, ale i przedstawiona z różnych perspektyw. Jeśli Roth chciał uchwycić w tej powieści obraz społeczeństwa z dawnych lat, to mu się bez wątpienia udało. Chociaż sądząc po opisie z okładki, spodziewałam się po tej pozycji jednak czegoś więcej.
Lucy jest bardzo zasadniczą osobą, dla której prawda i moralność to wartość największa i przedkładana ponad wszystko. Jej przesadna surowość w odniesieniu do zasad moralnych i obyczajów niemal zakrawa na obłęd. Oczywiście uważa, że to ona jest nieomylna i tylko to co myśli jest jedynym słusznym rozwiązaniem, które zresztą próbuje narzucić wszystkim w swoim otoczeniu. To wszystko sprawia, że nie sposób nie tylko utożsamiać się z tą postacią czy darzyć ją sympatią, ale też czytanie o niej jest niezmiernie męczące i wręcz toksyczne.
Do tego dochodzi bardzo długi, bo praktycznie na 1/3 treści „wstęp” do całej historii, podczas czytania którego zastanawiałam się nieraz, czemu ma on właściwie służyć. Dalej, minimalne zaciekawienie, jak doszło właściwie do tak tragicznego finału historii, ponieważ już na samym początku poznajemy również zasadniczego dziadka Lucy, który odwiedza jej grób i dopiero później przenosimy się w przeszłość - aż do jej dzieciństwa, poznając po kolei całą historię. Wreszcie – dosłownie na ostatniej stronie książki – finał – niestety rozczarowujący, bo taki nijaki…
Fakt – już jakiś czas temu chciałam poznać twórczość Philipa Rotha kompleksowo i pewnie prędzej czy później i tak sięgnęłabym po tę powieść, ale z czystym sumieniem stwierdzam, że cieszę się, iż mam to już za sobą i się nie powtórzy. Zdecydowanie bardziej trafia do mnie seria z Zuckermannem. Nie polecam, chyba że ktoś znalazł dla siebie cokolwiek interesującego w mojej opinii i mimo wszystko zaciekawiła go ta książka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz i zapraszam ponownie.