piątek, 17 października 2025

„Antykwariat cudzych wspomnień” – Weronika Wierzchowska

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2024-01-16 
Liczba stron: 408 
ISBN: 9788383521701

Czasami sięgam po książki nieznanych autorów, bo po prostu coś mnie do nich przyciąga. W tym wypadku była to obłędnie kolorowa okładka oraz tytuł. Zachęcona do przeczytania okładkowego opisu, poczułam, że chcę kupić tę książkę – mimo, że na półce czeka cała masa innych. Muszę stwierdzić, że powieść jest bardzo zaskakująca i mocno przewyższa „reklamę”.

Antykwariat to rodzinna firma prowadzona od trzech pokoleń. Założycielem był dziadek Teofil, po nim odziedziczyła go córka Anna, która z kolei zostawiła go swojej córce Agnieszce i to właśnie ona jest główną bohaterką książki. Bohaterkę poznajemy na różnych etapach życia, począwszy od bardzo wczesnego dzieciństwa. Każdy opisywany epizod z jej życia wiąże się bezpośrednio z cennym dla niej przedmiotem z przeszłości. Nierzadko są to prawdziwe antyki, jednak dla Agnieszki mają przede wszystkim wartość sentymentalną, gdyż wiążą się z różnymi bliskimi jej osobami lub wydarzeniami. I tak przy okazji „obcowania” z nimi, w przypływie jakichś silniejszych emocji, dziewczyna we śnie poznaje historię danego przedmiotu i jego pierwszej właścicielki. Bo tak się złożyło, że wszystkie te rzeczy należały kiedyś do bardzo silnych, damskich osobowości – nieważne czy to szylkretowa spinka, czy wojskowe amerykańskie glany albo srebrne pióro.

I tak, kolejne rozdziały ukazują życie Agnieszki w kilkuletnich odstępach. Wczesne dzieciństwo przechodzi w późniejsze, następie jest nastolatką przechodzącą etap buntu; studentką z wielką pasją i ideałami; młodą kobietą, która zakłada rodzinę i w końcu sama staje się matką. Te wszystkie wątki biograficzne uzupełniane są historyjkami z przeszłości – bliższej i dalszej. Czasem takimi sprzed zaledwie kilkudziesięciu lat, a czasem sprzed kilku lub kilkunastu tysiącleci!

Z każdej podróży w czasie Agnieszka zachowuje coś dla siebie, co ją inspiruje lub wspiera i niejako kieruje ją na właściwe tory w szczególnie trudnych chwilach. Przeszłość płynnie uzupełnia przyszłość. Z punktu widzenia czytelnika jest o tyle ciekawiej, że książka zyskuje jakby kolejne główne bohaterki, które grają w fabule pierwsze skrzypce i którym autorka spokojnie mogłaby poświęcić pełnowymiarową książkę.

„Antykwariat cudzych wspomnień” to w pewnym sensie powieść historyczna z duszą i wątkami feministycznymi. Oparta na wielu faktach i inspirująca do poszerzania swojej wiedzy w konkretnym temacie. Siłą rzeczy, autorka najbardziej bazuje na polskiej historii XX wieku, co akurat dla mnie jest zawsze zaletą. Oryginalny pomysł na fabułę zasługuje na szczególne uznanie. Bojowniczkom o „prawa kobiet” powinien przypaść do gustu motyw „silnej i wyjątkowej kobiety swoich czasów”, która je wyprzedzała czasem o całe dekady, nierzadko jednak zyskiwały (na szczęście!) uznanie już w swojej epoce, co było bardzo budujące.

Muszę zwrócić większą uwagę na inne powieści autorki. Kto wie, może kiedyś wrócę do twórczości Weroniki Wierzchowskiej… To pierwsze spotkanie pozostawiło bardzo przyjemne odczucia i zasiało chęć na więcej. Polecam.

niedziela, 12 października 2025

„Bez miłości” – Zofia Mąkosa

Wydawnictwo: Książnica 
Cykl: Pomiędzy (tom 2)
Data wydania: 2025-06-04 
Liczba stron: 336 
ISBN: 9788327168634

W drugim tomie zwyczajowo następuje kontynuacja wątków zapoczątkowanych w pierwszej części cyklu. Tak więc, Weronika decyduje się na małżeństwo z rozsądku, wchodząc tym samym do niemieckiej rodziny, co obiektywnie może mieć sporo plusów, mimo oczywistych minusów. Jednak przez swój charakter i upór odnajduje swoje miejsce i z każdym dniem jej pozycja umacnia się. Wątek dotyczący Joanny również związany jest ze sferą uczuciową. Zauroczenie Stanisławem nie chce osłabnąć, jednak rozsądek nakazuje się rozglądać za innymi „apsztyfikantami”. Młoda kobieta wykorzystuje okazję by sprawdzić swoje uczucia. Jednocześnie stawia na samorozwój i zdaje maturę. Poza tym kontynuuje swoją działalność wywiadowczą…

Niebywałą zaletą cyklu jest możliwość obserwowania zmian historycznych i codziennego życia społecznego z początku ubiegłego stulecia na terenach przygranicznych. Powieści pisane przez historyczki mają tę zaletę, że w bardzo przystępny sposób można przyswoić wiele faktów ale i ciekawostek historycznych. Minusem może być fakt, że trochę brakuje lekkości pióra. Przy pierwszym tomie chyba tak tego nie odczuwałam (a może już zapomniałam…). Jednak teraz miałam wrażenie, że obserwuję bohaterów z bardzo daleka i dochodzi do mnie tylko ta powierzchowna warstwa.

Czytając powieści niektórych moich ulubionych autorek, odczuwam emocje, które towarzyszą bohaterom, niemal tak jakbym znajdowała się w samym środku fabuły i trzymała ich za rękę. W tym przypadku czułam się jakbym czytała relację albo sprawozdanie i to dość rzeczowe. Autorka punktuje, wymienia, stwierdza. Dość chłodno. Nie wiem skąd ta zmiana. Brak serca do kolejnej części cyklu? Może ogólnie… do kolejnej książki? Niestety, nie była to porywająca lektura. Ot, po prostu przeczytana/odczytana książka. Oczywiście, jeśli się pojawi, sięgnę po kolejny tom serii, by móc zamknąć otwarte wątki z drugiej części, jednak jakoś wiele sobie po nim nie obiecuję. Szkoda.

niedziela, 5 października 2025

„Drabina” – Eugenia Kuzniecowa


Wydawnictwo: Znak 
Tytuł oryginału: драбіна
Data wydania: 2024-02-05 
Liczba stron: 304 
ISBN: 9788324068272

Debiut Eugenii Kuzniecowej bardzo przypadł mi do gustu. Jej kolejna książka też zrobiła na mnie duże wrażenie, chociaż jest zupełnie inna. Fajnie, że autorka nie powiela schematów. Mimo małego doświadczenia, ma swój wyczuwalny styl, który bardzo dobrze się przyswaja. Tym razem tematyka trudniejsza, ale dzięki humorowi i lekkości pióra, nie tak przytłaczająca jakby można było się spodziewać.

Tolik zawsze marzył o swoim domu w Hiszpanii i kiedy to marzenie udało mu się zrealizować, wybuchła wojna w Ukrainie. Zanim tak naprawdę poczuł, że ma to swoje miejsce, do domu przyjechali nowi lokatorzy – jego mama, siostra z koleżanką, ciotka i wuj oraz dwa koty i pies. Oczywiście, nie negował ani przez chwilę konieczności pomocy bliskim – to było naturalne, że z nim zamieszkają, jednak nie ukrywajmy: okoliczności obiektywnie zaczęły być mocno uciążliwe. Do tego stopnia, że Tolik do swojego pokoju zaczął wchodzić po drabinie, by mieć chociaż trochę prywatności.

Lubię książki, których fabuła bazuje na doświadczeniu i konkretnej wiedzy, a kto lepiej napisze powieść dotyczącą spraw Ukraińców niż właśnie Ukrainka. Z tego co widzę, najnowsza powieść, autorki, która wyjdzie w listopadzie, również dotyczy spraw Ukrainy. Myślę, że to bardzo dobre posunięcie. Propagowanie wiedzy na temat pewnych zjawisk i problemów społecznych to jedna z funkcji literatury. Lubię kiedy powieści mają drugie dno i nie są tylko i wyłącznie fikcją literacką. Coś czuję, że Kuzniecowa swoim posunięciem zajęła pewną niszę na rynku literackim.

„Drabina” nie skupia się jednak na okrucieństwie i brutalnej stronie wojny. Informacje z frontu przemycane są bardzo oszczędnie w tle historii. W powieści przedstawiono jednak „dramat” jednostki – czy raczej jednostek, gdyż każdy z bohaterów przeżywa nową dla niego sytuację w zupełnie odmienny sposób. To wszystko skonfrontowane jest również z postawą głównego bohatera – introwertyka, który nie ukrywa, że boi się walczyć. Wszyscy muszą jakoś odnaleźć się w tej nowej sytuacji, znaleźć swoje miejsce i odnaleźć także cel swoich działań. Wkrótce, za jakiś czas, gdy już codzienny widok na hiszpańską winnicę po sąsiedzku, chociaż w pewnym stopniu „zaleczy” skołataną psychikę.

Czego nauczą się o sobie i o relacjach z bliskimi? Jakie korzyści przyniesie im ta – kolokwialnie mówiąc – niekorzystna sytuacja? Tego wszystkiego dowiecie się z powieści pt. „Drabina”. Humor i dowcip w odpowiedniej – wyważonej – dawce sprawi, że lektura mimo wszystko będzie przyjemnością. Polecam!

piątek, 3 października 2025

„Sekta egoistów” – Éric-Emmanuel Schmitt

Wydawnictwo: Znak Literanova
Tytuł oryginału: La secte des egoistes 
Data wydania: 2015-11-02 
Data 1. wydania: 1994-01-01 
Liczba stron: 208 
ISBN: 9788324035304

Jakiś czas temu kupiłam kilka książek Schmitta, których jeszcze nie przeczytałam – „hurtowo”, od jednego sprzedawcy. Przy wyborze kierowałam się tylko tytułem, którego jeszcze nie znałam.
Co jakiś czas – między dłuższymi lekturami – sięgam po jakiś „przerywnik”. Przerywnik, gdyż w większości są to raczej krótkie utwory. Tym razem wybór padł na „Sektę egoistów”, czyli debiut autora. Dobrze, że nie była to jego pierwsza książka, którą przeczytałam. Mogłabym nie poznać kolejnych – już wspaniałych historii.

„Sekta egoistów” opisuje fascynację autora i narratora w jednej osobie, znalezioną przez przypadek wzmianką o nietypowym nurcie filozoficznym stworzonym przez tajemniczego założyciela Sekty Egoistów. Nurt ten zakłada, że najważniejszym jest poznanie samego siebie i to na tym powinien skupić się człowiek. Być może, w innych okolicznościach, bohater informacje te puściłby mimo… oka, ale tym razem trafiły na podatny grunt. Był on już tak znużony żmudnymi badaniami do pracy doktorskiej, że zrobiłby wszystko dla jakiejkolwiek odmiany. Nawet nie zauważa, kiedy nowe „badania” nad sektą egoistów stają się jego obsesją i całkowicie dominują codzienność.

Niewiarygodne, jak ta debiutancka powieść różni się od kolejnych książek autora. Niestety, jest mocno nużąca i męcząca. Pomijam już dość specyficzną, filozoficzną tematykę. Brak tu typowych dla Schmitta zaskoczeń, polotu i lekkości pióra. Przeczytałam, bo z zasady kończę zaczęte książki. Poza tym Schmitt należy do moich ulubionych pisarzy – niestety przyjemności niewiele. Wytrwałam przez ciekawość i nadzieję na pointę. Niestety, nastąpiło rozczarowanie. Ale… przymknę oko.

poniedziałek, 22 września 2025

„Klątwy i pierniczki. Opowiadania ze świata Thornu” – Aneta Jadowska

Wydawnictwo: Sine Qua Non 
Seria: Imaginatio [SQN]
Data wydania: 2025-06-04 
Liczba stron: 528 
ISBN: 9788383309408

Proza Anety Jadowskiej kojarzy mi się z jesienią, trochę mroczną aurą, no i oczywiście z Halloween. I by sobie chociaż trochę osłodzić tę najgorszą porę roku (nie – nie jestem żadną jesieniarą!), która na szczęście jest jeszcze bardzo słoneczna – sięgnęłam po najnowszy zbiór opowiadań ze świata Thornu czyli po „Klątwy i pierniczki”. Był to strzał w dziesiątkę!

Ciągle jeszcze nie odważyłam się przeczytać pełnowymiarowej powieści fantastycznej Jadowskiej, chociaż tym razem opowiadania dość mocno ją przypominają, gdyż teoretycznie są to ciągle oddzielne historie, ale istnieje pomiędzy nimi pewne powiązanie, a czasem i konkretne odniesienia lub wspomnienie minionych zdarzeń. To wszystko tworzy bardziej spójną formę.

W „Klątwach i pierniczkach” główny prym wiedzie tym razem Dora Wilk i jej najbliższa rodzina, czyli ukochany diabelski Miron i ich przybrana córka Salcia, która dorasta na oczach czytelników. Ponownie spotkamy również charyzmatycznego i demonicznego Romana oraz Katię, z którymi Dora bardzo lubi współpracować. Będą również nowe postacie i nowe epizody, w których Dora niczym superbohaterka odegra ważną rolę. Będą zagadki kryminalne, będą śledztwa, trochę trupów i cała masa magii. Tej uroczej, nieco lukrowanej, która sprawia, że nawet dorosłe czytelniczki przeniosą się chociaż na trochę w nierealny świat baśniowy.

I właśnie dlatego lubię te czarowne opowieści Anety Jadowskiej. Niezwykle pozytywna rozrywka, która trzyma w napięciu ale i wywołuje uśmiech. Czekam na kolejny zbiór opowiadań. Biorę w ciemno!

poniedziałek, 1 września 2025

„Sen o drzewie” – Maja Lunde

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie 
Cykl: Kwartet klimatyczny (tom 4)
Tytuł oryginału: Drømmen om et tre 
Data wydania: 2024-06-19 
Liczba stron: 544 
ISBN: 9788308084458

Powieść „Sen o drzewie” zamyka cykl klimatyczny. Maja Lunde kazała czytelnikom bardzo długo czekać na ten tom. W międzyczasie zmieniała bowiem koncepcję fabuły, która w pierwszej wersji za bardzo mogłaby się kojarzyć z aktualnymi wydarzeniami związanymi z pandemią. Powstała więc powieść o „drzewie”, w której śmiertelna choroba dziesiątkująca pewne społeczeństwo, jest zaledwie elementem tła. Szczerze… ostateczna wersja czwartej części cyklu nie przypadła mi do gustu tak jak trzy poprzednie – szczególnie jak dwie pierwsze. Zabrakło pomysłu? Energii? Zapału? Ale po kolei…

Główny wątek fabuły dzieje się na początku XXII wieku na jednej z norweskich wysp, na którą – ze względu na surowy arktyczny klimat – przeniesiono bank nasion stworzony przez rosyjskiego naukowca dwa wieki wcześniej. Mieszkańcy wyspy są samowystarczalni. Żyją w jednej wielkiej komunie, praktycznie całkowicie odizolowani od reszty świata. Gdy pewnego razu okazuje się, że kolejne osoby zaczynają chorować na śmiertelną chorobę, strażniczka banku nasion – babcia głównego bohatera Tommego – postanawia odizolować swoich najbliższych, by mieli szasnę przeżyć. Wkrótce okaże się, że troje jej wnuków i ich dwie rówieśniczki to jedyni mieszkańcy Svalbardu.

Maja Lunde przedstawia tym razem wizję społeczeństwa żyjącego w bardzo trudnych warunkach, które są wynikiem obecnych zmian klimatycznych i których powoli zaczynamy doświadczać. Dość ogólnie stwierdzę, że jest to wizja przytłaczająca i niestety nie ma ona działania mobilizującego. Zresztą, odnoszę wrażenie, że tym razem autorce nie udało się swoją powieścią „porwać tłumów” i skłonić do jakiegoś działania. A przecież – raczej – taki właśnie zamiar towarzyszył powstaniu kwartetu klimatycznego.

Niestety, ciężko mi jest napisać coś dobrego o tej powieści. Sięgnęłam po nią ze względu na ciągłość serii oraz nazwisko autorki. Cóż – może wypadek przy pracy? Wyjątek potwierdzający regułę. Niestety, jest to „inna” książka niż poprzednie i nie jest to pozytywne określenie.

Brakowało mi tym razem trzech różnych ale i równorzędnych płaszczyzn czasowych, które idealnie się uzupełniały. Wprawdzie wspominana jest historia XX-wiecznego naukowca, który zapoczątkował opisywane badania nad roślinami oraz później przenosiny banku roślin na wyspę – jednak są to typowe retrospekcje, jakich pełno w każdej książce. Poza tym, brakowało mi też tej trójki głównych bohaterów swoich czasów, którzy byli w pewnym sensie osią poszczególnych fabuł w poprzednich częściach cyklu. A właśnie ta oryginalna konstrukcja książek Lunde miała znaczący wpływ na ogólny odbiór powieści. Cóż… może trzeba było pozostać przy trójce i ograniczyć się do trylogii?

Wydźwięk książki zdecydowanie ponury i pesymistyczny, co wpływało na „radość” z czytania lub raczej w tym przypadku jej brak. Zakończenie zdecydowanie rozczarowuje. Na szczęście, na półce czeka nowa powieść Lunde i mam nadzieję, że zatrze ona ten niesmak.

sobota, 26 lipca 2025

„Colette” – Valérie Perrin

Wydawnictwo: Albatros
Tytuł oryginału: Tata 
Data wydania: 2025-05-21 
Liczba stron: 576 
ISBN: 9788383616360

Do tej pory wszystkie książki Valerie Perrin porywały mnie praktycznie od pierwszej strony. Nauczona doświadczeniem, w zasadzie w ciemno, sięgałam po kolejne nowe pozycje. Z „Colette” z początku było dość opornie i wręcz męcząco, co dość mocno mnie zdziwiło. Jednak w pewnym momencie historia porwała mnie na całego i nie mogłam doczekać się dalszego ciągu opowieści, a ta z rozdziału na rozdział zaczęła być coraz bardziej zaskakująca. Można by rzec, że Valerie Peririn zaczęła doskonalić się w suspensie (!), co nie jest typowe dla gatunku jaki reprezentuje.

Tytułowa „Colette” jest ciotką głównej bohaterki Agnes. Obie kobiety były ze sobą dość mocno zżyte. Od najmłodszych lat Agnes spędzała każde wakacje u cioci i obie bardzo lubiły ten czas. W późniejszym etapie życia, kiedy Agnes ze względu na sprawy zawodowe mieszkała w Stanach Zjednoczonych, regularnie w każdy wtorek rozmawiała z Colette przez telefon. Po śmierci ciotki Agnes mocno odczuła tę stratę. Ogólnie zaczął się dla niej dość ciężki okres zakończony rozwodem i niemocą twórczą. I żeby tego wszystkiego było mało, to otrzymała dziwny telefon z żandarmerii z rodzinnego miasta Colette, zawiadamiający o śmierci jej ciotki. Tylko że ciotka nie żyła od 3 lat.

Mimo niedorzeczności całej sytuacji Agnes postanawia wrócić w strony z młodzieńczych lat i sprawdzić kto został pochowany wtedy, a kto zmarł teraz. W tym amatorskim śledztwie wesprą ją przyjaciele z dzieciństwa oraz detektyw, z którym współpracowała podczas kręcenia swoich filmów. Po raz kolejny potwierdzi się, że życie pisze najlepsze scenariusze – często wręcz niewiarygodne. Agnes odkryje wiele tajemnic – nie tylko Colette, ale i całej swojej rodziny – oraz (co zaskoczy ją najbardziej) również jej samej…

„Colette” to powieść wielowątkowa, bardzo rozbudowana, można by rzec epicka. W zasadzie to osobista historia prawie każdego bohatera mogłaby posłużyć za kanwę oddzielnej książki. Jednak autorka postanowiła bardzo subtelnie połączyć ze sobą losy wielu bohaterów. Przenikają się one na przestrzeni lat, tworząc swoistą, wielowarstwową pajęczynę w taki sposób, że nie wszystko jest widoczne od pierwszego momentu. Nierzadko trzeba się przebić przez gąszcz nitek, by dojść do sedna. I odkrycie właśnie tej istoty czyli w zasadzie finał powieści bardzo mocno zaskakuje.

A swojej najnowszej powieści autorka zestawia ze sobą bardzo wiele kontrastowych problemów i motywów. Nie tylko opisuje historię utalentowanego, genialnego dziecka z nizin społecznych, które potrafi ze słuchu zagrać na fortepianie utwory mistrzów. Dzięki wsparciu życzliwych osób udaje mu się zostać w przyszłości wielkim muzykiem i osiągnąć niebywały sukces.

Przeciwstawnie pokazuje jak mogą potoczyć się losy, kiedy dziecko nie tylko nie otrzymuje tego wsparcia od otoczenia, ale i zostaje skrzywdzone przez dorosłego. I mimo, iż temat molestowania nieletnich nie jest typowym dla literatury pięknej, to w narrację Perrin wpisuje się jak ulał i uzupełnia całą historię. Zresztą sporo uwagi poświęca również przemocy wobec kobiet i brutalności mężczyzn.

Tłem historycznym niektórych wątków jest holocaust i sytuacja Żydów we Francji w latach 40-tych. Perrin sięga więc po fakty historyczne i pomiędzy nie wplata losy swoich bohaterów.

Ale przede wszystkim wskazuje, iż każdy człowiek ma bardzo bogatą historię osobistą, której na pierwszy rzut oka nie widać. Każdy ma jakieś tajemnice, które po odkryciu zmieniają postrzeganie tej osoby. Warto poznać swoje historie rodzinne, by odkryć kim się jest, o czym dowiaduje się Agnes – główna bohaterka książki. Mimo wszystko jest to oczyszczające i pozwala pójść naprzód swoją drogą.

Mimo trudnego początku, ogólnie jestem zachwycona książką „Colette” – zaangażowana literatura piękna, której towarzyszą dźwięki fortepianu to coś, co polecę każdemu czytelnikowi. Jestem niesamowicie ciekawa, co teraz Valerie Perrin szykuje dla swoich czytelników. Nawet nie będę próbowała zgadywać.