czwartek, 25 czerwca 2020

"Dziennik" - Anne Frank

Wydawnictwo: Znak Horyzont 
Tytuł oryginału: Het Achterhuis
Data wydania: 26 lutego 2020
ISBN: 9788324077878
Liczba stron: 320

O dzienniku Anny Frank, który został napisany w ukryciu podczas II Wojny Światowej, słyszał chyba każdy. Nietypowa lektura autorstwa małej dziewczynki, która tworzyła swoje zapiski adresując je do fikcyjnej przyjaciółki Kitty. Tak naprawdę, długo pisała je tylko dla siebie, nie śmiąc nawet marzyć, że po latach będzie mieć aż tak imponujące grono czytelników. Wprawdzie, po około roku ukrywania, Anna usłyszała apele, by ludność zbierała swoje dzienniki i pamiętniki opisujące realia wojenne, ponieważ po zakończeniu wojny powinno się je opublikować, jednak czy tak naprawdę uwierzyła, iż jej pamiętnik trafi do druku? Marzyła, by zostać dziennikarką lub pisarką – miała plany, aspiracje, ale…

Zanim sięgnęłam po tę książkę, intrygowało mnie bardzo jak rodzina Frank trafiła do swojej kryjówki. Gdzie się znajdowała i na jakich zasadach udało im się przetrwać w niej ponad 2 lata. To musiało być przecież bardzo przemyślane przedsięwzięcie i nie lada wyzwanie – nie tylko dla osób ukrywających się! Ciekawiło mnie również w jaki sposób „opuścili” swoje schronienie i w końcu, w jaki sposób udało się wydrukować pamiętniki małej Anny. Na te wszystkie pytania znalazłam odpowiedź podczas lektury i ze zrozumiałych względów nie będę poruszać w mojej opinii tych kwestii.

Kilka słów na temat dziennika chcę jednak napisać. Zaskoczyło mnie, jak bardzo głębokie i dojrzałe były to przemyślenia. Zupełnie nie miałam wrażenia, że czytam zapiski małej dziewczynki. Wprawdzie czasami – szczególnie z początku – autorka wydawała się nazbyt egzaltowana, tak jakby kreowała się na dojrzalszą niż była w rzeczywistości – chwilami brzmiało dość komicznie powodując uśmiech na twarzy. Nie można jednak zaprzeczyć, że była osobą bardzo wrażliwą, spostrzegawczą i inteligentną, która dość dobrze dostosowała się do nowych i trudnych warunków, trudnych do wyobrażenia, a co dopiero do przeżycia.

Ponieważ Anna nie pisała w dzienniku tylko o swoich „dziewczyńskich” odczuciach i przeżyciach typowych dla nastolatki (chociaż wspomnę, że miała to szczęście i doświadczyła w pewnym sensie zakochania…), ale i relacjonowała sytuację na zewnątrz oraz nastroje jakie panowały w „oficynie”, jej dzieło posiada niezaprzeczalną wartość merytoryczną i historyczną. Uważam, że powinno się stać obowiązkową lekturą szkolną, gdyż takie świadectwo należy „podawać dalej”, by poznało je jak największe grono odbiorców. Nie jest to „zwyczajna” książka historyczna czy też beletrystyka traktująca o wojnie.

Zastanawiam się, czy gdyby Anna przeżyła holocaust, jej książka byłaby aż tak popularna. Byłaby w końcu jedną z (nie)wielu – teraz jest na pewno jedyną w swoim rodzaju. Cieszę się również, że jej wpływ na otoczenie nie skończył się w listopadzie 1944 roku, a jej dziedzictwo kontynuował ojciec Anny, np. poprzez założenie w 1963 roku w Bazylei Fundacji Anny Frank. Głównym jej celem jest „szerzenie ponadczasowego przesłania Anny Frank o pokoju, sprawiedliwości i humanizmie na ziemi dla każdego nowego pokolenia poprzez ustanawianie wiarygodnych tekstów i ich rozpowszechnianie na całym świecie”.

Daję maksymalną ocenę i polecam każdemu – bez względu na wiek, płeć i narodowość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz i zapraszam ponownie.