środa, 28 listopada 2018

„Królestwo” – Szczepan Twardoch

Cykl: Król (tom 2)
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 31 października 2018
ISBN: 9788308068007
Liczba stron: 352

Bardzo lubię kontynuacje książek - szczególnie tych, które zrobiły na mnie wrażenie – zaskoczyły, sprawiły, że nie mogłam przestać o niej myśleć jeszcze długo po przeczytaniu ostatniej strony. To fajnie powrócić do tych samych bohaterów, których się już trochę zna i móc poznawać ich jeszcze lepiej. To trochę tak jakby odwiedzić starych przyjaciół. Zazwyczaj jednak staram się odczekać trochę zanim sięgnę po kolejną część cyklu. Może by trochę zatęsknić, by móc na „świeżo” delektować się nową opowieścią. Jednak tym razem, trochę wbrew sobie, stosunkowo szybko wzięłam się za drugą część dylogii Szczepana Twardocha i nie bez znaczenia były pozytywne opinie znajomych, które wzbudziły jakąś zazdrość, że oni już, a ja jeszcze nie. Była to dobra decyzja!

Dobra, tym bardziej, że „Królestwo” trafiło w mój gust już od samego początku – nie był tu potrzebny czytelniczy kredyt zaufania, który co prawda, przy poprzednich lekturach Twardocha, był spłacany i to z nawiązką, jednak dopiero po jakimś czasie. Myślę, że to zasługa oszczędniejszych eksperymentów stylistycznych i praktycznie bark elementów metafizycznych. W myśl zasady, że mniej znaczy więcej – uważam to za dobrą zmianę.

Co zatem jest? Jest niesamowita opowieść o upadłym królu i jego walącym się królestwie (ponieważ znajdujemy się na gruzach Warszawy będących skutkiem powstania polskiego) relacjonowana przez dwóch narratorów naprzemiennie. Mimo, że opowiadają oni zdarzenia z różnych perspektyw i w różnych czasach, to są to opowieści uporządkowane, a nie tak chaotyczne jak u Twardocha czasem bywało. Czytelnik słyszy wszystkie myśli wszechwiedzących narratorów – a trzeba przyznać, że tych myśli (i wątków) jest naprawdę sporo, jednak są to przystępnie przedstawione relacje, w których wszystko jest na swoim miejscu i do siebie pasuje. Kto opowiada historię króla Szapiro w królestwie warszawskim?

Pierwszym mówcą jest Ryfka Kij – kochanka Jakuba, której celem jest za wszelką ocalić mężczyznę jej życia i jakby tylko przy okazji również i siebie. Przeistacza się więc w nocne zwierzę i w imię zaborczej miłości walczy z przeciwnościami losu – walczy z całym światem. Jest silna, cyniczna, wytrwała i sprytna i wie, że da radę – dla niego. Drugim opowiadaczem historii „Królestwa” jest Dawid Szapiro – jak się okaże syn swojego ojca, krew z krwi. I chociaż ma do ojca ogromny żal, za to co zrobił, nienawidzi go szczerze, to będzie musiał w końcu przyznać, że jest do niego bardzo podobny. Jak poradzi sobie z tą wiedzą? A może czytelnik już wie jak sobie z nią poradził?

Portret króla jaki powstaje przez komplikację opowieści Ryfki i Dawida jest zaskakujący. W zasadzie możemy stwierdzić, że Jakub Szapiro z „Królestwa” to zupełnie inna postać niż w „Królu” – tak bardzo zmieniły go okoliczności i sytuacje, z którymi przyszło mu się zmagać. Mimo, że jest obecny prawie cały czas w opowieściach narratorów, to jednak nie wyczuwa się tej jego obecności tak jak w „Królu” – nad czym trochę ubolewam – trochę mi go brakowało. Stoi jakby z boku – za mgłą, niewyraźny, bierny, cichy, wegetuje… A może król stał się po prostu bardziej ludzki?

„Królestwo” to bardzo emocjonalna, wymagająca ale i czasem bardzo przygnębiająca lektura, w której Szczepan Twardoch ponownie porusza temat kwestii żydowskiej w Polsce. Prawda potrafi być bardzo bolesna, jednak uważam, że trzeba się z nią zmierzyć. Lektura nie jest lekka, łatwa i przyjemna, ale za to niesamowicie wciągająca i dynamiczna. I finał historii jednak rekompensuje to napięcie, które towarzyszyło czytaniu (dwudniowemu czytaniu, gdyż nie sposób rozstać się z tą książką na dłużej!). Dodatkowo Twardoch ciekawie zatacza koło i nawiązuje do poprzedniej części cyklu, co nawet wywołało na mojej twarzy nostalgiczny uśmiech. Jedyne co bym zmieniła to ostatni rozdział książki – szczerze, to uważam, że jest zbędny. Nie spodziewałam się i nie miałam ochoty na tego typu emocje w tym miejscu… Trochę taki niespodziewany nokaut.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz i zapraszam ponownie.