czwartek, 5 marca 2020

"Drwal" - Michał Witkowski

Seria: Nowa polska proza 
Wydawnictwo: Znak Literanova
Data wydania: 26 listopada 2018
ISBN: 9788324048731
Liczba stron: 496

„Drwal” to książka, po którą sama raczej prędko bym nie sięgnęła – głównie ze względu na czekające w kolejce książki z gatunku literatury klasycznej. Jest to książka-prezent, za który jestem szczególnie wdzięczna mojej przyjaciółce. Nie pamiętam kiedy się tak ubawiłam i śmiałam na głos podczas czytania. Totalne zaskoczenie i świetna rozrywka na bardzo dobrym poziomie. Mimo, że autor, jako postać dość oryginalna i nietuzinkowa, może wzbudzać kontrowersje, a nawet uprzedzenia. Przyznam, że ja też jako „celebrytę” traktowałam go z przymrużeniem oka. Jednak po tej lekturze wręcz uwielbiam Witkowskiego jako pisarza. Tak, tak „Michaśka” Witkowska skradła moje serce.

Wg opisu na okładce, miał to być kryminał, jednak mimo „wątku z dreszczykiem i tajemnicą” (ale o tym później) zupełnie nie określiłabym tej książki w taki sposób. To powieść lustro, bardzo celnie obrazująca rzeczywistość – celnie ale z niebywałym humorem. W tym wypadku rzeczywistość pomorza zachodniego po sezonie, przedstawioną na przykładzie Międzyzdrojów – skądinąd bardzo dobrze mi znanych. Jest to materiał z wielkim potencjałem, który został wykorzystany przez autora bardzo wyczerpująco.

Główny bohater, narrator i alter ego autora, postanawia wyrwać się z Warszaffki, by poszukać natchnienia do kolejnej książki na łonie natury – pośrodku lasu w okolicy Międzyzdrojów. Nocleg – jak i cała postać – nie mogą być banalne. Trafia więc do leśniczówki, która przypomina domek letniskowy typowy dla nadmorskich ośrodków wczasowych, by w towarzystwie specyficznego gospodarza znaleźć inspirację. Tajemniczy Robert, od pierwszego niemalże momentu, dostarcza mu zajęcia jakim jest rozgryzienie jego tajemnicy! Niczym detektyw (na wakacjach – na wakacjach po sezonie) Michał prowadzi swoje dochodzenie, bo coś mu podpowiada, że będzie to przydatne dla jego prozy. Tak trafia m.in. na miejscowego luja, spod którego uroku nie może już wyjść aż do samego finału książki (ja również) oraz do całej gamy miejscowej śmietanki (tzw. lokalnego folkloru) nadającej kolorytu książce i sprawiającej, że uśmiech nie schodził mi z twarzy. Kolejne tajemnicze postacie i tajemnice pojawiają się jak grzyby po deszczu. Bohater-pisarz z coraz większym zaangażowaniem stara się „rozkminić” o co kiedyś poszło. Kiedyś, zanim Robert trafił do swojej leśniczówki, w której przy otwartym oknie gra nocą na saksofonie…

Jak już wspomniałam, typowego kryminału czy też sensacji tu raczej brak – przynajmniej jak na mój gust. Owszem, napięcie jest budowane, bo dalszy rozwój akcji intryguje bardzo mocno, jednak finał lekko wyhamowuje – jakby już zabrakło paliwa. Całość jednak oceniam bardzo wysoko, bo ubawiłam się przednio. Autor, z niesłychanym dystansem do siebie, tworzy niepowtarzalną narrację. Nie wiem jakim trzeba być homofobem, żeby nie polubić takiego geja – a przepraszam „warszawskiej ciotorzycy”! Książka jest pełna humoru, jednak nie jest wulgarna czy też niesmaczna. Z wielką przyjemnością rozkoszowałam się kolejnymi kąśliwymi ale i inteligentnymi opisami, które wyszły spod pióra absolwenta polonistyki. Jakie to przyjemne, szczególnie po poznaniu „dzieł” niektórych pseudopisarzy, trudniących się na co dzień zupełnie innym zajęciem niż pisanie…

Polecam wszystkim, którzy lubią niebanalną literaturę i książkowe przygody oraz niespodzianki. Mi się marzy teraz wypad nad morze w towarzystwie „Michaśki”, chociaż mentalnie chyba będzie mi towarzyszyć już podczas każdego wypadu do Międzyzdrojów. Tak… z pewnością żaden wyjazd nad Bałtyk nie będzie już taki sam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz i zapraszam ponownie.