Tytuł oryginału: Solange es Schmetterlinge gibt
Data wydania: 2017
ISBN: 9783961610037
Liczba stron: 380
Książka, której polskie tłumaczenie tytułu brzmi „Tak długo, jak istnieją motyle”, a którą w skrócie będę nazywać „Motylami” zaczyna się jak typowa literatura dla kobiet i tworzona przez kobiety czyli tzw. „chic-lit”. Ponieważ zdecydowanie nie jestem fanką tego typu „romansideł”, przyznam, że na początku czytania „Motyli” poczułam lekką irytację oraz zawód.
Pojawia się więc kobieta po 30stce, z problemami, typowa „szara mysz” mieszkająca tylko z kotem, która nie umie cieszyć się życiem i bardzo chciałaby być dla wszystkich niewidzialna i która przypadkiem na klatce schodowej spotyka przystojnego, dobrze zbudowanego, pewnego siebie (jeszcze tego nie wie, że również bardzo inteligentnego, zabawnego, mądrego), młodszego chłopaka niosącego pudła ze swoimi rzeczami do mieszkania na poddaszu, które niedawno się zwolniło. Po takim wstępie oczywistym jest, że coś się między nimi wydarzy. I na TO wydarzenie nie trzeba długo czekać. Jason swoim optymizmem, energią, zapałem i dobrym sercem wydaje się przebijać przez skorupę a raczej kokon – bo chyba to określenie, szczególnie w kontekście tytułu, lepiej tu pasuję – jakim otoczyła się Penelopa po pewnym tragicznym zdarzeniu, którego konsekwencją był również rozwód z Davidem.
Jednak jak się wkrótce okazało Hanni Münzer nie napisała tylko zwyczajnego ckliwego romansu! Jakże miłym zaskoczeniem po takim wstępie okazał się kolejny wątek – tym razem kryminalny, który jeszcze bardziej zbliżył naszych bohaterów i którzy czynnie brali w nim udział, a którego szczegółów z wiadomego względu nie będę tu przytaczać.
I wtedy następuje kolejny zwrot akcji i już nieco bardziej poważne i głębokie tematy – nawet powiedziałabym, że filozoficzne – nie pozbawione jednak odrobiny humoru na dobrym poziomie, związane z kolejna postacią – 80letnią chorą na raka sąsiadką Trudi, która planuje swoje dość nietypowe odejście z tego świata. Jednak zanim to się stanie, by ulżyć sobie w cierpieniu, nielegalnie hoduje w swoim mieszkaniu i popala „zioło”.
Penelopę i Trudi połączy prawdziwa przyjaźń i zafascynowana osobowością starszej przyjaciółki kobieta zacznie powoli zmieniać nastawienie do otaczającego ją świata. Jej wewnętrzna zmiana w największym stopniu będzie zasługą Trudi, jednak Jason również odegra tu bardzo istotną rolę, tworząc wspólny front z nieco ekscentryczną uroczą starszą panią. W tym miejscu należy wspomnieć, że Hanni Münzer bardzo dobrze wie jak przedstawić skomplikowaną psychikę i różnorodne charaktery swoich bohaterów oraz dotrzeć do sedna problemu. „Motyle” to powieść przedstawiająca bardzo realistycznie ewolucję kobiecej osobowości i jest to rozwój niezależny i świadomy.
Chociaż „Motyle” są samodzielną powieścią, której odbioru nie zakłóca brak znajomości poprzednich książek Hanni Münzer, to stanowi ona jednak pewien „pomost” pomiędzy „Marlene” (i też w pewnym sensie poprzedzającej ją „Miłości w czasach zagłady”), głównie przez postać Trudi, która w „Motylach” będzie odnosić się nie raz do swojej niesamowitej przeszłości bardziej szczegółowo przedstawionej właśnie w powieści „Marlene”. Z resztą miłośnicy sagi Hanni Münzer także w przypadku „Motyli” mogą liczyć na ponowne – choć bardzo krótkie – spotkanie z Marlene Kalten. Dla mnie niestety zbyt krótkie. Uważam, że spokojnie można było chociaż trochę rozbudować ten wątek.
Ale nie tylko nawiązanie do książki „Marlene”, a także same „Motyle” pokazują, że ludzki los tworzy niesamowitą sieć różnorodnych powiązań i zależności, wielokrotnie udowodniając, że nic nie dzieje się bez przyczyny i każde działanie ma prędzej czy później swój skutek. Hanni Münzer poprzez bohaterów swojej powieści pokazuje – a robi to jak zwykle w uroczy sposób – że świat jest pełen cudów dla tych, którzy je widzą i że łatwo jest tańczyć w słońcu, ale robić to w deszczu jest prawdziwą sztuką.
Mam nadzieję, że „Solangę es Schmetterlinge gibt” jako trzecia książka Hanni Münzer doczeka się w końcu polskiego tłumaczenia. Jest to bardzo optymistyczna, nieprzecietna i piękna historia nie tylko dla kobiet. Chociaż „zainteresowanym” i podobnie jak Hanni Münzer „zakochanym” w Jasonie paniom zdradzę, że autorka planuje poświęcić mu jego własną książkę. Przyznam, że jestem jej bardzo ciekawa… ;-)
Data wydania: 2017
ISBN: 9783961610037
Liczba stron: 380
Książka, której polskie tłumaczenie tytułu brzmi „Tak długo, jak istnieją motyle”, a którą w skrócie będę nazywać „Motylami” zaczyna się jak typowa literatura dla kobiet i tworzona przez kobiety czyli tzw. „chic-lit”. Ponieważ zdecydowanie nie jestem fanką tego typu „romansideł”, przyznam, że na początku czytania „Motyli” poczułam lekką irytację oraz zawód.
Pojawia się więc kobieta po 30stce, z problemami, typowa „szara mysz” mieszkająca tylko z kotem, która nie umie cieszyć się życiem i bardzo chciałaby być dla wszystkich niewidzialna i która przypadkiem na klatce schodowej spotyka przystojnego, dobrze zbudowanego, pewnego siebie (jeszcze tego nie wie, że również bardzo inteligentnego, zabawnego, mądrego), młodszego chłopaka niosącego pudła ze swoimi rzeczami do mieszkania na poddaszu, które niedawno się zwolniło. Po takim wstępie oczywistym jest, że coś się między nimi wydarzy. I na TO wydarzenie nie trzeba długo czekać. Jason swoim optymizmem, energią, zapałem i dobrym sercem wydaje się przebijać przez skorupę a raczej kokon – bo chyba to określenie, szczególnie w kontekście tytułu, lepiej tu pasuję – jakim otoczyła się Penelopa po pewnym tragicznym zdarzeniu, którego konsekwencją był również rozwód z Davidem.
Jednak jak się wkrótce okazało Hanni Münzer nie napisała tylko zwyczajnego ckliwego romansu! Jakże miłym zaskoczeniem po takim wstępie okazał się kolejny wątek – tym razem kryminalny, który jeszcze bardziej zbliżył naszych bohaterów i którzy czynnie brali w nim udział, a którego szczegółów z wiadomego względu nie będę tu przytaczać.
I wtedy następuje kolejny zwrot akcji i już nieco bardziej poważne i głębokie tematy – nawet powiedziałabym, że filozoficzne – nie pozbawione jednak odrobiny humoru na dobrym poziomie, związane z kolejna postacią – 80letnią chorą na raka sąsiadką Trudi, która planuje swoje dość nietypowe odejście z tego świata. Jednak zanim to się stanie, by ulżyć sobie w cierpieniu, nielegalnie hoduje w swoim mieszkaniu i popala „zioło”.
Penelopę i Trudi połączy prawdziwa przyjaźń i zafascynowana osobowością starszej przyjaciółki kobieta zacznie powoli zmieniać nastawienie do otaczającego ją świata. Jej wewnętrzna zmiana w największym stopniu będzie zasługą Trudi, jednak Jason również odegra tu bardzo istotną rolę, tworząc wspólny front z nieco ekscentryczną uroczą starszą panią. W tym miejscu należy wspomnieć, że Hanni Münzer bardzo dobrze wie jak przedstawić skomplikowaną psychikę i różnorodne charaktery swoich bohaterów oraz dotrzeć do sedna problemu. „Motyle” to powieść przedstawiająca bardzo realistycznie ewolucję kobiecej osobowości i jest to rozwój niezależny i świadomy.
Chociaż „Motyle” są samodzielną powieścią, której odbioru nie zakłóca brak znajomości poprzednich książek Hanni Münzer, to stanowi ona jednak pewien „pomost” pomiędzy „Marlene” (i też w pewnym sensie poprzedzającej ją „Miłości w czasach zagłady”), głównie przez postać Trudi, która w „Motylach” będzie odnosić się nie raz do swojej niesamowitej przeszłości bardziej szczegółowo przedstawionej właśnie w powieści „Marlene”. Z resztą miłośnicy sagi Hanni Münzer także w przypadku „Motyli” mogą liczyć na ponowne – choć bardzo krótkie – spotkanie z Marlene Kalten. Dla mnie niestety zbyt krótkie. Uważam, że spokojnie można było chociaż trochę rozbudować ten wątek.
Ale nie tylko nawiązanie do książki „Marlene”, a także same „Motyle” pokazują, że ludzki los tworzy niesamowitą sieć różnorodnych powiązań i zależności, wielokrotnie udowodniając, że nic nie dzieje się bez przyczyny i każde działanie ma prędzej czy później swój skutek. Hanni Münzer poprzez bohaterów swojej powieści pokazuje – a robi to jak zwykle w uroczy sposób – że świat jest pełen cudów dla tych, którzy je widzą i że łatwo jest tańczyć w słońcu, ale robić to w deszczu jest prawdziwą sztuką.
Mam nadzieję, że „Solangę es Schmetterlinge gibt” jako trzecia książka Hanni Münzer doczeka się w końcu polskiego tłumaczenia. Jest to bardzo optymistyczna, nieprzecietna i piękna historia nie tylko dla kobiet. Chociaż „zainteresowanym” i podobnie jak Hanni Münzer „zakochanym” w Jasonie paniom zdradzę, że autorka planuje poświęcić mu jego własną książkę. Przyznam, że jestem jej bardzo ciekawa… ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz i zapraszam ponownie.