poniedziałek, 1 września 2025

„Sen o drzewie” – Maja Lunde

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie 
Cykl: Kwartet klimatyczny (tom 4)
Tytuł oryginału: Drømmen om et tre 
Data wydania: 2024-06-19 
Liczba stron: 544 
ISBN: 9788308084458

Powieść „Sen o drzewie” zamyka cykl klimatyczny. Maja Lunde kazała czytelnikom bardzo długo czekać na ten tom. W międzyczasie zmieniała bowiem koncepcję fabuły, która w pierwszej wersji za bardzo mogłaby się kojarzyć z aktualnymi wydarzeniami związanymi z pandemią. Powstała więc powieść o „drzewie”, w której śmiertelna choroba dziesiątkująca pewne społeczeństwo, jest zaledwie elementem tła. Szczerze… ostateczna wersja czwartej części cyklu nie przypadła mi do gustu tak jak trzy poprzednie – szczególnie jak dwie pierwsze. Zabrakło pomysłu? Energii? Zapału? Ale po kolei…

Główny wątek fabuły dzieje się na początku XXII wieku na jednej z norweskich wysp, na którą – ze względu na surowy arktyczny klimat – przeniesiono bank nasion stworzony przez rosyjskiego naukowca dwa wieki wcześniej. Mieszkańcy wyspy są samowystarczalni. Żyją w jednej wielkiej komunie, praktycznie całkowicie odizolowani od reszty świata. Gdy pewnego razu okazuje się, że kolejne osoby zaczynają chorować na śmiertelną chorobę, strażniczka banku nasion – babcia głównego bohatera Tommego – postanawia odizolować swoich najbliższych, by mieli szasnę przeżyć. Wkrótce okaże się, że troje jej wnuków i ich dwie rówieśniczki to jedyni mieszkańcy Svalbardu.

Maja Lunde przedstawia tym razem wizję społeczeństwa żyjącego w bardzo trudnych warunkach, które są wynikiem obecnych zmian klimatycznych i których powoli zaczynamy doświadczać. Dość ogólnie stwierdzę, że jest to wizja przytłaczająca i niestety nie ma ona działania mobilizującego. Zresztą, odnoszę wrażenie, że tym razem autorce nie udało się swoją powieścią „porwać tłumów” i skłonić do jakiegoś działania. A przecież – raczej – taki właśnie zamiar towarzyszył powstaniu kwartetu klimatycznego.

Niestety, ciężko mi jest napisać coś dobrego o tej powieści. Sięgnęłam po nią ze względu na ciągłość serii oraz nazwisko autorki. Cóż – może wypadek przy pracy? Wyjątek potwierdzający regułę. Niestety, jest to „inna” książka niż poprzednie i nie jest to pozytywne określenie.

Brakowało mi tym razem trzech różnych ale i równorzędnych płaszczyzn czasowych, które idealnie się uzupełniały. Wprawdzie wspominana jest historia XX-wiecznego naukowca, który zapoczątkował opisywane badania nad roślinami oraz później przenosiny banku roślin na wyspę – jednak są to typowe retrospekcje, jakich pełno w każdej książce. Poza tym, brakowało mi też tej trójki głównych bohaterów swoich czasów, którzy byli w pewnym sensie osią poszczególnych fabuł w poprzednich częściach cyklu. A właśnie ta oryginalna konstrukcja książek Lunde miała znaczący wpływ na ogólny odbiór powieści. Cóż… może trzeba było pozostać przy trójce i ograniczyć się do trylogii?

Wydźwięk książki zdecydowanie ponury i pesymistyczny, co wpływało na „radość” z czytania lub raczej w tym przypadku jej brak. Zakończenie zdecydowanie rozczarowuje. Na szczęście, na półce czeka nowa powieść Lunde i mam nadzieję, że zatrze ona ten niesmak.